Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2010, 18:50   #11
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Cyrus wchodził piętro za piętrem omiatając wzrokiem wszystkie ślady heroicznej walki. Wszędzie łuski i szkielety.
Na pewno położyli sporo z tych nieumarłych sukinsynów- pomyślał. Spostrzegł szkielet i rękę trzymającą M16 tuż obok. Podrapał się w brodę.
Dawno się nie goliłem...
Wzdrygnął się na myśl jak nieczuły jest z niego drań. Widząc tak heroiczną walkę, on pomyślał tylko o tym, że dawno się nie golił. Podszedł to wyszczerzonego w kącie szkieletu. Przyjrzał się uważnie jego mundurowi.
(Staram się rozpoznać mundur na szkielecie, jeśli jakiś ma.)
Biedny idiota. Zombi pewnie odcięły mu drogę na następne piętro i od towarzyszy. A żebyś miał szybką śmierć towarzyszu.
(Podnoszę M16 i dokładnie przeszukuje ekwipunek szkieletu. Zabieram wszystko co przydatne. Potem idę dalej, na kolejne piętro.)
Na kolejnym piętrze Cyrus zauważył jeszcze więcej leżącej broni na środku sali. Czy to możliwe, żeby ten oddział z pancernego busa składał się z takich samych patałachów jak oni, on i jego towarzysze? Rozpoznał jakiś karabin snajperski, ckm... W ręce nadal trzymał M16. Skierował wzrok w stronę zawalonych schodów.
I nici z radia. - zastanowił się.
Chociaż wszystko co dało się unieść, już dawno było stąd zabrane. Zapewne w czasach wielkiej paniki, lub zaraz po wojnie, gdzie rządzili samozwańcze grupy szabrownicze. Może jeszcze jakaś się tu utrzymuje? Wspomniał dym, jaki widzieli ostatniej nocy w czasie noclegu na komisariacie. Trzeba będzie to sprawdzić, jeśli mamy zdobyć jakieś zapasy.
Obrócił od zawalonych schodów, które nijak nie umożliwiały przejścia na szczyt wieży. Podszedł do leżącej broni. W oczy rzucił mu się Desert Eagle. Podniósł go i zważył w dłoni. Słyszał plotki o tej legendarnej broni, o jej wadze i sile, lecz dla niego nie wydawała mu się za ciężka. Wyjął magazynek i policzył kule.
(Tutaj sprawdzam ile jest nabojów w Desert'cie).
W ten usłyszał strzały dobiegające zza budynku. Szybko podskoczył do okien, ale nic nie mógł wypatrzeć. Po chwili usłyszał dochodzący do tego klakson samochodu.
Kurwa. - przeklną w duchu.
- Mayers, zabieramy wszystko jak leci. W samochodzie sprawdzimy czy to sprawne, czy nie.
On sam wyjął z kamizelki krótkofalówkę i starał się porozumieć z bazą.
(Tutaj wyjmuję z mojego ekwipunki "Walkie Talki" i staram się porozumieć z tymi na dole.)
- Co tam u was na dole się dzieje do cholery? - wrzasnął na głos do krótkofalówki.
Po czym schował Deseta za pasek spodni i zaczął podnosić leżące w zasięgu jego dłoni karabiny, oraz postrzępione plecaki wiszące na leżących szkieletach, kiedyś zapewne ludzkie ciała leżące w swoich wnętrznościach.
Sprawdzimy je na dole, jak czas pozwoli.
(Tutaj przeszukuję wszystkie plecaki i zbieram porozrzucaną broń. Potem biegnę bacznie się rozglądając, na dół, do kabrioletu.)
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 16-02-2010 o 21:28.
SWAT jest offline  
Stary 16-02-2010, 19:25   #12
 
Spiderus's Avatar
 
Reputacja: 1 Spiderus nie jest za bardzo znany
Gdzie ten dzisiejszy świat może ponieść człowieka. Jednego wieczora marznie w zgniłej celi, czekając na nich, wsłuchując się w szmer krzyku ciszy. Wsłuchując się w swoje bicie serca, czekasz na ich ruch. Leżysz półprzytomny, czekając na ich znak by obudzić się w ciemnościach i wstanąć do walki z nimi w półmroku. Czekasz na ich błąd, lecz doskonale wiesz, że Twój błąd może, Cię drogo kosztować. A nawet, być Twoim ostatnim błędem...

Tak to motywuje, za każdym razem czujesz pot spływający po Twojej szyi, gdy nadsłuchujesz. Absolutna cisza jest najgorsza. Wiesz, że oni gdzieś tam są i samą tą myślą pogrążasz się coraz bardziej, z dnia na dzień. Zimno powietrza, działa jak filiżanka dobrej kawy. Tak, filiżanka dobrej kawy dałaby mi sygnał, że jednak ten stary świat istnieje.

Jesteś spocony, czujesz chłód jak ogarnia Twoją skórę i wbija się swoimi szponami w mięśnie. To jedyny łącznik z obecną rzeczywistością, bo jest nazbyt nierealna.

Oj, trzeba się będzie naćpać. I to porządnie, brachu

Czego się nie robiło w akademiku aby oderwać się od rzeczywistości. To był świat nie dla zwykłego człowieka.
Straciłem myśl...

Bus, silniki, układy sterowane, śrut w nabojach. Gdyby nie te przedmiociki, to już dawno strzeliłbym sobie w łeb. Ale jak to powiadają Należy cieszyć się drobiazgami. Uśmiechając się do siebie. Czułem się już lepiej, mdłości przeszły lecz nadal paraliż nie ustępował tak jakbym tego chciał.

