Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2010, 21:41   #41
Gantolandon
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Tajemnicza śmierć orka nie wyprowadziła go zbytnio z równowagi. Gorszy był widok odbudowującej się księgi. Straż Zagłady uczyła swoich imiennych, że ogólna entropia we wieloświecie zawsze rośnie. Wydarcie jej przedmiotu lub - Moce brońcie! - osoby, zawsze musiało się odbyć czyimś kosztem. Dobrze, jeśli muzyczkę zapłacił już twórca przedmiotu, ale w przypadku Księgi Satyrów nie można było tego być do końca pewnym. Splunął ponuro na ziemię.

- Dlaczego mnie w to wpakował? - jęknął - Co ja mu zrobiłem?

Całe życie sądził, że jest przygotowany na taki moment. Cóż, nie był. Spodziewał się co najwyżej, że kiedyś zostanie zdemaskowany. Niższe obroty, zwinięcie interesu, w ostateczności wpis do księgi umarłych - to mieściło się w jego pojęciu. Nie sądził, że zostanie trafiony przez jakiegoś bzika klątwą, której działania nawet nie rozumiał. I to tylko dlatego, że pojawił się na nieszczególnie ciekawym przyjęciu.

Taaak. Użalanie się nad sobą na pewno było teraz na miejscu.

Zmusił się, żeby myśleć o Więzieniu. Może i nie był to cel, który z pewnością uwolni ich od klątwy, ale przynajmniej był w zasięgu ręki. I, w przeciwieństwie do bredni z księgi, w jego przypadku Gorrister dokładnie wiedział, co powinien zrobić.

Tym razem nie mógł polegać na dojściach zgromadzonych wcześniej. Nie musiał zaglądać do papierów, żeby wiedzieć, że nie ma czasu na finezję. Musiał złamać swoje zasady i podszyć się pod kogoś odpowiednio wysokiego stopniem. Któregoś z faktorów, albo - jeśli będzie to konieczne - samą Alisohn Nilesię.

Było sporo powodów, dla których nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. Głównie przeszkadzał mu fakt, że w Sigil zmiennokształtnych było jak czaszkoszczurów. Sporo biesów, czy niebian również umiało przyjąć kształty innych istot, z czego chętnie korzystali. Jeśli dodać do tego, że te same istoty niejednokrotnie potrafiły ujrzeć prawdziwą postać doppelgangera, podszywanie się pod zbyt wysoko postawioną osobę było niemal niemożliwe. Gorrister widział więcej, niż jednego pobratymca, który mierzył nieco za wysoko i powieszony został na Dworze Bólu.

Wyciągnął z kieszeni woreczek tajemniczego proszku i podrzucił go zwinnie w dłoni. Zmusił się do szerokiego uśmiechu. Kolejne kłamstwo, żeby utrzymać pracowicie budowaną tożsamość.

- Proszek iluzji - stwierdził - Tajemnica mojej profesji. Pozwala... hmm... zmienić postać na jakiś czas. Kosztuje sporo brzdęku i przeciw czaromiotowi z odpowiednimi zaklęciami i tak nie pomoże, więc będę potrzebował jakiejś magii ekranującej. Powinno mi się udać dostać do Więzienia. Pytanie, co dalej.

Oczywiście, żaden mieszkaniec Klatki kompletnie nie przejąłby się tym, że po mieście chodzi zmiennokształtny. Zabiłby go natomiast śmiechem, gdyby dowiedział się, że faktycznie wydaje dziesiątą część swoich dochodów na proszek iluzji. Cały problem polegał na tym, że jego gatunek nie był tak naprawdę przystosowany do życia w Sigil. Zająć miejsce kogoś ważnego, żyć w dobrobycie tak długo, jak się da - do tego stworzone były doppelgangery. Sama myśl o tym, że ktoś może znać jego prawdziwą tożsamość, wywoływała w nim paniczny strach - który z pewnością przydałby mu się, gdyby podszywał się pod jakiegoś błękitnokrwistego na Pierwszym Planie Materialnym. Tutaj był trochę mało przydatny.

- Muszę wiedzieć, co mnie tam czeka i mam nadzieję, że będziesz trząsł trumną nieco więcej, niż zazwyczaj - spojrzał w stronę githzerai - Na przykład... coś o waszych szacownych przywódcach. Kiedy już się znajdę w środku, muszę wiedzieć, kogo najlepiej udawać. Idealnie by było, żeby to był ktoś, kto ma dostęp do sporej części budynku i jednocześnie nie przebywa w nim na tyle często, żebym na niego wlazł.

**

Wizyta w Wesołym Medyku była jeszcze gorsza. Klątwa w jakiś sposób zaburzała ich percepcję rzeczywistości. Albo robiła to z wszystkimi innymi oprócz nich. W sumie pierwsza opcja była mniej przerażająca, więc Gorrister wolał się jej trzymać... tylko jak to w takim wypadku wyglądało z pozycji mieszkańców budynku? Weszli, zwinęli bandaże, poszli bez słowa? Czy może zabrane przedmioty tak naprawdę nie istnieją?

Ta klątwa powoli zaczynała się wydawać losem gorszym od śmierci...

**

Na Dwór Bólu zajrzał pod pretekstem załatwiania sfałszowanych papierów. Szczęśliwie to miejsce nie było zbytnio uczęszczane, kiedy nie było na nim egzekucji. Od czasu do czasu szwendał się tu jakiś patrol Twardogłowych, ale byli nieszczególnie czujni. W Dzielnicy Pani trudno było o kłopoty, o ile trzymało się z dala od Zbrojowni. Niektórzy Tonący wręcz się tym chlubili.

Ilość ukrytego złota przekroczyła jego najśmielsze oczekiwania. Sądząc po wielkości kufra, złota w środku byłoby dość dla wszystkich. Rzecz jasna, to zakładając, że w ogóle miał zamiar się dzielić. Już wkrótce mógł mocno potrzebować tego brzdęku. Tymczasem Czuciowcy z pewnością by przepuścili go w gospodzie, niebieska kobieta z Przeznaczonych - na ubranie, a githzerai go nie potrzebował, bo i tak nosił się jak oberwaniec.

Jedynym problemem był ciężar skrzyni. Wygląd zamka zdecydowanie nie zachęcał do prób jego otwarcia, więc jedyną opcją było wyniesienie tego na zewnątrz. Nieszczególnie mu się uśmiechało targanie tego czegoś przez pół Sigil.

Tylko, że śmierdziało tu trupami. To z lekka zmieniało postać rzeczy. Gorrister z całą pewnością nie chciał, żeby ktokolwiek - zwłaszcza Twardogłowi - zobaczył go w tym miejscu. Przynajmniej nie zbyt długo.

Szczęśliwie zabrał ze sobą porządny, skórzany plecak. Cóż, miał nadzieję, że wytrzyma przynajmniej do Zbrojowni. Na miejscu szybko znajdzie kogoś, kto mu ten kufer przechowa lub - za stosowną opłatą - otworzy. Oczywiście część krewniaków - Tonących było z gatunku tych ludzi, przy których lepiej się nie pokazywać z kudrem pełnym mleczka. Rzadko zdarzały się sytuacje, w których żałował, że jest członkiem Straży Zagłady, ale niemal zawsze było to wtedy, gdy musiał odwiedzać siedzibę.
 
Gantolandon jest offline