Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2010, 22:14   #493
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pon, 15 X, Staten Island, Pickersgill Avenue 13, 17:40


Cała ta przemowa wywołała przede wszystkich zniecierpliwienie chińczyka. Wzmianka o yinying zhu wywołała cień przestrachu, ale po chwili zdobył się na złośliwy komentarz.- Nie masz w sobie nic z yinying zhu. Oni nie chowają się za lalkami, jak ty. Nie masz pojęcia o czym mówisz.
A jego słowa świadczyły, że rozpoznał „cień” japończyka.
Całą zaś przemowę Yagamiego, Chu Koi Tang skwitował śmiechem dodając na koniec.- I co jeszcze ci się marzy magiku, gwiazdka z nieba ? Sędziostwo Tongu, rodu Shen-Men... A to się Jin zdziwi, że mu się yakuza pcha pod dupsko. A jeszcze bardziej jego szefowie.
Po czym spoważniał i dodał.-Dwie godziny później, mogę ci dać...pisanie testamentu to trudna sprawa. Dwie godziny później, miejsce to samo. Wiesz kiedy i gdzie masz być, więc lepiej bądź tam. Robię ci uprzejmość czarowniku, więc nie zmarnuj tej okazji... bo na następne spotkanie możesz być zaciągnięty siłą.
Po tych słowach ruszył z kopyta i po chwili zniknął z oczu obu Yagamim.

Wt, 16 X 2007, Wydział XIII, kostnica ; 8:40


Rankiem na kostnicy był niezły chaos. Pavlicek popijając kawę dyrygowała biegającymi tam i z powrotem pomocnikami, którzy zajmowali się zwłokami. Widząc japończyka mruknęła.- Mamy tu mały bajzel i 10 zwłok. Część to pośrednio wina wilkołaka grasującego w Chinatown, inne to porachunki w samej dzielnicy.
Dopiła kawę, po czym podała dokumentację zwłok dodając.- Zresztą to nieważne. Czeka cię chrzest bojowy. Na za poznanie się z papierkami masz...
Spojrzała zza ramię Yagamiego spoglądając na otwierające się drzwi do kostnicy i wchodzące przez nie osoby.- ...masz zero sekund. Powodzenia.
Po czym oddaliła się zostawiając Yagamiego, z petentami. Chińską rodziną. Matka wieku koło sześćdziesięciu lat tuliła się do łysego siedemdziesięcioletniego ojca. Oprócz nich, z tyłu sztywno niczym woskowa lalka, stała siostra a może żona denata. Właściwie którego z nich?

Wt, 16 X 2007, Przedmieścia NY, 12:30


Pukanie detektywa de Luci przez moment nie przyciągało niczyjej uwagi. Dopiero po kilkunastu minutach uporczywego pukania, ktoś podszedł do drzwi i otworzył je...ale tylko odrobinę. Drzwi nadal były uchylone, przed szerszym otwarciem chronił je dość gruby łańcuszek. De Luca zauważył jedynie pół ciemnoskórej twarzy i oko spoglądające na niego podejrzliwie.- O co chodzi?
- Witaj sąsiedzie...-
rozpoczął Chris i zaczął opowiadać o Przeprosił ich za kłopot i zaczął opowiadać swej sześcioletniej córce której uciekło ulubione zwierzątko, gdy pokazywało je swoim kolegom i podobno jak mała widziała jak wbiega do mieszkania.
Póki co, historyjka działała na tyle, że mężczyzna nie zamknął drzwi. Ale potem rozległ się głos innego mężczyzny i arabskie słowa. Ten przy drzwiach odparł coś w tym samym języku. Po czym wywiązała się dość gwałtowna rozmowa w owym języku, której Chris był słuchaczem, a z której nic nie rozumiał. Finał był jednak dość szybki. Mężczyzna przy drzwiach rzekł.- Nie ma w tym domu, żadnych szczurów...szczurków. Jak jakiś się pojawi to go złapiemy i...eee...oddamy panu. Mamy w tej chwili dużo roboty i by pan przeszkadzał. Proszę przyjść wieczorem.
I zamknął drzwi przed nosem de Luci.

Tymczasem Yue starając się fachowo przemieszczać mając cały czas na oku partnera, zerknęła w kierunku domowego ogródka. Ogródka osłoniętego wysokim płotem z ciasnych sztachet. Jednak nad tym płotkiem górował dach białego vanu i ruch widoczny pomiędzy sztachetami znamionował obecność trzeciej osoby w domu... Tutaj coś się działo... coś podejrzanego.

Wtorek, 16 X 2007, trzewia NY, godz. 13:25


O tak, nie ma to jak zwiedzanie brudnych śmierdzących i ciemnych kanałów. uroki bycia policjantką. Ta część roboty była jej znana także z ESU...czasami trzeba było się nieźle namęczyć i ubrudzić, by dostać się do ładunku (atrapy na ćwiczeniach, najczęściej)...


O tak, uroki kanałów... uroki bycia policjantką. Samą, samiutką w ciemnych kanałach. Dłoń Amy odruchowo powędrowała do broni. A nuż pojawi się jakiś aligator, przerośnięty szczurek, albo bardziej agresywny krewniak Pete’a?
„Smuga krwi”...ślad widoczny jedynie w Ciemności był słaby i wątły. Musiały minąć conajmniej 24 godziny, odkąd Pete przeniósł zwłoki. Co jakiś czas Amy miała nadzieję, że ślad się urwie, lub znajdzie coś innego. I będzie mogła dumnie przekazać śledztwo Bullitowi usuwając się w cień. Wpierw jednak zamierzała wymusić od niego kolejnego pączka. W końcu coś jej się należało, prawda?

Trop po 4 minutach i 30 sekundach doprowadził Amy, do zdewastowanej i opuszczonej stacji metra. Nadal nie znalazła żadnego śladu, którego mogłaby pokazać Bullitowi. Zamiast tego znalazła miejsce zbrodni. Pete najwyraźniej nie lubił się przepracowywać z targaniem zwłok.


Na pozór zwyczajna stacja metra, ale gdy na nią spoglądała w specjalny sposób, widziała coś co ją przerażało.
Trop którym szła był słaby i zamierający. Co innego tutaj. Pete co prawda zmył do czysta krew, ale spojrzenie Amy dostrzegało rytualny okrąg i napisy oraz symbole wykonane krwią ofiary. Co więcej, te znaki powinny ulec zatarciu i zanikaniu, tak jak trop którym tu podążyła ... tymczasem zaś świeciły krwawą poświatą. Pierwszy raz Amanda spotkała się z czymś takim.

Wt, 16 X 2007, hotel Hilton NY 19:20


„Obecnie mieszkam w hotelu”... ta fraza niezupełnie odpowiadała rzeczywistości.
Obecnie Richard mieszkał w luksusowym apartamencie, w hotelu Hilton. Bycie bogatym prawnikiem powiązanym z śmietanką polityczną miasta, ma swoje zalety.


Sam apartament hotelowy robił olbrzymie wrażenie... przy takich luksusach, nie dziwiło Vi, że Richard dość spokojnie podchodzi do sprawy włamania.

O tym, że przeprowadził się tutaj z mieszkania, świadczyły kartonowe pudła.
- Moje małe tymczasowe królestwo, moja jaskinia smoka do której właśnie zwabiłem piękną dziewicę.- rzekł żartobliwie Watkins zamykając za Vivianne drzwi.
Wziął delikatnie dłoń Vi i poprowadził ją do salonu w którym stał chłodzony szampan...przypadek?


- Usiądź proszę.- rzekł do dziewczyny, otworzył szampana i nalał do dwóch kieliszków, mówiąc.- Napij się. Jeden z lepszych roczników.
Gdy Vi się rozgościła, Richard rzekł.- Pamiętnik jest w jednym z tych pudeł, które minęliśmy, więc ty się rozgość, a ja go tymczasem poszukam.

Richard wrócił po kilkunastu minutach z niedużym brulionem. Usiadł blisko Vi, bardzo blisko... tak, że poczuła ona zapach jego wody kolońskiej. Nie tylko więc szukał brulionu, ale i przy okazji się odświeżył. Mowa ciała mężczyzny, była dla Vi bardzo czytelna.
Niewątpliwie panna Henderson bardzo się podobała Watkinsowi i budziła w nim pożądanie.
Cóż... było to normalne podświadome zachowanie, z którego Richard nie zdawał sobie w pełni sprawy. Niewątpliwie liczył na okazję, do paru namiętnych pocałunków i być może czegoś więcej... Było jednak coś jeszcze. Ta cała szarmanckość z jaką ją traktował, mówiła pannie Henderson, że Watkinsowi bardzo zależy na tej znajomości i nie chodzi tu o jednorazowe zaciągnięcie jej do łóżka. Przed tak wytrawną psycholog jak Vi mężczyźni nie mają zbyt wielu sekretów.

Sam pamiętnik zawierał kilkanaście przepisanych fragmentów, w języku którego nie znała.
I nieudolne tłumaczenie opierające się na terminach kucharskich, matematycznych i religijnych. Po stronie trzymanego przez Vi notatnika Richard przesuwał palcem mówiąc.- Mój praprzodek pisał po starofrancusku ten tekst, ale bezpośrednie przetłumaczenie tworzy pozbawiony sensu bełkot. Ojciec uważał, że jest on napisany szyfrem i zawiera wskazówki co do skarbu jednego z francuskich hrabiów zabitych podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jak był na studiach, próbował złamać szyfr...bez powodzenia.
Spojrzał Vi prosto w oczy mówiąc.- Nie sądziłem, że pociągają cię takie sprawy jak kryptologia. Jesteś kobietą pełną niespodzianek, fascynującą.

Zbliżył swą twarz do jej twarzy z niewątpliwym zamiarem pocałowania Vi. O ile mu na to pozwoli. W razie niepowodzenia zapewne uda, że nic się nie stało...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-02-2010 o 23:08.
abishai jest offline