Wnętrze busu wyglądało jakby wpadł tu niedźwiedź. Ale nie jak taki zwykły misio, którego można było spotkać w zoo idąc z dziewczyną. Tylko jakaś cholerna popaprana krwiożercza bestia. Lubię patrzeć na ich krew, jak barbarzyńca po wielkiej bitwie spogląda na stos ciał, zabitych przez niego i jego kompanów. Ten widok mnie kręci, dzięki temu widzę iskierkę nadziej na przetrwanie jutra, gdyż nie są nieśmiertelne. Chociaż kto to wie, patrząc na to żywe truchło, mam ochotę posłać je do ich stwórcy. A gdzie? Tego też nie wiem, kto to stworzył, może ten na górze chce nas wykończyć?...

Słysząc strzał, odruchowo padłem na to pobojowisko i nerwowo złapałem za rączkę mojej ukochanej lejdi Remington. Achh jej gładka lufa potrafi działać kojąco na moje nerwy. Miała idealny profil, podobnie jak Michał Anioł Buonarroti, to była sztuka. A jak pięknie kopała, to mnie kreci. O taką kobietę dzisiaj ciężko...

(Opierając się o ściany wozu, rozglądam się)
 

Ostatnio edytowane przez Spiderus : 17-02-2010 o 16:06. Powód: Brak jawnej poprawy stanu zdrowia Erniego.
Spiderus jest offline  
Stary 16-02-2010, 19:59   #13
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kUhi7sxQV3I[/MEDIA]
Jackie podszedł jeszcze na chwilę do tyłu busa i rozejrzał się po okolicy. W kilku miejscach zauważył wyraźniejsze ślady opon, sugerujące, że kierowca albo stracił panowanie nad pojazdem, albo lekko zwariował. Nie miało to z resztą większego znaczenia. Nie widząc żadnego niebezpieczeństwa z tej strony Jack poszedł w ślad swojego dowódcy.
To co jeszcze przed chwilą, gdy stał na nasłonecznionym placu. wydawało się mrocznym wnętrzem, teraz okazało się wcale nieźle oświetlone. Ściany były dziurawe prawie jak szwajcarski ser, więc wpuszczały do środka sporo promieni słonecznych.
Nie było nic wartego oglądania. Krok za krokiem, uważnie rozglądając się na wszystkie strony, udał się piętro wyżej. Na "schodach" widniał wyraźny ślad łusek, a gdzieniegdzie plamy krwi.
Przed oczami Jacka pojawił się obraz walki, jaka się tu stoczyła.
"Oto grupka ludzi siedząca w pancernym busie pada na podłogę od siły uderzenia w ścianę. Nie mają czasu by się podnieść i zorientować w sytuacji, gdy drzwi, mocne stalowe drzwi, które miały wytrzymać nawet bliską eksplozję granatu zostają wyrwane. Zdumienie i przerażenie nie powstrzymuje ich przed otwarciem zmasowanego ognia do wroga, gdy tylko się ukazuje. Potężny tank pada nafaszerowany jak dobry indyk w święto dziękczynienia, tyle że ołowiem. "Biegiem, biegiem." - wyrywa ich z otępienia krzyk nieformalnego przywódcy. Po kolei wypadają z samochodu i pędzą do jedynego miejsca, które wydaje im się bezpieczne - wieży. Jeszcze nie wszyscy do niej docierają, gdy okazuje się, że zombich jest więcej niż myśleli pierwotnie. Strzelają na oślep za siebie, ale praktycznie każdy strzał trafia, tak gęsto jest od wrogów. Na podłogę upadają z brzękiem złociste łuski po nabojach, pryska krew, spadają fragmenty rozkładających się ciał. Drużyna wie, że tutaj się nie obroni, cofa się wyżej, w poszukiwaniu miejsca, które można by zabarykadować."
Cyrus i Jackie także docierają piętro wyżej. Sytuacja nie wygląda lepiej, tak samo dużo gruzów, pyłu i kawałków tego co tu dawniej było. Jedyna cenna rzecz, to M16, wciąż trzymane przez zaciśniętą dłoń. Choć martwa, nie wypuszcza swojego skarbu. Jackie podszedł i podeszwą zgniótł palce szkieletu, uwalniając broń. Pewnie sprawna, a jak nie, to może choć kilka nabojów się znajdzie. Prawie natychmiast zaopiekował się nią, przyglądający się uważnie zwłokom Cyrus. Dobrze. Jackie widział już takie rzeczy, ale nadal przeszukiwanie zwłok budziło w nim pewien niesmak. Nie wątpliwości natury moralnej. Trupy nie potrzebowały już swojego majątku, a Jackie mógł potrzebować. Należało więc brać co przydatniejsze rzeczy i zmówić zdrowaśkę za spokój duszy tego anonimowego wspomożyciela. Ale niesmak przed dotknięciem czegoś co przed chwilą leżało w martwej dłoni pozostawał.
Nieco rzadszy ślad łusek, a gęstszy zakrzepłej krwi prowadzi wyżej.
"Jeden z drużyny, młody Japończyk, potyka się o jakiś leżący na pochylni kamień i prawie upada. Reszta go wyprzedza, zbyt zajęta troską o własne życie. W końcu on też wstaje i dalej się cofa. Niestety z tłumu zombich wypada hunter. Nim Japończyk zdążył skierować na niego ogień, ten chwyta go za rękę i wgryza się w nią. Okropny wrzask bólu wstrząsa pomieszczeniem. Nie na długo, bo po chwili ucisza go boomer silnym uderzeniem w kark. Na padające ciało rzucają się następne zombie. Odgryziona dłoń upada na posadzkę. Karabin jeszcze przez chwilę podskakuje na ziemi, rozsiewając wokół pociski, nim mechanizm spustu okazuje się silniejszy niż martwy już palec. Broń cichnie, a nieumarli ucztują na jej właścicielu, rozrywając go na strzępy. "Makoto!" - wręcz wyje seksowna blondynka na pochylni na wyższe piętro. Reszta drużyny prawie siłą ciągnie ją za sobą. Śmierć przyjaciela zatrzymała przeciwników na chwilę. Krótką chwilę. Dowódca grupy, postawny szatyn krwawi mocno z ramienia, rozoranego jakimś przypadkowym strzałem któregoś z towarzyszy. Krew i łuski gęsto znaczą drogę ucieczki."
Wyższe piętro było już ostatnim. Przynajmniej ostatnim jakie obecnie istniało i było dostępne. Reszta wieży zawaliła się najwidoczniej już sporo wcześniej. Tutaj też nic ciekawego. Ani radia, ani planów. Nic. Przynajmniej broń tej grupy została. Jakieś plecaki. Kości sporo, ale tylko zombich. Wyjścia były dwa. Albo ludzie wygrali, wybili wszystkich napastników i opuścili ten budynek, albo zasilili szeregi tych, do których jeszcze chwilę temu strzelali. Gdyby wygrali, nie zostawiliby broni. Jackie zamknął oczy i spuścił głowę. Przez chwilę uczcił pamięć tych, którzy drogo sprzedali tutaj swoje życie.
"Docierają na kolejne piętro, które okazuje się ostatnim. Wyżej uciekać się nie da, za wysoko żeby wyskoczyć i uciekać, żadnych drzwi do zamknięcia. Większość drużyny jest zrozpaczona. Tylko dowódca - Bob - jest zdecydowany walczyć do końca, mimo że nie widzi nadziei. "Przygotować się" mówi do reszty, a oni mimowolnie unoszą broń. Tak się przyzwyczaili do wykonywania jego rozkazów, że ani rozpacz, ani panika ich przed tym nie powstrzymają. Po chwili do pokoju wkraczają zombie i rzucają się na piątkę przyjaciół. Znów rozlegają się wystrzały. Kolejne zombie padają, ale zdaje się ich nie ubywać. Drużyna się cofa. Chłopak z dredami spogląda na swojego Desert Eagle'a z przerażeniem, gdy ten wydaje z siebie ciche kliknięcie. Trafił się wadliwy nabój, może źle się ułożył. W każdym razie broń się zacięła w najmniej odpowiednim momencie. Jej właściciel za moment zawahania płaci życiem, bo zombi dopadają do niego. Po chwili ginie także dowódca, ginie starszawy już Paul. Dwunastoletni chłopiec, Matthew, jedyny nieuzbrojony w tej grupie, cofa się, patrząc na zbliżającą się hordę. Nie zauważa końca podłogi i wypada przez dziurę w ścianie. Cudem, upadek okazuje się nie być śmiertelnym, ale to wcale nie dobrze. Już za chwilę trafia pod czułą opiekę zombich. Blondynka - Emma - zostaje sama. Wkłada lufę swojego M16 do ust. Jest to straszliwie niewygodne, ale przecież to tylko na chwilę. Nie chce stać się zombi. Woli zginąć. Zabije się i nie dołączy do tej krwiożerczej zgrai... Okazuje się za słaba. Karabin wypada jej z rąk i głucho uderza o podłogę. Pozbawiona wszelkiej nadziei nie zdobyła się na odwagę naciśnięcia spustu. Upada na kolana, a zombie powoli podchodzą. Nie spieszą się, jakby wiedziały, że ofiara im nie ucieknie. Jakby chciały wydłużyć jej agonię. W końcu i ona staje się jedną z nich."
Oczywiście to tylko wyobrażenia. Jackie nie mógł wiedzieć jak wyglądali Ci ludzie, jak się nazywali, ani co czuli. Ale taki właśnie obraz podsunęła mu wyobraźnia.
Z zadumy wyrwał go odgłos strzelaniny. Niby odległy, ale nie tak, jak by sobie tego życzył. Po chwili usłyszał klakson ich samochodu. Zaklął w duchu. Dla nich taki alarm był zbędny, a walczących na pewno tu ściągnie. I oby było wśród nich dużo ludzi. Z ludźmi da się pertraktować. Zdejmując plecak podszedł najbliżej krawędzi budynku jak tylko mógł, nie ryzykując upadku. Wyjął lornetkę i podniósł ją do oczu.
- Chyba ktoś do nas jedzie, ale jeszcze go nie widzę - powiedział do Cyrusa, jednocześnie lustrując dokładnie okolice głównej bramy i stojących za nią budynków. Dopiero gdy się uważnie rozejrzał założył z powrotem plecak, zawiesił lornetkę na ramieniu i przystąpił do wykonania rozkazu Cyrusa, i do szybkiego dołączenia do reszty ekipy.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 16-02-2010 o 21:15. Powód: podkład
Radagast jest offline  
Stary 18-02-2010, 23:14   #14
 
BrodaPL's Avatar
 
Reputacja: 1 BrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodze
Cyrus: Rozpoznałeś mundur, był to najzwyklejszy wojskowy mundur polowy. Nic szczególnego, gdyby nie to, że wszystkie naszywki były pozrywane. Desert Eagle jest na pociski .357, w magazynku ma 3 kule, a jedną paskudnie zablokowaną w zamku - chwilę Ci zajmie zanim go uruchomisz. M16 jest w dobrym stanie, ale nie ma już naboi.



Lał deszcz.
Gdy tylko Cyrus obrócił się w stronę plecaków, przez wielką wyrwę w rogu ściany, do wnętrza pomieszczenia wleciał pluger.



Nadleciał cicho, od strony hangarów, tak więc nie mieliście prawa go zobaczyć. Jack dzięki swojemu refleksowi i wyostrzonym zmysłom zdołał odskoczyć w ostatniej chwili, lecz odwrócony w kierunku resztek plecaków i pozostawionego ekwipunku Cyrus nie miał tyle szczęścia. Pluger wpadł na niego i przewalił na brzuch siłą impetu. Od razu zaczął drapać i gryźć żołnierza jak opętany. Przeraźliwy pisk plugera przeszywał głowę i uszy tępym, pulsującym bólem. (Cyrus: Krótkofalówka wypadła Ci z ręki i dostałeś obrażenia: Dwie Lekkie rany na plecach i jedna ciężka na lewym ramieniu - po ugryzieniu. Leżysz na brzuchu przyciśnięty do ziemi przez wielkie, gnijące i rozwścieczone cielsko.) (Jack, Ty leżysz na plechach nogami w stronę szamoczących się Cyrusa i plugera.)

Na dole nikt nie wiedział co dzieje się na górze. Nikt nie widział wlatującego do wieży Plugera. Usłyszeliście tylko przeraźliwy pisk, który przedarł się przez szum ulewy i dźwięki wystrzałów. Przedarł się, lecz był na tyle wygłuszony by nie powodować bólu.

Siedząc na dole i wypatrując zagrożeń, zobaczyliście, jak przez "Główną bramę" wjeżdża rozpędzony wóz bez tylnej połowy dachu. Zaraz za wozem na lotnisko wlała się masa zombich (około 200 - 300). "Pasażerowie" samochodu grzali do tej głodnej, szarżującej masy ze wszystkiego co mieli.
Serie z karabinów ciągnęły się nieprzerwanie.
Opony piszczały.
Kierowca starał się ze wszystkich swoich sił wymijać pojawiające się na drodze wraki, sterty gruzu i śmieci...
Strzał za strzałem odzywała się śrutówka, powalając kolejnych zombikch.
Pisk opon.
Strzelcy zostali rzuceni o jeden z boków samochodu w gwałtownym skręcie. Jeden z nich wypadł i zaraz potem został pochłonięty przez wygłodniałą masę. Samochód nie zwalniał. Jechał przez lotnisko w stronę wieży kontrolnej, jak gdyby usilnie chcąc podzielić los swojego wbitego w ścianę poprzednika. Trzysta metrów do celu.
Od strony hangarów nadleciał pluger.
Załoga samochodu zajęta strzelaniem za siebie, nie dostrzegła w porę zagrożenia.
Rozpędzony pluger spadł z powietrza na samochód, uderzając o szybę kierowcy...
Zdezorientowany kierowca stracił panowanie nad pojazdem i z wielką prędkością wjechał prawą stroną na stary wrak. Samochód wybił się i poszybował w powietrzu, obracając się dachem do dołu.
Przeleciał tak kilkanaście metrów po czym ciężko zarył o betonową powierzchnię lotniska.
Zaraz po upadku z wraku zaczęli się wyczołgiwać oszołomieni ludzie. Przeżyło tylko trzech. Byli cali we krwi, jeden miał dziwnie wygiętą rękę, a inny powłóczył za sobą nogą, lecz wspierając się nawzajem parli do przodu. Niesamowita wola przeżycia kazała im pokonać ból i wykorzystać resztki sił. Trójka ocalałych, uzbrojonych w strzelbę i dwa karabiny, zaczęła prędko przemieszczać się w stronę wieży... Wieży, która na zagraconym i otwartym terenie lotniska wydawała się jedynym schronieniem. Jedynym miejscem dającym nadzieje na przetrwanie.

Do celu zostało im jeszcze dwieście metrów, gdy Maks i Buch spostrzegli, że od wschodu z dziką prędkością, skacząc z wraku na wrak, pędzi do nich hunter...
 

Ostatnio edytowane przez BrodaPL : 19-02-2010 o 16:16. Powód: Sprecyzowanie: Ilości zombich, stanu i liczby ocalałych, kierunku z którego zbliża się hunter.
BrodaPL jest offline  
Stary 19-02-2010, 12:21   #15
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Cholera, wiadomo było, że kiedyś się zacznie, wiadomo... A mimo wszystko jestem zaskoczony.
Trzeba było się tak nie upierać przy tej złudnej perspektywie bezpiecznego noclegu. A tak to fora ze dwora, moje gołąbeczki, zapraszamy na zimny prysznic.
W mordę, czym ja się teraz zajmuję!? Zamiast myśleć o tym, że jesteśmy w kropce powinienem działać.


Rozpędzony samochód wyrżnął na ziemię, właśnie wtedy, kiedy buch wyciągał z torby drugi pistolet. Widok czołgających się ludzi, wlokących za sobą połamane nogi, plujących krwią, a jednak walczących do samego końca coś w nim obudził.

Kurwa mać, nie mogę bezczynie gapić się na tych ludzi.

Mężczyzna ostatni raz obejrzał się za siebie. I to był jego błąd. Lepiej było chyba nie widzieć tego skaczącego zombiaka. Kreatura pędziła wprost na niego i Maksa.

Co robić, co robić? Nie zostawię go przecież tutaj samego i nie pobiegnę do tamtych. Kurde, dlaczego tow wszystko jest takie trudne!? Dlaczego nie wystarczy posłać kulki jakiemuś głodnemu zombie i grzecznie pójść spać?

- Maks, czekaj, aż się zbliży. Wtedy walmy. - Litwin wycelował broń, sięgając jednocześnie po swoją torbę z medykamentami, którą przerzucił przez ramię.

O ile to ścierwo nas nie zabije, to na pewno przyda się trochę plastrów.
Na jego twarzy zawitał uśmieszek. Butch wiedział, że nie może się bać, starał się więc myśleć o czymś innym.

Potrzebują mnie, nie mogę dać się rozszarpać.

Butch nadal nie widział sensu w tym, co robił. Zabiją tego huntera i co później? Wskoczą w wóz i oddalą się od zagrożenia i od kompanów? Rzucą się w stronę wieży, zachowując jeden pocisk dla siebie? Zdołają go użyć? A jeżeli dobiegną do reszty, to co wtedy? Nie dadzą rady wszystkim zombie.

Nie ma co tracić czasu.

- Maks, zmiana planów, improwizuj. - Butch liczył na to, że towarzysz broni zdoła utrzymać przy życiu i siebie i jego. - I... osłaniaj mnie.
Litwin pędem rzucił się w stronę zniszczonego busa uciekających od zombie. Najważniejsze było w tej chwili ocalenie tych, których dało się jeszcze ocalić.
Piasek trzeszczał pod podeszwami jego czarnych, skórzanych kowbojek, skórzana kurtka skrzypiała specyficznie. Przy każdym kroku czuł, jak torba z medykamentami głucho uderza o jego biodro.
Biegł tak w skwarze słońca, czując zapach krwi, coraz bardziej zbliżając się do busa i do zombie.

Trzeba było więcej biegać za piłką, a nie stać za stołem operacyjnym. Może wtedy miałbym jakieś szanse.

Zostało mu tylko kilka kroków, wszędzie była krew, słyszał i czuł już zapach zombie. Okropnie śmierdziały.

Teraz spokojnie. Jeżeli nie zwrócę na siebie ich uwagi, to wszystko powinno jakoś pójść.

Jego kroki nagle stały się lekkie, szedł już wolniej, lecz już po chwili znalazł się koło samochodu.
- Jest tam kto? Pomogę wam, odpowiedzcie. - Buch powiedział, zaglądając do wnętrza samochodu.
Brak odzewu. Pewnie w aucie nie ma żywego ducha, ale Butch musiał to jeszcze sprawdzić.

Przez rozbitą szybę widać było wiele. Krew, skrawki ubrań, porozrzucane wszędzie kawałeczki szkła, Litwinowi zdawało się nawet, że widział niejednego zęba, lecz nigdzie nie było ludzi.

Dobra, lets get ready to rumble, moi nieumarli koledzy.

Kiedy wszystko miało już pójść jak z płatka, Butch zorientował się, że nie ma najważniejszego: źródła ognia.

Kurwa jego mać! I po co było rzucać palenie? Wcale nie wyjdzie mi to na zdrowie...

Litwin beznadziejnie szamotał się w poszukiwaniu zapalniczki. I wtedy zdarzył się cud z bocznej kieszeni kurtki wyciągnął... małą zapalniczkę benzynową!

Jak mogłem o niej zapomnieć? Jeżeli dzisiaj nie osiwieję, to chyba już zawsze będę szatynem.

- Kocham cię, malutka. - Szepnął przyciskając zapalniczkę do ust.
Litwin mocno chwycił kraniec swojej koszulki. Ulubionej koszulki oczywiście, bo co to by był za dramat, gdyby miał na sobie zwyczajną szmatę?
Jedno silne rozwarcie ramion wystarczyło, aby tkanina puściła, poddając się kompletnie woli Butcha. Po chwili mężczyzna dzierżył już nielichy kawałek zwiniętego materiału.

Dopomóż, Boże. Teraz, albo nigdy.

Litwin zamknął oczy i położył dłoń na zamknięciu baku. Korek ustąpił pod naporem dłoni Litwina. Benzyny było akurat.
Zamoczenie szmatki z obu stron w paliwie nie zajęło m więcej czasu, niż wypowiedzenie zdania "zamaczam szmatkę w paliwie", toteż już po chwili był gotowy.

Ten złom i tak daleko już by nie pojechał

Szmatka cicho opadła na dno zbiornika paliwa, jej mokry koniec spoczywał w ręku Butcha.
Wyczekiwanie było najtrudniejsze. Wiedział też, że musi zwrócić na siebie uwagę.
- Chodźcie tu, trupolce! - Ryknął w stronę zombie i opróżnił jeden magazynek. Starał się celować idealnie w głowy.

Moment, jeszcze tylko moment.

Odległość między Butchem a zmobie drastycznie się zmniejszała. Po paru chwilach mężczyznę dzieliło od nich już około dwudziestu metrów.
- Gińcie, skurwiele! - Krzyknął w ich stronę i podpalił szmatkę.

Litwin biegiem rzucił się do ucieczki. Gnał w stronę wieży.
- Maks, spierdalajmy, tu nie mamy szans. - Krzyknął ochrypłym głosem i podbiegł do rannych uciekinierów.
Mówił coś o tym, że im pomoże i żeby szli za nim, po czym wziął pod ramię tego, który miał największe problemy z chodzeniem i pomknął w stronę wieży.

