Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2010, 21:32   #111
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
-Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak nadstawiacie karku dla sprawy, która w pewnym stopniu mnie dotyczy - Odparł Moran po wysłuchaniu wymiany zdań między zebranymi. - I tak jestem po szyje w bagnie, a jak mieć przesrane, to na całej linii.
Moran rozglądną się po całym pokoju. Wreszcie zaczynało mu się to podobać. Tyle czasu musiał przemierzać świat sam szukając nowych przygód, próbując szkolić się jak tylko jest to możliwe. Teraz, kiedy to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, kiedy znalazł towarzyszy, kiedy ma wreszcie jakiś cel, kazano mu siedzieć w domu i przyglądać się, jak wróg wybija wszystkich po kolei. Jedyną rzeczą, którą na pewno chciał zrobić w najbliższym czasie to potrenować. Raz jeszcze poczuć tę moc jego własnego łuku, który nie był już zwykłą bronią. Był częścią jego samego. Czymś, do czego dąży każdy Nieskończony...
 
Sorix jest offline  
Stary 20-02-2010, 21:22   #112
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Dłonie zacisnęły się na jej stroju same. Nie zdawała sobie nawet sprawy tego, że cała zaczęła w widoczny sposób drżeć.
- Czy wy siebie słyszycie ?! My mamy tak źle ? Pamiętacie dlaczego tu jesteśmy ? Co może powiedzieć Druli'an ? - zwiesiła na chwilę głowę. Już żałowała swojej reakcji... Ale wszystkie ostre słowa i atmosfera tego spotkania zaczęły ją przerastać. - Proszę, musimy być bardziej zdecydowani... Skoro jesteśmy już w tak złej sytuacji, jak dla mnie możemy nawet się narazić i poprosić o pomoc z zakonem władze. - popatrzyła po twarzach towarzyszy.- Po prostu ... Zacznijmy stawiać kroki. Ta bezsilność mnie dobija...- spuściła głowę, tak by nie musieć im już patrzeć na twarze.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 22-02-2010, 11:16   #113
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Valeria przysłuchiwała się głosom towarzyszów. W końcu westchnęła i wyprostowała się. Ręce położyła na stół, splatając ze sobą palce.
- Lilianne ma rację. Nie możemy siedzieć bezczynnie. Każda chwila jest cenna i może przesądzić o powodzeniu naszej misji. - powiedziała poważnym tonem.
- Agromannarze, twój plan jest dobry, ale pozwól, że przedstawię swoją propozycję. Jeżeli jedynym sposobem dostania się w łaski zakonu jest śmierć Gelidusa, to jest naprawdę źle. Z pomocą Lilianne - mówiąc imię kapłanki odwróciła się w jej stronę - zahibernujemy Gelidusa tak, aby zatrzymać jego funkcje życiowe, nie narażając go na śmierć. Agromannar i Arnthaniel, wy weźmiecie ciało Gelidusa i spróbujecie dostać się z nim do siedziby zakonu. Tam anulujecie czar którym spowity będzie Gelidus i z jego pomocą otworzycie nam portal. Dołączymy do was przez stworzone przejście i razem zbadamy wieżę.
Gdy skończyła mówić, odetchnęła. Jej wzrok przeleciał po wszystkich obecnych twarzach.
- Gelidusie, czy zgadzasz się na to? Nie będziemy robić niczego wbrew ciebie. - powiedziała spokojnie.

***

Tymczasem...

Sataner i Arteon nie byli sami... Wokół nich falowało powietrze, tak jakby coś latało wokół nich, robiąc przy tym nieprzyjemny szum. W końcu powietrze znieruchomiało.
- No, no, no... - Sataner odskoczył do przodu, jednocześnie odwracając się do tyłu, skąd dobiegał lodowaty głos.
W kręgu światła księżyca, które przedostało się do zniszczonego domu przez dziurę w dachu pojawił się wysoki mężczyzna, o długich, kruczoczarnych włosach i takich samych skrzydłach. Na sobie miał mroczną zbroję z zaostrzonymi ozdobami. Sataner rozpoznał w nim Eclipseona...
- Czułem, że jesteś inny niż pozostali. - Upadły odezwał się swoim mrożącym krew w żyłach głosem, podchodząc do wystraszonego maga.
- Tak... wcześniej nie miałem czasu na to, żeby przyjrzeć ci się. Wybacz mi... - w jego głosie zabrzmiała fałszywa pokora.
Sataner nie mógł się ruszyć. Coś go unieruchamiało... Gdy Upadły podszedł do niego, wyciągnął bladą dłoń i dotknął nią twarzy Nieskończonego, wciągając do płuc jego zapach. Na jego bladej twarzy zagościł ponury uśmiech.
- Spętany... Nie czujesz się więźniem, we własnej skórze? - zaśmiał się i cofnął w stronę wyjścia.
Stanął przed zrujnowanym progiem i pstryknął palcami. Powietrze wokół Satanera znowu falowało, tym razem mocniej. Mag widział wyraźnie, co jest źródłem jego poruszenia - bezkształtne, czarne smugi latające wokół okręgu światła. Eclipseon zniknął, a smugi przybrały na ziemi materialną postać. Mag mógł znów się ruszać, ale otoczyło go 6 niebezpiecznych stworzeń...

 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 22-02-2010, 15:54   #114
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus lekko odsłonił białą zasłonkę.
- Hm przynajmniej się nie spoci. Trzeba by poinformować bliskich jeśli jakichś miał...
Plan jest nie w ciemię bity – odwrócił się do Agromannara – Ale podobnie jak kolega Moran nie mam zamiaru nic nie robić i dać się uśmiercić. Nawet na niby. Nie tylko brakuje ci podstawowych manier ale też nie doceniasz swoich, chcąc nie chcąc towarzyszy niedoli. Półwampir lekko zmarszczył brwi.
- Ale nie pora na niesnaski. Z pewnością działając razem według planu mamy większe szanse niż osobno. Zabójcy tylko czekają aż ktoś się oderwie od grupy. Mamy po swojej stronie Królestwo Neverendaaru. I mimo, że nie jest ono wzorem prawości to żaden zakon nie stawi dłuższego oporu. Gdybyśmy tylko mogli wypuścić na nich regularne wojsko to po ich siedzibie i świecie nie zostałby kamień na kamieniu. Ale to tylko moje zdanie, bo gdyby to było takie proste to nie dyskutowalibyśmy tutaj. Prawda? – spojrzał na zamyśloną Valerię, która delikatnie kiwnęła głową. Usiadł na krześle i zaczął się zastanawiać. Życie go nauczyło żeby nie ufać nikomu. Ale jeśli już miał wybierać to wolał aby akcją wewnątrz kierowała Valeria lub Moran. Zarówno ona jak i łucznik zrobili na nim wrażenie bardziej doświadczonych i oddanych słusznej sprawie. Ale Agromannar dostał zlecenie i musiał wejść tam razem z nim. Zauważył, że wszyscy zebrani patrzą na niego i czekają na odpowiedź.
- Dobrze więc – odezwał się – zróbmy to. Mój organizm naturalnie ma niską temperaturę, więc hibernacja pójdzie szybko i gładko. Wolałbym jednak, żeby oprócz Agromannara i Arnthaniela poszła też Valeria albo Moran. Wymyślicie jakąś bajeczkę dlaczego was tam tylu. Nie wiemy czego się spodziewać wewnątrz ich siedziby.
 
Cerber jest offline  
Stary 22-02-2010, 21:54   #115
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
- Wątpię by bractwo zgodziło się bym ja wraz z Agromannarem wszedł z powrotem w ich szeregi. - krótką ciszę przerwał Arhaniel, który nie szczególnie przepadał za Gelidusem. Uważał go za kolejnego skorumpowanego maga. Odczucia te podzielał także Agromannar. Owszem uważał on Gelidusa za dobrego współpracownika, zdolnego maga o szerokim wachlarzu czarów bojowych, które zapewne były niezmiernie przydatne. W tym jednak tkwił problem że Gelidus był magiem, a półwampir nigdy takim nie ufał i zazwyczaj zabijał. Zmrużył se ciemnie oczy i przyjrzał się towarzyszą. Arthaniel natomiast kontynuował

-Skoro problemy będą z moim wstępem to domyślam się jakie będą problemy ze wstępem Morana czy Valerii. Jest to wręcz niemożliwe. Problemem jest także to iż nie ufamy sobie nawzajem, czego szczególnym przykładem jestem ja, albowiem nie ufam żadnemu z was. - nieskończony mówił to zupełnie swobodnie nie przejmując się skrzywionymi minami poszczególnych domowników. Przerwał mu po chwili zabójca magów -
Jeżeli Moran nie obawia się o swoje zdrowie niech nadal hasa po lasach, może jest na tyle zdolny że odeprze zamachy. Valerii oraz nikogo innego z tej grupy, prócz może Arthaniela nie wezmę ze sobą. Jest to wykluczone. Poza tym po dłuższej rozmowie z Gelidusem nie mogę skazać go na przesiadywanie w dworku. Jest nam zbyt potrzebny i zbyt doświadczony. Mogę jeszcze dziś odmówić znajomemu z zakonu. Coś wymyśle. Może zdecyduję się zaoferować mi inne zadanie. Nawet gdybyśmy dostali się wszyscy razem do pomieszczeń zakonu, bez odpowiedniego przygotowania, zastalibyśmy zmieceni z powierzchni tego świata. Nie czekając na odpowiedź zgromadzonych wstał i ruszył ku wyjściu - Muszę ruszać na spotkanie, bo inaczej się spóźnię, a tego bym nie chciał. - oznajmij na odchodne.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 22-02-2010 o 22:02.
Garzzakhz jest offline  
Stary 23-02-2010, 16:26   #116
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Sataner przyglądał się cieniom które nieubłagalnie zbliżały się do niego.
Zatoczywszy krąg Sataner dobył miecza lecz w głowie migotała mu postać Eclipseona i jego słowa obite w ironie oraz drwiny. Coś jednak było w nich co sataner uznał za fascynujące... Kiedyś dawno temu gdy był praworządnym Nieskończonym taki ton rozmówców obrażał go lecz nie tym razem...teraz było to coś więcej... w tak krótkiej chwili fascynacja obudziła jego mroczne jak noc serce... oczy pogłębiła czerń... cienie które teraz stały tuż przy nim wyciągnęły po niego swoje patykowate ręce zakończone u palców szponami.
Jednym machnięciem miecza odciął ręce jednemu z nich na wysokońci łokci. lecz cienie nie przestawały zbliżać się do niego...
Sataner rozpostarł skrzydła i wzbił sie w powietrze spoglądając na dół.

Arteon leżał bezwładnie na ziemi. W momencie gdy Sataner go dostrzegł do wilka zblizały się cienie sunąc po ziemi niczym beznogie zjawy które tak często baraszkuja między grobami na opuszczonych cmentarzyskach. Potężnym machnięciem skrzydeł zawrócił niby w miejscu i niczym orzeł skulił skrzydła szybując z zawrotną prędkością w dół.
Chwycił Arteona z ziemi zanim cienie zdąrzyły położyć na nim swe łapska i wzbił się ponownie w powietrze po czym runą w strone domu Valerii.
Lecąc (zwolnił lot do spacerowego szybowania) rozmyślał o Eclipseonie i o tym co powiedział...a mianowicie o kwestii więźnia... czuł narastający ból w swojej klapte piersiowej.
Spodkanie z bratem Valerii napełniło go czymś co uważał za "pocieszający strach" ponieważ czuł jak wzbiera w nim złość którą przytłumili nieskończeni ale także strach przed Eclipseonem. Gdy był już niecały kilometr od domu walerii użył runy teleportacyjnej.
Znów znalazł się w zaciszu swego pokoju który ofiarowała mu Valeria...a przynajmniej w którym znajdowały sie jego rzeczy. Spokojnym krokiem udał się do sali gdzie odbywała sie narada. Było jeszcze pare osób którym mógł opowiedzieć co sie stało...
- Mój dom nie nadaje się na druga kwatere- powiedział gwałtownie wchodząc do sali-... zaatakowały mnie tam cienie...- opowiedział zebranym o całym zdarzeniu... lecz przemilczał spodkanie z Eclipseonem.
 
Erthon jest offline  
Stary 02-03-2010, 17:35   #117
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Agromannarze, stój! - Valeria odsunęła krzesło i stanęła.
Rękoma podparła się o stół.
- Nasz plan mógłby się udać. Potrzebujemy jedynie twojej współpracy. Gdybyś dostał się z zamrożonym Gelidusem do siedziby Zakonu i rozproszył zaklęcie, Gelidus mógłby otworzyć portal, prowadzący prosto do wnętrza siedziby. Może to nie będzie łatwe, ale to nasze jedyne wyjście. Nie możemy ryzykować wykrycia. Pomyśl co może się stać, jeżeli twój znajomy zacznie coś podejrzewać? - powiedziała poważnym tonem. Nie stać nas na zwłokę, tak samo jak i na ryzyko...
Valeria chciała jeszcze coś powiedzieć, ale do pomieszczenia przeniósł się roztrzęsiony Sataner. Opowiedział wszystkim o tym, co spotkało go w domu, ale to kogo spotkał zachował dla siebie. Valeria zagryzła wargę ze zniecierpliwienia i spojrzała kolejno bo towarzyszach. Zupełnie niespodziewanie, Sataner zgiął się w pół. jego ciałem wstrząsnęła potężna fala bólu. Z ust skrzydlatego wydobyła się gęsta chmura o kolorze i gęstości smoły. Obłok spowił ciało maga, a po chwili wyleciało z niego kilka pomniejszych smóg, które uderzyły w różne miejsca pokoju.


Czarna chmura spowijająca Nieskończonego rozproszyła się, a z miejsc dotkniętych smugami wyrosła grupa Cienistych Bestii o długich, ostrych szponach i kłach. Z ich głów wyrastały rogi, a ciała stworów pulsowały. Sataner leżał na marmurowej podłodze, całkowicie wyczerpany
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 17-03-2010 o 16:17.
Endless jest offline  
Stary 12-03-2010, 11:07   #118
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel przysłuchiwał się pomysłowi Agromannara w milczeniu. Dodał kilka słów od siebie, ale skupił się na tym, by mówić jak najmniej i przeanalizować raz jeszcze sytuację. Celestia, czyli postawienie całego miasta na nogi i jawne wykrycie zamiarów Zakonu z pewnością nie wchodziło w grę. Co prawda nie ufał nieco Gelidusowi, ale nie to spowodowało, że nie zaakceptował jego pomysłu. Jeśli zamknięto by bramy miasta, portale, wezwano straż i specjalne oddziały, to ślad na dobre by nam się urwał. Prawda jest taka, że Zakon wiedziałby o akcji zanim by się ona rozpoczęła. Wspominałem im zresztą, że Zakon to potęga. Mają swoich Nieskończonych wszędzie. Teoretycznie Celestia była dopracowana pod każdym szczegółem, właśnie tak, by była jak najbardziej tajną akcją i by nikt się o niej nie dowiedział, zanim się ona zacznie, ale, tak jak wspomniałem, Zakon stoi wyżej niż wszelkie przemyślne sposoby Minas'drillu.
Arnthaniel usiadł na krześle, oparł prawą rękę o stół i ułożył na niej głowę. Jego palce przesunęły się po zamkniętych powiekach. Na chwilę w pomieszczeniu zrobiło się cicho- tylko dla uszu Nieskończonego, bo rozmowy w pokoju wciąż trwały.
- Jesteś tam?- Nieskończony starał się krzyknąć w myślach, ale przed jego zamkniętymi oczami przelatywały tylko niewielkie drzewa, których gałęzie targał silny wiatr.- Deebs, wyłaź ! Sprawa jest, dosyć poważna- jeszcze raz próbował odnaleźć zwierzę pomiędzy pniami drzew. Przeszedł kilka kroków przechodząc i lawirując między niskimi sosnami, a zapach kory i żywicy go uspokajał. Deebs siedział na niewielkiej polance, tuż za małym zagajnikiem sosen, których igły świeciły zielenią, a niektóre z nich były wpół przezroczyste. Umysł Arnthaniela kreował ten obraz. To był wewnętrzny świat, w którym się teraz znajdował. Jego myśli znajdowały się właśnie tu, podczas, gdy ciało wciąż przebywało w pokoju, w którym toczyła się dyskusja na temat Zakonu. Ręka Arnthaniela drgnęła, bo odnalazł zwierzę w wykreowanym obrazie.
Nieduży pies, który w niektórych wymiarach mógłby być uznany za dziwną mieszankę Labradora i Owczarka Niemieckiego, czyścił właśnie swoje rudo-szare futro.
-Tu jesteś. Wołałem cię.- odezwał się Nieskończony.-Słyszałeś co się dzieje?
Deebs zmrużył oczy, machnął lekko ogonem i przerwał na moment czyszczenie swojego futra. - Słyszałem.- odpowiedział i jego język znów zaczął ślizgać się po sierści, a kły uderzały raz po raz o siebie, by zabić pojedyncze pchły.
- Może przestałbyś się... - Arnthaniel na moment się zawahał. To w końcu... pies. -...myć i pomógł mi na coś wpaść, bo sam, jak wiesz, czasami mam problemy, by wpaść na coś błyskotliwego-dokończył. Tylko on potrafił właściwie rozmawiać ze zwierzęciem. Było ono w końcu częścią jego umysłu i jego samego. Odzwierciedlało czasami nawet jego nastrój.

Zwierzę spojrzało na niego swoimi niebieskimi ślepiami. Miały kolor podobny do chalkantytu.
Pies wstał. Jego ogon poruszał się teraz wesoło. Zwierzę było ukontentowane tym, że pyta się je o radę.
- Zakon powiadasz...- powiedział Deebs, oblizał jeszcze łapę i klapnął szczęką przy ogonie, gdy jakaś pchła starała się pozbawić go kilku mililitrów krwi.- Przecież wiesz, jaki jest Zakon. Pomysł tego pół-wampira jest niezły. Myślę, że magowie Zakonu nie wykryją niczego. Słuchaj, Arnth, mógłbyś mnie podrapać za uchem? Nie mogę dosięgnąć.
Nieskończony podszedł bliżej zwierzęcia i wyciągnął rękę w jego kierunku. - Wiesz, że to wymaga ode mnie wiele wysiłku, by móc wykreować taki obraz.-powiedział Arnthaniel.- Dlatego, chciałbym poznać twoje zdanie, bo według mnie nie powinniśmy iść w mury Zakonu taką grupą. To bez sensu. Najchętniej poszedłbym ja z tym wampirem. W ogóle średnio podoba mi się pomysł z zamrażaniem tego Gelidusa....
- Pewnie, że bez sensu iść tam całą grupą. Straż Zakonu nawet w swojej placówce, w Minas'Drill ma doskonałe zabezpieczenia. Idź zatem...- pies urwał niespodziewanie. Jego oczy rozbłysły nagle, a źrenice rozszerzyły się momentalnie. Kolor oczu zwierzęcia przybrał natychmiast barwę czerwieni. Szereg innych kolorów skakał w oczach psa. - Uciekaj stąd.- warknął Deebs. Arnthaniel wstał i cofnął się od zwierzęcia. Odwrócił się i zaczął biec. Igły sosnowe smagały go po twarzy, a jedna z gałęzi rozdarła mu nieco policzek. Obraz zniknął.
Znów był w pokoju, do którego właśnie wpadł Sataner. Arnthaniel przeciągnął palec po policzku. Krew. Coś jest nie w porządku...Nieskończony zamrugał oczami. Jego aura... coś jakby....
Obłoki zmaterializowały się bardzo szybko. Ciemne plamy zamieniły się w bestie. Nieskończony, wciąż zamglony nieco przywołaniem obrazu, wstał natychmiast z krzesła i chwycił za rękojeść miecza. Nie wiedział, w jaki sposób dostały się tu te bestie, ale trzeba było się ich pozbyć. Ich "nosiciel" leżał na podłodze.
- Chwytać za miecze!-krzyknął Nieskończony i podbiegł do pierwszej bestii, która dopiero co zdążyła się zmaterializować. Nie miała czasu odeprzeć ataku. Miecz Nieskończonego przeszył jej gardło, a czarna smuga rozmyła się uderzając w ścianę i okno. Szyba roztrzaskała się natychmiast, a przedmioty wiszące na ścianie zamieniły się w pył. Magia? Przywołanie? Bardzo silne... Nieskończony po raz pierwszy zetknął się z czymś takim. Kolejne bestie zaczęły pojawiać się w pomieszczeniu...
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 22-03-2010, 18:42   #119
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna Valerii:

Wszyscy rzucili się do walki. Bestie walczyły wyjątkowo zajadle i miały przewagę liczebną, jednak Valeria wraz z towarzyszami rozprawiła się z nimi bez większych szkód w jej domostwie. Gdy było po wszystkim, czarne plamy wywołane śmiercią potworów znikły. Sataner leżał nieruchomo na marmurowej posadzce. Mimo iż wszyscy odnieśli pomniejsze rany, Lilianne w pierwszej kolejności podbiegła do ciała Czerwonego Maga. Kapłanka pochyliła się nad nim.
- Nie żyje... - odezwała się po chwili.
Wszyscy umilkli i ich spojrzenia utkwiły w martwym towarzyszu. Valeria ścisnęła mocniej rękojeść swojego ostrza.
- Musimy w końcu coś zrobić. - powiedziała z ledwo tłumionym gniewem. Ktokolwiek to zrobił... zapłaci za to. - dodała po chwili. Agromannarze, zgadzasz się działać zgodnie z planem? Zawsze mamy Arnthaniela, ale wątpię by Zakon zaufał Nieskończonemu. Dlatego proszę cię o pomoc. - mówiąc ostatnie słowa spojrzała w oczy półwampira.


