Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2010, 23:06   #88
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zszedł do wspólnej izby nieco przed czasem, zajmując strategiczne miejsce. To co robił było nieco ryzykowne, zważywszy na jego profesję, ale w końcu przecież nie mógł nikt tego stwierdzić tylko na podstawie jego wyglądu. A bał się, bowiem na wąpierza postanowili polować inkwizytorzy. Tak w końcu przedstawiono mu tego olbrzyma w kapłańskim przyodzieniu, z którym poprzedniego dnia się umawiał. I faktycznie, Inkwizytor Johannes Bauer pojawił się w karczmie z całym swoim wielkim majestatem, uzbrojony jak na wojnę. Był sam, najwyraźniej jego pomocnicy zajęci byli innymi sprawami. Wymienili krótkie spojrzenia, po czym łowca usiadł na zydlu, naprzeciwko Rudigera, któremu zaschło w gardle, chociaż zazwyczaj języka w mordzie nie zapominał. Na szczęście tamten odezwał się pierwszy, pocierając palcem sigmarycki medalion na grubym łańcuchu, który zawiesił sobie na grubym karku.
-Chciałeś się spotkać. Słucham więc.
Głos miał głęboki i niski, dokładnie taki, jaki pasował do jego postury. I nawykły do przemawiania.
-Zwę się Rudiger, co już pewnie wiecie, panie. - skinął głową, w uniżonym geście powitania, lepiej było się nie narażać - Słyszałem, że wampir jakiś kręci się w okolicy i obława będzie urządzana?
Tamten nie odpowiedział, patrzył tylko bacznie, prosto w oczy. Czarnowłosy przełknął ślinę i kontynuował, uznając to za potwierdzenie.
-Chciałem wziąć w tym udział. Walczyć umiem, chłopa nigdy nie za wiele.
Zapadła cisza, która dźwięczała przez chwilę w uszach, mimo szumu panującego w samej karczmie. Potem Bauer kiwnął głową na zgodę.
-Co chcesz w zamian?
No tak, konkrety. Pierwsza odpowiedź brzmiała: pieniądze, ale Rudiger zmitygował się szybko. Przyjrzał uważniej mężczyźnie i wskazał na jego dziwaczną kuszę. Słyszał o nich wcześniej, nie trzeba się było męczyć z ładowaniem, wystarczył szybki ruch ręką. I strzelała znacznie szybciej, mogąc wystrzelić dziesięć bełtów, jeden po drugim.
-Chcę mieć możliwość kupienia tej kuszy. Albo wymiany na coś innego.
Tamten znów skinął głową i wstał.
-Załatwione. Bądź przed zmrokiem przy tej karczmie. Tropimy go już kilka dni, ale skurwiel się wymykał. Wiemy jednak gdzie się zjawia, nie wiemy tylko gdzie ma leże. Dlatego uderzamy w nocy. Kołki masz? Jak nie to użyczymy. Trzeba będzie go przyszpilić, potem poćwiartować.
Uścisnęli sobie dłonie i tamten wyszedł. Rudiger odetchnął, analizując całą rozmowę. Mówił o wampirze w formie męskiej, czy to oznaczało, że to nie była ONA? Może nie przyjrzeli się za bardzo? Będzie musiał sprawdzić samemu.

Dzień mijał powoli, gdy nie było co robić. Połaził trochę po mieścinie, spróbował się jeszcze trochę przespać, korzystając z tego, że w dzień prawie nie miewał koszmarów. Zjadł, ale niewiele, podniecony wieczorną wyprawą. I zabronił Agnes zbytniego oddalania się, a na wieczór i noc wymusił przysięgę, że zamknie się w pokoju i nie wpuści nikogo innego niż samego Rudigera, gdyby ten wrócił jeszcze w nocy. W końcu nie miał pojęcia jak długo im zajmie to polowanie. Nawet głupi wampir chyba nie atakował samej osady? Chociaż kto wie, niewiele o tych bestiach wiedział, chociaż z jedną z nich spotykał się niemal co noc.
W końcu wieczór nastał.
Wciął łuk i sprawdził strzały, mocno mocując kołczan. Czarną kolczugę przykrył grubym ubraniem, a miecz wziął stary, nie chcąc ryzykować i wątpiąc jednocześnie, by zwykła stal mogła ot tak zranić wampira. Nie, bestyję trzeba będzie przebić kołkiem. Stawił się przed karczmą, tak jak i pozostali. Piątka ich była - prócz inkwizytora i trzech jego pomagierów - czegoś na kształt rycerzy w dość lekkich zbrojach - był jeszcze jeden, który przedstawił się jako Jurgen. Zarośnięty, z wielką siekierą w łapach, wydawał się tutejszym osiłkiem, a ogień w oczach nakazywał wierzyć, że sprawa z wampirem była dla niego osobista. Podobnie jak Rudiger nie miał wierzchowca, ale to nie okazało się problemem.
-Nie jedziemy daleko, droga nam w góry a tam nic po koniach. Nogi mogą połamać, a każden stwór wystraszy je, ani chybi!
Dwa wierzchowce wiozły więc po dwóch ludzi, ale tak jak mówił Bauer, droga zajęła im ledwie pół dzwonu. A potem ruszyli w góry, chowając rozdane w nadmiarze kołki i święconą wodę.

