Wątek: Trudna Sprawa
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 23:43   #204
Lotar
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Pozbywamy się NPC PART I

- Hej, Sir! Zdaje się że tu w stajni ktoś się chowa! – Krzyknął któryś z marienburdzkiej milicji. Mężczyzna wskazywał palcem na masywne, drewniane drzwi stajni równocześnie patrząc pytającym wzrokiem na Gzysta.
Wyższy rangą milicjant spojrzał na oddalający się dyliżans, a razem z nim gdzieś wyparował kapitan Waitz. Teraz to on tu rządził, więc musiał podjąć decyzje co robić dalej.
- Więc na co czekasz? Właź do środka i sprawdź kto to!
Młody strażnik nie palił się do otwierania drzwi i szukania czegokolwiek. Ostrożnie dotknął metalowej obręczy służącego klamkę. Wystarczyło tylko pociągnąć, a wrota się otworzą. Jednak sam Sigmar wie co może być po drugiej stronie. Mężczyzna pożałował, że się wychylił i zasugerował sprawdzenie tej przeklętej stajni. Tam może być osoba odpowiedzialna za masakrę w nie mniej przeklętej karczmie, za te wszystkie ciała, za żywoty które są teraz sądzone na łonie ogrodów Morra. Ta kupa mięcha i litry krwi, które wywołały u mężczyzny torsje to mogła być sprawka osoby, która kryła się za drzwiami. Ale równie dobrze w strasznej karczmie nie musiało być nikogo, albo wręcz przeciwnie jakiś kurdupel szczający w gacie i na myśl stróżów prawa Wolnego Miasta Marienburga.
- Dobra, nie pękaj Johan będzie dobrze. – Powiedział sobie milicjant, czując napięcie w powietrzu. Gzyst zaczynał się niecierpliwić, a wtedy robił się nieprzyjemny.
Głęboki wdech i mężczyzna naparł na drzwi. Drewniane wrota poruszyły się, szurając przeciągle po ubitej ziemi. Johan wszedł do środka. Powoli, spokojnie i bardzo rozważnie. Lekko zgarbiony, na zgiętych kolanach poruszał się powoli w głąb stajni. Był bardzo spięty. Czujny, ale spięty. Swoimi zielonymi oczami rozejrzał się po pomieszczeniu. Pomieszczenie było znacznie mniejsze niż wyglądało to z zewnątrz. Udeptanym chodniczkiem dochodziło się na sam środek stajni, a z tamtego punktu na wprost, po lewej i prawej rozchodziły się korytarze z boksami dla koni i wozów. Johan nie słyszał żadnych odgłosów typowych dla koni więc wnioskował że stajnia była kompletnie pusta. Przynajmniej nie było w niej żadnych zwierząt, ale czy ktoś nie chował się w ciemnych zaułkach pomieszczenia?
Johan doszedł już prawie do środka. Czuł każdą krople potu ściekającą po włosach na czoło i oczy. Napięte mięsnie i stawy zaczynały protestować, mężczyźnie coraz bardziej chciało się rozluźnić i wyprostować. I zrobił to, ale nie z własnej woli. Dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie zmuszając go do szybkiego obrócenia się. Coś za nim trzasnęło, wydawało się że gałązka.

Ale na szczęście to nie było nic strasznego. Johan zapomniał o swoich towarzyszach Jurgenie i Wolfgangu. Ci cały czas byli za jego plecami. Jak to jest, że nie usłyszał ich kroków albo sapania, przecież Jurgen zawsze ciężko sapał.

Nagle znowu coś usłyszał. Znowu się obrócił, ale nic nie zobaczył. Johan i jego towarzysze przywarli do siebie, na środku stajni. Takie ustawienie pozwalało na obserwowanie prawie wszystkich miejsce z których mogło nadejść zagrożenie. Teraz mężczyzna słyszał dobrze sapanie Jurgena i czuł jak bardzo spocone są plecy jego ziomków. Sam błądził wzrokiem szukając źródła hałasu. Nagle niepokojących dźwięków zrobiło się więcej. Przypominały kamienie odbijające się od drewna, ale strażnicy nie widzieli żadnych okrągłych pocisków. Tylko dźwięki, które dochodziły to z lewej, to z prawej.
- Kurwa! Duchy! – Jęknął Wolfgang i odłączył się od grupy. Biegł co sił w kierunku wyjścia.
- Wolfy! Nie cykorz! Wracaj!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mężczyzna rozpędzony niczym Pędziwiatr zatrzymał się jeszcze szybciej. Johan był pod wrażeniem swoich umiejętności przywódczych, ale coś mu nie pasowało. Wolfgang jęczał cicho, odwrócony plecami do towarzyszy.
- Wolfy?
Nagle strażnik padł na ziemie, a raczej trzeba było powiedzieć że jego ciało padło. Bo tak powinno nazywać się zwłoki. Dwaj pozostali milicjanci z przerażeniem spostrzegli ośmioramienną, metalową gwiazdę utkwioną w piersi kolegi.
- O cholera! – Wrzasnął Jurgen. – Co teraz Johan? Co robimy? Przecież on nas zabije! Przecież on nas…
- Zamknij mordę. Złapiemy go słyszysz! – Tłumaczył mężczyzna. – Złapiemy cię sukinsynu!
Nagle coś zleciało z sufitu wprost na Jurgena. Wydawać by się mogło, że to wielki orzeł, ale to był człowiek. Niestety…

Postać z łopoczącymi połami białego płaszcza spadła na towarzysza Johana niczym grom z jasnego nieba. Pięści ściśnięte mocno razem opadły na kark Jurgena, a w ciszy stajni usłyszeć można było niemiłe chrupnięcie. Johan nie wiedział czy Jurgen czy jego ciało padło na ziemie, ale wiedział, że teraz będzie musiał zmierzyć się z istnym zabijaką. Nawet nie wiedział kiedy w jego dłoni pojawił się rapier. Szybko drugą, wolną ręką wyszarpał zza pasa pistolet i naciągnął kciukiem kurek. Jednak nie zdążył strzelić w kierunku zabójcy.

Ashin w mgnieniu oka złapał za ramie w którym strażnik trzymał samopałe. Uniósł ją do góry, spodziewał się, że jego ofiara przestraszy się jego zdecydowanego ruchu, spanikuje i strzeli byle gdzie, wolał żeby wystrzelił w górę. Skrytobójca zauważył kątem oka, że druga ręka zamierza się do wykonania cięcia rapierem. Ashin szybko dobył sztylet i odbił szermiercze uderzenie milicjanta. Następnie silny kopniak w brzuch skosił Johana z nóg, a łokieć w potylice powinien skutecznie zamroczyć przeciwnika. Ashin już zamierzył się do dobicia nieszczęśnika używając swojego mechanizmu zamontowanego w ręce.


Jednak zabójca poczuł dziwny chłód na szyi. Chłód stali – bardzo ostrej stali. Oczy Ashina powędrowały na dół i ze zdziwieniem zobaczył że ktoś przyłożył mu ostrze do szyi.
- No, no, no fajne masz zabaweczki. Może przyjrzymy się im na posterunku? – Zabrzmiał głos Gzysta. – Tylko spróbuj tego użyć, a utnę ci te łapsko…
 
Lotar jest offline