Wybuchnij, kupo złomu. Błagam cię, wybuchaj wreszcie!
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 19-02-2010 o 16:32.
Minty jest offline  
Stary 20-02-2010, 13:15   #16
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Maks dokładnie wszystko obserwował z wnętrza busa. Nagle usłyszał okropny pisk dochodzący z wieży.
-Co to do cholery?!- wrzasnął. Dźwięk nie był bolesny, lecz denerwujący.
Zza przymrużonych powiek ledwo zaważył pędzący samochód.
"Hę?"
-Pluger. - Szepnął.
Gdy samochód się przewrócił, Wilanowski odbezpieczył SU. Za samochodem przez bramę wylała się horda zombie.
-O w dupe!
-Maks, zmiana planów, improwizuj.
-Kurwa!
Nie miał czystej linii strzału, więc wyskoczył przez rozbite okno i ruszył biegiem w stronę kabrioletu. Jednocześnie strzelał na oślep w stronę fali. Ostatnie metry przebył ślizgiem. Ukrył się za samochodem. Co jakiś czas się wychylał, by sprawdzić co z Buchem. Majstrował coś przy wywróconym samochodzie, a jacyś ludzie biegli do wieży. W stronę Latviesu biegł hunter.
-Buch! Hunter do cholery! - Ryknął, po czym oddał kilka strzałów w jego stronę. Na szczęście Litwin już biegł z powrotem.
- Maks, spierdalajmy, tu nie mamy szans.
- Nie musisz powtarzać do cholery! - Krzyknął i ruszył za ludźmi do wieży czasem odwracając się, by sprawdzić, czy ktoś ich nie goni.
 
Roni jest offline  
Stary 23-02-2010, 16:03   #17
 
Spiderus's Avatar
 
Reputacja: 1 Spiderus nie jest za bardzo znany
Jak przyjemnie leży się w busie na pijących w brzuch łuskach, gdy w rękach trzyma się lejdi Remington.

Ten pisk nie brzmi zbyt normalnie, nie jestem biologiem ale czegoś takiego jeszcze nie słyszałem. Jakby to coś dobiegało z wieży ale mogę się mylić, gdyż trudno jest odnaleźć źródło dźwięku, leżąc na podłodze busu.

"Podnoszę się"

W oddali słychać strzały, tak znam to. Dobra śrutówka daje o sobie znać, charakterystycznym przecinaniem powietrza przez drobny silnie rozpędzony śrut. Tego nie da się porównać z niczym innym, to jest indywidualność której nie ma w innych typach broni...

(Zauważywszy biegnącą masę zombiaków)

Łlo Kailrwa
"Łapiac pod rękę resztę przedmiotów które nie zdążyłem włożyć"

Do czego to doprowadziło abym musiał się w biegu pakować. Nie dość że muszę targać te wszystkie narzędzia, to jeszcze muszę uważać aby nie stłuc butelek z kotkajlem mołotowa . Nie mogli poczekać jeszcze 30 minut, czy by to ich zbawiło... Na pewno nie. Patrząc na ich zachowanie to jeszcze by im dużo do tego brakowało

Po zebraniu rozrzuconych przedmiotów rzucam się do biegu w stronę kabrioletu

Hmm... gdybym miał dodatkową godzinę to można byłoby zrobić dobry taran z tego busu, o ile silnik nie był zbytnio naruszony. Pięknie byłoby czuć jak bus wpada w lekkie wibracje, słysząc obijające się zwłoki o taran oraz chrupanie kości z jednoczesnymi unoszeniami się kół do góry. Powiedział ze smakiem, no cóż dzisiaj nici, z mobilnego tarana..Lecz w obecnych czasach, nigdy nie można liczyć na nadmiar czasu. Kurde, przynajmniej się nie nudzę.
uśmiechając się do siebie

Maks, spierdalajmy, tu nie mamy szans.
Nie musisz powtarzać do cholery!


"Dobiegam do pojazdu i wrzucam te znalezione rzeczy do auta, sprawdzam ilość benzyny w baku"
 
