Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 15:21   #117
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Mewy, choć nie darły się swoim zwyczajem w dzikiej podniebnej pogoni za kawałkiem wyrzuconej na przystań ryby robiły strasznie dużo hałasu. Tupały. W ciężkich, żelazem podkutych butach, z dziką satysfakcją bębniły zamaszyście po wyślizganych deskach rzecznej przystani na Reiku. Ignorowały porzucone przez rybaków rybne ochłapy. Nie zwracały uwagi na przycupnięte po dachach i parkanach ogłupiałe ze zdziwienia koty, nawet na próbujących przeciskać się między nimi dokerów, tylko waliły złośliwymi krzywymi nóżkami w pomost. Butnie zadzierając w górę dzioby z łomotem przechadzały się po przystani w tę i z powrotem i tupały, tupały, tupały...

Jęk. Jeszcze jeden. Kolejny.
Otworzył oko. Kąt znajomej izby. Znajome rysunki ostrzem noża wydłubane w kamieniu ściany, kółko zdezelowanego wózka, przewrócony ceber, komin z zawieszonym nad wygasłym paleniskiem kociołkiem. Leżał na brzuchu wprost w błocie klepiska, bo tylko nogi sięgały siennika. Ptaki dalej z wściekłością tupały po dylach pomostu. Czy klepkach gontów? Nie ważne. Czuł się jak po torturze. Usta i gardło były suche i jałowe jak piaski pustyni, a z głowy sterczał wbity sztylet. Musiał tam być. Pić!! Poruszył się. Oprawca z wprawą przekręcił wbity w głowę sztylet. Ból eksplodował w czaszce i pomknął w dół kręgosłupa. Jęk. Ból i jęk.
Zdecydował, że nie będzie wstawać. Zamknął oko. Wody, wody...jęczało całe ciało.
Zza przymkniętych drzwi dobiegały męskie głosy -...no i jedną zgubił a drugą zepsuł! Ha, ha, ha!! Czemu oni tak krzyczą? Ptaki waliły pazurami po dachu, spadające z okapu krople wody z łomotem rozbijały się o podwórzec, a pająki właśnie dziś urządziły sobie zawody biegacze. Co się stało? Obolały umysł z trudem wyłowił wspomnienie zakapturzonej postaci. Voutrin! Szczupła twarz człowieka o długich włosach. Wąskie usta w zaciśniętym uśmiechu. Setki świec i znikający w półmroku cięty w krysztale kielich z rubinowym płynem. Wino!! Uczta! Obrazy eksplodowały pod czaszką bolesnym wspomnieniem. Jagusia. Postać w kapturze. Schody. Okno i burza. Dziki trzepot skrzydeł i śmiertelna maska upiora. A potem świece. Całe setki. I lustra w rzeźbionych ramach, i twarze. Młodej, atrakcyjnej kobiety i starca. Już wiedział. Przypomniał sobie toasty, kolejne puchary spełniane z ochotą i do dna, po kislevsku. I własne nogi wleczone po stopniach schodów. I tyle? Jeszcze rozmowy przy stole. O schwytanym bandycie i mścicielu, co przybywa na zamek. I o zadaniu, jakiego się podjął. Miał napisać historię człowieka - mściciela? Po co? Goniące myśli zatoczyły koło i wróciły do początku. Pić!!
Organizm wołał pomocy. Wilgoci! Choć odrobinę.
 
Bogdan jest offline