Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2010, 19:19   #170
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
[media]http://panasonicvs3.wrzuta.pl/sr/f/82fQmYjfbps/danny_elfman_-_opening.mp3[/media]Danny Elfman - Opening

Anzelm w końcu naliczył pięć szkieletów. Nie były to przeważające siły wroga, pilnowały jednak skarbnicy wiedzy - mogły więc być niebezpieczne. Ku zdumieniu kapłana księga nie była jednak chroniona. Choć w zasadzie przed kim than miałby ją chronić? Pomocnik licza obrócił się w pył, a wyspie nie było poza nimi żadnego maga zdolnego wykorzystać zawartą w niej wiedzę. Aż do tej pory - teraz Phaere aż drżała z niecierpliwości. Może gdyby była z Wami Selena i ona umiałaby wykorzystać księgę - Seleny jednak nie było.

Latien niestety nie umiał pomóc Anzelmowi odnośnie kryształów. Imilskie kopalnie zamknięto zaraz po wojnie, a nigdzie indziej nie wydobywano tego typu minerałów. Jednak z tego co lilend mógł stwierdzić na pierwszy rzut oka, wnioskował, że jest to jakaś odmiana kryształu górskiego, typowa dla tych nadmorskich terenów i dość krucha. Nigdy nie interesował się jubilerstwem, widział jednak misę z tego kryształu w którejś ze świątyń. Może miał jakieś właściwości wzmacniające lub absorbujące moc?

Na razie przygotowaliście się do porwania księgi - to było ważniejsze. Kapłan ubezpieczał drowkę, widoczna dla nieumarłych Liliel stała w środku, lilend zaś przy drzwiach, gotowy do przejęcia tomu. Phaere dotknęła księgi - i oczywiście nieumarli ruszyli wprost na nią. Nie musieli jej widzieć - byli tu tylko po to, by bronić artefaktów. Liliel wrzasnęła na nich rozkazującym głosem - bez efektu. Z duszą na ramieniu drowka cisnęła cenny tom sukkubowi, który uniósł się z nim pod powałę i, poza zasięgiem łap szkieletów, wyleciał na korytarz.

Nagle przez okno na korytarzu wpadł silny podmuch wiatru, który powalił Liliel na ziemię, a sekundę później nad Wami rozległ się głośny trzask, jakby cały kryształowy dach rozsypał się w drobny mak. Wieża zadrżała w posadach, ze stropu posypał się kurz. Wiele ksiąg spadło z regałów, rozpadając się w duszący pył. Kilka półek zawaliło się, zrzucając na ziemię zawartość. Świece przewróciły się - leżące na stole papiery zajęły się ogniem. Wszystko to jednak zdominował wściekły, nieludzki wrzask. Than był nad Wami! Zapewne chciał w krysztale sprawdzić kto nachodzi jego dom - tyle, że kryształ był już rozbity. A w ciągu tych kilkunastu minut od uwolnienia bohaterów Selena zdołała przekazać im całą swoją wiedzę - i teraz grupa Versunga atakowała siedlisko licza.

Wy jednak mieliście księgę i filakterium - dwa przedmioty mogące definitywnie zakończyć trwającą nad Wami walkę. Liliel nie czekała - po pierwszym wstrząsie smyrnęła przez okno i, lawirując wśród spadającym odłamków, wylądowała wśród ruin. Lilendowi poszło nieco gorzej - obciążony dwoma osobami nie mógł swobodnie manewrować w powietrzu. Kilka kryształowych odłamków i spadających z góry kamieni uderzyło go w plecy. Z hukiem wylądowaliście na ziemi, niemal łamiąc sobie kości, po czym kuśtykając dobiegliście do schronienia sukkuba.

