Kurt, jako jedyny z ocalałych nie zapisał się taką zapalczywością w oddawaniu dobytku, co reszta. Tak jak było mu trudno rozstać się z bronią i koniem tak właściwie i z resztą ekwipunku. Dlatego może oprócz płótna namiotowego i linki posiadał go w takim stanie jak w chwili wyruszenia z faktorii. No może było mniej jedzenia i picia. Dlatego nie widział powodu do rozpaczania, chyba podobnie jak inni cieszył się z tego, że żyją.
Poczęstował tych, co mieli ochotę na kawałek suszonego mięsa i podobnie jak reszta ruszył w stronę rzekomej jaskini ze skarbem. Na prawdziwy posiłek przyjdzie czas później, jak Sigma pozwoli to w jaskini… a jak nie no to cóż na szlaku. Zamykał pochód, ostrożnie prowadząc swoją klacz przez odmienioną ścieżkę. Pokrywające ją rozliczne kamienie i głazy czyniły tą przeprawę dość karkołomną jednak stary weteran nie miał zamiaru narażać swojej klaczki na niepotrzebną kontuzję, a tym bardziej jej tutaj zostawiać.
Gdy dołączył do reszty bardzo szybko zlokalizował powód ich przestoju. Mówiąc delikatnie nic a nic mu się to nie spodobał. Gdyby chciał być bardziej dokładny w opisywaniu swoich uczuć mógłby rzec, że wręcz go to solidnie zaniepokoiło. W pierwszej chwili wręcz go sparaliżowało. Dziwny, mroczny poblask wydobywający się bóg wie skąd powodował ciarki na plecach. Dopiero brawura halflinga przywróciła mu nieco zdroworozsądkowego myślenia. Naiwnie naładował kuszę licząc, że w razie czego im to pomoże. - Kurduplu lepiej tego nie tykać. Mus nam dostać się do jaskini nim mrok zapadnie. Zwrócił się do Hugo. |