| [media]http://panasonicvs3.wrzuta.pl/sr/f/82fQmYjfbps/danny_elfman_-_opening.mp3[/media]Danny Elfman - Opening Anzelm w końcu naliczył pięć szkieletów. Nie były to przeważające siły wroga, pilnowały jednak skarbnicy wiedzy - mogły więc być niebezpieczne. Ku zdumieniu kapłana księga nie była jednak chroniona. Choć w zasadzie przed kim than miałby ją chronić? Pomocnik licza obrócił się w pył, a wyspie nie było poza nimi żadnego maga zdolnego wykorzystać zawartą w niej wiedzę. Aż do tej pory - teraz Phaere aż drżała z niecierpliwości. Może gdyby była z Wami Selena i ona umiałaby wykorzystać księgę - Seleny jednak nie było. Latien niestety nie umiał pomóc Anzelmowi odnośnie kryształów. Imilskie kopalnie zamknięto zaraz po wojnie, a nigdzie indziej nie wydobywano tego typu minerałów. Jednak z tego co lilend mógł stwierdzić na pierwszy rzut oka, wnioskował, że jest to jakaś odmiana kryształu górskiego, typowa dla tych nadmorskich terenów i dość krucha. Nigdy nie interesował się jubilerstwem, widział jednak misę z tego kryształu w którejś ze świątyń. Może miał jakieś właściwości wzmacniające lub absorbujące moc? Na razie przygotowaliście się do porwania księgi - to było ważniejsze. Kapłan ubezpieczał drowkę, widoczna dla nieumarłych Liliel stała w środku, lilend zaś przy drzwiach, gotowy do przejęcia tomu. Phaere dotknęła księgi - i oczywiście nieumarli ruszyli wprost na nią. Nie musieli jej widzieć - byli tu tylko po to, by bronić artefaktów. Liliel wrzasnęła na nich rozkazującym głosem - bez efektu. Z duszą na ramieniu drowka cisnęła cenny tom sukkubowi, który uniósł się z nim pod powałę i, poza zasięgiem łap szkieletów, wyleciał na korytarz. Nagle przez okno na korytarzu wpadł silny podmuch wiatru, który powalił Liliel na ziemię, a sekundę później nad Wami rozległ się głośny trzask, jakby cały kryształowy dach rozsypał się w drobny mak. Wieża zadrżała w posadach, ze stropu posypał się kurz. Wiele ksiąg spadło z regałów, rozpadając się w duszący pył. Kilka półek zawaliło się, zrzucając na ziemię zawartość. Świece przewróciły się - leżące na stole papiery zajęły się ogniem. Wszystko to jednak zdominował wściekły, nieludzki wrzask. Than był nad Wami! Zapewne chciał w krysztale sprawdzić kto nachodzi jego dom - tyle, że kryształ był już rozbity. A w ciągu tych kilkunastu minut od uwolnienia bohaterów Selena zdołała przekazać im całą swoją wiedzę - i teraz grupa Versunga atakowała siedlisko licza. Wy jednak mieliście księgę i filakterium - dwa przedmioty mogące definitywnie zakończyć trwającą nad Wami walkę. Liliel nie czekała - po pierwszym wstrząsie smyrnęła przez okno i, lawirując wśród spadającym odłamków, wylądowała wśród ruin. Lilendowi poszło nieco gorzej - obciążony dwoma osobami nie mógł swobodnie manewrować w powietrzu. Kilka kryształowych odłamków i spadających z góry kamieni uderzyło go w plecy. Z hukiem wylądowaliście na ziemi, niemal łamiąc sobie kości, po czym kuśtykając dobiegliście do schronienia sukkuba. Phaere zaczęła gorączkowo przerzucać karty tomu - grubej, czarnej księgi z tłoczonym rysunkiem otwartych ust na grzbiecie - w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Księga traktowała o nekromancji - jej moc wibrowała w powietrzu, mieszając się z mocą licza i Bohaterów. Wiele stron pokrytych było odręcznymi zapiskami thana. Zaklęcia były trudne, lecz Imil napełniało drowkę nieznaną jej mocą. A może to Księżycowa Panna dodawała jej sił w walce ze złem? Tiloup grzecznie siedział u jej stóp. Strona o przemianie w nieumarłych założona była paskiem niewyprawionej skóry. Anzelm, wyszeptawszy kolejną modlitwę, spoglądał drowce przez ramię. Kapłan całym sobą czuł wszechobecną magię nieumarłego - wabiącą i odrzucającą go równocześnie. Czy to ta moc zabiła Maureen? Świeżbiły go palce do walki, medalion wibrował niespokojnie. Gdzieś tam, na górze, w najwyższej z wież czaił się jego wróg - potężny, niedosięgły... A Anzelm trzymał w dłoniach jego serce - filakterium. Lilend wyciągał sobie z ciała odłamki szkła, nerwowo popatrując w górę. A Liliel czuła zew... Początkowo zew był cichy i niewyraźny. Jak przebiegający po skórze zimny dreszcz. Jak nieokreślony lęk sprawiający, że włoski na karku stawały dęba. Potem stał się bardziej natrętny. Najpierw jak komar. Potem jak wielka mucha. A na końcu zaczął szarpać ciałem demona, nie pozwalając mu usiedzieć w miejscu, sprawiając, że Liliel nerwowo biła ogonem i kręciła się w miejscu. Zew paktu.
A znad gór nadlatywały demony. Małe i duże, pojedynczo, parami i całymi stadami potwory wylatywały ze swych kryjówek na szczytach imilskich skał, wypełzały z jaskiń, wychodziły ze starych sztolni... Podążały w stronę wieży. Odpowiadały na zew. Najmniejsze zaczęły już atakować Bohaterów. Powietrze przecięło kilka ognistych kul, kilka piorunów. Bestie spadły na ziemię w obłokach dymu i smrodu spalonego mięsa i piór. Drużyna skryła się głębiej pomiędzy zwalonymi murami.
A Liliel czuła zew. Wiele wieków minęło jednak od czasów świetności thana. Stare zwoje zmurszały i rozpadły się w pył. Rzeki zmieniły swoje koryta. Podziemne strumienie wydrążyły sobie nowe korytarze. Stare vallen spróchniały i zawaliły się robiąc miejsce młodym sadzonkom. Świat się zmienił. I choć mówi się, że demony się nie zmieniają, one również się zmieniły. Wieki izolacji sprawiły, że silniejsze pokonały słabsze, większe mniejsze, pozostałe zawarły pakty i podzieliły terytorium. Zajęły się własnymi sprawami. Ułożyły sobie życie na tyle, na ile potwory potrafią. Moc paktu z liczem słabła, a one stawały się silniejsze. I choć dziś usłyszały znajomy zew, wiele z nich nie przybyło tu by walczyć. Zwalisty, śmierdzący babau chwiejnym krokiem wchodził do wieży, ale dwa stare marlithy usadziły się na resztkach jednej ze ścian i z zainteresowaniem obserwowały rozgrywającą się na górze walkę. Duże stado drechtów i impów próbowało przebić się przez powietrzną zasłonę Herfy, ale grupa czerwonych abishaiów unosiła się na granicy lasu, najwyraźniej nie zamierzając dołączać do walki. Słabsze demony nie były w stanie oprzeć się mocy paktu, ale większe i silniejsze zachowały własną wolę. Jeszcze... Bijące w ziemię ogony, powarkiwania i nerwowe ruchy świadczyły, że i one czują resztki więzi z thanem. Przybywajcie! Walczcie! Pijcie krew moich wrogów! Pijcie krew dzieci Matki! - dzwonił nieumarły głos w głowach demonów.
- Przybywaj! - dzwonił głos w głowie Liliel.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-02-2010 o 22:33.
|