Drzwi APC się otworzyły. -O kurwa. Nareszcie. - sapnął Wilanowski. Wsiadł do pojazdu. Na znak Sierżanta, transporter ruszył. Ktoś mówił przez radio. Max nie bardzo słuchał. Potem odezwała się laska. Wilanowski zajęty był dłubaniem w zębie. -[...]Nadciąga do nas huragan o bardzo potężnej sile, uniemożliwiający bezpieczne przebywanie UD-4 na powierzchni planety. [...]planujemy akcję ratunkową[...] będzie mogło po nas wrócić. Jakieś ale? - Tylko tyle Max zdołał usłyszeć. Akurat słuchał świetnej piosenki Evanescence. Ściągnął słuchawki, bo przeczuwał, że będzie ciekawie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak sierżant mu przerwał. - Nie wiem z czym mamy do czynienia panowie, nie interesuje mnie to, za to interesi mnie czy da się to cholerstwo zabić tak jak człowieka. - Niby co? Na pewno nie będzie straszniejsze, niż widok Cherry'ego pod prysznicem. - Zażartował. Gdy otrzymał fotkę, mina mu zrzedła. To co zobaczył wzbudziło ogromny strach. -Co do cholery? To co to jest? - szepnął. Oczy miał szeroko otworzone. - Tak panowie, Cherry nie miał zwid. Mamy tutaj niezły Sajgon. No więc, którą opcję obstawiacie? -Ja zostaję. Nie ma dupy.
Gdy już dojechali na miejsce, Max wyszedł pierwszy. Wyciągnął pistolet i odbezpieczył. Po tym co zobaczył, nie miał ochoty na jakiekolwiek żarty. Sierżant wysłał ich to laboratorium. Wilanowski przechadzał się obok tych obrzydliwych istot w inkubatorach. -Co to? To ich małe? - rzekł do innych. Spojrzał na Corvax. Podszedł do niej. -Co słychać? Jak samopoczucie? Co za piękne miejsce na randkę. Może gdzieś wyskoczymy? - Gdy zobaczył innych, humor mu wrócił. Znowu miał ochotę pożartować. Usiadł blisko Raine i zamknął oczy. Musiał odpocząć. Niedługo ruszą na poszukiwania Tupiku. |