Pon, 15 X, Staten Island, Pickersgill Avenue 13, 17:40
Cała ta przemowa wywołała przede wszystkich zniecierpliwienie chińczyka. Wzmianka o yinying zhu wywołała cień przestrachu, ale po chwili zdobył się na złośliwy komentarz.-
Nie masz w sobie nic z yinying zhu. Oni nie chowają się za lalkami, jak ty. Nie masz pojęcia o czym mówisz.
A jego słowa świadczyły, że rozpoznał „cień” japończyka.
Całą zaś przemowę
Yagamiego,
Chu Koi Tang skwitował śmiechem dodając na koniec.-
I co jeszcze ci się marzy magiku, gwiazdka z nieba ? Sędziostwo Tongu, rodu Shen-Men... A to się Jin zdziwi, że mu się yakuza pcha pod dupsko. A jeszcze bardziej jego szefowie.
Po czym spoważniał i dodał.-
Dwie godziny później, mogę ci dać...pisanie testamentu to trudna sprawa. Dwie godziny później, miejsce to samo. Wiesz kiedy i gdzie masz być, więc lepiej bądź tam. Robię ci uprzejmość czarowniku, więc nie zmarnuj tej okazji... bo na następne spotkanie możesz być zaciągnięty siłą.
Po tych słowach ruszył z kopyta i po chwili zniknął z oczu obu
Yagamim.
Wt, 16 X 2007, Wydział XIII, kostnica ; 8:40
Rankiem na kostnicy był niezły chaos.
Pavlicek popijając kawę dyrygowała biegającymi tam i z powrotem pomocnikami, którzy zajmowali się zwłokami. Widząc japończyka mruknęła.-
Mamy tu mały bajzel i 10 zwłok. Część to pośrednio wina wilkołaka grasującego w Chinatown, inne to porachunki w samej dzielnicy.
Dopiła kawę, po czym podała dokumentację zwłok dodając.-
Zresztą to nieważne. Czeka cię chrzest bojowy. Na za poznanie się z papierkami masz...
Spojrzała zza ramię
Yagamiego spoglądając na otwierające się drzwi do kostnicy i wchodzące przez nie osoby.-
...masz zero sekund. Powodzenia.
Po czym oddaliła się zostawiając
Yagamiego, z petentami. Chińską rodziną. Matka wieku koło sześćdziesięciu lat tuliła się do łysego siedemdziesięcioletniego ojca. Oprócz nich, z tyłu sztywno niczym woskowa lalka, stała siostra a może żona denata. Właściwie którego z nich?
Wt, 16 X 2007, Przedmieścia NY, 12:30
Pukanie detektywa
de Luci przez moment nie przyciągało niczyjej uwagi. Dopiero po kilkunastu minutach uporczywego pukania, ktoś podszedł do drzwi i otworzył je...ale tylko odrobinę. Drzwi nadal były uchylone, przed szerszym otwarciem chronił je dość gruby łańcuszek.
De Luca zauważył jedynie pół ciemnoskórej twarzy i oko spoglądające na niego podejrzliwie.-
O co chodzi?
- Witaj sąsiedzie...- rozpoczął
Chris i zaczął opowiadać o Przeprosił ich za kłopot i zaczął opowiadać swej sześcioletniej córce której uciekło ulubione zwierzątko, gdy pokazywało je swoim kolegom i podobno jak mała widziała jak wbiega do mieszkania.
Póki co, historyjka działała na tyle, że mężczyzna nie zamknął drzwi. Ale potem rozległ się głos innego mężczyzny i arabskie słowa. Ten przy drzwiach odparł coś w tym samym języku. Po czym wywiązała się dość gwałtowna rozmowa w owym języku, której
Chris był słuchaczem, a z której nic nie rozumiał. Finał był jednak dość szybki. Mężczyzna przy drzwiach rzekł.-
Nie ma w tym domu, żadnych szczurów...szczurków. Jak jakiś się pojawi to go złapiemy i...eee...oddamy panu. Mamy w tej chwili dużo roboty i by pan przeszkadzał. Proszę przyjść wieczorem.
I zamknął drzwi przed nosem
de Luci.
Tymczasem
Yue starając się fachowo przemieszczać mając cały czas na oku partnera, zerknęła w kierunku domowego ogródka. Ogródka osłoniętego wysokim płotem z ciasnych sztachet. Jednak nad tym płotkiem górował dach białego vanu i ruch widoczny pomiędzy sztachetami znamionował obecność trzeciej osoby w domu... Tutaj coś się działo... coś podejrzanego.
Wtorek, 16 X 2007, trzewia NY, godz. 13:25
O tak, nie ma to jak zwiedzanie brudnych śmierdzących i ciemnych kanałów. uroki bycia policjantką. Ta część roboty była jej znana także z ESU...czasami trzeba było się nieźle namęczyć i ubrudzić, by dostać się do ładunku (atrapy na ćwiczeniach, najczęściej)...