Uriel i Azrael:

Poszukiwania odkupienia zaprowadziły was do wielu wymiarów. W żadnym z nic nie znaleźliście niczego, co mogłoby wam pomóc. Ale pewnego razu, podczas wizyty w pewnym pomniejszym, odległym od macierzystej rzeczywistości Nieskończonych wymiarze, trafiliście do małej, drewnianej chatki skrytej głęboko w ciemnym lesie.

Mieszkała tam starsza, ludzka kobieta i jej młoda wnuczka. Kobieta była bardzo schorowana, a na jej twarzy głębokimi bruzdamy odznaczały się wszystkie przeżyte lata oraz zdobyta mądrość. Wnuczka dbała o babkę i opiekowała się nią gdy ta była na łożu śmierci. Wydawałoby się iż kobieta całkowicie postradała rozum, gdy w końcu spojrzała z błyskiem w oku na twarze swych gości.
- Oh... jestem już stara i coraz bliżej mi do śmierci. - powiedziała w przerwie pomiędzy atakami kaszlu. Widziałam wiele rzeczy i słyszałam jeszcze więcej niż wszystkim się wydaje. Moja pra, pra, prababka była wielką jasnowidzącą. Tutejszy lud traktował ją jak swoją wyrocznię. Każde z jej proroctw spełniało się w każdym szczególe... - przerwał jej kaszel.
- Odziedziczyłam po niej ten dar. Tak... wiem wiele rzeczy...
- Babciu! - młoda dziewczyna siedząca na krześle przy jej łóżku wzięła w swoje dłonie jej rękę i spojrzała z zakłopotaniem na nieznajomych.
- Wszystko będzie dobrze, dziecko. - starsza kobieta z trudem przechyliła głowę na poduszce, zmęczonymi oczyma spoglądając na twarz swojej wnuczki. Wiem czego szukacie.... - powiedziała przenosząc wzrok na kobietę stojąca przy wysokim mężczyźnie.
Staruszka po raz kolejny doznała ataku kaszlu. Na jej twarzy w blasku świec zalśniły kropelki potu.
- Droga do odkupienia jest ciężka... Niewielu dotrwało do jej końca... Jeżeli tego naprawdę chcecie, to w świecie gdzie cztery słońca panują nad śmiertelnymi duszami odnajdziecie właściwą ścieżkę...
Oczy kobiety powoli straciły blask, stały się jakby zamglone. Jej ręka wysunęła się z dłoni wnuczki, po twarzy której momentalnie pociekły łzy. To były ostatnie słowa w życiu jej babki. Słowa poświęcone nieznajomym, którzy patrzeli jak odchodzi z szeroko otwartymi oczyma. Dziewczęcy szloch słychać było nawet na skraju lasu...

"...w świecie gdzie cztery słońca panują nad śmiertelnymi duszami odnajdziecie właściwą ścieżkę..."
Słowa starej wyroczni były wyjątkowo enigmatyczne, tak jak wszystkich innych. Trudno było doszukać się w nich konkretnego miejsca, ale po miesiącach podróży udało wam się namierzyć jeden świat, pasujący do słów jasnowidzącej. Tym światem było Mithios, wymiar rządzony przez Zakon Czterech Słońc, nazwany tak z powodu czterech słońc zmieniających się w tym świecie zgodnie z określonymi porami roku. Do Mithios można się było dostać przez wiele światów. Zdradzono wam także iż Nieskończeni nie są tam mile widzianymi gośćmi. Ta pogłoska zaskoczyła was, toteż aby dostać się do celu musieliście podjąć wyjątkowe środki ostrożności.

Do Mithios dostaliście się przez portal umieszczony w stolicy świata Nieskończonych. Minas'Dril jak zwykle zachwycało swym majestatem... Gdy tylko wyłoniliście się z portalu, trafiliście do Grzmiącej Twierdzy, głównej stolicy Zakonu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0Cn_-nC18gU[/MEDIA]

Gdy tylko wyszliście z wieży w której mieściła się brama wymiarowa, podeszło do was dwóch strażników w ciężkich, płytowych zbrojach. Na głowach mieli hełmy, a uzbrojeni byli w długie halabardy. Jeden z nich zatrzymał was gestem dłoni.
- Stójcie! Skąd jesteście i w jakim celu przybywacie? - zamiast ciepłego powitania przywitała ich chłodna nieufność.
Trudno było się temu dziwić, zwłaszcza iż nawet gruba warstwa szarych chmur wisząca nad miastem nie wyglądała wyjątkowo przyjaźnie...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 23-03-2010, 21:54   #120
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Gdzieś głęboko pod pasmem gór Korony Świata, Neverendaar

Ciągnące się pod wysokimi szczytami korytarze zdawały się nie mieć końca. Biada temu, kto ktokolwiek miał to nieszczęście by tu trafić, nikt bowiem nie miałby szans odnaleźć się wśród mrocznego, niemalże niczym nie oświetlonego labiryntu, nikt nigdy trafiając tu nie był na tyle żyw, lub chociażby na tyle świadom tego, co się wokół niego dzieje, by w ogóle myśleć o ucieczce. Miejsce to nosiło nazwę Sheol, było zarówno piekłem za życia dla tych, którzy mieli nieszczęście się tu znaleźć, jak i grobem, gdy resztka życia pochłonięta została przez pana tych ziem, jednego z Pierwszych Upadłych, Pierwszego kasty Ziemi. Niegdyś, jednak nie aż tak strasznie dawno temu, miejsce to niemalże nieustannie drżało od wrzasków, błagań i przekleństw. Teraz jednak, pozostawione samo sobie sprawiało wrażenie prawie całkowicie opuszczonego, nic jednak bardziej mylnego. Nie od dziś wszak wiadomo, że kiedy kota nie ma, myszy harcują...

- Dobra bestykja, tak, bardzo grzeczna bestyjka... – pocieszny, niemalże dziecinny głos dziwnie pasował do tego miejsca. Było w nim coś, co nie pozwalało myśleć o tym głosie, jako o ‘niewinnym’.- Duża, ohydna bestia, głupia bestia tak? Nic nie rozumiejący, wielki osiłek, fu fu fu.

Drobna postać kucała przed ogromną, spowitą ciemnością jamą, której wejście ogradzały wielkie, sprawiające wrażenie przerdzewiałych, kraty. Ubrana była ona nad wyraz pysznie, co jeszcze bardziej dopełniało poczucia, że całkowicie tu nie pasuje. Nawet gdy niewielka, ustawiona w kącie świeca oświetliła jej gładką, pozbawioną jakichkolwiek szpetności twarz, nie można było stwierdzić, czy ów osoba jest nim, czy nią, jedno jednak było pewne. Czy kobieta, czy mężczyzna, poruszające się bezszelestnie, niewielkie, sczerniałe skrzydła nie dawały zbyt wielkich wątpliwości, co do jej przynależności.

- Mama...?

- Hm? Nie jestem twoją matką, Caim. Twoja mamusia odeszła, nie ma jej już. Zooostawiła Cieeee, blaaaaaa! – małe plugastwo wystawiło język, przyciskając twarz do krat. Był to czyn, którego pożałowało chwilę później, gdy wielka, szarawa łapa o długich, czarnych pazurach zacisnęła się na jej krtani. – Gah! Caim, pusz-czaj! Ty bękarcie, puszczaj...mówię!

- GELLO! CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ?!

Doniosły, tym razem już na pewno męski głos poniósł się echem po pustych korytarzach, wprawiając w lekkie drgania mocarne, kamienne sklepienie. Wysoka, chudawa postać powoli wyłoniła się z mroku, odziana niemalże całkowicie w czerń, gdyby nie lśniące w mroku, złote oczy, mogłaby pozostać całkowicie niezauważona.

- P-panie...! Ppanie, błagam...! – istota nazwana Gello miotała się ile mogła, jednak żelazny uścisk nie zelżał, wręcz przeciwnie. Na widok stojącego w progu sali mężczyzny, zacisnął się jeszcze bardziej.- P-panie... Lu...Ci... Gah!

„Pan” jednak nie zadrżał nawet, gdy nieruszające się truchło Gello na jego oczach zostało rozerwane i, chociaż z pewną trudnością, przeciśnięte przez masywne kraty. Czekał cierpliwie, a gdy odgłos przeżuwania i połykania wreszcie ucichł podszedł powoli do jamy i jak gdyby nigdy nic, wyciągnął dłoń, którą siedząca po drugiej stronie bestia szybko pochwyciła. Był to chwyt jednak delikatny, w ogóle nie podobny do tego sprzed paru chwil. Mroczny kształt przytulił do dłoni swój policzek, mrucząc cicho.