Phaere zaczęła gorączkowo przerzucać karty tomu - grubej, czarnej księgi z tłoczonym rysunkiem otwartych ust na grzbiecie - w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Księga traktowała o nekromancji - jej moc wibrowała w powietrzu, mieszając się z mocą licza i Bohaterów. Wiele stron pokrytych było odręcznymi zapiskami thana. Zaklęcia były trudne, lecz Imil napełniało drowkę nieznaną jej mocą. A może to Księżycowa Panna dodawała jej sił w walce ze złem? Tiloup grzecznie siedział u jej stóp. Strona o przemianie w nieumarłych założona była paskiem niewyprawionej skóry. Anzelm, wyszeptawszy kolejną modlitwę, spoglądał drowce przez ramię. Kapłan całym sobą czuł wszechobecną magię nieumarłego - wabiącą i odrzucającą go równocześnie. Czy to ta moc zabiła Maureen? Świeżbiły go palce do walki, medalion wibrował niespokojnie. Gdzieś tam, na górze, w najwyższej z wież czaił się jego wróg - potężny, niedosięgły... A Anzelm trzymał w dłoniach jego serce - filakterium.

Lilend wyciągał sobie z ciała odłamki szkła, nerwowo popatrując w górę.

A Liliel czuła zew...

Początkowo zew był cichy i niewyraźny. Jak przebiegający po skórze zimny dreszcz. Jak nieokreślony lęk sprawiający, że włoski na karku stawały dęba. Potem stał się bardziej natrętny. Najpierw jak komar. Potem jak wielka mucha. A na końcu zaczął szarpać ciałem demona, nie pozwalając mu usiedzieć w miejscu, sprawiając, że Liliel nerwowo biła ogonem i kręciła się w miejscu. Zew paktu.

A znad gór nadlatywały demony.




Małe i duże, pojedynczo, parami i całymi stadami potwory wylatywały ze swych kryjówek na szczytach imilskich skał, wypełzały z jaskiń, wychodziły ze starych sztolni... Podążały w stronę wieży. Odpowiadały na zew. Najmniejsze zaczęły już atakować Bohaterów. Powietrze przecięło kilka ognistych kul, kilka piorunów. Bestie spadły na ziemię w obłokach dymu i smrodu spalonego mięsa i piór. Drużyna skryła się głębiej pomiędzy zwalonymi murami.

A Liliel czuła zew.

Wiele wieków minęło jednak od czasów świetności thana. Stare zwoje zmurszały i rozpadły się w pył. Rzeki zmieniły swoje koryta. Podziemne strumienie wydrążyły sobie nowe korytarze. Stare vallen spróchniały i zawaliły się robiąc miejsce młodym sadzonkom. Świat się zmienił. I choć mówi się, że demony się nie zmieniają, one również się zmieniły. Wieki izolacji sprawiły, że silniejsze pokonały słabsze, większe mniejsze, pozostałe zawarły pakty i podzieliły terytorium. Zajęły się własnymi sprawami. Ułożyły sobie życie na tyle, na ile potwory potrafią. Moc paktu z liczem słabła, a one stawały się silniejsze. I choć dziś usłyszały znajomy zew, wiele z nich nie przybyło tu by walczyć.

Zwalisty, śmierdzący babau chwiejnym krokiem wchodził do wieży, ale dwa stare marlithy usadziły się na resztkach jednej ze ścian i z zainteresowaniem obserwowały rozgrywającą się na górze walkę. Duże stado drechtów i impów próbowało przebić się przez powietrzną zasłonę Herfy, ale grupa czerwonych abishaiów unosiła się na granicy lasu, najwyraźniej nie zamierzając dołączać do walki. Słabsze demony nie były w stanie oprzeć się mocy paktu, ale większe i silniejsze zachowały własną wolę. Jeszcze... Bijące w ziemię ogony, powarkiwania i nerwowe ruchy świadczyły, że i one czują resztki więzi z thanem. Przybywajcie! Walczcie! Pijcie krew moich wrogów! Pijcie krew dzieci Matki! - dzwonił nieumarły głos w głowach demonów.

- Przybywaj! -
dzwonił głos w głowie Liliel.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-02-2010 o 22:33.
Sayane jest offline