Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 12:21   #15
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Cholera, wiadomo było, że kiedyś się zacznie, wiadomo... A mimo wszystko jestem zaskoczony.
Trzeba było się tak nie upierać przy tej złudnej perspektywie bezpiecznego noclegu. A tak to fora ze dwora, moje gołąbeczki, zapraszamy na zimny prysznic.
W mordę, czym ja się teraz zajmuję!? Zamiast myśleć o tym, że jesteśmy w kropce powinienem działać.


Rozpędzony samochód wyrżnął na ziemię, właśnie wtedy, kiedy buch wyciągał z torby drugi pistolet. Widok czołgających się ludzi, wlokących za sobą połamane nogi, plujących krwią, a jednak walczących do samego końca coś w nim obudził.

Kurwa mać, nie mogę bezczynie gapić się na tych ludzi.

Mężczyzna ostatni raz obejrzał się za siebie. I to był jego błąd. Lepiej było chyba nie widzieć tego skaczącego zombiaka. Kreatura pędziła wprost na niego i Maksa.

Co robić, co robić? Nie zostawię go przecież tutaj samego i nie pobiegnę do tamtych. Kurde, dlaczego tow wszystko jest takie trudne!? Dlaczego nie wystarczy posłać kulki jakiemuś głodnemu zombie i grzecznie pójść spać?

- Maks, czekaj, aż się zbliży. Wtedy walmy. - Litwin wycelował broń, sięgając jednocześnie po swoją torbę z medykamentami, którą przerzucił przez ramię.

O ile to ścierwo nas nie zabije, to na pewno przyda się trochę plastrów.
Na jego twarzy zawitał uśmieszek. Butch wiedział, że nie może się bać, starał się więc myśleć o czymś innym.

Potrzebują mnie, nie mogę dać się rozszarpać.

Butch nadal nie widział sensu w tym, co robił. Zabiją tego huntera i co później? Wskoczą w wóz i oddalą się od zagrożenia i od kompanów? Rzucą się w stronę wieży, zachowując jeden pocisk dla siebie? Zdołają go użyć? A jeżeli dobiegną do reszty, to co wtedy? Nie dadzą rady wszystkim zombie.

Nie ma co tracić czasu.

- Maks, zmiana planów, improwizuj. - Butch liczył na to, że towarzysz broni zdoła utrzymać przy życiu i siebie i jego. - I... osłaniaj mnie.
Litwin pędem rzucił się w stronę zniszczonego busa uciekających od zombie. Najważniejsze było w tej chwili ocalenie tych, których dało się jeszcze ocalić.
Piasek trzeszczał pod podeszwami jego czarnych, skórzanych kowbojek, skórzana kurtka skrzypiała specyficznie. Przy każdym kroku czuł, jak torba z medykamentami głucho uderza o jego biodro.
Biegł tak w skwarze słońca, czując zapach krwi, coraz bardziej zbliżając się do busa i do zombie.

Trzeba było więcej biegać za piłką, a nie stać za stołem operacyjnym. Może wtedy miałbym jakieś szanse.

Zostało mu tylko kilka kroków, wszędzie była krew, słyszał i czuł już zapach zombie. Okropnie śmierdziały.

Teraz spokojnie. Jeżeli nie zwrócę na siebie ich uwagi, to wszystko powinno jakoś pójść.

Jego kroki nagle stały się lekkie, szedł już wolniej, lecz już po chwili znalazł się koło samochodu.
- Jest tam kto? Pomogę wam, odpowiedzcie. - Buch powiedział, zaglądając do wnętrza samochodu.
Brak odzewu. Pewnie w aucie nie ma żywego ducha, ale Butch musiał to jeszcze sprawdzić.

Przez rozbitą szybę widać było wiele. Krew, skrawki ubrań, porozrzucane wszędzie kawałeczki szkła, Litwinowi zdawało się nawet, że widział niejednego zęba, lecz nigdzie nie było ludzi.

Dobra, lets get ready to rumble, moi nieumarli koledzy.

Kiedy wszystko miało już pójść jak z płatka, Butch zorientował się, że nie ma najważniejszego: źródła ognia.

Kurwa jego mać! I po co było rzucać palenie? Wcale nie wyjdzie mi to na zdrowie...

Litwin beznadziejnie szamotał się w poszukiwaniu zapalniczki. I wtedy zdarzył się cud z bocznej kieszeni kurtki wyciągnął... małą zapalniczkę benzynową!

Jak mogłem o niej zapomnieć? Jeżeli dzisiaj nie osiwieję, to chyba już zawsze będę szatynem.

- Kocham cię, malutka. - Szepnął przyciskając zapalniczkę do ust.
Litwin mocno chwycił kraniec swojej koszulki. Ulubionej koszulki oczywiście, bo co to by był za dramat, gdyby miał na sobie zwyczajną szmatę?
Jedno silne rozwarcie ramion wystarczyło, aby tkanina puściła, poddając się kompletnie woli Butcha. Po chwili mężczyzna dzierżył już nielichy kawałek zwiniętego materiału.

Dopomóż, Boże. Teraz, albo nigdy.

Litwin zamknął oczy i położył dłoń na zamknięciu baku. Korek ustąpił pod naporem dłoni Litwina. Benzyny było akurat.
Zamoczenie szmatki z obu stron w paliwie nie zajęło m więcej czasu, niż wypowiedzenie zdania "zamaczam szmatkę w paliwie", toteż już po chwili był gotowy.

Ten złom i tak daleko już by nie pojechał

Szmatka cicho opadła na dno zbiornika paliwa, jej mokry koniec spoczywał w ręku Butcha.
Wyczekiwanie było najtrudniejsze. Wiedział też, że musi zwrócić na siebie uwagę.
- Chodźcie tu, trupolce! - Ryknął w stronę zombie i opróżnił jeden magazynek. Starał się celować idealnie w głowy.

Moment, jeszcze tylko moment.

Odległość między Butchem a zmobie drastycznie się zmniejszała. Po paru chwilach mężczyznę dzieliło od nich już około dwudziestu metrów.
- Gińcie, skurwiele! - Krzyknął w ich stronę i podpalił szmatkę.

Litwin biegiem rzucił się do ucieczki. Gnał w stronę wieży.
- Maks, spierdalajmy, tu nie mamy szans. - Krzyknął ochrypłym głosem i podbiegł do rannych uciekinierów.
Mówił coś o tym, że im pomoże i żeby szli za nim, po czym wziął pod ramię tego, który miał największe problemy z chodzeniem i pomknął w stronę wieży.

Wybuchnij, kupo złomu. Błagam cię, wybuchaj wreszcie!
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 19-02-2010 o 16:32.
Minty jest offline