Hugo raźno szedł wraz z innymi. Jego nogi były krótsze, więc musiał przebierać nimi szybciej. Czasami wręcz biegał wokół pozostałej trójki. Nosiło go.
Reszta zastanawiała się, kiedy wreszcie ten pokurcz potknie się o jakiś kamień i skręci kark na dnie rozpadliny, jednak jakimś cudem ten ubrany w czapę i kożuszek wariat przemierzał górski trakt zręcznie, niczym kozica. Zadanie ułatwiała mu proca, a w zasadzie jej drzewce, na którym się wspierał.
Faktycznie niziołek ledwo się powstrzymywał, żeby nie podskakiwać wesoło, a może nawet coś zanucić głośniej. Z jego dziwnie zaciśniętych ust wydostawały się mimo to jakieś piski i jęki. - O-oo! - wyrwało się z buzi kurdupla. - Widzicie to samo, co ja? - pytanie było ogólnie sensowne, jednak w tym konkretnym przypadku każdy widzący to samo co on powinien jak najszybciej zgłosić się do cyrulika.
Hugo nie przejął się dziwnymi wrażeniami, niemal emocjami, płynącymi od źródła poświaty. - A co to? - zapytał, najprawdopodobniej samego siebie. Nie bacząc na ostrzeżenia Dużych Ludzi ruszył powoli przed siebie zamierzając zbadać przyczynę zjawiska.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |