Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2010, 18:12   #85
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie spał za wiele tamtej nocy. Jego mózg pracował zbyt mocno, zwłaszcza po tym, jak zauważyli te dwie dziwne istoty. Zimny dreszcz przebiegł przez jego kręgosłup, ale to nie mogły być wampiry. To nie mogła być ONA! Przede wszystkim dlatego, że nie była sama. Odetchnął trochę, ale bardzo niewiele, gdyż tak czy inaczej, to coś sprawiało, że byli zagrożeni. Dlatego spał mało, a gdy już spał, przyszła do niego. Pierwszy raz od czasu twierdzy wyznawców Ulryka, ale tym razem nie przyniosła mu niepohamowanej żądzy. Tym razem przyniosła mu całkowite spełnienie, tak jak dawniej, gdy dopadała go w drodze. Obudził się zlany potem, z niewidzącymi oczami i kawałkiem drewna w dłoni. Drżał, niemal szczękając zębami. To musiało się skończyć! Musiał się od tego jakoś uwolnić, wiedzieć, że umie się przed nią obronić. To sobie postanowił, wstając rano. Nawet nie zarejestrował faktu, że Agnes nie podjęła kolejnej próby. Czyżby miała dotrzymać słowa, tak jak i on w idiotyczny sposób próbował zatrzymać wyrzuty swojego sumienia?

Zniknięcie ciał przyjął milczeniem. Marny pogrzeb im wyprawili, ale nie było sensu się nad tym rozwodzić. A wolał nie zgadywać do czego potrzebne były ciała tym stworom, które widzieli w nocy. Może dzięki temu nie zaatakowali ich samych? Zresztą Rudiger już dawno temu przyznał się przed samym sobą, że nie wierzy w potrzebę zachowywania i grzebania ciał, bowiem dusza uchodzi z nich już w chwili śmierci. Można by je chociażby palić, a nie dawać robakom jeść. Oczywiście grzebanie trupów i budowanie im grobowców całkiem mu z drugiej strony odpowiadało, ale to była druga strona monety. Nie przejął się więc zniknięciem zwłok. Nawet oszczędziło im to problemów.

Konfiskata łodzi byłą tak na prawdę do przewidzenia, ale nikt nie wpadł na pomysł ukrycia jej gdzieś przy brzegu i reszty drogi pokonania pieszo. Nikt z jego towarzyszy na pewno nie chciał, a flisacy myśleli tylko o sprzedaniu łupów. Stracili przy okazji i to i to, za to udało im się przeżyć. Nie ma to jak widzieć pozytywy. Rudiger nie stracił osobiście na tym zupełnie nic, więc bez słowa opuścił towarzystwo szabrowników, zupełnie nie przejmując się ich stratą. W końcu dotarli do jakiegoś ludzkiego osiedla! I to całkiem sporego, biorąc pod uwagę ilość napływowej ludności. W karczmach wydawało się, że nie ma już miejsc, toteż na początku zadomowili się w jednym z namiotów i każde z nich zajęło się swoimi sprawami. Rudiger miał zamiar podchodzić do wszystkiego po kolei. Odciągnął Agnes na ubocze.
-Dotarliśmy do osady. Jesteś wolna, możesz iść gdzie zechcesz.
Spojrzała mu w oczy, twardo, buntowniczo.
-Nie jestem głupia. Nie mam pieniędzy. A ty... ty jesteś inny niż na początku, niż tam... w tym zamku. Tutaj mogłabym zarobić i przeżyć tylko w jeden sposób... a prawie każdy by był gorszy. Ty... zgwałciłeś mnie, ja próbowałam cię zabić. Nie zostaniesz w tym forcie, prawda? Czy możemy uznać, że rachunki są wyrównane? Chcę zostać, przynajmniej dopóki będę mogła, gdy dotrzemy do dużego miasta.
Zaskoczyła go. To była najdłuższa przemowa, jaką wygłosiła, odkąd w ogóle się spotkali. Była silniejsza i mądrzejsza, niż mógł się spodziewać. Ale życie zaskakiwało, prawda?
-Wtedy nie panowałem nad sobą. To może się powtórzyć. A będę chciał, byś trzymała się blisko. Na pewno tego chcesz?
Nie odpowiedziała, ale wyczytał odpowiedź w jej oczach. Były bystre, chociaż zmęczone. Jak wiele płakała, gdy nikt nie patrzył? Spuściła wzrok.
-Jeśli obiecasz mi, że kiedyś mi wytłumaczysz kim jesteś i czemu sobą nie byłeś.
Parsknął, ale nie powiedział nie. Rozejrzał się dookoła. Nie mogli tu zostać, tłumy nie były wskazane, zwłaszcza w nocy. A on nie ufał większości ludzi. Westchnął i wskazał kobiecie ich rzeczy.
-Zostań tutaj, poszukam nam lepszego miejsca. Zostaniemy tu te trzy dni.

