Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2010, 20:33   #86
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gustaw pożegnał się z kompanami i w towarzystwie Burzy udali się zwiedzać osadę pod twierdzą. Stary drwal oglądał liczne stragany wystawione z nadzieją ich właścicieli o przyciągnięcie jak największej liczby nierozsądnych gości, którzy zdecydują się wydać resztki oszczędności na byle pierdoły, które i tak do niczego im się nie przydadzą. Zaintrygowała go grupa krasnoludów, wymieniających swe poglądy w własnym gronie, pod specyficznym namiotem, odróżniającym się od pozostałych wykonaniem, oraz materiałami.
-Na pysk orkowego psa! Gadam Ci matole jeden, że nie damy rady w szóstkę!- krzyknął czarnowłosy krasnolud o odstających uszach. Miał na sobie podobnie jak jego ziomki kolczugę, zaś wyróżniał go krwisto czerwony pas materiału, biegnący od szyi po sam koniec zbroi, między nogami wojaka. Krasnolud ten trzymał w dłoni jednoręczny topór, który był mocno sfatygowany wieloma bojami.
-Nazwij mnie jeszcze raz matołem a utnę Ci łeb gamoniu!- odpowiedział rudzielec opierający się na swej halabardzie, przystosowanej do rozmiaru swego właściciela.
-Nosz kurwości! Nie kłóćcie się już!- próbował ich uspokoić brodacz o brązowej brodzie, który trzymał w ręku nowiutki topór bojowy. Całej kłótni zaś przysłuchiwali się ponurak o rudej brodzie, oraz siwy senior o czerwonym nosie.
-A Ty czego słuchasz? Ryj Cię swędzi?- krzyknął do Gustawa niespodziewanie krasnolud o czarnych włosach. Gustlik obrócił głowę w boki upewniając się, że to do niego odezwał się khazad.
-Bombur! Uspokój się!- znów wtrącił rudzielec.
-Chciałeś czegoś?- spytał krasnolud o brązowych włosach, w hełmie zakrywającym sporą część twarzy.


Gustlik nie miał zbyt wiele do roboty, a grupka chyba miała zamiar ruszyć na jakąś wyprawę rozprawiając burzliwie o różnych opcjach jej zakończenia.
-No... W sumie to podsłuchałem przypadkiem waszą rozmowę... Jeśli potrzebujecie pomocy w walce, to mógłbym wam pomóc...- wyjaśnił Gustaw. Czarnowłosy jak można było się domyślić parsknął śmiechem.
-A na cholere nam taki dziadyga jak ty?!- wyśmiał drwala, a po chwili jego siwy kompan klepnął go w ramię.
-A w czym niby mógłbyś nam pomóc, a?- spytał rudy khazad z halabardą. Gustaw wzruszył ramionami i zrobił kilka kroków w stronę grupki.
-W zasadzie mam trochę doświadczenia w walce z zwierzoludźmi. Kilku osobiście zabiłem. Walczyłem też z mutantami i berserkerami z Norski. Przypadło mi walczyć też niegdyś z krasnoludzkimi ożywieńcami, pilnującymi podziemnego przejścia, którym wraz z przyjaciółmi zmierzałem. Walczyłem wcześniej u boku krasnoluda, a także przyszło mi walczyć u boku Ulrykańskich barbarzyńców.- Po jeg słowach zapadła długa chwila ciszy. Piątka brodaczy lustrowała uważnie wzrokiem wysokiego drwala.
-Nie wygląda jakby łgał.- skomentował w końcu rudzielec z halabardą.
-Ta... Ja na milę czuję kłamce!- dodał drugi z rudzielców, który dzierżył sfatygowany topór bojowy.
-Niech mi elf brodę przypali, powiadasz, żeś walczył z krasnoludzkimi ożywieńcami?- dodał siwy wojak.
-Tak. Zgodnie z ostrzeżeniem napisanym na wrotach do komnaty był to jakiś stary król. Towarzyszyła mu czwórka nieumarłych gwardzistów.- wyjaśnił.
-I tak po prostu je roznieśliście?- spytał czarnowłosy mrużąc oczy.
-No nie bardzo. Troje z nas było ciężko rannych. Myśleliśmy, że pozdychamy tam pod ziemią, ale na szczęście niedaleko nas, w jaskini znaleźliśmy święcący grzyb. Jak się okazało przyspieszał regenerację organizmu... Ale sraka po tym była straszliwa...- wyjaśnił.

Stary krasnolud zmrużył oczy i po chwili uśmiechnął się.
-Też je kiedyś jadłem. Faktycznie leczą rany a u ludzi powoduje niezłe rozboje żołądkowe. Nie kłamie.- stwierdził, a pozostała czwórka pokiwała głowami zgadzając się z opinią najstarszego członka swej grupy.
-No dobra, niech będzie. Możesz z nami się wybrać, ale to nie łatwa misja. Wybieramy się na trakt. Ponoć grasuje tam banda złodziei, którzy napadają wszystkich, przejeżdżających tamtędy.- wyjaśnił czarnowłosy.
-Nie obawiam się żadnych złodziei. Chętnie z wami się tam udam.- stwierdził bez namysłu brodaty leśnik.
-No dobra. Ja jestem Bombur.- przedstawił się czarnowłosy -Ten o brązowych kudłach to kuzyn mej matki Wiktor. Ten siwy weteran to Dodoria. Te dwa rudzielce to bracia. Duingan i Foigan.- przedstawił kompanię, a każdy w swej kolejce kiwał głową lub unosił rękę.
-Ja jestem Gustaw. To kiedy ruszamy?- spytał bez ogródek.
-Widzę, że mimo swego wieku masz sporo wigoru i chęci.- zauważył Duingan.
-Jestem już stary. Szkoda czasu na siedzenie w miejscu.- odrzekł z uśmiechem drwal.
-Ruszamy za godzinę, tylko nasz szef przygotuje cały ekwipunek do drogi.-
-A kim jest wasz szef?-
-To Grungar. Zbrojmistrz i doświadczony wojownik. Kiedy mieszkał w Karak Norn, co kilka dni wyprawiał się w pobliskie góry by polować na gobliny. Po niespełna pięciu latach nazbierał całą beczkę goblińskich uszu.-
-Tak. Taki miał nawyk. Odcinał pokonanym wrogom uszy.- dodał Foigan.
-Kawał gnoja, ale jeśli Ci zaufa to potrafi oddać za Ciebie życie.- wtrącił się i Duingan.


Gustlik był pod wrażeniem słuchając opowieści o Grungarze. Niedługo później z namiotu wydobył się chrapliwy krzyk samego Grungara. Na komendę do namiotu wszedł Bombur, a po chwili wyszedł z niego z sporym workiem trzymanym w ręku. Za nim zaś wyłonił się rudy krasnolud o łysej głowie. Miał na sobie starą kolczugę.
-Więc to Ty jesteś ten Gustaw?- spytał człowieka po czym podszedł do niego i wyciągnął do Gustlika dłoń.
-To ja.- odrzekł mężczyzna.
-Skoro moi ludzie Ci zaufali, to i ja Ci ufam. Wróć cało a i Ciebie nagroda nie minie.- oznajmił. Drwal kiwnął głową. Bombur w tym czasie otwarł wór i wyciągnął z niego kilka mniejszych.
-Trzymajta. Tam mamy zapasy i sprzęt.- każdy odebrał worek, nawet leśnik jednej dostał.
-A to co za bydle?- spytał zdziwiony zauważając psa.
-To Burza. Mój kompan. Wyczuwa kłopoty z dala.- Grungar kiwnął głową i wejrzał na Bombura.
-Nie traćcie czasu. Ruszajcie już.- Czarnowłosy wojownik przerzucił torbę przez plecy i ruszył w stronę bramy z osady, pozostali zaś udali się za nim. Po kilkunastu minutach opuszczali już mury warowni, udając się stromym zejściem w dół.

***

-Plan jest taki.- zaczął Bombur. Większość drogi milczeli oszczędzając siły na trudną wędrówkę po nierównym terenie. -Gustaw i Dodoria idą traktem, my zaś ukrywamy się. Kiedy bandyci się ujawnią i podejdą dość blisko Gustaw i Doris zaczynają się stawiać. Wiktor strzela z kuszy a my wylatujemy i robimy sieczkę.- rzekł z dumą.
-No, a co jeśli oni nie podejdą do nich, tylko też zaczną strzelać z ukrycia?- spytał Foigan.
-No tak... Tak też może się stać. Dobra to wytropimy ich siedzibę i zaatakujemy wieczorem, jak będą odpoczywać.- Bombur zaproponował drugi plan.
-To już brzmi rozsądniej.- potwierdził Gustaw.
-Dobra, czyli tak też robimy. Niebawem powinniśmy dojść na miejsce. Więc miejcie oczy i uszy szeroko otwarte.- przestrzegł kompanów czarnowłosy wojak. Dzień powoli chylił się ku końcowi.
-Zgodnie z tym, co gadał Grungar ruiny w których mogą się kryć to stara siedziba strażników dróg.- dodał Dodoria. Zgodnie z planem podróżowali bez przerwy nie tracąc czasu na odpoczynek. Słońce zaszło za horyzontem. Ciemność powoli ogarniała całą krainę. Na szczęście noc była bezchmurna, to też Gustaw jako tako widział pod nogami.
-Widzicie ten rozstaj dróg?- szepnął Duingan.
-No jasne.- odrzekł jego brat.
-To na pewno droga do strażnicy.-
-Może tak być. Idziemy tam.- zarządził Bombur i ruszyli. Cała grupa weszła w gęste krzewy by stać się mniej widocznymi. O ile Gustaw nie rzucał się w oczy, to zbroje krasnoludów odbijały każdy promień światła.


Kilka minut później nosy krasnoludów wychwyciły zapach pieczonego zająca, oraz płonącego drwa. -Jesteśmy blisko. Zachowajcie czujność.- syknął Bombur. Faktycznie po chwili dostrzegli sporą strażnicę. Jej główna część była cała, jednak spory kawałek wraz z wieżą obserwacyjną były zawalone. W środku, z wielkiej wyrwy w dachu dobywał się czarny dym, który łatwo można było zauważyć na tle nagiego, gwieździstego nieba. Nagle zza rogu budynku wyłonił się człowiek, o czarnych włosach. Miał na sobie lekką zbroję i długi, szary płaszcz. U boku, do pasa przytwierdzony miał krótki miecz. Mężczyzna trzymał w rękach sporo chrustu na opał.
-Wiktor, działaj.- szepnął Dodoria, a jego kolega jak na rozkaz odłożył po cichu topór i sięgnął po kuszę, zawieszoną na plecach. Khazad wycelował i zwolnił pocisk. Bełt śmignął jak piorun, trafiając człowieka w odsłonięte żebra. Mężczyzna wydał z siebie zduszony jęk i upadł.
-Franz idioto! Nie trzaskaj się tak!- krzyknął ktoś z budynku. Gdy jedna Franz nie odpowiadał właściciel głosu wyjrzał przez wyrwę w ścianie, do której przytwierdzona była prowizoryczna drabina, oraz sznur z przywiązanym do niego wiadrem.
-Franz, co jest?!- krzyknął innym już tonem i wartko zlazł po drabinie w dół. Nim jednak cokolwiek stwierdził padł na twarz z bełtem wbitym w plecy.

-Alarm! Alarm!- krzyknął ktoś z góry a po chwili dało się usłyszeć chaos związany z zrywaniem się z miejsc.
-Wiktor, zostań tu i strzelaj do każdego, kto będzie chciał strzelać z góry, my atakujemy tych co zejdą po drabinie.- nakazał Bombur, po czym wyskoczył z krzaków. Pozostałe krasnoludy, w towarzystwie Gustawa pognały za nim. Nim dotarli na miejsce z drabiny zdążyła zejść już dwójka oprychów. Szelest krzaków od razu zwrócił ich uwagę i szybko dobyli broni. Pierwszy z nich skrzywił się nieco na twarzy i rzucił na Dodorię próbując unieszkodliwić najstarsze ogniwo grupy. Drugi zaś pognał na Foigana. Po chwili zza budynku wyłoniła się jeszcze czwórka mężczyzn. Byli zaskoczeni, wyglądali jakby wrócili z jakiegoś zwiadu.
-Cholera!- krzyknął jeden z nich i pozostali również dobyli broni. Po chwili obie grupy były zmieszane w krwawej szamotaninie.
-Aaa!- zawył ktoś. Kątem oka Gustaw dostrzegł, że był to jeden z oprawców z odciętą dłonią. Z kikuta tryskała krew a sam był w zbyt wielkim szoku by przejąć się potyczką. Taką chwilową słabość wykorzystał Bombur, który potężnym ciosem otwarł człekowi klatkę piersiową. Padł trupem. Gustaw również ścierał się z młodszym o przynajmniej dwadzieścia lat człowiekiem walczącym dwuręcznym mieczem. Już wyrabiał sobie przewagę, sprowadzając przeciwnika do defensywy, gdy nagle poczuł bolesny ucisk na plecach. Ktoś kopnął go od tyłu i upadł na ziemię.

