Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2010, 14:54   #198
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Mam prośbę, czy mógłbyś kapłanie odmówić krótką modlitwę do Marthammorra? - elf był ciekaw czy kapłan potrafi się jeszcze modlić, jeśli tak to istniała duża szansa, że mogą być pomocni...jeśli nie, należało się trzymać od nich z daleka.
- A w jakim celu? Bogowie nie lubią, by im zawracać głowę bez potrzeby. - odparł nieumarły krasnolud, po czym wstał.- ale mogę odmówić modlitwę dziękczynną, za to że nikt z nas nie zginął, bądź został ranny podczas tej wyprawy.
Po chwili głośno zaczął intonować kolejne wersy modlitwy do swego boga.
"Ciekawe, co z tego wyjdzie... I co by było, gdyby o błogosławieństwo zaczął się modlić..." - pomyślał Roger.
"Pomodlić się każdy może - liczy się to, czy bóg odpowie na modlitwę. A tego przecież nie sprawdzimy", westchnęła w duchu Sabrie. Oby tylko nie zirytowało to w jakiś sposób nieumarłych. Choć podejrzewała, że kapłan nie skąpił swojemu bóstwu modłów.

" Złym nie przejdzie przez gardło modlitwa do dobrego boga, nie tym z gruntu złym... co prawda modlitwa która proponuje kapłan nosi znamiona fałszu ale liczą się intencję...Może zaproponuję mu inną?" - pomyślał Lilawander widząc, że sens modlitwy mógłby zostać wypaczony przez jej złą treść.

- To podziękujmy za to spotkanie, dzięki któremu wymieniliśmy się wiedzą... a może i czymś więcej, jeśli dobrzy bogowie pozwolą... - zaproponował Lilawander, dziękowanie bóstwom za coś czego nie zrobili mogło ich jedynie obrazić...
- To więc ruszamy razem, czy też wy wracacie do wioski?- rzekł paladyn do Lilawandera ignorując zupełnie Sabrie, stojącą wszak bliżej niego. - Myślę, że taka wspólna wyprawa zbliży nas... nasze drużyny do siebie. Zwarci i gotowi, nieprawdaż?
- Chyba ruszymy razem, jak tylko zakończymy modlitwę dziękczynna za spotkanie...- odpowiedział Lilawander. Zastanawiał się do czego jeszcze będą skłonni truposze, ich ..."maniery" nie były bardziej szokujące niż reszty towarzystwa którym elf wyruszył na bagna - oczywiście nie pomijał w tej grupie magini, która została w wiosce...

- Wszak zadanie nasz nie zostało ukończone - wtrącił się Roger. - Dziewczynki nie odnaleźliśmy, zatem wracać nie możemy.
- A czy nie prowadzi nas wspólna droga do zamku?-
zdziwił się nieumarły paladyn.
- Daj im spokój, przecież widać że to amatorzy...nie lepiej do wioski wysłać, by wieśniaków uspokoić? -wtrącił się gnijący czarodziej z irytacją w głosie.- Pewnie nasz niziołczy towarzysz nieźle ich tam nastraszył. Z niego zawsze był chojrak tylko w słowach.
- Też o tym mówię. - Roger nie okazał zniecierpliwienia dla braku inteligencji u paladyna. Ani nie powiedział, co myśli o słowie 'amatorzy'.

- Tam też przypuszczamy ją odnaleźć - dodał Lilawander. "Garstka na demona manipulującego umysłami, demona którego nie można zabić a co najwyżej uwięzić na jakiś czas... jeśli będą przeciwko nam, te truposze to i tak wiele to nie zmieni w ogólnej beznadziei, a z nimi po naszej stronie, może mamy jakieś szansę?", zastanawiał się w duchu.
- Macie przewodnika, co drogę wskaże - dorzucił Roger - a my, choć z pewnością nie mamy waszego doświadczenia, wspomożemy was ze wszystkich sił w walce ze złem.
- Niziołka we wsi nie było, znaczy się że albo jest na bagnach, albo już do zamku doszedł i tam czeka na was, nie chcąc znów na bagnach pobłądzić, przecież wie, że tam zmierzacie, prawda?- Lilawander starał się możliwe delikatnie naprowadzić truposzy na właściwy tor mylenia, zachowywali się jakby się zawiesili od dłuższego już czasu...
- Jak to? Wszak sami prawiliście, że do wsi dotarł.- spytał zdziwiony kapłan wskazując kościstym (dosłownie) palcem na Rogera.- On tak rzekł.