Zanim zdążył wyjść, wrócił Gustaw. Rudiger wzruszył ramionami na jego słowa.
-Ucieczka w zasadzie się skończyła. Możesz robić co uważasz, chyba, że będziemy podróżować dalej. Ale pies w niczym nie przeszkadza, jeśli nie będzie gryzł nas wszystkich.
Brodaty starzec uśmiechnął się lekko. Cieszyła go reakcja oficjalnego dowódcy grupy uciekinierów do której należał. -Co teraz zamierzasz robić? Chcesz tu zostać? Znaczy w tej twierdzy?- spytał. Miał świadomość, że każda twierdza prędzej czy później upada, kluczową kwestią jest tylko czas.
-Te trzy dni. Ciekawią mnie ci ludzie z kołkami... nie pytaj teraz dlaczego. Potem ruszam dalej, tu nie jest bezpiecznie. Za blisko wojny.
Gustaw kiwnął głową.
-A więc za trzy dni odnajdę Cię. Jakbyście mnie szukali to będę w gospodzie Ostatnie Tchnienie. Ponoć mają tam jeszcze wolne pokoje.-
Rudiger skinął potwierdzająco. Uścisnęli sobie dłonie.
-Przekażemy to wszystkim, za trzy dni w gospodzie. Wtedy zadecydujemy.
Dziadek odszedł w swoją stronę, a Rudiger najpierw odszukał Barglina i Blaisa, przekazując im informację o miejscu spotkania.

W karczmach teoretycznie nie było już miejsc, chyba, że we wspólnej izbie, na podłodze - to jeszcze dało się wytargować całkiem łatwo. Ale mężczyzna nie wierzył w to, że nie zostawili sobie innych możliwości, dla tych, których było na nie stać. Dlatego najpierw obszedł osadę, zadając bezpośrednie pytania i przy okazji badając teren. Ludzie z kołkami zwracali na siebie uwagę, zwłaszcza uwagę Rudigera. Paskudna gula zbierała mu się w żołądku, ale zwalczał ją ze wszystkich stron, rozglądając się wokół. Był dzień, nie mogła przyjść w dzień! Ale dlatego musiał mieć lokum na noc. W miarę bezpieczne. Nie wierzył, że uchroni go ilość ludzi śpiących w tym samym pomieszczeniu. Dlatego szukał uparcie, aż znalazł pokój w jakiejś większej karczmie. Pokój, a raczej klitkę z łóżkiem i miejscem do stania, co najwyżej. To musiało starczyć - miała drzwi, z zamkiem, nie miała natomiast okna - tylko małą lampę oliwną. Srebrna bransoleta przeszła z rąk do rąk, a za nią klucz do drzwi. Była to cena zawyżona bardzo mocno, ale łatwo przyszło, łatwo poszło. Za to mieli też posiłki. Wrócił do Agnes, zabierając i ją i ich rzeczy do malutkiego pokoiku.
-Tylko jedno łóżko, dobry sprawdzian zaufania, nie uważasz?
Nie uśmiechnął się, to nie był żart. Wcisnął w jej szczupłą dłoń kilka koron.
-Załatw nam mocne ubrania i prowiant. Lepiej być przygotowanym do szybkiej ucieczki. Przyda się też oliwa do lampy. Szukaj w mniejszych kramach, na obrzeżach, u uchodźców. Tutejsi na pewno zawyżają ceny.
Odpiął od pasa sztylet w pochwie, wręczając go jej.
-Uważaj na siebie. Klucz biorę ja, będę w okolicy.
I faktycznie był. Rozmawiał z ludźmi, pytał, sprawdzał. Miał przy sobie tylko miecz, nie szukał jeszcze konkretów. A dowiedział się sporo, najwięcej pytając o tego niby to wąpierza. Przerażało go to, co usłyszał. Przybyła tu przed nim, czekała na niego! Przerażająca, zimna istota z jego koszmarów. Podjął decyzję. Musiał zapolować, musiał przezwyciężyć lęk. Pójść razem z innymi. Byli tu łowcy, ale udało mu się umówić w głównej izbie karczmy dopiero na ranek następnego dnia.
Noc spędzili razem, na jednym łóżku, przytuleni. Sprawdzian zaufania. Czuł jak drżała, gdy żadne z nich nie mogło usnąć. Nauczyła się płakać bardzo cicho, a może umiała to już wcześniej? Nie mówił nic, nie zrobił też nic prócz objęcia jej w talii. Małe łóżko i tak tego wymagało. Ale ona na pewno czuła jak się rzucał, gdy już udało mu się usnąć i przyszła ONA. Ciekawe czy ktokolwiek mógłby stwierdzić, które z nich miało gorsze koszmary.
 
Sekal jest offline