Gustaw przeturlał się na plecy i dostrzegł grubawego oprycha, który szykował się do zadania ostatecznego ciosu. Wtem nagle z ciemności wyskoczył Burza, rzucając się grubasowi do gardła. Człowiek upuścił broń i przewrócił się na ziemię, a po chwili przestał się już szamotać. Gustlik nie bardzo miał czas na gratulacje dla swego psa, gdyż dostrzegł nad sobą przeciwnika z dwuręcznym mieczem, z którym wcześniej się mierzył. I on z złowrogim uśmiechem unosił broń gotów do dobicia drwala. Nagle coś w powietrzu świsnęło a jego uśmiech prędko zniknął z twarzy. Na siwej koszuli pojawiła się czerwona plama, która z każdą sekundą rosła i rosła. Po chwili zaskoczony człek upadł na kolana i przewrócił się na bok. Gustaw nie miał zamiaru dawać innym szansę na ratowanie go. Prędko się podniósł i powiódł wzrokiem po polu bitwy za kolejnym przeciwnikiem. Stary Dodoria miał problem z swoim oprychem. Gustlik szybko doskoczył do człowieka i potężnym ciosem topora pozbawił go nogi w kolanie. Człowieka zawył niczym zarzynane prosię i upadł na ziemię a stary krasnolud szybko go dobił. Kilka chwil później na polu bitwy panowała już cisza.
-Pfu! Kawał dobrej roboty!- krzyknął zadowolony Bombur. Kompani zebrali się w kupie i szybko przeczesali całe ruiny, a gdy okazało się, że ilość trupów pasuje do ilości posłań zdecydowali, że zostaną w tym miejscu na noc. Nie musieli nawet ogniska rozpalać. Nawet polować nie musieli. Wystarczyło, nabić na patyk i piec. Tak też uczynili. Byli zadowoleni z bitwy. Długo jeszcze nie mogli spać, przeżywając potyczkę. Choć Gustlik miał sporo problemu z wciągnięciem Burzy na piętro, to jednak w końcu się z tym uporał z pomocą Duingana. Pies otrzymał zasłużoną porcję mięsa i warował przy drabinie jako najlepszy strażnik grupy Grungara.

Nazajutrz o świcie śpiących kompanów zbudziło szczekanie Burzy. Na szczęście nie było to ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem a szary ptak siedzący na drzewie obok strażnicy.
-Dzień dobry kompanijo! Jak samopoczucie?!- krzyknął Bombur. Pozostali byli zadowoleni z siebie. Wciąż trzymały ich dobre humory po wczorajszej nocy, zaś spory zapas usmażonego mięsa przydał się jako śniadanie. Gdy zjedli zeszli na dół i przeszukali wszystkie zwłoki. Nazbierało się z tego trochę złota, które wcześniej złodzieje musieli zrabować napotykanym wędrowcom. Gdy słońce było już nad horyzontem ruszyli w drogę powrotną. Tym razem nigdzie się nie spieszyli, rozmawiali całą drogę i śmiali się nie obawiając się żadnych niebezpieczeństw. Wieczorem dotarli do Fortu Drenkh. Kompani bez zbędnych przystanków udali się do namiotu Grungara.
-O! Widzę po uśmiechach na waszych japach, że się udało?!- przywitał ich zbrojmistrz.
-Ano szefu! Wycięliśmy w pień całe ścierwo, trupy powiesiliśmy na okolicznych drzewach u przestrodze.- odrzekł Bombur.
-Dobra, właźcie.- zaprosił swych ludzi do namiotu, zaś na sam koniec podszedł do Gustawa.
-Dobry z Ciebie wojownik. To nagroda, za wysiłek i pomoc.- wręczył leśnikowi mieszek z złotem. -Gdyby jakiś krasnolud chciał podważyć twoje zdanie to klnij się, na imię Grungara z Karak Norn. Od dzisiaj też przyjmuję Cię do mej grupy najemników. Gdybyś szukał pracy zgłoś się do mnie. Zawsze coś się dla Ciebie znajdzie.- oświadczył. Gustaw uśmiechnął się szczerze i uścisnął ręką dłoń krasnoludzkiego zbrojmistrza. Miło spędził czas zarabiając przy tym trochę złota i zdobywając nowych przyjaciół. Nie zostało mu nic innego jak udać się do Ostatniego Tchnienia, by napić się w końcu gorzały i poczekać na swych towarzyszy...
 
Nefarius jest offline