- Caim, mój drogi Caim... No już nie smuć się... Nie smuć się dziecko... Sprowadzę tu twoją matkę, tak... Nie pozwolę byś był sam. Sprowadzę ją, a wówczas będziesz mógł ją przywitać, tak. Przytulić... Ze szczęścia, będziesz mógł ją zjeść w całości...

* * *

Stolica, Neverendaar

- Oooh, nie sądzę, bym kiedykolwiek była w Mithios, a przynajmniej sobie tego nie przypominam.... – powiedziała, dźwięcznym, przyjemnym głosem, w którym można by się całkowicie zatracić. Sama nie pamiętała jak długo już razem z Azraelem wędrowali po Neverendaarze, jednak do Stolicy do tej pory starali się nie zapuszczać. Kobieta niemalże przez cały czas, odkąd przekroczyli bramy miasta, rozglądała się dookoła, oglądając wzniesione przez Nieskończonych budowle. Oglądając, lecz trudno powiedzieć ‘podziwiając’ bowiem nie znalazła wśród setek mijających budynków żadnego, którego mogłaby naprawdę nazwać pięknym. Skryte pod chustą usta raz po raz układały się w pełen złości dzióbek, gdy spoglądała na okropne, wstrętne wręcz ułożenie cegieł, nawet kamienie na drodze. Nie do końca tak wyobrażała sobie to miasto pod opieką, jakby na to nie patrzeć, z punktu widzenia jej ojca „Lepszych dzieci”.

- To tutaj, chodź. – Azrael, jak zwykle mrukliwym tonem pchnął ja lekko w odpowiednią alejkę. Ta była nieco przyjemniejsza, otoczona z obu stron rzędem kwitnących blado pomarańczowymi kwiatami drzew.

- Masz wszystko? – zapytała spokojnie, poprawiając swą nieskazitelnie czarną szatę. Ubrana w nią była niemalże od stóp do głów, a jedynym widocznym spod niej ciałem były dłonie i duże, przepiękne oczy w kolorze najszczerszego złota. Nie była wysoka, przynajmniej nie w porównaniu do idącego obok niej kolosa, przy którym mało kto nie wyglądałby na małego i płochliwego.

Jej towarzysz mruknął ponownie, a ona szybko rozpoznała w tym mruknięciu oznakę potwierdzenia. Chwilę później dotarli już do portalu, teraz nie było już odwrotu.

- Pamiętaj, Uriel, nie lubią tam takich jak my...
- Szczególnie takich jak my. – dopowiedziała za brata i razem z nim przeszła przez portal. Przejście było gładkie i bezproblemowe, w końcu robili to już dziesiątki..setki...tysiące... miliony razy.

Pośpiesznie zeszli w dół wieży, mając nadzieję, że uda im się, jakimś cudem, po cichu przemknąć przez wszelkich strażników. Niestety.

Azrael zerknął na swoją towarzyszkę, wiedziała co to znaczy. Ona była zdecydowanie lepsza jeśli chodzi o kontakty z innymi i retorykę co nie znaczy, że sam nie potrafił się wysłowić. Uriel wystąpiła lekko do przodu, jej ruch był lekki i delikatny, jednak dość szybki, by stojący dookoła nich halabardnicy nie zdążyli nawet zareagować. Spokojnym wzrokiem ogarnęła zgromadzonych, aby po chwili, całkiem niespodziewanie unieść lekko obie dłonie do góry.

- Nie przybywamy do was z wrogim zamiarem. - powiedziała, jej głos byl melodyjny, jednak fakt, że jej usta, jak i większość jej twarzy skryte były pod ciemnym materiałem sprawiało, że nie był aż tak do końca przyjazny, raczej zimny, bez emocji.- Jesteśmy jeno podróżnikami szukającymi swej ścieżki. *Nie* jesteśmy wrogami....

Strażnicy spojrzeli po sobie.
- Dokumenty poproszę. - ten, który wcześniej ich zatrzymał wyciągnął w stronę swej rozmówczyni rękę. Kobieta spojrzała na swego towarzysza, który wyjął z szaty stosowne papiery, przygotowane wcześniej.
- Oto one -powiedział pewnie i podał je strażnikowi.

Zbrojny odebrał papiery i uważnie się im przyjrzał. Wymruczał coś z niezadowoleniem i oddał nowo przybyłym ich własność.
- Witajcie państwo w Grzmiącej Twierdzy. - ukłonił się i razem z towarzyszem przepuścili parę.
 
Suryiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172