Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2010, 14:50   #191
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Teu, Lilciu, przeczytajcie to, nawet ciekawe... zapiski magiczne - Mrugnęła porozumiewawczo Sylphia.

"Lilciu...? Nawet się przy tym spojrzała kokieteryjnie...a może mi się zdawało? Czy w jej głosie wyczułem nutkę romansu i czułości czy oschłą manipulację słowem a właściwie adresatem owego słowa?" Elf jeszcze tego nie wiedział, wiedział natomiast, że po magini spodziewać się można wiele a nierozważnym byłoby nie zwracanie uwagi na to co i jak mówi. Nie chodziło tylko o to by właściwie zrozumieć intencje Sylphi, lecz bardziej o to by w przyszłości móc się przed nimi bronić...Mimo to elf nie mógł nie przyznać, iż ton głosu, zdrobnienie jego imienia, urokliwe spojrzenie działało przyciągająco. Nawet gdyby wiedział, że to otwarta manipulacja, nie mógł oprzeć się wrażeniu, ze ma ochotę na więcej...

Lilawander poproszony przez Teu o zapiski maga przekazał mu je, choć z lekkim wewnętrznym oporem. Szybko go jednak ugasił, Teu z pewnością miał rację w jednym punkcie - był w stanie zrobić z nich większy użytek niż Lilawander a przekazanie papierów elfowi nie oznaczało jeszcze rozstania się z nimi... Przeszukanie chatki maga nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, choć alkohol, wartościowe woluminy i książka „Kompendium bytów planarnych” były miłymi, poszukiwanymi obiektami.

- Och... zachwycił się elf gdy zszedł ze strychu i zobaczył odłożoną na boku książkę. - Mogę - zapytał i nie czekając na zgodę chwycił i począł ją pieczołowicie przeglądać, zapominając na moment o dalszym przeczesywaniu domu. Już pobieżne przejrzenie uświadomiło elfowi, że książka ta może być bardzo przydatna na bagnach...i nie tylko. "Wspaniała lektura na drogę..." - pomyślał.

- Może i nie ma tu opisanego naszego głównego przeciwnika...ale myślę, że niektóre z opisanych tu istot możemy odnaleźć na bagnach. Jak już pewnie zauważyliście mag nie zajmował się niczym innym, jak rozwiązaniem zagadki bagien i powstrzymaniem cyklicznie powracającego zła. Nawet mu się nie dziwie, tym bardziej, że był to człowiek...miał mało czasu...ale za to jak intensywnie go poświęcił na zbadanie i poznanie tej jednej konkretnej sprawy - elf mówił o ludzkim martwym magu z dumą i podziwem w głosie. On sam nie byłby w stanie dokonać takiego samopoświęcenia, nie był w stanie dorównać człowiekowi - gdyby jak on miał poświęcić całe swoje życie na badanie jednej rzeczy pewnością zanudziłby się na śmierć. Elf jednak miał do dyspozycji kilkaset lat a człowiek tylko kilkadziesiąt.

- Nie ma nic z alchemii, żadnego warsztatu do wytwarzania czegokolwiek... nawet książki i zapiski ograniczone są do jednej tematyki lub oscylują wokół niej. To nie był człowiek który zajmowałby się jakimś hobby czy zgłębiał magię dla samego jej poznania. On miał cel, misję i poświęcił całe swe życie, każdy swój wolny czas na osiągnięcie celu. Skoro miał tą książkę i co więcej wyróżnia się ona spośród innych to z pewnością będzie nam pomocna tam na bagnach.

Poczuł znów suchość w gardle, szczególnie po takiej przemowie i łakomym spojrzeniem obdarzył znalezione wino.

- Ma ktoś ochotę?
- zapytał zachowując resztki godności, nie zamierzał się samotnie dopijać.

Wtem do środka wparowała Sabrie przynosząc przełomowe wieści i prawdopodobnie przynosząc właściwy pierścień - co niejako rozwiązywało podstawowy problem. Niezależnie co by jeszcze nie odkryli we wsi, do wykonania misji - przynajmniej tak jak to opisywał list, potrzebna była lampka i pierścień. Mieli tylko jedno podejście - i nie działali już tylko w imieniu własnym i w ramach chronienia przesyłki. To co odradzało się na bagnach mogło stanowić większe zagrożenie niż najazd na Marchie.
Alkohol skutecznie jednak tępił normalnie wzmożoną czujność elfa. Uspokajał, dodawał niespodziewanej radości i energii do podróży.

- No więc mamy lampkę która uchroni nas przed złem i prawdopodobnie pierścień Keliany. Czy wiadomo coś o tej legendzie wspomnianej przez maga? Pierścień należy umieścić tam gdzie mówi legenda - czy wiemy gdzie? Bo chyba nie miał tu na myśli całego zamku... Jeśli wiemy co to za miejsce to proponuje nie tracić więcej czasu, a jeśli nie wiemy to ustalić o czym mówią legendy i ruszać. Nie wiadomo ile zajmie nam czasu przebijanie się przez Bagna, wiadomo jednak że zamek pojawi się w nocy - dobrze byłoby być niedaleko, aby mieć możliwie dużo czasu na przeszukanie świątyni zamku i ... co to tam jeszcze oznaczył bagiennik? Na pokonanie zła czas będziemy mieli do świtu, czyli zanim zamek zniknie i ... i może przeniesie się w takie miejsce gdzie jego wpływ i moc będzie jeszcze gorsza... A może nigdzie nie zniknie lecz zostanie, ale z taka mocą że już nikt go nie powstrzyma. Zapiski maga mówią o tak obcych i potężnych istotach, że wszystkiego można się spodziewać - a najlepszym dowodem są bagna niszczące i wysysające nienaturalne życie. - Elf starał się zebrać informację i pomysły do kupy, oraz podgonić nieco drużynę, wyruszanie o zmroku uważał za pomysł niebezpieczny - nie tylko z uwagi na większą trudność podróży, ale i na upływ czasu, "Jeśli wyruszymy w nocy a dotrzemy na trochę przed ranem..." Więcej czasu pozwoliłoby na dokładniejsze przyjrzenie się miejscu do którego zmierzali. Przed podróżą zamierzał podkarmić Sarę i pozostawić ją do pilnowania przesyłki wraz z kapłanem który zostanie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 17-02-2010 o 15:02.
Eliasz jest offline  
Stary 17-02-2010, 20:10   #192
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Badanie biblioteki zmarłego maga nieco uspokoiło elfa. Przeglądając tomu dotyczące planów i magii mógł uczynić Odległą Dziedzinę jedynie słowem na papierze, którego szuka. Lecz nie znalazł. Mimo to jego i Sylphi poszukania okazały się owocne. Wśród ksiąg Tarkwinusa znaleźli zbiór rzadkich tomów o planach, z pewnością warty przeczytania, i prawdziwy rarytas! Znalezienie tej księgi poprawiło humor magowi.Kompendium bytów planarnych było zaiste rzadką księgą. Opisywała ona wiele demonicznych i piekielnych sił, ale wśród nich, już po szybkim przeglądzie treści, Teu zauważył wzmianki o bytach innego rodzaju, bardzo go to zainteresowało, więc niechętnie podał Lilawanderowi, który zdawał się być wciąż nieco podpity, księgę, aby mógł ją sprawdzić. Elfi mag cienia nie chciał się jednak z nią rozstawać, na co liczył Lilawander najwyraźniej.

-Przepraszam Lilawanderze, ale tom ten ze mną w taniec stronic się wybierze. – odpowiedział, rymując na swój sposób, ale po chwili dodał- Jest mi potrzebny i chcę się mu lepiej przyjrzeć, ale nie martw się pożyczę ci go kiedy skończę. – spojrzał na księgę szacując jej objętość -Co nie powinno zabrać więcej czasu niż 3-4 dni.

Z księgą w magicznej torbie, Teu udał się sprawdzić magiczne pola w wiosce. Po długich i męczących poszukiwaniach nic nie znalazł. Być może to jednak ten pierścień, być może jest chroniony jak księga? Słup również był rozczarowaniem, ale nie to najbardziej denerwowało maga. W oddali widział bagna, wprawiało go to w niepokój, wiedza czasami jest strasznym ciężarem. Wziął głęboki wdech, fakt że nie potrzebował oddychać nie zmieniał faktu że ta technika uspokaja, i ruszył do reszty towarzyszy. W trakcie badań widział Sabrie, która również chodziła po domach. Kiedy skończył ruszył z powrotem do domu maga, mniej więcej wtedy gdy skończyła Sabrie. Okazało się, że uzyskała wiele przydatnych informacji.

-Na tych terenach nie było elfich osiedli, przynajmniej nie słyszałem o żadnych. Nie wiem ile prawdy jest w tej legendzie, ale elfka prawdopodobnie istniała i jej rola jest klucza dla misji. Nie zgadzam się jednak z Lilawanderem, sam kazałeś słuchać słów proroka, a mówił on że mamy czas do północy, czyli niewiele. Zgadzam się jednak, że przeprawa będzie ciężka, więc powinniśmy jak najszybciej ruszać. – głos miał w miarę spokojny, choć nieco nerwowy co przejawiało się w szybkiej mowie.

-Co do latarni to musimy ją zabrać, choćby ukraść. Jest konieczna do wypełnienia zadania, zgodnie z notatkami maga. Zmierzcha się już, więc przestraszeni ludzie zapewne skryją się w domach, co nam ułatwi wykradnięcie latarni, niestety brak jej światła łatwo zauważą w domach. Przydałaby się jakaś iluzja, co nie jest moją specjalnością, albo zamiennik.- tym akcentem skończył swój wywód.
 
Qumi jest offline  
Stary 21-02-2010, 01:52   #193
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Praktycznie nikt z grupki nie dał za wygraną, wciąż usilnie przeszukując chatkę Maga, co przyniosło w końcu jakieś zadowalające efekty. Znaleziono wspólnymi siłami kilka interesujących ksiąg, które zdecydowanie pachniały magią. I nie tyle co w przenośni, lecz naprawdę posiadały w sobie magiczną moc, która zdawała się wprost przechodzić ze stronic na czytelnika. Sylphia chwilowo nie miała jednak ani ochoty, ani sił zagłębiać się w woluminach, odstąpiła więc je swoim towarzyszom, a dokładniej Teu i Lilciowi. Niech Elfy przestudiują księgi, a w wolnej chwili jej przekażą, wszak nie zając, nie ucieknie... .

Resztę czasu w tym na swój sposób dosyć tajemniczym miejscu, spędzono na użeraniu się z Sołtysem i Drudem, którzy bynajmniej nie pałali do siebie przyjaznymi uczuciami. Wkrótce powróciła również Sabrie, przynosząc nowe wieści, oraz magiczny pierścień. Oddała go obu Elfim Magom, ignorując przy tym całkowicie Van der Mikaal, co Sylphię nie pozostawiło obojętną, choć z jej miny nie można było w tej chwili tego wyczytać.
Niech więc gdybają, studiują, planują i tym podobne, ona z kolei nie miała zamiaru w tym uczestniczyć. Wszak byli tu całkiem przypadkiem, niech zatem wielce skore do pomocy osóbki zajmą się tym całym bajzlem, taplając w błocie panującym na bagnach, nic jej do tego.

....

Kąpiel już na nią czekała.

Przynajmniej przynieśli cholerną balię. Poza nią, i oczywiście ciepłą wodą, wszelkie inne sprawy pozostawały jedynie w kręgu marzeń. Przyszło jej umyć się w stajni, z dala od wszelkich luksusów, a nawet od zwyczajowych warunków, jakimi byłaby chociaż izba. Z drugiej jednak strony, na widok capiącego i brudnego łoża może to dobrze.

Na wszelki wypadek Sylphia rzuciła na siebie niewidzialność, nim zaczęła ściągać swój ubiór. A nóż trafi się jakiś obleśny wieśniak, podglądający ją przez dziurkę w ścianie stajni, a prezentowania się nago przed takim obwiesiem by sobie nie wybaczyła. Na wszelki wypadek skombinowała również sznurek oraz sporą płachtę, którą na nim rozwiesiła mocując między belkami, i odgradzając się dodatkowo od wścibskich oczu. Wszak któryś z towarzyszących Elfów mógł jednak widzieć w jakiś sposób ją nawet pod wpływem niewidzialności... .

Myszy.

Cholerne, małe, durne myszy. Pląsały sobie po stajni, nic sobie nie robiąc z jej obecności, co mogło świadczyć o naprawdę wielu rzeczach. Odrobinę zmarszczyła z ich powodu nos, jednak nie wpadła w panikę. Co prawda nie lubiła wszelkich cholernych szkodników i robactwa, nie była jednak jakąś wielce salonową damulką, mdlejącą na podobne widoki. Jedynie więc, po raz chyba już setny, złorzecząc pod nosem na te całe miejsce, dokończyła w miarę spokojnie kąpiel.

Gdy nadszedł czas, Magini poinformowała resztę towarzystwa o swoim zamiarze pozostania przy armacie. W końcu ktoś ją powinien pilnować, a z punktu widzenia Sylphii wystarczyło już dwóch taplających się w bagnach Magów. Zasiadła więc ponownie w pseudo-karczmie, zastanawiając się jak też dalej potoczy się w tym miejscu jej wieczór... .
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 22-02-2010, 09:42   #194
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie nie skomentowała braku magii w pierścieniu, choć igiełka rozczarowania zakuła ją w piersiach. Ale Teu miał rację - pierścień równie dobrze mógł służyć jako część jakiegoś mechanizmu lub uaktywniać się na bagnach. O ile w ogóle mieli właściwy przedmiot.

Po dalszych bezowocnych poszukiwaniach w domku maga i wiosce grupka zgromadziła się przy jednym z stoliku w obskurnej karczmie. Oprócz członków drużyny, przysiadł się także karczmarz. Chłop wielki jak góra, o niedźwiedzich łapskach, mały niebieskich oczkach i sumiastych wąsiskach. Niewątpliwie człek silny, ale nieporadny... W jego ruchach widać było niezdecydowanie. Wojownikiem to on nie był. Ale przekupiona trunkami Dru uczyniła z niego honorowego członka bagiennej wyprawy.

- A więc jakie macie pomysły co do latarni? Miejscowi raczej nas nie poprą, a nie mamy czasu wdawać się w żmudne negocjacje jak sądzę - dodał Teu.

- Myślę, że lepiej poprosić Keldara o pomoc - rzekła Sabrie. - Widać, ze ma mir wśród wieśniaków. A po tym, czego się wspólnie dowiedzieliśmy myślę, że nie odmówi pomocy. Decydującym może być pokazanie mu listu Tarkwinusa - czyj autorytet przekona go bardziej niż zmarłego przyjaciela? Do iluzji również możemy się uciec jeśli ten sposób nie wypali. Zresztą wieśniacy i tak pewnie podejrzewają, że chcemy zabrać lampę.

- W przeciągu godziny raczej nikogo nie przekonacie - powiedział Roger. - Możecie spróbować przekupić wójta skarbami z elfiego zamku - dodał z lekką ironią. - Z tym że raczej wolałbym zaplanować już teraz podmienieniem lampy. Z tamtych notatek wynika, że jeśli nic nie zrobimy to światełko nic nie pomoże, a z wioski nie zostanie kamień na kamieniu.
- Trzeba by przygotować coś, co powiesimy na miejscu tamtej lampy. I przydałaby się jakaś niewidzialność dla tego, co się będzie wspinać na słup.

- A ja powiadam zabrać i tyle, wieśniacy nawet boją się jej tykać, więc kto niby ją odwiesi? Do tego mamy powód, wyjaśniony i opisany w liście a co jak co ale do maga miejscowi jakieś zaufanie mieli a do druida wciąż mają. Zresztą... -
Lilawander już nie zdążył dokończyć, właściwie to nie wiedział jeszcze co by powiedział, więc przerywnik karczmarza przyszedł mu w sama porę.
- Może będę mógł pomóc... - wtrącił znienacka karczmarz. I zamilkł speszony. W końcu wtrącał się w rozmowy doświadczonych poszukiwaczy przygód.

- Wysłuchamy każdej propozycji - powiedział szybko Roger. - Mów, proszę. Każda rada będzie cenna.
- Wiem gdzie na bagnach... niedaleko. Za starą stodołą... z dzisięć kroków, jest kępka ziemi pośrodku błocka, w której coś Bagnik ukrywał. - rzekł karczmarz. - Ino nie wiem co.
- W takim razie pójdę sprawdzić - stwierdził Roger. - Prowadzi tam jakaś ścieżka?
- A gdzie tam... Bagnik grzązł w tym bagnie po pas - karczmarz rozwiał nadzieje Rogera.
Biegać goło po bagnach? To niezbyt się Rogerowi spodobało. Wolałby uniknąć czegoś takiego...
- Może pan mi pożyczyć jakieś stare rzeczy? Oddam po tej przechadzce...
- Eee...tak.- rzekł karczmarz nieco zdziwiony prośbą Morgana.

Piętnaście minut później Roger był już z powrotem. Ubłocony po pas, trzymał w ręce koszyk, z którego, niczym magik w cyrku, wyciągnął lampę. Identyczną jak ta, która wisiała na słupie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Co on planował? - mężczyzna kładąc lampę na stół zadał pytanie z gatunku retorycznych.

- Najwidoczniej to był jego sekret. Dzięki latarni mógł bezpiecznie chodzić po bagnach... być może latarnia chroni przed wpływem z... tamtego miejsca - odpowiedział Teu zastanawiając się. - Skoro wiosce nic się nie stało kiedy on chodził z latarnią po bagnach to istnieje duża szansa, że wioska jednak będzie bezpieczna kiedy będziemy zmagać się z tym... czymś - dodał nie za bardzo pewny jak określić istotę wspomnianą w liście.

Roger
skinął głową. Zanim Teu skończył mówić, on też doszedł do tego samego wniosku. Tyle tylko, że powinien to zrobić znacznie wcześniej. Może za dużo myślał o bagnie, a za mało o lampie.
- Lampa i tak nie ochroni wioski, jeśli nastąpi ten zapowiadany przez Tarkwinusa kataklizm - powiedział.

- A nawet jeśli miałaby ochronić wioskę kosztem totalnego kataklizmu wszędzie indziej to rachunek strat i zysków jest i tak chyba oczywisty - dodał Lilawander, nawet niezbyt bełkoczącym tonem, alkohol wyraźnie polaryzował jego poglądy - z których jednoznacznie wynikało, że zabrałby lampę nawet gdyby miało to zniszczyć całą wioskę.

- Czyli pewnie to miał na myśli mówiąc o sekrecie Takrwinusa. Nie pierścień, a hasło do lampy! Choć nie wyobrażam sobie jakim cudem dowiedział się od maga właściwego brzmienia... Chyba że Obibok po pijaku mu zdradził... kto wie... - wtrąciła Sabrie.

- Hasła nie poznał, bo lampa by się już wypaliła - Roger pokręcił głową.
- W sumie fakt... - speszyła się Sabrie. - W takim skoro "nie włączona" moc lampy wystarcza by zapewnić bezpieczne wejście do zamku, to będziemy musieli dobrze ocenić moment, gdy należy "włączyć" lampę na jej pełną moc.
- Hasło sprawia, że moc lampy się wyczerpie o ile pamiętam. - dodał szybko Teu.

- Widocznie pełna moc lampy potrzebna będzie w najważniejszym starciu - stwierdził Roger. - Pewnie wcześniej wystarczało mieć lampkę z sobą i to starczało dla ochrony. A jak poszedł z tym paladynem i krasnoludami to nie mógł zabrać lampy na oczach wszystkich.

- Albo może w dzień nie działa, ale też tak sądzę. Na nasze szczęście - już zmierzcha się.

- Myślę, że chodzi o to, "hic" iż Bagnik nigdy do zamku, do świątyni czy w to trzecie miejsce nie chadzał, trupia czaszka oznaczała, że i on by tam zginął - gdyż nie znał hasła do lampy. - analizował Lilawander. - Obawiam się, że będziemy zmuszeni użyć lampy zanim spotkamy się z głównym zagrożeniem i mam tylko nadzieję, że jej mocy wystarczy nim spotkamy się z z... Azethothem? Zresztą nie ma co dyskutować kiedy użyć lampy, jak już będzie naprawdę źle i ciężko to będzie jej trzeba użyć i tyle, Bagnik nie używał pełnej mocy w obrębie gdzie chadzał - to i my nie musimy, ale w zamku czy w świątyni z pewnością będzie potrzebna. Być może tylko z uaktywnioną lampą będziemy w stanie wejść do środka. O tym przekonamy się na miejscu... Pozostaje wciąż kwestia gdzie odłożyć pierścień aby zapieczętować przejście bez tego nasz wysiłek z odegnaniem stwora... czy może raczej istoty, pójdzie na marne. - dodał, wciąż nie wiedząc jakie miejsce wskazywała legenda.

- I czy to jest właściwy pierścień.- wtrąciła gnomka i wzruszyła ramionami.- Ów Bagnik pewnie wiele skarbów wyniósł z osady elfów. Z kilka pierścieni na pewno.

- Innych nie mamy, ale faktycznie trzeba by było sprawdzić czy w wiosce są jeszcze jakieś inne podobne pierścienie i ...zarekwirować czy też pożyczyć na czas misji... mogę się tym zająć, choć w sumie to najlepszy do tego byłby Druid - jak on każe wszystkie 'hic' pierścienie z bagna przynieść to ludziska przyniosą.
- dodał Lilawander, któremu język wyjątkowo się nie plątał... wręcz rozwiązał się mu. Alkohol miło szumiał w główce i zachęcał do rozmowy.Po chwili elf dostał przebłysku, jakby samo wspomnienie świątyni oświeciło go momentalnie. - W świątyni powinny być malunki czy rzeźby, czy jakiekolwiek inne świadectwa minionych wieków - w tym przede wszystkim omawianych legend związanych z bagnami. jeśli to rzeczywiście jakieś byłe siedlisko elfów to niemal na pewno odnajdziemy w świątyni więcej wskazówek. Co zaś do lampki...mocno nie świeci, może po prostu wyczekamy moment, aż nikt się nie będzie kręcił, lub zagonimy wszystkich mieszkańców wsi do karczmy - pod pretekstem zapoznania ich z listem maga i przygotowania do... nocnego czuwania. Wówczas jednak osoba na zewnątrz bez przeszkód podmieni latarnie... No ale jakby co to ostatecznie mogę na kimś użyć potężniejszej wersji zaklęcia niewidzialności - świadomie podkreślił potężniejszość, gdyż za zwykłą niewidzialnością pewnie tak bardzo by nie płakał - ale szkoda by jej było, w zamku czy na bagnach może się przydać znacznie bardziej.

- Hmmm... -
zastanawiał się Teu - możemy powiedzieć mieszkańcom wioski, że przedmioty z bagien są przeklęte i trzeba je odnieść na ich miejsce, aby wioska była bezpieczna - być może to skłoni mieszkańców do oddania pierścienia...

- Jestem za, co prawda niekoniecznie dadzą się przekonać, ale z drugiej strony wydarzenia ostatniego tygodnia mogą być dobrym przykładem co się stanie jak nie oddadzą. Na tym etapie, można by im wręcz powiedzieć, że mag zginął bo posiadał rzeczy z bagien i najwyraźniej tydzień temu jakoś uaktywnił ich moc. Jak każdy zacznie sie bać o własne dupsko to przestaną liczyć na fortuny ze sprzedaży rzeczy z bagien. - Lilawander potwierdził plan, gotów nawet go wykonać.

Sabrie
westchnęła. Każda z propozycji była ryzykowna, a czas nieubłaganie się kurczył.
- Zróbmy więc tak: ja spytam Keldara czy możemy legalnie wziąć lampę, wyjaśniając mu że Bagnik już ją brał i nic się złego nie działo. Tak na prawdę jedyną obawą druida może być to, że z lampą nie wrócimy wcale - ale w końcu weźmiemy ją tak czy siak. Przekupienie sołtysa będzie kolejnym argumentem. Na wszelki wypadek niech magowie zastanowią się, proszę, jak niezauważenie podmienić lampę. A Roger niech zgromadzi przedmioty potrzebne nam w wyprawie, choć nie wiem co prócz osobistego dobytku może nam się przydać. Na czytanie tych demonicznych ksiąg i tak nie ma już czasu. Co do statui elfiej królowej zapewne będzie ona w świątyni lub zamku - a skoro jest magiczna, to czas obszedł się z nią pewnie łaskawie. Choć w takim razie, zakładając że czaszka oznacza miejsca niedostępne, pierścień który mamy pewnie jest zwykłą błyskotką. - uśmiechnęła się smutno. - Ale i tak więcej nie mamy. Ktoś ma jeszcze jakieś propozycje?
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-02-2010 o 09:44.
Sayane jest offline  
Stary 23-02-2010, 16:46   #195
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Narada przebiegła szybko...Role zostały podzielone. Kastus i Sylphia mieli zostać na straży wozu z armatą, reszta miała się udać na bagna...w towarzystwie miejscowego karczmarza, o imieniu Zerick. Uzbroił się co prawda w wielki miecz, ale równie dobrze mógłby łopatą machać... Na jedno by wyszło. Będzie on niewątpliwie kulą u nogi, ale czyż mogli się Zerickowi dziwić. Gdzieś tam na bagnach był jego córka, nie mógł i nie chciał siedzieć z założonymi rękami.
Pozostała jedynie sprawa lampy... i przedmiotów z bagien. Narada na ten temat pochłonęła uwagę większości drużyny, z wyjątkiem Dru zaprawiającej się przed wyprawą, Kaktusikiem pilnującym by nie przedobrzyła, oraz maginią, mającą to wszystko w nosie. A szczególnie wsioków i karczmę urągającą wszelkim normom sanitarnym.

Planów było kilka, podział ról szybki...rezultaty zaś, różne.

Sabrie udała się do Keldara. Jej autorytet poparty listem maga były silnymi argumentami w oczach druida. Starzec przeleciał linijki tekstu i rzekł na koniec.- Obyś się nie myliła. Bo w przeciwnym przypadku, oboje sprowadzimy zatracenie na tą wieś.
Druid udał się wraz z Sabrie, by znaleźć chłopów na tyle odważnych, by przełamali strach przed wioskowym tabu i zdjęli latarnię.

Wizyta Lilawandera u sołtysa okazała się sprawą o wiele bardziej złożoną. Z jednej strony elf kusił skarbami z zamczyska, z drugiej mówił o odniesieniu skarbów do zamczyska co czyniło go mało wiarygodnym kusicielem. Jedno co elfi czarodziej się dowiedział to to, że Owocnym Rozlewisku nie ma żadnych skarbów z zamczyska ukrytego pośród Ciemnych Bagien. Te, które wynosił Bagnik trafiały do kupców w Waterdeep. Także pierścienie.

Koniec końców autorytet druida wystarczył, by zdjąć lampę ze słupa. I dzielna drużyna zapuściła się na bagna wyposażona w ową magiczną lampę.

Bagna były pełne roślin i błota i wody... brak komarów i wszelkiego innego robactwa był jednak zaletą.


Z przodu szedł Roger Morgan z mapą, w środku Dru, magowie oraz karczmarz, na końcu Sabrie zamykająca szereg. Lampę trzymał Teu, który nerwowym spojrzeniem obrzucał bagna i cienie... Zwłaszcza cienie go niepokoiły. Po raz pierwszy od bardzo dawna, cienie wydawały mu się złowrogie i obce... Po raz pierwszy od dawna nie czuł więzi z cieniami go otaczającymi.

A Lampka nie działała... Cały czas tlący się płomyk dawał jedynie nikłe światełko, słabo rozpraszając ciemności. Z początku braku działania lampki nie zauważyli, ale potem...z każdym krokiem ich ciała stawały się zimniejsze, z każdym krokiem ubywało im sił.
Ciemności bagien wysysały z nich siły...dosłownie. Nie mogli więc dłużej czekać. Wypowiedziane w smoczym słowa sprawiły, że lampka zapłonęła silnym blaskiem rozświetlając obszar bliskiemu o promieniu czterech metrów. Nie uleczyła wyczerpania zadanego przez Ciemne Bagna, ale też dalsze wyczerpanie nie następowało. Dopóki trzymali się obszaru oświetlonego blaskiem lampy. Problem jednak stanowiło to, że nie wiedzieli na ile starczy magii w lampce by podtrzymywać tą świetlistą kopułę.

A bagna zmieniały się... na gorsze. Drzewa przybierały coraz bardziej groteskowe formy, na ich korze widoczne były twarze wykrzywione w grymasie bólu, szaleństwa, strachu lub agonii. Czasam spod kory spoglądało żywe oko, czasem palce próbowały zrobić wyrwę w drewnianym więzieniu. A czasem pomiędzy drzewami widać słychać było szelest gałęzi.
Druid mylił się....głęboko na bagnach było życie. Choć przedstawiciele tutejszej fauny raczej wzbudziliby w Keldarze odrazę.
„Niemowlęta” wspinały się po drzewach niczym jakiś rodzaj odrażających małpiatek.


Nie stanowiły one chyba zagrożenia, ignorując obecnośc drużyny i lampy. A może po prostu bały się wejść w zasięg światła ? Także i w bagnistych wodach coś pływało, naruszając czasem powierzchnię rozlewiska. Może i dobrze, że nie kwapiło się do pokazania w całej okazałości.

Wkrótce uwagę grupy zwróciło inne światło, tym bardziej że było na ich drodze do celu. Po bliższym podejściu okazało się że to blask ogniska, wokół którego siedziały dwa krasnoludy, osobnik w zbroi płytowej oraz wieśniak. Jeden krasnolud miał na sobie szaty czarodzieja, drugi zaś kapłana z symbolem Marthammora Duina... jak stwierdziła Dru.


Był jednak z całą grupką mały problem...byli chodzącymi rozkładającymi się zwłokami. A ich ciała drążyły wielkie białe glisty.
Trup w zbroi płytowej na widok nadchodzącej grupki rzekł.- Witajcie wędrowcy, jestem Harbal , paladyn w służbie Torma. Zgubiliśmy naszego przyjaciela na tych bagnach. Niziołka o imieniu Ombert Starhnap. Widzieliście go może?


Tymczasem blady z przerażenia karczmarz, wyjąkał .- Bbbagnik?
...rozpoznając w żywym trupie wieśniaka, starego znajomego. Nieumarły wieśniak zareagował na to imię wstając i mówiąc.- Zerick? Co na Tymorę tu robisz?

Tymczasem...
Sylphia miała za sobą ciekawą kąpiel. Tak jak magini przewidziała, wśród wieśniaków było paru amatorów podglądaczy. Niewidzialność i zasłonka odgrodziła ją od podglądaczy. I zdawała egzamin, w pewnym sensie. Na pewno jej nie widzieli, ale nadal słyszeli odgłosy kąpieli, a że stroje magini dawały pewne wyobrażenie o jej sylwetce, to mimo braku widoków pozostawali. Być może trzymała ich tu nadzieja na zobaczenie czegoś ciekawego, być może sama fantazja pobudzana dźwiękami wystarczała. A być może magini była jedynym urozmaiceniem ich monotonnego i nudnego życia od wielu, wielu lat. Tego Sylphia mogła się jedynie domyślać... dochodzącego jednak dźwięki i stękania świadczyły o tym, że nie wszyscy zatrzymali się na etapie gapienia się w nadziei dostrzeżenia czegokolwiek. Paru wzięło sprawy, we własne ręce... dosłownie.

Po kąpieli i deklaracjach Sylphia została w karczmie sam na sam z Kastusem. Nawet karczmarz wyszedł, więc cały przybytek został dla nich, łącznie z piwniczką pełną trunków.
- No to mamy okazję by pogadać.- rzekł kapłan nalewając trunku do kubków. Następnie rzekł.- I nie rób jakiejś ponurej miny. Nie mogę nerwowo wytrzymać, tego że puściłem Dru samą na bagna. Muszę czymś zająć myśli. Poza tym, co masz do roboty? Spać nie ma nawet gdzie, no prawie... Bo ja wiem, gdzie się można przespać.
Łyknął nieco jabłecznika mówiąc. –Całkiem dobry. Powinnaś spróbować. Jedyne co tu mają dobrego, to trunek.
Noc więc zapowiadała się spokojnie, pozbawiona ciekawszych zdarzeń dla panny van der Mikaal i Kastusa...do czasu.
Dwie godziny później, psy zaczęły szczekać, a wieśniacy gwarnie wylegli z widłami i i pochodniami, by pod wodzą sołtysa powitać kolejnych gości.

Była ich trójka na dwóch wierzchowcach.

Przewodził im półelfi mag w szatach o barwie morza zimą. Jego wytatuowane oblicze z rezygnacją przyglądało się komitetowi powitalnemu.


Z drugiego wierzchowca zeskoczył niski gnom w ćwiekowanej zbroi, który sięgał po miecz.


W jego oczach było coś...złowrogiego. Czysty obłęd i okrucieństwo.

Półelf krzyknął do swej towarzyszki, trzeciej osoby w tej grupie.- Trzymaj swego "psa" na uwięzi. Nie potrzebujemy zwracania na siebie uwagi i niepotrzebnego rozlewu krwi.

Kobieta prychnęła na to pogardliwie, ale po chwili rzekła.- Tincus, do nogi.
I gnom posłuchał. Owa władczyni gnoma, również się wyróżniała wyglądem.


Nastroszone ciemne włosy, rogi świadczące o czarcim rodowodzie i bezlitosne spojrzenie oczu...pogardliwe wręcz.
Niemniej to połelf tu dowodził i to on rzekł.- Dobrzy ludzie, jedziemy z daleka...szukamy kogoś. A właściwie czegoś. Wozu z kapłanami Gonda i dość liczną obstawą. Widzieliście go może?

Zaś tej całej trójce z okien karczmy, przyglądali się magini z Kastusem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-02-2010 o 17:10.
abishai jest offline  
Stary 23-02-2010, 21:04   #196
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakimś dziwnym trafem nie trzeba było się uciekać ani do przemocy, ani do podstępu.
Mieszkańcy wioski, za namową druida, zgodzili się powierzyć drogocenną latarenkę 'obcym', co to postanowili wyruszyć na bagna by zwalczyć odwieczne zło.

A bagno było zdecydowanie nietypowe, i to nie tylko z powodu braku różnego robactwa. Bagnisko jak pijawka wysysała z Rogera życie. Kropla po kropli.
Trudna było powiedzieć, jakim cudem Bagnik chadzał na bagna i wracał z nich cało i zdrowo, skoro diabelska lampa przed niczym ich nie chroniła. A może chroniła pojedynczą osobę, a nie większą grupkę?
W końcu, na szczęście, jakaś bardziej rozgarnięta duszyczka, zdecydowała się uaktywnić lampę i wypowiedziała zaklęcie.
I od razu było lepiej, ale poniesionych strat nie dało się już odrobić. Osłabienie, jakie udało im się zarobić na wcześniejszym etapie wędrówki, pozostało.

Roger nie wahał się zbytnio. Wnet w jego dłoni znalazła się różdżka, zdobyta podczas starcia przy bramie.
"Łatwo przyszło, bez żalu pójdzie" - pomyślał, gdy różdżka przez ułamek sekundy zapłonęła złocistym blaskiem. I omal nie zgrzytnął zębami, gdy okazało się, że nic się nie stało.
"Co za bezużyteczny rupieć." - Z trudem opanował chęć potrząśnięcia różdżką. Z pewnym brakiem sympatii spojrzał na wyryty na różdżce symbol wschodzącego słońca.
Na szczęście druga próba powiodła się.
- "Od razu lepiej!" - dodał, czując nagły przypływ sił.

Nagle poczuł czyjeś intensywne spojrzenie. Wbity w niego wzrok Sabrie zdawał się coś sugerować...
Oczy wojowniczki powędrowały w stronę kieszonki, w której przed momentem zniknęła różdżka.
- Trzeba było od razu powiedzieć, że jesteś w potrzebie - Roger zdawał się być uosobieniem uczynności. - Służę pomocą.
Sięgnął po różdżkę.
Nie był egoistyczną świnią, która tylko dla siebie rezerwuje wszystkie pomocne przedmioty. Poza tym nie warto było oszczędzać na czarną godzinę. Lepiej było podleczyć się teraz, niż w czasie walki, gdy nagle mogłoby się okazać, że brakuje czasu lub sił.
- Dopóki jest się czym dzielić, to nie ma problemu - dodał. - W razie czego, mów.


Światełko, jakie zobaczył w oddali z pewnością nie było błędnym ognikiem. Wprost przeciwnie. Było to najzwyklejsze w świecie ognisko, tyle tylko, że w nieco nietypowym miejscu. I otoczone nietypowymi wędrowcami.
"Ani chybi zaginiony paladyn i jego kompani."
- Dru, jesteś kapłanką... Możesz powiedzieć coś o tych, tam? - Roger wskazał głową truposze.
- Śmierdzą, rozkładają się... eee... chodzi coś więcej? - rzekła gnomka, wybełkotała coś pod nosem, machnęła dłońmi. Przez chwilę się skupiała. Po czym rzekła. - Są w porządku chyba, tylko...trzymaj paladyna z dala od elfow.
"Paladyn ma uraz na tle elfów? Nie lubi tej rasy? A może kojarzy ich z zamkiem?"
Dru jednak nie skończyła.
- Te chodzące zwłoki są tu od dwóch lat co najmniej, prawda? Jeśli to miejsce tak zmienia wszystko, to pomyśl co się z nimi stało. Teraz są normalni, ale za chwile... puff... i mamy chodzący koszmar. I nie mówię tu o Kaktusie w szale pijacko-bojowym.
- A już chciałem zaproponować, żeby poszli z nami. Przodem - szepnął Roger.
Mając w perspektywie koszmar... proponowanie wspólnej wyprawy na zamek mogłoby się okazać mało inteligentne...

- Możecie przestać szukać tego niziołka - powiedział Roger, gdy paladyn skończył mówić. - Odnaleźli go już mieszkańcy wioski.

Wolał na razie nie precyzować, kiedy to się stało i w jakim stanie był odnaleziony.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-02-2010, 14:40   #197
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie szła przez bagna starając się być równocześnie czujna i nie zwracać uwagi na obecne wokół nich okropności - co było zadaniem dość karkołomnym. Jednak żeby uratować wioskę, Marchie i siebie samych w pierwszej kolejności należało zachować jasny umysł i nie poddać się otaczającemu ich szaleństwu. Poza tym bagna wysysały z nich siły - dosłownie. Może karmiły się więc też strachem? Na czymś te... rzeczy musiały rosnąć. Dziewczyna coraz bardziej obawiała się tego, że Bagnik jednak włączał lampę, gdy kradł ją ze słupa. Inaczej w jaki sposób przebywałby bezpiecznie trasę do zamku? Zmniejszało to znacząco czas, jaki posiadali. A może właśnie dlatego kapłan przepowiedział im północ jako granicę wykonania zadania?

Nie miała czasu zastanawiać się dłużej - upiorne obozowisko, na jakie się natknęli pochłonęło całą jej uwagę. Odruchowo chwyciła za miecz,lecz jęk karczmarza sprawił, że pohamowała swoje mordercze zapędy.

- Bbbagnik?
- Zerick? Co na Tymorę tu robisz? - - rzekł Bagnik. ...
- Panie Bagniku, temu oto karczmarzowi, zaginęła córka i sądzimy że poszła do zamku, czy mógłbyś nam coś o zamku opowiedzieć, a może doprowadzić nas do niego?- spytał Lilawander.
- Jak to zaginęła?- spytał Bagnik, a potem spojrzał na karczmarza.- Zerick o co tu chodzi?
- Moja córka zaginęła, Alconie.- zwrócił się karczmarz do Bagnika.- Ona musi tu gdzieś.
-Jak w zamku, to współczuję ci, Zericku. Niemniej ci dzielni poszukiwacze przygód z pewnością ją uratują .-
mówiąc te słowa Bagnik wykonał szeroki zamach ręką pokazując swych nieumarłych towarzyszy.


Równocześnie Sabrie zwróciła się do grupki nieumarłych "poszukiwaczy przygód":
- Witajcie. Osobliwe to miejsce na popas. Co was sprowadziło w te strony?

- Otóż pani...- rzekł krasnoludzki nieumarły kapłan.- Błąkamy się od kilku godzin po tych bagnach w poszukiwaniu siedliska zła, starego zamku elfów. Ten oto chłop miał go do nas zaprowadzić, ale... pogubił drogę.

- Straszne są te bagna... i łatwo nie tylko drogę zgubić. Nie wiele godzin się błąkacie a dni, a w wiosce się martwią o was, a o swojego kamrata zwłaszcza. - dziewczyna skinęła w stronę Bagnika. Najbardziej upiorne w tej drużynie wydawało jej się to, że najwyraźniej wcale nie zdawała sobie sprawy, iż jest martwa; postanowiła jednak zachować zimną krew. - Jego żona nam mapę dała, byśmy mogli tu bezpiecznie drogę odnaleźć.

- Bzdura...byśmy przecież zauważyli.- wtrącił opryskliwie elfi czarodziej.- Musielibyśmy zgłodnieć, nie wspominając, że nie widzieliśmy jeszcze świtu. Chcesz powiedzieć, że cały świat spowił wieczny mrok jak jej tam...Shar?

- Nie wiem czyj mrok, ani co wam się zdaje, wiem jedynie co wieśniacy mówili - Sabrie nie chciała kłamać ponad miarę, ani też denerwować nieumarłej drużyny, która wyraźnie nie zdawała sobie sprawy z własnego położenia. - Żona imć Alcona już w żałobie, zapłakana aż żal patrzeć. A i córuchna karczmarza, której też szukamy, nie zaginęła przecie za waszej we wsi bytności, a już jej przeszło dobę nie ma - rzekła, kładąc niby współczująco rękę karczmarzowi na ramieniu, i szepcząc przez zęby: Ani piśnij, że oni od lat martwi są, bo zgubisz siebie i nas.
Karczmarz tylko nerwowo kiwnął głową na potwierdzenie.

- Po paru godzinach? - zdziwił się Bagnik, drapiąc za uchem w zastanowieniu, podczas gdy owo ucho zaczęło mu powoli odpadać. A paladyn rzekł:
- Wieśniacy nie mają się czym martwić. Wkrótce, za moim przewodnictwem odnajdziemy siedzibę zła i wrócimy w glorii chwały. A kobiety... bez urazy pani, ale kobiety uwielbiają dramatyzować.