Nie rozmawiali, nie byli tu po to, by gadać. Pomocnicy inkwizytora prócz zwyczajnej broni i potężnych kusz, mieli również dwie sieci, które nieśli cały czas gotowe do zarzucenia. Pół godziny trwał ten marsz, aż dotarli do jakiegoś małego sioła, teraz już najwyraźniej prawie całkiem wyludnionego. Tylko w jednej chałupie palił się jakiś ogarek. Johannes wskazał kierunek.
-Tu widziano go ostatnio. Otton, Kazar - wy na prawo w krzaki. Jurgen i...
Nigdy nie dowiedzieli się z kim chciał wysłać wielkoluda, bowiem krzaki poruszyły się nagle, a z nich wyskoczył upiór, człowiekowaty, biały jak kreda stwór o czerwonych oczach. Wampir! Rudiger krzyknął, wypuszczając ku tamtemu strzałę, całkowicie niecelnie. Bestia nie miała broni, a tylko pazury, kły i tę niesamowitą szybkość! Szczęknęły cięciwy kusz, któryś z bełtów trafił, ale to nie zatrzymało wampira, którego cios wylądował na twarzy nieznanego Rudigerowi z imienia pomocnika Bauera. Tamten tylko zacharczał, zalewając się krwią i padając martwy ze zmasakrowaną gębą i przetrąconym karkiem. Co za siła! Czarnowłosy dopiero sięgał po drugą strzałę, gdy Jurgen ryknął i machnął swoją siekierą, przecinając tylko powietrze. Poleciała sieć, ale jej metalowe zadziory i grube linki złapały tylko powietrze. Wąpierz rozpłynął się w mroku.
-Trzymać się w kupie! Poczuł krew, a jest wygłodniały! Za chwilę wróci!
Pomazał bełt w swojej kuszy jakąś mazią i podał pudełko dalej.
-Srebrny pył, zmieszany z trucizną, która może go spowolnić.

Ruszyli dalej, zostawiając trupa na środku ścieżki. Ale daleko nie uszli, gdy stwór pojawił się po raz kolejny. Inkwizytor się nie mylił, wampir zaatakował! Ale tym razem brakowało mu zaskoczenia. Szczęknęły kusze i łuk Rudigera, znacznie celniej niż za pierwszym razem. Jeden z pocisków wszedł głęboko, a wróg ryknął z bólu, praktycznie zupełnie nie zwalniając. Runął na niego Jurgen, a jego olbrzymia siekiera kreśliła łuki w powietrzu. Z drugiej strony ten nazwany Ottonem rzucił siecią, dokładnie w miejsce, w którym powinien pojawić się wąpierz. Nie pojawił się, a jego szponiasta łapa rozryła brzuch łowcy, który wrzasnął przeraźliwie, zwalając się na ziemię. Kolejny poległy, ale wciąż mieli przewagę. Leciały bełty z szybkostrzelnej kuszy, Kazar chwycił za swój miecz i dołączył do Jurgena. Wielkolud był już jednak ranny, nogę miał wykrzywioną w paskudny sposób, krew ciekła po twarzy. Ale determinacja nie pozwalała mu się poddać, a wielkie ostrze w końcu dosięgło wampira, płynnym cięciem odrąbując wrogowi całą rękę w tym samym czasie, w którym tamten zahaczył szyjną tętnicę Jurgena. Wampir ryknął, człowiek tylko zacharczał. Kolejne pociski jednak trafiały, ryk wzmagał się. A Kazar wpadł na wampira i z całej siły wbił kołek. Nie trafił w serce. Potwór uderzył go, odrzucając na kilka metrów. Rudiger miał śmierć w oczach, sięgając po swój miecz.

