Cyrus: Rozpoznałeś mundur, był to najzwyklejszy wojskowy mundur polowy. Nic szczególnego, gdyby nie to, że wszystkie naszywki były pozrywane. Desert Eagle jest na pociski .357, w magazynku ma 3 kule, a jedną paskudnie zablokowaną w zamku - chwilę Ci zajmie zanim go uruchomisz. M16 jest w dobrym stanie, ale nie ma już naboi.
Lał deszcz.
Gdy tylko Cyrus obrócił się w stronę plecaków, przez wielką wyrwę w rogu ściany, do wnętrza pomieszczenia wleciał pluger.
Nadleciał cicho, od strony hangarów, tak więc nie mieliście prawa go zobaczyć. Jack dzięki swojemu refleksowi i wyostrzonym zmysłom zdołał odskoczyć w ostatniej chwili, lecz odwrócony w kierunku resztek plecaków i pozostawionego ekwipunku Cyrus nie miał tyle szczęścia. Pluger wpadł na niego i przewalił na brzuch siłą impetu. Od razu zaczął drapać i gryźć żołnierza jak opętany. Przeraźliwy pisk plugera przeszywał głowę i uszy tępym, pulsującym bólem. (Cyrus: Krótkofalówka wypadła Ci z ręki i dostałeś obrażenia: Dwie Lekkie rany na plecach i jedna ciężka na lewym ramieniu - po ugryzieniu. Leżysz na brzuchu przyciśnięty do ziemi przez wielkie, gnijące i rozwścieczone cielsko.) (Jack, Ty leżysz na plechach nogami w stronę szamoczących się Cyrusa i plugera.)
Na dole nikt nie wiedział co dzieje się na górze. Nikt nie widział wlatującego do wieży Plugera. Usłyszeliście tylko przeraźliwy pisk, który przedarł się przez szum ulewy i dźwięki wystrzałów. Przedarł się, lecz był na tyle wygłuszony by nie powodować bólu.
Siedząc na dole i wypatrując zagrożeń, zobaczyliście, jak przez "Główną bramę" wjeżdża rozpędzony wóz bez tylnej połowy dachu. Zaraz za wozem na lotnisko wlała się masa zombich (około 200 - 300). "Pasażerowie" samochodu grzali do tej głodnej, szarżującej masy ze wszystkiego co mieli.
Serie z karabinów ciągnęły się nieprzerwanie.
Opony piszczały.
Kierowca starał się ze wszystkich swoich sił wymijać pojawiające się na drodze wraki, sterty gruzu i śmieci...
Strzał za strzałem odzywała się śrutówka, powalając kolejnych zombikch.
Pisk opon.
Strzelcy zostali rzuceni o jeden z boków samochodu w gwałtownym skręcie. Jeden z nich wypadł i zaraz potem został pochłonięty przez wygłodniałą masę. Samochód nie zwalniał. Jechał przez lotnisko w stronę wieży kontrolnej, jak gdyby usilnie chcąc podzielić los swojego wbitego w ścianę poprzednika. Trzysta metrów do celu.
Od strony hangarów nadleciał pluger.
Załoga samochodu zajęta strzelaniem za siebie, nie dostrzegła w porę zagrożenia.
Rozpędzony pluger spadł z powietrza na samochód, uderzając o szybę kierowcy...
Zdezorientowany kierowca stracił panowanie nad pojazdem i z wielką prędkością wjechał prawą stroną na stary wrak. Samochód wybił się i poszybował w powietrzu, obracając się dachem do dołu.
Przeleciał tak kilkanaście metrów po czym ciężko zarył o betonową powierzchnię lotniska.
Zaraz po upadku z wraku zaczęli się wyczołgiwać oszołomieni ludzie. Przeżyło tylko trzech. Byli cali we krwi, jeden miał dziwnie wygiętą rękę, a inny powłóczył za sobą nogą, lecz wspierając się nawzajem parli do przodu. Niesamowita wola przeżycia kazała im pokonać ból i wykorzystać resztki sił. Trójka ocalałych, uzbrojonych w strzelbę i dwa karabiny, zaczęła prędko przemieszczać się w stronę wieży... Wieży, która na zagraconym i otwartym terenie lotniska wydawała się jedynym schronieniem. Jedynym miejscem dającym nadzieje na przetrwanie.
Do celu zostało im jeszcze dwieście metrów, gdy Maks i Buch spostrzegli, że od wschodu z dziką prędkością, skacząc z wraku na wrak, pędzi do nich hunter...