Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 15:13   #26
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Narada przebiegła w miarę szybko, a co najważniejsze, zaproszeni goście zgodzili się wziąć udział w przedsięwzięciu. Niektórzy srali po nogach na dźwięk słowa „Cytadela”, ale w końcu się zgodzili. Zresztą, kto by się nie zgodził, mając przed nosem okazję do zarobienia takiej kapusty - w końcu za coś trzeba żyć w tym popieprzonym mieście.

Gdy wszyscy wyszli, detektyw siedział jeszcze chwilę na kanapie rysując w głowie wstępny plan ataku na „Oxide” – jeżeli element zaskoczenia wypali, powinni szybko wydostać stamtąd przyjaciółeczkę Lance’a i się ulotnić. Tylko dlaczego Travis miał dziwne przeczucie przeszywające trzewia, że coś może pójść nie tak? I to nawet nie chodziło o współpracowników… Golem może i był szalony, ale nie głupi i zawsze można było na niego liczyć, tak samo jak na Johna. Nawet o kwestię nowych znajomych był spokojny… Skoro Hash polecił Mike’a, to koleś musiał być w porządku i znać się na robocie.

Grady polał sobie kolejny kieliszek Maximusa i wychylił bez popitki. Rozejrzał się po mieszkaniu i przyznał sam przed sobą, że czuł się tutaj co najmniej dziwnie. Każdy kąt przypominał mu córkę i żonę, a niektóre wspomnienia łapały za serce i ściągały do poziomu podłogi. Swego czasu myślał, że niektóre z nich schował gdzieś na dnie własnej mentalności, ale dzisiaj przekonywał się, że niczego nie jesteś w stanie zapomnieć, jeśli to były dobre wspomnienia. Przechylając następny kieliszek widział małą Hayley biegającą z wielkim pluszowym Kubusiem Puchatkiem po salonie, widział też Katharine mieszającą w niewielkiej misce ciasto na piernik. To było inne życie. To było kiedyś…

Przetarł oczy. Musiał być już chyba bardzo zmęczony, albo alkohol zaczął robić swoje, skoro zaczęło to do niego wracać. Zwykle w ciągu dnia nie rozmyślał nad tym, miał zbyt dużo innych zajęć na głowie. Chwycił za telefon i wybrał numer Tony’ego – musiał z nim chwilę pogadać na temat Melissy. Po kilku chwilach ktoś po drugiej stronie odezwał się, ale to nie był głos Sixty. To oznaczało jedno – medyk miał problemy. Grady rozłączył się… cóż, Stitch będzie musiał sobie poradzić sam, w końcu wiedział w co się pakuje. Tylko jeśli naprawdę wpadł, to Travis zastanawiał się, skąd wytrzaśnie takiego fachowca, który w dodatku potrafiłby trzymać gębę na zamku. Ale tym się będzie martwił później.

Nagle usłyszał charakterystyczny dźwięk domofonu. Standardowo chwycił za broń i podszedł powolnym krokiem do wyświetlacza. Gdy zobaczył gębę Gibsona, aż przeklął pod nosem. Co ten pajac tutaj robił? Gdyby wpadł parę minut temu, zastał by niezłą śmietankę przy stole. I zapewne to by był ostatni widok w jego posranym życiu. Grady nacisnął guzik i po wymianie kilku „grzeczności” wpuścił gliniarza do środka.

- Więc czemu zawdzięczam twoją wizytę, Gibson? – Travis usiadł na kanapie i polał sobie kieliszka.
- Widzę, że miałeś tu jakąś grubszą imprezę, Grady. – czarnoskóry policjant wskazał lizakiem na stojące na stoliku kieliszki.
- A co? Nie wolno popić ze znajomymi? – zapytał detektyw uśmiechając się szyderczo. – Kumplowi się córka urodziła, a nie miał gdzie wypić, więc posiedzieliśmy u mnie.
- Jakbym cię nie znał… Kłamiesz jak zwykle. – mruknął Gibson.
- Czyli mnie nie znasz. – Travis wychylił z kieliszka. – Więc po co wpadłeś? Bo chyba nie na strzemiennego?
- Pani Prezydent chce wiedzieć, jak idą poszukiwania. – rzucił grobowym tonem łysy gliniarz.
- Powoli do przodu. – odparł Travis.
- Nie graj ze mną, Grady. Jestem tu z jej polecenia i chcę wiedzieć wszystko.
- „Wszystko”, to sobie możesz w dupę wsadzić. Zacznij od tego lizaka, bo mnie wkurwia. – rzucił zupełnie spokojnie detektyw.
- Jeszcze jeden taki tekst a cię zamknę na czterdzieści osiem.
- A od kiedy ty się stałeś taki wrażliwy, Wes? No nie mów, że Ann cię zmiękczyła?
- Nie cwaniakuj, Grady, w końcu masz w tym swój interes, żeby ci Azjaci się znaleźli. – Gibson uśmiechnął się krzywo.
Travis rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- Tak jak mówię, poszukiwania idą do przodu. Zlokalizowałem potencjalne miejsce, gdzie mogą przebywać.
- Mów.
- A-a-a. – pokiwał palcem. – Tajemnica zawodowa.
- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić swoją tajemnicę?
- To ciebie wynajęła, czy mnie? Zakładając twoje metody działania, to pewnie byście ich odnaleźli za dwadzieścia lat. – Travis uśmiechnął się szyderczo. – Spokojnie, piesku, jak się znajdą, to dam wam znać. Wtedy spuścisz swoich ludzi ze smyczy.
- Mówiłem, żebyś nie przeginał.
- I co mi zrobisz? Zamkniesz mnie na te swoje czterdzieści osiem? Śmiało. Ale wtedy śledztwo na pewno nie pójdzie do przodu. A chyba nie chcesz, by Ann się o tym dowiedziała, nie? W końcu to ona mnie wynajęła i odpowiadam przed nią… Albo przed jej kukiełką - niejakim Viciousem. – Travis grał, a był w tym naprawdę dobry. Nie było powodu, by Gibson dowiedział się, że Grady i Lance znają się nieco na stopie prywatnej.
- Zostając przy Viciousie. – gliniarz zmienił temat. – Przyjechał do ciebie z niejaką Melissą Wade. Kobieta nie żyje, wiesz coś o tym?
- Pierwsze słyszę. – kłamał z twarzą pokerzysty polewając sobie wódki do kieliszka. – Jestem od odnajdowania ludzi, zabójstwa mnie nie interesują.
- Ale była z nim u ciebie.
- No była, była. A potem wyszli z Viciousem. Ja zostałem w biurze. To jego pytaj, kto ją zastrzelił.
- A skąd wiesz, że została zastrzelona?
- Gibson, w jakim ty świecie żyjesz? W tym pojebanym mieście możesz zejść na trzy sposoby – przećpasz się, wylecisz w powietrze, albo dostaniesz kulkę. W przypadku pani bądź panny Wade sposób w jaki zginęła wydaje się prosty do odgadnięcia, zwłaszcza, że pracowała dla Ann. Poza tym gadasz z ex-gliną, więc po co takie pytania? – Grady uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że zbił Gibsona z tropu.
Gliniarz odchrząknął, wyciągnął z kieszeni niewielki palmtop i coś zanotował. Chwilę później spojrzał na detektywa.
- Znasz niejaką „Małą”?
- Pierwsze słyszę. – Travis pokręcił głową.
- Przestań, kurwa, ściemniać! – warknął Gibson.
- Nie ściemniam! – detektyw poderwał się do góry, stając z nim twarzą w twarz. – Nie znam dziewuchy, zajmuję się tylko tymi, za których mi płacą. Jak chcesz się czegoś dowiedzieć, to poszukaj na ulicach, a nie przychodzisz do mnie i drzesz mordę w moim własnym domu.
- Kiedyś to nie był twój dom.
- Kiedyś nie byłeś sprzedajną dziwką.
- I kto to mówi! – podsumował Gibson, po czym bez pytania polał sobie kielonka, wychylił i skierował się do wyjścia. – Jak będziesz coś wiedział, to daj mi znać. Ann chce mieć świeże wiadomości na temat postępu śledztwa.
- Spierdalaj! – warknął Grady i usiadł na kanapie.
Po chwili usłyszał trzaśnięcie drzwiami i gromki śmiech na klatce schodowej.

Grady skrzywił się, po czym polał sobie do kieliszka i włączył radio. Akurat grali kawałek grupy New Metallica – „Sanitarium”. Detektyw podszedł do okna. Światła miasta sprawiały niesamowite wrażenie na tle ciemnego nieba. Na chwilę zatrzymał się, by nacieszyć oczy niesamowitym widokiem, przywołując w myślach kilka wspomnień.


Chwilę później wybrał numer Hasha. Nikt się nie zgłaszał, więc zostawił mu wiadomość.
- Płotek, na wszelki wypadek zmień gniazdko. Był u mnie największy z psów, pytał o twoją przyjaciółkę. Nalot na ciebie nie był przypadkowy, przemieszczaj się. I gdyby podsłuchiwali, wywiedź ich w pole, z twoimi umiejętnościami nie zajmie to dużo czasu. Czekam na informacje na znany nam obu temat. Powodzenia. – rozłączył się.

Próbował też dodzwonić się do Golema i Johna, jednak obaj nie odbierali. Grady zrzucił to na karb „obowiązków” jakie obaj panowie mieli każdej nocy. Z pewnością odezwą się potem, jak już przelecą kilka dziwek, wyleczą kaca i zwieją przed glinami. Niepotrzebne skreślić.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline