Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2010, 18:05   #17
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bmoIaJLjtlM[/MEDIA]

Mitsuo rozpoznał z miejsca rzucone kidou. Sześćdziesiąta trzecia ścieżka związania - Sajo Sabaku. Wiedział, że rzucanie się i próby przełamania zaklęcia są bezużyteczne więc po prostu w ogóle się nie ruszał. Bardziej go zaskoczyło, że wszyscy na wokół również padli ofiarami czaru zupełnie jakby ten był rzucony obszarowo a nie jednostkowo. Pomijając fakt, że nie mógł się ruszyć był zachwycony fenomenem tego zjawiska. Gdyby tą umiejętność rozpowszechnić życie wielu bogów śmierci stało by się łatwiejsze. A jako, że nigdy tego wcześniej nie widział znaczyło iż mogła stać za tym tylko jedna osoba. Niestety nie pomylił się w tej kwestii. Mayuri... na szczęście niedługo przybyła kawaleria i zostali oswobodzeniu. Kiedy Kapitan XII Dywizji zdejmował z niego łańcuch Kuchiki mógł przysiąc, że zobaczył w jego złotych oczach jak wolałby je zacisnąć mocniej miażdżąc członka Dywizji XIII. Na szczęście na fantazjach się skończyło.


Szlachcic czekał cierpliwie przed domem swojej oficer. Bardzo jej współczuł z powodu straty bliskiej osoby - sam się wiele razy przekonał, że to nie jest nic przyjemnego, ale przejdzie jej. Może jutro, może za rok a może za sto lat ale w końcu ból zniknie zostawiając tylko ranę, którą wypełnić będzie mogło tylko podobne uczucie do innej osoby. Zacisnął mocniej dłonie czując narastającą nienawiść do tego pustego... do wszystkich pustych i każdej ich parszywej odmiany. W jego błękitnych oczach błysnęło światło - promień nienawiści.
-Mitsuo-kun - usłyszał za plecami znajomy głos i od razu się uspokoił. Kapitan Ukitake wyszedł z domu i podszedł do niego. Był wyraźnie zmartwiony.
-Juushirou-san. - Kuchiki często zwracał się do obcych lub wyżej postawionych od siebie osób na "ty". Pozwalały mu na to liczne znajomości i status społeczny oraz fakt, że potrafił w prawie każdym wzbudzić uczucie sympatii. - Yukiko-chan... jak się trzyma? - spytał niepewnie spuszczając wzrok. Dręczyło go to, że nie mógł wiele zrobić wtedy a teraz sam miał problemy z utrzymaniem się na nogach. Najpierw te przeklęte badania a teraz to. Przy świadomości utrzymywała go tylko silna wola i poczucie obowiązku. Kapitan położył mu dłoń na ramieniu.
-Zrobiłeś co mogłeś. Gdyby nie Twoja wiadomość przybycie tutaj zajęłoby nam dużo więcej czasu. - a więc motyl doleciał i dostarczył współrzędne. Trochę mu to poprawiło samopoczucie.
-Wiem, ale to...
-Wykonałeś dobrą robotę i nie masz sobie nic do zarzucenia. A teraz idź się lepiej przespać. To był ciężki dzień dla nas wszystkich.
- Ukitake uśmiechnął się chcąc dodać Mitsuo otuchy, ale jego uśmiech był blady jakby wymuszony. Shinigami kiwnął głową i ruszył w stronę rezydencji rodu Kuchiki.


Straż przed główną bramą zasalutowała na jego widok. Strażnicy jak jeden mąż ustawili się w dwóch szeregach tworząc pomiędzy sobą ścieżkę do wielkich wrót, które się właśnie otwierały. Mitsuo wszedł do środka a na widok ogrodu poczuł się dużo lepiej. Sama rezydencja znajdowała się na środki ich posiadłości i otoczona była ze wszystkich stron pięknym ogromnym ogrodem. Było późno więc uznał, że reszta rodziny już dawno śpi. Pewnie tylko służba krzątała się jeszcze gdzieniegdzie doglądając dobytku. Szedł powoli zachwycając się nad kunsztem ogrodników. Widział to miejsce tysiące razy, ale za każdym razem zachwyt odżywał w nim na nowo kiedy tylko tu był. Udał się do swojego pokoju i położył na macie od razu zasypiając.

***

-Kuchiki-sama... Kuchiki-sama! - obudził go głos jednego ze strażników. Shinigami podniósł się natychmiast ciekaw czego on chce. Dopiero kiedy wstał zobaczył, że słońce właśnie wschodzi.
-Proszę o wybaczenie, ale pański bratanek chce się z Panem widzieć w ogrodzie. - dopiero teraz zauważył, że ten klęczał przed jego posłaniem. Kiwnął głową na znak, że zrozumiał a następnie gestem dłoni kazał mu wyjść. A więc już była ta pora... Przebrał się w czysty uniform. Odkąd wrócił do tego miejsca co rano w tych murach był powtarzany pewien rytuał w którym on sam brał udział ze swoim bratankiem. Był to właśnie godzinny trening w ogrodzie. Poszedł na umówione miejsce. Byakuya już tam był podobnie jak i Rukia.