Ale wtedy też i Bauer wyjął swoje ostrze i zawirował nim w powietrzu, nie dając wampirowi uciec. Miecz świsnął a wzmocnione pewnie jakimiś czarami ostrze gładko odcięło wrogowi stopę. Potwór miał dość. Ale łowcy już widzieli zwycięstwo. Rudiger sięgnął po kołek i rzucili się na niego we trzech, obalając szamoczącą się bestię. Czarnowłosy w serce trafił, a ryk zamarł, pozostawiając tylko jęk umierającego Ottona. Udało się! I wykpił się tylko lekką raną, gry szamoczący się wąpierz zahaczył jego udo.
-Kołek należy zostawić w sercu. Resztę poćwiartować i spalić. To był słaby wampir, to powinno wystarczyć.
Trzech poległych w zamian za jednego wampira. Mężczyznę, zupełnie innego od tej, która go ścigała. Jeśli miał ją pokonać, czekało go jeszcze wiele nauki. Teraz jednak o tym nie myślał, a adrenalina wciąż krążyła mu w żyłach, gdy rąbali i palili wampira a potem kopali groby dla poległych. Johannes stwierdził, że cmentarze są i tak przepełnione. Odmówił za nich krótką modlitwę.
-Taki fach. Jutro porozmawiamy o transakcji. Dobrze się spisałeś, jak na pierwszy raz. Wielu by uciekło.
Nie wydawał się przejęty poległymi. To musiało być normalne przy tym zajęciu. Wprost cudownie. Wrócili do miasteczka, a Rudiger do wynajętego pokoju. Położył się przy Agnes, nie wypowiadając nawet słowa. Zasnął szybko, ale ONA znów powróciła. Pokonany był słabym wampirem. ONA nie mogła być słaba.

Poranek przyszedł w bólu. Źle zabandażowana rana bolała jak diabli, przypominając o nocy. Kobieta już nie spała, patrząc na niego.
-Masz znacznie gorsze sny, niż ja. Nie... nie wiedziałam.
Jej głos był bardzo cichy, a w oczach odnalazł coś na kształt współczucia. Nie wiedział jak bardzo go nienawidzi, ale te dwie noce musiały coś zmienić. Usiadł, patrząc na nią bardzo długo. A potem powiedział jej wszystko.

Reszta dnia zeszła na zakupach i odpoczynku. Agnes pomogła mu z opatrunkiem i chociaż kulał lekko, nie przeszkadzało to zbytnio. Sprzedał czarną kolczugę i swoją koszulkę kolczą, zamieniając to na zwykłą, solidną kolczugę. Kupioną u innego kupca, rzecz jasna, z tą czarną i tak krył się wystarczająco. Pistolet, amunicję, łuk, kołczan i strzały oraz swój stary miecz wymienił na samopowtarzalną kuszę, zgodnie z umową mogąc ją odkupić od Johannesa Bauera. Dodatkowo dostał trochę tej dziwnej mazi, trzydzieści bełtów, kołki i święconą wodę, której skuteczności nie udało mu się zaobserwować. Był gotowy ruszyć nową ścieżką. Dokupił też sztylet, który podarował Agnes.
-Nauczę cię, jak tym najlepiej władać. Byś nie popełniła znowu takiego błędu.
Wskazał na swoją ranę, ale dziewczyna tylko się zaczerwieniła, przyjmując podarunek.
-Zostań tu i nie wychodź. Może wrócę szybko, nie zależy mi na spotkaniu z tym człowiekiem. Jutro ruszamy w dalszą drogę.
Wyszedł z pokoiku, udając się do karczmy, w której umówił się z towarzyszami. Nie miał ochoty spotykać się z władzami, ale list i tak należało oddać. Na wszelki wypadek z broni wziął tylko sztylet, charakterystyczny miecz mógłby zostać rozpoznany.
 
Sekal jest offline