Spiderus jest offline  
Stary 23-02-2010, 23:42   #18
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kurtyna wody dość skutecznie ograniczała Jackowi pole widzenia. Wpatrywał się w nią przez chwilę, a wystawione na deszcz włosy błyskawicznie wchłonęły w siebie chyba kilka litrów wody. Niewiele lepiej było z koszulką. Na razie jednak nie zwracał na to uwagi, starając się coś dojrzeć. Czuł niepokój. Teoretycznie powinien być już przyzwyczajony do strzelanin. Skoro nie do niego strzelano, to nie jego zmartwienie. Nie była to pierwsza rozprawa ludzi z zombiakami, pewnie nie ostatnia, więc czemuż się przejmować? Tymczasem jednak stał i wgapiał się w główną bramę i to co za nią. Wbrew rozsądkowi, zamiast opuścić to miejsce jak najszybciej, marnował czas.
W końcu dostrzegł to czego wypatrywał, ale bynajmniej nie poprawiło mu to humoru. Wyglądało na to, że jakaś grupka pędzi w stronę lotniska swoją furgonetką, lub podobnym pojazdem, a za nimi gna grupa zombich. I słowo gna nie było tu przesadzone. Jackie może nigdy nie był miłośnikiem filmów, ale horrory i filmy sensacyjne oglądał raczej chętnie. I we wszystkich, jakie widział w swojej młodości, zombie szły powoli, obowiązkowo ciągnąc za sobą jedną nogę, lub przynajmniej kulejąc, z rękami wystawionymi przed siebie i jęcząc "Brains, brains". W sumie trudno mieć pretensję do autorów, nigdy zapewne nie widzieli prawdziwego zombie. Szczęściarze. A może gdyby przedstawili je tak, jak można było teraz zaobserwować, te filmy byłyby zbyt straszne i nie miałyby happy endu? Mayers nie był człowiekiem słabego ducha, ale widok biegnącego zniekształconego trupa, z rządzą mordu w oczodołach mogła zmiękczyć nogi pod najmężniejszymi.
Gdy już dojrzał zagrożenie i upewnił się, że się zbliża, opuścił lornetkę i odwrócił się do Cyrusa.
- Zaraz będziemy mieli gości. Zbierajmy się.
Nie zdążył nawet skończyć wypowiedzi, gdy wśród lejącej się z nieba i na dodatek z dachu wody coś zamajaczyło. Jack nie zdążył rozpoznać co to, tak po prawdzie nie całkiem do niego dotarło to, co widzi, gdy odchylił się mocno do tyłu. W samą porę, bo tuż nad nim przeleciała odrażająca kreatura, dosłownie o centymetry mijając go pazurami.
- Cyrus! Uważaj! - wrzasnął Jackie i runął na plecy. Chcąc uniknąć nadlatującego kształtu odgiął się za daleko do tyłu i teraz nie zdołał się wyprostować. Oczy zalał mu strumień cieknącej z dachu wody. Spojrzał w dół, w stronę podłogi, ale podłogi tam nie było. Głowa wystawała mu poza krawędź budynku i aż mu włosy dęba stanęły jak zobaczył, jak nisko może za chwilę upaść. I to raczej dosłownie niż w przenośni. Najszybciej jak tylko dał radę podniósł się do pozycji siedzącej. Jego ostrzeżenie nie na wiele się zdało, bo Cyrus leżał właśnie pod Plugerem i starał się go z siebie zrzucić, zaś potwór gryzł i drapał.
Nie czekając na zaproszenie Jackie sięgnął po pistolet i wypalił, celując w grzbiet poczwary, pamiętając, że Cyrusa lepiej nie postrzelić. Wstając na nogi wystrzelił drugi raz i kolejny raz co każdy krok, jaki czynił w kierunku walczących. I tak do skutku, którym musiała być śmierć latacza, bo innej opcji nie było. Miał ochotę zatkać jedną ręką ucho, na wypadek gdyby stwór znowu miał ochotę wrzeszczeć, ale zwalczył ją.
Po chwili całym budynkiem wstrząsnęło, a z sufitu posypało się odrobinę tynku. To co Jack zobaczył rzucając okiem przez ramię nie napawało optymizmem, a przecież z miejsca gdzie stał mógł widzieć tylko część bagna w jakie wdepnęli. Odpiął od paska granat obronny i chwycił go pewnie lewą ręką.
- Cyrus, mam nadzieję, że masz jakiś dobry pomysł. Za chwilę będziemy go potrzebowali.
Rzucił jeszcze okiem w stronę zejścia na niższy poziom. Może uda się je zawalić granatem i bezpiecznie przeczekać na wysokości, aż zombie sobie odejdą. Jeśli odejdą.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 24-02-2010, 17:33   #19
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
W tym plecaku może być coś ciekawego.
Cyrus pochylił się nad bielejącym szkieletem, który cały czas miał na sobie plecak. Chwycił torbę i uniósł w górę. Szkielet rozsypał się. Cyrus widząc spadające na podłogę kości, zamyślił się.
Jeżeli Bóg istnieje, mam nadzieję że mi to wybaczy, lecz chłopie, to i tak tobie się na nic nie przyda.
Chwila słabości dużo kosztowała. Nagle usłyszał:
- Cyrus! Uważaj!
Zaczął się po woli obracać na pięcie mówiąc:
- Co do ku...
Nagle poczuł silne uderzenie w plecy. Legł jak długi wypuszczając z rąk zdobyty przed chwilą plecak. Okulary i czapka upadły trochę bliżej. Sekundy później poczuł wchodzące w jego plecy ostre szpony oraz zęby. Zasyczał z bólu. Próbował się odwrócić na plecy, a gdy mu się to w końcu udało, trzymał Plugera za łapy aby nie mógł zadać dalszych obrażeń. W tym czasie jego uszu doszły głośne dźwięki wypadku dochodzące z zewnątrz.
Kilka sekund później usłyszał strzały, po czym nagle osunęło się na niego bezwładne ciało Plugera.
- Dzięki Jack. Zabierajmy się szybko z tej wieży, za nim przylecą następne gargulce. Chyba potrzebuję bandaża...
Cyrus podniósł się i sprawdził swoje rany. Podrapane plecy i ugryzienie w ramię. Nie widział nigdy jak ktoś się zaraża wirusem, ale był pewien że na pewno nie chodzi o drogi płciowe. Popatrzył na dość szybko ropiejące ugryzienie.
Kurwa! Kurwa! Kurwa! Ile czasu mi zostało... ile czasu... Lepiej żeby ten pierdolony medyk się na coś przydał... - lecz jego twarz nadal miały wyraz, jakby nic się nie stało.
Szybko zebrał leżącą dookoła broń i ekwipunek poprzedniej wyprawy. Założył ponownie czapkę i okulary.
- Miej oczy dookoła głowy Jack.
Zaczął powoli schodzić pochylnią w dół z karabinami i plecakami w lewej ręce, w drugiej trzymał M249, gotowy do plucia ołowiem w każdego napotkanego zombiaka czy też w bardziej ludzkiego wroga.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 07-03-2010 o 23:58.
SWAT jest offline  
Stary 08-03-2010, 16:05   #20
 
BrodaPL's Avatar
 
Reputacja: 1 BrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodzeBrodaPL jest na bardzo dobrej drodze
Deszcze prawie przestał padać. Zupełnie jakby ktoś zakręcił kurek. Z nieba spadały teraz już tylko jakieś pojedyncze krople.