Sabrie miała ochotę mocno trzepnąć harfiarza przez łeb. Kłamstwa zawsze mają krótkie nogi, a ten motał i motał - nic dziwnego, że nieumarli się w końcu połapali, że ich drużyna coś kręci.

- AAA.... to tylko ja nie widziałem tam halflinga, zresztą nawet się za żadnym nie rozglądałem, bo i po co niby? - Lilawander starał się wyklarować wpadkę. " Po co niby było im wskazywać że halfling jest we wsi to już inna sprawa, niemal wysyłać truposzy do wioski po kamrata... głupota...", elf faktycznie zapomniał by wcześniej ktoś poruszał temat niziołka. "Kurwa te cynamonowe nalewki..."
- Zwykle jak pijesz za dużo, to za dużo widzisz, a teraz na dodatek głupoty gadasz - skrytykował go Roger. I Sabrie zgodziła się z nim z całego serca, piorunując elfa wzrokiem.
- Powinienem się tobą rozmówić na osobności elfie. Alkohol to wróg prawdziwego herosa.- rzekł z pewnym błyskiem w oczodole chodzący trup paladyna.
A gnomka dodała ponuro.- No i zaczyna się.
- Dopóki misji nie wykonamy nie tknę więcej alkoholu... - Lilawander odpowiedział szybko, za żadne skarby nie zamierzając oddalać się nigdzie wraz z trupim palladynem, aż tak pijany jeszcze nie był, a i wręcz dość szybko trzeźwiał przy takich okolicznościach.
-Szkoda...- paladyn był wyraźnie zawiedziony, odmową elfa.

-Pani Drucillo, a wy co myślicie o tym wszystkim? - spytała Sabrie szeptem. - Bratać się z tymi... eee.. bohaterami, czy lepiej nie ryzykować i samemu do zamku iść?

- Nie wiem jak ty, ale ja zapachem gnijących zwłok nie przepadam, poza tym....- szepnęła Dru.- Niektórzy tu chcą się bratać z elfami, więc niech elfy zadecydują. Myślisz, że można im ufać?... nie dość że gniją wewnątrz, to i raczej nie są normalni, nawet kapłan. Wrogich zamiarów nie mają, ale wydają się być niepełni... jakby zostało ich umysły zostały ograbione. Trudno to wyrazić.

- Ograbione z czego? Wolnej woli? Człowieczeństwa? A zresztą... skoro tak mówisz, to nie ma co się zastanawiać. - odszepnęła wojowniczka, po czym rzekła głośno: Roger, Lilek, Teu, panie Zerik - ruszajmy. Nasza pani się niecierpliwi - podkreśliła stanowisko Dru - a i dziecko na bagnach wieczność czekać nie będzie.- przez moment przypomniała sobie drzewne niby-dzieci. Oby córka karczmarza nie skończyła jak i one...

- Raczej z rozumu...- mruknęła gnomka.- Wykrycie myśli powinno dawać nieco bardziej skomplikowane informacje. Ci tutaj są uproszczeni. Aczkolwiek nie wydają się być wrogo nastawieni. Zwłaszcza paladyn. - gnomką wstrząsnęły drgawki na wspomnienie umysłu paladyna. - Muszę się napić. - I wyciągnąwszy w kutą ze stali manierkę pociągnęła zdrowego łyka.
- Póki co - szepnęła Sabrie. - Ten kto ich odmienił raczej nie zrobił tego dla kaprysu. Kto wie, kiedy ten brak rozumu obróci się przeciwko nam.

- Jak sami wspomnieliście, my tylko amatorzy... więc może pójdziecie przodem co by nasze serca wypełnić pokazem waszej odwagi i śmiałości ? - słowa Lilawandra był przede wszystkim kierowane do palladyna, który wyrażał chyba największe chęci do pomocy, poza tym jeśli mieli pomóc to tylko jako żywe tarcze, perspektywa, że ciągną się za właściwą drużyną...była niepokojąca.
- Uważam, że my dwaj powinniśmy iść z przodu.- rzekł paladyn do elfiego czarodzieja nadal próbujący osiągnąć własne cele. - Jako liderzy....którzy kroczą wprost na wroga. Przy okazji, wymienimy doświadczenia.

"Hola, obręcz z mitrylu i miłości...skąd my tą "miłość " weźmiemy? Palladyn jest chyba w sam raz..." - przemknęło przez myśl Lilawandrowi, wiedział jednak że nie może być mowy o wyjściu spoza obrębu światła... poza tym Palladyn mógłby się pośpieszyć z okazywaniem owej miłości...

- Nie.- odrzekł krótko, nie chcąc jednak zrazić nieumarłego palladyna dodał, - Może później, albo gdy wracać będziemy, póki co muszę iść z resztą grupy z którą tu przybyłem, " I tako rzekł Izrael, że póty razem z grupa będziesz zło zostanie pokonane..."
Przypomniał mu się dawno zaczytany fragment książki, co prawda chodziło o inną grupę inne zło i innego bohatera, ale na użytek odpowiedzi dla palladyna nadawał się w sam raz - tak przynajmniej myślał elf.

Te słowa przekonały nieumarłego paladyna...Kiwnął głową w zrozumieniu. A Sabrie wywróciła oczami. Głupi z głupim się zawsze zgada. Szkoda, że to jednak nie Harvek pojechał z nimi...

- Mości Bagniku - wojowniczka z rezygnacją zwróciła się do wieśniaka w nadziei, że chociaż dowie się czego mają się wystrzegać. - A jak to się stało, żeście się zgubili? Słyszeliśmy, żeście są największym od bagien specem w wiosce.
-To...ech...głupio wyszło. Za dnia na Ciemne Bagna można dojść daleko, jak się wie... których miejsc unikać.- rzekł chłopina który stał z boku wraz z karczmarzem.- miałem zaprowadzić dzielnego sir Harbala Stillwatera i jego dzielnych towarzyszy do serca bagien. A potem wrócić po nich następnego dnia. Nie wiem czemu zgubiłem drogę. Przecież już nawet map nie potrzebowałem, by łazić po nich w nocy.
- To skoro teraz noc już, to może łatwiej ci prowadzić będzie i niebezpieczne miejsca omijać - odparła. - A w razie problemów twoje mapy mamy.

- Jeśli chcesz się na miejscu zastanawiać jak znaleźć obręcz z miłości... to mów dalej, niech w końcu zmienią zdanie i zawrócą, ciekawe jak wówczas wypełnimy przepowiednie... - cichutko - jak na pijana osobę - Lilawander przekazał uwagę Sabrie, mając wrażenie, że jeszcze kilka jej pytań i trupia grupa zrezygnuje z dalszej podróży do zamku. "Zresztą zasługują na dokończenie misji" - pomyślał niemal altruistycznie elf.

- A żeby cię cholera - ze złością odszepnęła Sabrie. - Dwa razy już mówiłam, żebyśmy się zbierali. A twoje gdakanie jeno kłopoty na nas sprowadza. Skoro takiś mądry to rusz tego paladyna z miejsca, bo widać że cię polubił. I idziemy.

- No to ruszajmy
.- Lilawander wskazał palladynowi kierunek, w jakim do tej pory podróżowali kierując się na bagna. Czekał przez chwilę aż ten zacznie zbierać własne towarzystwo.

Chwilę później zwrócił się do Dru prosząc o leczenie.

- Czy mogłabyś przywrócić mi życie do krwi? Bo czuję, że bagno co nieco ze mnie wyssało, myślę, że najsłabsze leczenie będzie wystarczające... - patrzył na Dru proszącym spojrzeniem

- Dzidzia.- powiedziała żartobliwie Dru po czym mamrotała modlitwy przez chwilę pod nosem, by dotykiem uzdrowić elfiego czarodzieja.

Elf poczuł jak wracają mu siły, a nawet jak leciusieńko trzeźwieje " To chyba przez napływ zdrowej, nie skażonej trunkiem krwi..." - pomyślał. tak czy inaczej pełny wigoru i radosny z pozyskania dodatkowych " sojuszników" ruszył z resztą starając się ignorować nieprzyjemną woń jaką zostawiali za sobą truposze.
Tymczasem trupia grupa ruszyła na czele pochodu, tuż za wojowniczymi truposzami szli chłopi - stanowiący dziwny przykład przyjaźni utrzymywanej po śmierci... Za nimi szła właściwa drużyna o różnych nastrojach wymalowanych na twarzy. Od głupkowatej radości i ekscytacji jaka malowała się na twarzy podpitego Lilawandra, poprzez pełną obaw i skupienia minę wojowniczki. "Swoją drogą ciekawe co się dzieje w wiosce" - pomyślał starając się skupić przez chwilę na obrazie widzianym oczami swego chowańca.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-02-2010 o 15:10.
Eliasz jest offline