-Mitsuo-sama. - przywitała się dziewczyna a młody shinigami pomachał jej ręką. Uśmiechnął się przy tym od ucha do ucha i wolną ręką poprawił okulary. Nie lubił kiedy nazywała go "sama". On ją traktował jak ukochaną siostrę i członka rodziny będącego na równi z nim i miał nadzieję, że odwzajemni jego uczucia. Niestety status krwi zdawał się tym przypadku być barierą której pokonanie zajmie sporo czasu.
-Rukia-chan. Czy nie powinnaś już przypadkiem być w kwaterach naszej dywizji? - spytał zaintrygowany jej obecnością, gdyż zazwyczaj o tej porze już jej w rezydencji nie było. Byakuya przywitał się z nim tylko skinieniem głowy jak zwykł to czynić od zawsze. Ich rozmowy zawsze miały raczej wymiar formalny i choć białowłosy próbował zmienić te realcje wydawało się to jeszcze trudniejsze do osiągnięcia niż w przypadku Ruki.
-Dzisiaj mam wyznaczony patrol w świecie ludzi, więc...
-Rozumiem. Mam nadzieję, że niedługo też będę mógł odwiedzić to miejsce.
-Na pewno tak się stanie Matsuo-sama.
- Ciepła wymiana zdań została przerwana przez chrząknięcie młodej głowy rodu. Dziewczyna się skłoniła po czym korzystając z bramy Kuchiki przeniosła się do innego świata. Mitso naprawdę miał ochotę odwiedzić świat żywych i poznać tych wszystkich ludzi o których Rukia z takim zapałem opowiadała. Szykowała się wojna i obawiał się, że jeśli nie zrobi tego teraz potem może nie mieć już okazji. Będzie o tym myślał kiedy indziej. Teraz były inne rzeczy do zrobienia.
-A więc zaczynajmy Byakuya-kun. - oboje wyciągnęli swoje zanpaktou i rozpłynęli się w powietrzu. Co jakiś czas ich sylwetki pojawiały się w różnych miejscach gdy stal uderzała o stal...


Kiedy wszedł do Dojo XIII Dywizji jeszcze nikogo nie było. Z ulgą odetchnął i oparł się na pobliską ścianę ciężko dysząc. Trening z Byakuyą był... bardzo wyczerpujący zarówno fizycznie jak i psychicznie. Do tego miał dużego siniaka na plecach od ciosu płazem Senkonzakury. Kapitan VI Dywizji nie dawał mu żadnych forów ani taryfy ulgowej - tego był pewny. Usiadł na środku pomieszczenia przyjmując pozycję do medytacji. Zamknął oczy pozwalając energii duchowej płynąć coraz szybciej i szybciej... wychodzić powoli poza jego ciało i zalewać otoczenie. Otoczyła go na początku blada poświata, która stawała się z każdą chwilą coraz silniejsza i jaśniejsza. W pewnym momencie przestała być zwykłą aurą i stała się światłem bijącym z shinigamiego niczym światło samego słońca. Czas zaczął płynąc swoim własnym torem kiedy Kuchiki ćwiczył kontrolę Reiyoku w celu zwiększenia przepływu Reiatsu. Dopiero kiedy usłyszał jakiś szmer przerwał. Otworzył oczy myśląc, że ktoś w końcu przyszedł i zdziwił się kiedy zobaczył sporą już grupę osób wpatrzoną w niego jakby podziwiali właśnie jakieś dzieło sztuki. Podniósł się powoli klnąc w myślach, że zawsze podczas medytacji traci poczucie czasu. Rozejrzał się widząc, że nie było jeszcze ani kapitana ani żadnego z oficerów.
-Póki nikogo więcej jeszcze nie ma co powiecie na mały trening Kidou? - uśmiechnął się składając ręce za plecami. Wszyscy zebrani pokiwali głowami wyrażając aprobatę pomysłu. Mitsuo miał dość specyficzny dar zjednywania sobie ludzi. Zdecydowana większość dywizjonistów darzyła go wielką sympatią. Oczywiście nikt nie miał obowiązku robić tego co sugerował, ale i tak jego pomysłu okazywały się często dobre i przynosiły zadowalające rezultaty.
-O jakim treningu mówimy Mitsuo-sama? - Zapytał się jeden z nich. Ciężko powiedzieć czemu... czy przez nazwisko rodowe, Rukie, Byakuye czy jego samego większość shinigamich których znał zwracała się do niego per "sama". Nawet nie próbował z tym walczyć.
-Zacznijmy może od medytacji, która pomoże nam zwiększyć kontrolę nad naszą energią. Nawet najpotężniejsze zaklęcie jeśli jest niestabilne... - zapowiadało się, że będzie to piękny dzień. W końcu zawsze po burzy świeci słońce
 

Ostatnio edytowane przez Famir : 22-02-2010 o 23:32.
Famir jest offline