Valeria przysłuchiwała się głosom towarzyszów. W końcu westchnęła i wyprostowała się. Ręce położyła na stół, splatając ze sobą palce.
-
Lilianne ma rację. Nie możemy siedzieć bezczynnie. Każda chwila jest cenna i może przesądzić o powodzeniu naszej misji. - powiedziała poważnym tonem.
-
Agromannarze, twój plan jest dobry, ale pozwól, że przedstawię swoją propozycję. Jeżeli jedynym sposobem dostania się w łaski zakonu jest śmierć Gelidusa, to jest naprawdę źle. Z pomocą Lilianne - mówiąc imię kapłanki odwróciła się w jej stronę -
zahibernujemy Gelidusa tak, aby zatrzymać jego funkcje życiowe, nie narażając go na śmierć. Agromannar i Arnthaniel, wy weźmiecie ciało Gelidusa i spróbujecie dostać się z nim do siedziby zakonu. Tam anulujecie czar którym spowity będzie Gelidus i z jego pomocą otworzycie nam portal. Dołączymy do was przez stworzone przejście i razem zbadamy wieżę.
Gdy skończyła mówić, odetchnęła. Jej wzrok przeleciał po wszystkich obecnych twarzach.
-
Gelidusie, czy zgadzasz się na to? Nie będziemy robić niczego wbrew ciebie. - powiedziała spokojnie.
***
Tymczasem...
Sataner i Arteon nie byli sami... Wokół nich falowało powietrze, tak jakby coś latało wokół nich, robiąc przy tym nieprzyjemny szum. W końcu powietrze znieruchomiało.
-
No, no, no... - Sataner odskoczył do przodu, jednocześnie odwracając się do tyłu, skąd dobiegał lodowaty głos.
W kręgu światła księżyca, które przedostało się do zniszczonego domu przez dziurę w dachu pojawił się wysoki mężczyzna, o długich, kruczoczarnych włosach i takich samych skrzydłach. Na sobie miał mroczną zbroję z zaostrzonymi ozdobami. Sataner rozpoznał w nim Eclipseona...
-
Czułem, że jesteś inny niż pozostali. - Upadły odezwał się swoim mrożącym krew w żyłach głosem, podchodząc do wystraszonego maga.
-
Tak... wcześniej nie miałem czasu na to, żeby przyjrzeć ci się. Wybacz mi... - w jego głosie zabrzmiała fałszywa pokora.
Sataner nie mógł się ruszyć. Coś go unieruchamiało... Gdy Upadły podszedł do niego, wyciągnął bladą dłoń i dotknął nią twarzy Nieskończonego, wciągając do płuc jego zapach. Na jego bladej twarzy zagościł ponury uśmiech.
-
Spętany... Nie czujesz się więźniem, we własnej skórze? - zaśmiał się i cofnął w stronę wyjścia.
Stanął przed zrujnowanym progiem i pstryknął palcami. Powietrze wokół Satanera znowu falowało, tym razem mocniej. Mag widział wyraźnie, co jest źródłem jego poruszenia - bezkształtne, czarne smugi latające wokół okręgu światła. Eclipseon zniknął, a smugi przybrały na ziemi materialną postać. Mag mógł znów się ruszać, ale otoczyło go 6 niebezpiecznych stworzeń...