O tak, uroki kanałów... uroki bycia policjantką. Samą, samiutką w ciemnych kanałach. Dłoń Amy odruchowo powędrowała do broni. A nuż pojawi się jakiś aligator, przerośnięty szczurek, albo bardziej agresywny krewniak
Pete’a?
„Smuga krwi”...ślad widoczny jedynie w Ciemności był słaby i wątły. Musiały minąć conajmniej 24 godziny, odkąd
Pete przeniósł zwłoki. Co jakiś czas
Amy miała nadzieję, że ślad się urwie, lub znajdzie coś innego. I będzie mogła dumnie przekazać śledztwo
Bullitowi usuwając się w cień. Wpierw jednak zamierzała wymusić od niego kolejnego pączka. W końcu coś jej się należało, prawda?
Trop po 4 minutach i 30 sekundach doprowadził
Amy, do zdewastowanej i opuszczonej stacji metra. Nadal nie znalazła żadnego śladu, którego mogłaby pokazać
Bullitowi. Zamiast tego znalazła miejsce zbrodni.
Pete najwyraźniej nie lubił się przepracowywać z targaniem zwłok.
Na pozór zwyczajna stacja metra, ale gdy na nią spoglądała w specjalny sposób, widziała coś co ją przerażało.
Trop którym szła był słaby i zamierający. Co innego tutaj.
Pete co prawda zmył do czysta krew, ale spojrzenie
Amy dostrzegało rytualny okrąg i napisy oraz symbole wykonane krwią ofiary. Co więcej, te znaki powinny ulec zatarciu i zanikaniu, tak jak trop którym tu podążyła ... tymczasem zaś świeciły krwawą poświatą. Pierwszy raz
Amanda spotkała się z czymś takim.
Wt, 16 X 2007, hotel Hilton NY 19:20
„Obecnie mieszkam w hotelu”... ta fraza niezupełnie odpowiadała rzeczywistości.
Obecnie
Richard mieszkał w luksusowym apartamencie, w hotelu Hilton. Bycie bogatym prawnikiem powiązanym z śmietanką polityczną miasta, ma swoje zalety.
Sam apartament hotelowy robił olbrzymie wrażenie... przy takich luksusach, nie dziwiło
Vi, że
Richard dość spokojnie podchodzi do sprawy włamania.
O tym, że przeprowadził się tutaj z mieszkania, świadczyły kartonowe pudła.
- Moje małe tymczasowe królestwo, moja jaskinia smoka do której właśnie zwabiłem piękną dziewicę.- rzekł żartobliwie
Watkins zamykając za
Vivianne drzwi.
Wziął delikatnie dłoń
Vi i poprowadził ją do salonu w którym stał chłodzony szampan...przypadek?
- Usiądź proszę.- rzekł do dziewczyny, otworzył szampana i nalał do dwóch kieliszków, mówiąc.-
Napij się. Jeden z lepszych roczników.
Gdy
Vi się rozgościła,
Richard rzekł.-
Pamiętnik jest w jednym z tych pudeł, które minęliśmy, więc ty się rozgość, a ja go tymczasem poszukam. Richard wrócił po kilkunastu minutach z niedużym brulionem. Usiadł blisko
Vi, bardzo blisko... tak, że poczuła ona zapach jego wody kolońskiej. Nie tylko więc szukał brulionu, ale i przy okazji się odświeżył. Mowa ciała mężczyzny, była dla
Vi bardzo czytelna.
Niewątpliwie panna
Henderson bardzo się podobała Watkinsowi i budziła w nim pożądanie.
Cóż... było to normalne podświadome zachowanie, z którego
Richard nie zdawał sobie w pełni sprawy. Niewątpliwie liczył na okazję, do paru namiętnych pocałunków i być może czegoś więcej... Było jednak coś jeszcze. Ta cała szarmanckość z jaką ją traktował, mówiła pannie
Henderson, że
Watkinsowi bardzo zależy na tej znajomości i nie chodzi tu o jednorazowe zaciągnięcie jej do łóżka. Przed tak wytrawną psycholog jak
Vi mężczyźni nie mają zbyt wielu sekretów.
Sam pamiętnik zawierał kilkanaście przepisanych fragmentów, w języku którego nie znała.
I nieudolne tłumaczenie opierające się na terminach kucharskich, matematycznych i religijnych. Po stronie trzymanego przez
Vi notatnika
Richard przesuwał palcem mówiąc.-
Mój praprzodek pisał po starofrancusku ten tekst, ale bezpośrednie przetłumaczenie tworzy pozbawiony sensu bełkot. Ojciec uważał, że jest on napisany szyfrem i zawiera wskazówki co do skarbu jednego z francuskich hrabiów zabitych podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jak był na studiach, próbował złamać szyfr...bez powodzenia.
Spojrzał Vi prosto w oczy mówiąc.-
Nie sądziłem, że pociągają cię takie sprawy jak kryptologia. Jesteś kobietą pełną niespodzianek, fascynującą.
Zbliżył swą twarz do jej twarzy z niewątpliwym zamiarem pocałowania
Vi. O ile mu na to pozwoli. W razie niepowodzenia zapewne uda, że nic się nie stało...