Buch - we wraku zobaczyłeś dwa ciała. Głowa kierowcy była zmiażdżona. Jeden z większych fragmentów czaszki przeciął skórę i spora część mózgu została dosłownie wyciśnięta na zewnątrz. Drugiemu nieszczęśnikowi wygięta blacha rozszarpała brzuch. Jelita wraz z zawartością były rozmazane po całym wnętrzu.
Strzelając w pośpiechu trafiłeś dwa raz w głowę, a pozostałe 6 strzałów powędrowało gdzieś w masę zombiaków nie powodując widocznych strat. W sumie padło dwóch, może trzech - zważając na okoliczności, trudno było Ci to ocenić.
Zapaliłeś szmatkę i rzuciłeś się do cieczki. Ogień powoli powędrował w głąb baku. Gdy zombiaki przebiegały obok rozchlapanego mózgu kierowcy, furgonetka nagle eksplodowała. Eksplozja była zbyt silna jak na zwykły zbiornik benzynowy. Wybuch sprawił, że fragmenty furgonetki przeobraziły się w śmiertelne odłamki. Fala uderzeniowa dosłownie rozgniotła znajdujące się obok niej zombiaki w krwawą papkę, która rozbryzgnęła się we wszystkich
kierunkach.
Poczułeś silne uderzenie w prawe ramię i bark. Zanim zdążyłeś upaść, a przynajmniej zorientować się, że Twoją rękę przeszyły dwa odłamki, podmuch fali uderzeniowej rzucił Tobą kilka metrów w przód (masz dwie ciężkie rany). Byłeś przytomny, ale zbyt oszołomiony aby czuć ból. W uszach rozlegał się tylko jednostajny tępy pisk. Moment później na Twoje Ciało osiadła mgiełka krwi, mięśni i wnętrzności z rozszarpanych zombiaków. Twoja podświadomość
przejęła nad Tobą kontrolę. Podniosłeś się chwiejnie, po czy dołączyłeś do grupki trzech kuśtykających w stronę wieży rozbitków. Chciałeś im pomagać, ale nie byłeś jeszcze do końca świadomy tego co robisz. Pomału do głosu zaczęły dochodzić obficie krwawiące rany. Z każdą sekundą, z którą odzyskiwałeś świadomość, ból stawał się coraz silniejszy.


Maks - Strzelanie do fali rozpędzonych zombich nie spowodowało żadnych widocznych skutków.
Po błyskawicznej zmianie magazynka zacząłeś strzelać do huntera. W brew pozorom pomimo swojej szybkości okazał się on łatwym celem, gdyż biegł prawie prosto na Ciebie. Trafiły go dwa z trzech wystrzelonych pocisków. Niestety nie masz pewności co do tego, czy całkiem wyłączyłeś go z gry. Nie wiesz również gdzie dokładnie leży jego ścierwo.

Erni - W busie(tym wbitym w ścianę) znalazłeś i zabrałeś stimpacka, jakieś dwa autokity z lekami, kilka sztuk amunicji (2x gauge12 , 6x 5.56mm , 1x 7,62mm), flarę i granat odłamkowy. Gdy zgarnąłeś wszystko do plecaka czym prędzej podbiegłeś do cabrioletu i wskoczyłeś do środka. Było w nim pełno wody. Siedzenia były mokre i dziwnie chlupały podczas siadania i stawania na nich.
Razem z Maksem widzieliście spektakularną eksplozję wywróconej furgonetki. Widać było jak zombiaki będące najbliżej wybuchu dosłownie zamieniły się w pył.
Sprawdziłeś stan benzyny - wskaźnik na desce rozdzielczej wskazywał jedną trzecią, a w kuble na śmieci było jeszcze na oko 30-40 litrów.

Po chwili do wieży dotarli pokiereszowani ludzie z wywróconej furgonetki wraz z równie pokrwawionym i poszarpanym Buch'em. Szybko ruszyli w stronę Cabrioletu, wyraźnie chcąc się na niego zapakować.
- ODPALAJ! KURWA ODPALAJ SILNIK!! - krzyczał facet, który w jednej ręce trzymał mosberga, a drugą podpierał rannego towarzysza. Trzeci w tym czasie szedł tyłem i oddawał krótkie profilaktyczne serie z kałacha w stronę hordy zombich. Buch był razem z nimi.

Cyrus, Jack - Po rozprawie z plugerem szybko chwyciliście co było pod ręką i zaczęliście gnać ile sił w nogach na dół do samochodu. Cyrus lewa ręka boli jak cholera więc nie jesteś w stanie zbyt wiele dźwigać. Gdy zarzuciłeś plecak na ramię, jego pasek wbił Ci się poszarpaną skórę i mięso. Było to na tyle "nieprzyjemne", że zrezygnowałeś z niesienia plecaka na ramieniu (łącznie wzięliście jeden plecak, desert eagle i M60). Kiedy biegliście na dół krew z ręki posikiwała co i raz ochlapując ściany i mundur Jack'a. Gdy
wreszcie waszym oczom ukazało się wyjście na zewnątrz usłyszeliście serię z kałasznikowa i czyjś krzyk: ODPALAJ! KURWA ODPALAJ SILNIK!!



Maks i Erni znajdujecie się teraz w Cabriolecie. Buch razem z "kuśtykającymi rozbitkami" są jakieś 5 metrów do was od strony północnej. Cyrus i Jack właśnie wybiegają z wieży (również są kilka metrów od was). To co prawda niewielki cabriolet, ale w ośmioro jakoś się zmieścicie. Ta, będzie bardzo ciasno.

Wybuch powstrzymał nieco zombiaki. Część, która została powalona przez falę uderzeniową stanowi teraz trudną do pokonania przeszkodę dla pozostałych. Daje wam to cenne sekundy na działanie. Ale tylko sekundy nic więcej. Niektóre zombiaki już biegną w waszą stronę.
 

Ostatnio edytowane przez BrodaPL : 08-03-2010 o 17:47. Powód: Cyrus nie zostawił by M60 :) sprecyzowanie "pojemności" cabrioletu i ilości pozostałego wam czasu.
BrodaPL jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172