Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 11:44   #83
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Nie mógł spać. Stan w jakim się znajdował można było nazwać raczej czuwaniem, niźli snem. Choć oczy miał zamknięte a umysł przyćmiony, to jednak był świadomy, słyszał każdy szmer w pomieszczeniu, w którym odpoczywali, słyszał każde trzaśnięcie okiennic strażnicy i każde skrzypnięcie gałęzi okolicznych drzew. Gdy piorun uderzył nieopodal rzeki zerwał się jakby do chaty wbiegło stado goblinów. Dyszał ciężko. Stres związany z całą podróżną odcisnął ogromne piętno na jego psychice. On sam miał świadomość, że nie jest już tym kim był przed tamtą feralną nocą, gdy pod jego leśniczówkę zbliżyły się zwierzoludzie. -Chodź no tu do mnie...- szepnął do psa, który na łodzi towarzyszył dwójce szabrowników. Ten zaś jakby tresowany na sztuczki a nie do boju z pokorą podszedł do Gustawa i usiadł koło niego wlepiając wielkie ślepia gdzieś w okiennice. Drwal pogłaskał psa za uszami i poklepał po boku. Noc ciągnęła się niemiłosiernie. Nie mógł doczekać się świtu.

Gdy ten nastał, okazało się, że wijące się macki chaosu i w tej krainie pozostawiły po sobie ślad. -Gdzie... Gdzie są ciała?- spytał zdziwiony drwal. Dwa trupy, które zabrali ze sobą na pokład by godnie je pochować zniknęły. Mężczyzna przełknął ślinę i pokręcił głową. -Sigmarze chroń nas...- prosił szeptem. W końcu wszyscy weszli na łódź i ruszyli dalej. Gustlik usiadł wygodnie i w końcu poczuł ten spokój, którego nie zapewniła mu noc. Spokojne, rytmiczne kołysanie nużyło go aż w końcu usnął. Gdy się obudził słońce oślepiło go swoimi promieniami. Drwal przeciągnął się i opłukał twarz wodą z rzeki. Był głodny a racje podróżne powoli im się kończyły. Południem obserwował kompanów i to w jaki sposób na nich odbiła się podróż. Byli od niego silniejsi. Takie przynajmniej stwarzali pozory. Dziwił go Rudiger, a dokładnie niewielka rana, której wcześniej nie zauważył. Być może to po walce z oprawcami na trakcie.

***

-To łodzie.- rzucił Gustaw, który akurat stał przy burcie spoglądając w przód. Po chwili jeden z szabrowników krzyknął w panice i począł wyrzucać za burtę skradzione wcześniej rzeczy. Na pierwszy ogień poszły przedmioty które najbardziej ceniłby sobie Siegfried, czyli świątynne fanty. -Co robisz matole?- zrugał go Gustaw, mając świadomość, że po pierwsze jest to jawne bluźnierstwo, a po drugie wyrzucając to do wody, mogą zwrócić na siebie więcej uwagi, niż jakby zostawili to na łodzi. Gustlik wartko obejrzał się na łodzie. Nikt chyba nie zauważył wyrzuconych rzeczy. Kilka chwil później okazało się, że nikt nie ma wobec nich wrogich zamiarów. Co prawda z racji jakiegoś przykazu, władcy tych ziem nakazano im opuścić łódź, oddając ją wojskom, ale to nie było takie straszne. Ponadto jak się po chwili okazano, pozwolono im zabrać wszystkie rzeczy z pokładu.

Leśnik bez namysłu złapał bojowy młot Siegfrieda i zeskoczył z łodzi, na brzeg. Świętą księgę i symbol Sigmaryty miał schowany w plecaku kleryka, który też zabrał. Wyglądał dość dziwacznie. W jednej ręce trzymał swój dwuręczny topór, w drugiej zaś bojowy młot o gabarytach nie odstępujących pierwszej sztuce broni. -Trza sobie przypomnieć, jak to jest korzystać z nóg...- rzucił żartobliwie Gustaw, co ostatnimi czasy nie było do niego podobne. Dwójka flisaków prowadziła, znali drogę pozostali zaś niczym szkolna grupa dzieci ruszyli w ślad swych przewodników ufając ich rozeznaniu w terenie. Kilka godzin później dotarli do fortu. Robił wrażenie. Wokoło trwały prace nad karczowaniem okolicznych drzew. Widząc nieudolność pracujących przy zadaniu mężczyzn Gustlik nie mógł się powstrzymać. Podszedł spokojnie do jednego z młodszych drwali i położył mu dłoń na ramieniu. Ten lekko zdziwiony spojrzał na brodatego starca nie wiedząc co powiedzieć.

-Spójrz chłopcze. Źle trzymasz siekierę. Masz ręce za daleko od siebie, jeśli złapiesz obiema dłońmi koniec drzewca, to wyprowadzisz większy zamach i wkomponujesz w cios więcej siły.- rzekł odkładając na bok bojowy młot Sigmaryty i prezentując opis swoim toporem. Jednym, potężnym uderzeniem odrąbał znacznie większy kawał pnia, niż młodzieniec, który nie wiedział jak to się robi. -Musisz jednak uważać, by nikt obok ciebie nie stał, bo biorąc taki zamach możesz kogoś zabić. A jeśli któryś z twoich kolegów jest leworęczny, niech stanie obok Ciebie i możecie rąbać na zmianę.- rzekł, po czym poklepał młodziana po plecach, zabrał młot i dołączył do czekającej na niego reszty. -Darujcie. Nie mogłem się powstrzymać.- wyjaśnił. Cała grupa w końcu weszła do dolnych partii twierdzy. Jak widać tutaj roiło się od przyjezdnych osób, które szukały tu schronienia.
-Idę oddać rzeczy Sigmaryty. Znajdę was potem.- zwrócił się do Rudigera.

-Możecie się stracić, nic na was nie doniesiemy.- obiecał dwójce szabrowników.
-Dziękujemy...- rzucił ten, który na samym początku ich znajomości próbował okłamać spotkaną grupę.
-Jakbyście czegoś potrzebowali, to spędzimy tutaj kilka dni.- oznajmił drugi. Gustaw kiwnął głową i ruszył w swoją stronę, lecz zatrzymał się, gdy kątem oka dostrzegł czworonoga, biegnącego obok jego nogi. Drwal wejrzał na psa a ten spojrzał na twarz drwala. -Chcesz iść ze mną?- spytał a pies nadstawił uszy i przekręcił lekko łeb w bok. -Ile chcecie za niego?- rzucił w stronę flisaków. Jeden spojrzał na drugiego i w końcu jeden zabrał głos
-To bojowy pies, szkolony do walki i polowania...-
-Ile pytam.- powtórzył stanowczo chcąc usłyszeć konkretną odpowiedź.
-Pięć złotych krążków.- odrzekł w końcu Lars. Gustlik pokręcił głową i sięgnął ręką do kieszeni, w której miał mieszek z pieniędzmi. Wyciągnął z niego pięć monet i wręczył je flisakowi.
-Rudiger mnie zabije...- skomentował pod nosem i ruszył w głąb osady. -Fifi... Kto Cię tak nazwał?- odezwał się do psa, a ten zaś maszerował dumnie obok swego nowego właściciela, którego zdążył bardzo polubić w czasie rejsu łodzią. -Nazwiemy cię... Burza! Podoba Ci się?- spytał znów psa, a ten raz jeszcze wejrzał się na pana i wydał z siebie dziwny pomruk jakby niezadowolenia. -To dobrze, że ci się podoba.-

Gustaw lekko kłaniał się każdemu mężowi w szarej szacie, z świętym symbolem Sigmara na szyi, w towarzystwie czarnych psów. Słyszał o takich osobnikach. Jedni twierdzili, że są łowcami czarownic, inni że to inkwizytorzy. Jedno było pewne. Z całą pewnością szukali jakichkolwiek oznak chaosu w każdym kto krzątał się po osadzie pod twierdzą.
-Chłopcze. Dostaniesz jedną srebrną monetę, jeśli powiesz mi gdzie znajdę kapłana naszego pana – Młotodzierżcy.- zwrócił się do młodego chłopca bawiącego się pod jedną z chat. Ten miał może trzynaście wiosen. Może mniej.
-Nie wiem, gdzie mieszka, ale codziennie przychodzi do nas i przechadza się ulicami i odwiedza wszystkie kapliczki.- odrzekł lekko drżącym głosem chłopak.
-Wszystkie?- spytał z uśmiechem na twarzy, po czym zgodnie z danym słowem dał chłopakowi monetę do ręki. Drwal wyprostował się i ruszył dalej.
-Mamo! Ten pan dał mi srebrnika! Mamo!- krzyczał chłopiec wbiegający do chaty pochwalić się nagrodą, jaką otrzymał za udzielenie informacji.


Po żmudnych poszukiwaniach Gustaw natrafił w końcu na robiącego obchód kleryka. Ponurą facjatę szpeciła paskudna blizna. Odziany był w szarą szatę z czerwonymi dodatkami. Na jego szyi zaś spoczywał dobrze widoczny, złoty symbol Młotodzierżcy.
-Panie.- zwrócił się do kleryka chyląc czoło. Kapłan spojrzał na Gustawa, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. -Sługa naszego pana – Sigmara sir Siegfried odważny mąż i rycerz oddany Cesarzowi, przyjaciel mój i towarzysz podróży kilka dni temu zginął podczas walki na trakcie. Razem walczyliśmy z oprawcami czyhającymi na nierozsądnych podróżników.- Celowo nie wspominał o gońcu i przesyłce, zgodnie z poleceniem Rudigera. -Ciała jego nie miałem jak tutaj donieść by oddać mu godny pochówek, jednakże zabrałem ze sobą rzeczy jego. Świętą księgę i symbol, oraz ten młot, którym walczył w imię dobra, by oddać je w ręce świątyni.- wyjaśnił.

Kapłan był nieco zdziwiony postawą starca. Wszak każdy inny schowałby święte przedmioty i sprzedał młot.
-Dlaczego mi to przynosisz synu?- spytał kleryk.
-Jestem bogobojnym rzemieślnikiem. W czasach, gdzie śmierć może nas spotkać w każdym miejscu Imperium, trzeba czynić słusznie, by po śmierci trafić do domeny Sigmara. Poza tym jako przyjaciel Siegfrieda byłem mu to winien.- wyjaśnił.
-Dobry z Ciebie człowiek. Kroczysz dobrą ścieżką. Niechaj Sigmar Młotodzierżca spojrzy na Ciebie przychylnym wzrokiem.- pobłogosławił drwala. Ten zaś pokłonił się w podzięce , oddał klerykowi młot, świętą księgę, oraz symbol i odszedł. Niedługo potem odnalazł Rudigera i resztę. Ciekaw był, czy ich dowódca faktycznie pozostawi w tej osadzie kobietę, która mu towarzyszyła całą drogę aż z starej twierdzy Ulrykan. -Oddałem.- zameldował człekowi. -Jeśli nie masz nic przeciwko... Pies zostanie z nami...- poprosił. Co prawda w czasie wspinaczki, trzeba będzie wciągać psa linami, jednak były i dobre strony jego towarzystwa. Zawsze ostrzeże przed niebezpieczeństwem a i na przeciwników rzuci się z zębiskami. Wierzył, że Rudiger mu nie odmówi.
 
Nefarius jest offline