Ból w nodze jakby uderzył o drzewo, szarpnięcie do góry jakby zaplątał się w jakąś pułapkę i lot jakby punkt o drzewie miał się powtórzyć dla odmiany całego jego jestestwa, nie tylko nogi. -Synek, nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale proponuję odłożyć w czasie nasze sprawy... -Aaaa... -No Compadre!!!! Zajmijmy się tym brzydalem! -Aaaa...
Tylko cud, elfia zwinność Szamila i odpowiedni rzut sprawiło, że półdemon przeżył. Przeżył i to całkiem nieźle się wykaraskał. Zgrabny przewrót w tył, przekleństwa w paru językach (w tym kilku uznanych za zaginione) i kuśtykanie za uciekającym skorpionem. Na całe szczęście robal (czy jakim tam skorupiakiem jest ta bestia!) nie mógł uciekać za szybko. Na długich dystansach z elfem nie miał szans. O ile oczywiście nie wlezie w jakąś dziurę... I do tego ta irytująca pchła! Czemu ork nie mógł za sobą nosić wilka! Te przynajmniej nie były tak upierdliwe.
Szamil dobył niewielkiej kulki z kieszeni. I wypowiedział słowo aktywacyjne. Miał już tego dość! Ta bestia, która dziwnym trafem się nie rozpłynęła po śmierci właściciela zginie! Rozerwie ją na części!
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |