Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2010, 20:06   #73
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Mieszkanie Bena wywarło na Karen pozytywne wrażenie, przypominało trochę dobrze poukładany i jasny umysł. Choć ona sama znacznie bardziej preferowała klasykę. Chwilami gubiła się w tych falistych kształtach. No i brakowało jej drewna, ale to już było zboczenie zawodowe.
W zadumie podała Nikowi swój płaszcz po czym pozbywszy się mokrych i przybłoconych butów weszła do jasnego salonu by z iście kobiecą ciekawością dokładnie go sobie obejrzeć.
Sądząc po sprzęcie muzycznym federalne pensje musiały zdecydowanie należeć do łakomych kąsków. A skoro już przeszła do łakomych kasków szarlotka na stoliku przed telewizorem wyglądała wprost wyśmienicie. Niemal tak cudownie jak słynny na całą ulicę piernik Babcie Daniele. Rozejrzała się jeszcze raz tym razem szukając innych znamion kobiecej reki. Trudno było się jakichkolwiek dopatrzyć, nawet w kuchni która była strategicznym w przypadku takich oględzin punktem. Jednak by w pełni zweryfikować teorię należało zajrzeć do łazienki.
- Słuchajcie za chwilę wrócę, muszę gdzieś jeszcze zajrzeć. W barku bądź w lodówce znajdziecie martini, gin, jakieś whisky, może jakieś piwo. Chyba nawet wino mam. Jeśli jesteście głodni, to wszystko co jest w lodówce jest do waszej dyspozycji. I ciasto. Koniecznie poczęstujcie się ciastem. - Z zamyślenia wyrwał ją głos Bena.
- A masz taki egzotyczny napój jak herbata? - spytała z uśmiechem trochę niewinnym, trochę szelmowskim. Po tym jak wymienił litanię alkoholi nie mogła się w prost powstrzymać. Choć biorąc pod uwagę to co miała im wkrótce wyjaśnić klin zdecydowanie by się jej przydał.
Tymczasem wiedziona ciekawością ruszyła do łazienki. Na pułkach nie widziała kobiecych kosmetyków. Tak więc Ben zdecydowanie mieszkał sam. W takim razie kto przyniósł szarlotkę. W zlewie nie widziała brudnych blach, nie było ich też na suszarce, o zmywarki nie odważyła się zajrzeć więc wciąż istniała możliwość, ze agent tam je upchnął. Choć trudno jej było uwierzyć by to Gerthart upiekł ciasto.
Z drugiej strony niewiele o Benie tak naprawdę wiedziała. Owszem nie raz rozmawiali ale głównie o rzeczach dość neutralnych, albo o „sprawie”, niewiele rzeczy poza tą jedną interesowało wtedy Karen. On wiedział o niej znacznie więcej. Zrobiło jej się trochę wstyd za ten okres wyjęcia ze świata, jakim była jej depresja, choć przecież miała do niego prawo po tym co się stało. Cóż przecież w końcu zaczęła z tego wychodzić i wciąż mogła te zaległości nadrobić.

Rozglądając się po łazience zobaczyła apteczkę co przypomniało jej o innej ważnej sprawie.
Pospiesznie opuściła pomieszczenie poszukując Nika.
- Choć, trzeba ci porządnie oczyścić tą ranę. Na szczęście Ben ma porządną apteczkę - zaproponowała z łagodnym, trochę nerwowym uśmiechem. Nie podobało się jej to jak zamilkł po jej tłumaczeniach w taksówce. Czyżby miał jej za złe cały incydent? Cóż w końcu to ona zaczęła szukać zwady z niebezpiecznym duchem, a on oberwał. Z drugiej jednak strony jeśli słyszał jej myśli musiał wiedzieć, że powracający był niebezpieczny. Sam zdecydował o tym by się wtrącić. Wyszło nie tak jak oboje zakładali i teraz trzeba było sobie jakoś z tą sytuacją poradzić.
Mężczyzna spojrzał na nią i powoli wstał.
- Aż tak ze mną źle?
No pięknie, teraz jeszcze go przestraszyłaś. Zganiła się w duchu.
- Nie ale nie zdezynfekowane rany mają to do siebie, że wdaje się w nie zakażenie - odparła.
Zrezygnowany Nik wszedł do łazienki. Można było odnieść wrażenie, że nie lubi, jak ktoś się o niego troszczy. Cóż mógł sobie narzekać ile chciał ale nie bardzo ufała sterylności stolików w barze.
Posadziła mężczyznę na stołku obok umywalki i dobrawszy się do apteczki ustawiła jego głowę tak by mieć dobre światło. Ostrożnie ale z pewna dozą wprawy przeczesywała palcami ciemne kosmyki Nika w poszukiwaniu rany. Wpierw starała się ją przemyć wodą zmywając przy okazji krew z włosów. W końcu mężczyzna miał ich trochę na głowie, a gdyby posklejała je strup rozczesywanie nie należałoby do najprzyjemniejszych. Na szczęście rana nie wyglądała tak źle jak można by sądzić po krwawieniu. Następnie potraktowała rozcięcie spirytusem wachlując je by zmniejszyć trochę pieczenie. Gdyby miała przed sobą swojego synka pewnie by podmuchała. Jednak Nika trudno byłoby z dzieckiem pomylić.
Gdy wszystko było gotowe przyjrzała się wnikliwe swojemu dziełu. Nagle dotarło do niej, że jest to dzieło bardziej „jej” niż by chciała.
- Nik.... Dziękuje.
Mężczyzna milczał przez niepokojąco długą chwilę. Dlatego odetchnęła gdy w końcu się odezwał.
- Za co?
- Może to nie było twoim zamysłem ale uratowałeś mi skórę. Gdybyś się nie włączył to dopadło by mnie i pewnie skończyłoby się znacznie gorzej niż na rozbitej głowie. - odpowiedziała odwracając się i zbierając leki z powrotem do apteczki. Wciąż nie czuła się komfortowo w całej tej sytuacji.
- Ważne, że nic ci nie jest – usłyszała odpowiedź zza swoich pleców.
- Mimo wszystko następnym razem jakoś mnie ostrzeż dobrze? Wtedy może oboje wyjdziemy w jednym kawałku - stwierdziła z uśmiechem. - Lepiej wracajmy do reszty. Wszystkim należą się wyjaśnienia.
Choć nie do końca miała ochotę tych wyjaśnień udzielić.
- A jeśli zrobiłem to w ostatniej chwili? Nadal byś twierdziła, że powinienem Cię ostrzec?
A więc postanowił być uparty. Cóż, nie żeby sama uparta nie bywała. Westchnęła i obróciła się powoli w stronę Nika.
- Jeśli jest na to czas to tak. - powiedziała stanowczo. Wracający to jest mój problem Nik. Słowa aż sam cisnęły się na usta i zadziwiły ją samą. Przecież zazwyczaj taka nie była.
Starała się być otwarta na pomoc bo już wiele razy się przekonała, że bez niej bywa w życiu zbyt ciężko. Jednak ta zasada nie tyczyła się powracających. To był wstydliwy sekret, piętno wypalone na czole. Tak jakby wciąż czuła na twarzy pieczenie tego uderzenia sprzed niemal dwudziestu lat. Może czas wreszcie się go pozbyć, a to był zawsze jakiś pierwszy krok w tym celu. Cóż ale to nie zmieniało faktu, ze nie czuła się swobodnie z tym, ze ktoś przez nią obrywał.
- Jeśli go nie ma to następnym razem będę musiała być po prostu przygotowana na to, że lubisz sprawiać niespodzianki. - Uśmiechnęła się już trochę mniej nerwowo.
- Przyzwyczaj się - rzucił, kierując się do drzwi. - Lubię wykorzystywać wszystko, co wiem - po raz kolejny otworzył jej drzwi.
- Zapamiętam - stwierdziła ruszając z powrotem do salonu. Atmosfera na chwile się rozjaśniła, ale tylko na chwilę.
Im bliżej salonu tym bliżej była obiecanych wyjaśnień i obawiała się, ze mogą jej nie przejść przez gardło.
Gdy mijała Nika, ten położył jej rękę na ramieniu.
- Weź głęboki oddech. Nie jesteś świrem.
Drgnęła nieznacznie. Owszem to była prawda. Nie zwariowała. Wtedy wszystko byłoby o niebo łatwiejsze. Przez chwilę uśmiech Karen wydawał się smutny.
- Tak, tylko zazwyczaj to niestety nie ma dla nikogo większego znaczenia - stwierdziła gorzko po czym ruszyła dalej.
- Zazwyczaj nie masz do czynienia z bandą mutantów, jak ich nazywała moja kochana biologiczna - rzekł sarkastycznie, po czym ruszył za nią.
Banda mutantów. Banda obcych ludzi. A przecież już się przekonała, że gdy przychodziło co do czego nawet więzy krwi nic nie znaczyły, miłość nic nie znaczyła.
W przeszłości gdy jej moce wychodziły na jaw zawsze traciła. W tym towarzystwie nie bardzo miała co stracić, a jednak czułą zdenerwowanie. To było jak odruch bezwarunkowy.
Rozdzieliwszy się z Nikiem w korytarzu ruszyła do kuchni w poszukiwaniu jakiejś herbaty. Gdy wszyscy się zbiorą przyjdzie czas by mówić.
 
Lirymoor jest offline