- Może więc połączymy siły? My też chcemy pokonać zło czające się na zamku, a zdaje mi się że w chwili obecnej wiemy gdzie iść... - zaproponował Lilawander zaczynał podejrzewać, że będzie im potrzebne każde możliwe wsparcie.
- O tak..banda niestabilnych emocjonalnie tru... - zaczęła mówić Dru wyraźnie sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale Lilawander zakrył jej usta.
- Banda, której nie zaszkodzą już ciemności i która być może dokończy dzieło jeśli my polegniemy lub lampa przepadnie. - po raz pierwszy myślał jak prawdziwy harfiarz...może to przez alkohol?
- I my wyruszyliśmy między innymi, by zło w Jaskółczym Gnieździe wyplenić. Może więc się wieściami podzielimy, by lepiej wypełnić to szczytne zadanie? - ostrożnie rzekła Sabrie. Wypowiedź paladyna niezbyt przypadła jej do gustu. Nie lubiła tego typu nadętych rycerzy. Helmici cenili pokorę - przynajmniej w jej zakonie.

- A jakież to wieści macie i jakich oczekujecie. My idziemy zabić zło, którego forma nie ma znaczenia. Czy nieumarła królowa elfów będzie duchem, czy demonem, czy czymkolwiek innym, ja sobie poradzę. Bo siła Torma stoi za mną.- rzekł paladyn, po czym puścił zalotnie oko do ... Teu?! Nie, Sabrie musiało się to przewidzieć. "Nadęty buc", pomyślała za to, słuchając pompatycznych wypowiedzi paladyna. Nic dziwnego, że skończyli jako chodzące zwłoki.

- A wiecie, gdzie przejście należy zapieczętować aby zło nie powróciło? A może wiecie czym? Nie macie czegoś do zamknięcia przejścia? - zagadnął Lilawander.

- Pytałem mego boga o wskazówki.- rzekł gnijący kapłan, poprawiając strzępki brody.- Marthammor Duin zesłał nam...mi przepowiednię. O centrum zamku, o tancerce z kamienia i oku patrzącego z dala. O tym, by opleść zło obręczą mithrilu, złota i miłości.
- I dlatego nie bawię się w rzucanie przepowiedni. Zawsze mam wrażenie, że Gond odpowiada wtedy po pijaku.- wtrąciła Dru.- Ja mam analityczny umysł. Takie zagadki mnie nużą.
- Fakt... bogowie mogli by być bardziej precyzyjni w udzielaniu rad.- potwierdził krasnoludzki kapłan i smutno dodał.- Nie mam pojęcia o co chodziło memu bogu.

- I nas tu przepowiednia przywiodła. O świetle nadziei i o tym, żeby wyplenić zło przed północą. Lecz patrząc jak traci się poczucie czasu na tych bagnach lękam się, byśmy nie przybyli do zamku za późno. Myślę jednak, że znam rozwiązanie przynajmniej fragmentu Twojej przepowiedni kapłanie. Rzeknijcie najpierw jednak co wiecie o zamku?
- spytała wojowniczka.

- Nic...tutejsze wsioki nie miały żadnych sensownych informacji, a to o czym plótł ten Tarkwinus, nie trzymało się sensu. Odległa dziedzina to wszak wymiar hipotetyczny, nie żadnych dowodów na jej istnienie. Gdyby tak było, to byśmy o tym wiedzieli. Byłyby w księgach klanu jakieś wzmianki. A że on się bał... - wtrącił poirytowany brat kapłana, zaś sam kapłan dodał.- Nie wiemy nic o samym zamku, poza tym co powiadali miejscowi gawędziarze.

"Boście ich pewnie potraktowali gorzej niż muły pociągowe, to i gadać nie chcieli", pomyślała zniesmaczona Sabrie. Zdziwiło ją jednak, że Bagnik nie zabrał ze sobą swoich map. Może bał się, że drużyna je zabierze, a jego na bagnach zostawi?
"Bo byś tych dowodów nie zauważył, nawet gdybyś się o nie przewrócił" - również Roger skomentował w myślach słowa krasnoluda.

- Jednak zło w tym miejscu jest silne. Wyczułem je zaraz po przybyciu do Owocnego Rozlewiska.- rzekł paladyn, lekko zniesmaczony tym, że został odstawiony na boczny tor. W końcu to ON był przywódcą wyprawy.- Zupełnie nie rozumiem strachu miejscowych przed tym miejscem. Co tu takiego jest groźnego?
-Taa...właśnie.- potwierdziła Drucilla chichocząc na wspomnienie wcześniejszych planów jej ochroniarzy. Sabrie również usmiechnęła się, lecz z innego powodu. Wielki paladyn chciał okryć się chwałą niszcząc zło w zupełnie niegroźnym miejscu. Wiwat logika. Słuchając dalszych wypowiedzi zastanawiała się, czy o oni sami są tak zadufani w sobie. Choć... Teu przynajmniej się bał.

-A nazwa demona Azathor coś wam mówi? Wiecie coś o nim? -
Lilawandrowi przypomniała się notatka maga, zastanawiał się ile wiedzą po rozmowie z magiem, mogli dysponować informacjami im zupełnie nieznanymi.
- Ten Tarkwinus o tym bełkotał. Azathor, wielkie coś...co wypacza umysły ludzke tak łatwo, jak bestia chaosu czyni to z ciałem.- machnął kransoludzki czarodziej dłonią w geście irytacji.- Azathor i jego sługi... uważał, że zostaliśmy sprowadzeni przez kultystów Azathora, potem wypytywał czy nie spotkaliśmy jego brata. Chciał nas nastraszyć. Na tym bagnie nie ma nic, poza nami. Nawet komarów.
- Dziwnie to kontrastowało, z robakiem wyłażącym mu z oczodołu. I wielkim ślimakiem poruszającym się po jego ramieniu na sześciu pająkowatych nogach.
"Aż dziw, że cokolwiek go dziwi" - pomyślał Roger.
"Mag się ich obawiał...mógł nie mówić nic o pierścieniu, ani nawet o lampie..." - przeleciała myśl Lilawandrowi. "Może i mają już wypaczone umysły, skoro nie widzą, że są nieumarli...? Jak zachowają się gdy przyjdzie właściwa pora - to była bardziej istotne, przez złe moce mogli być łatwo obróceni przeciwko nam, z drugiej strony być może będą odporni na dalsze działanie..."


- Widać nawet komary uciekają przed złem, co tu panuje -
powiedział Roger. "Są mądrzejsze od głupców, co się tu pchają."
- Żebym chociaż natrafił na to zło, co tu się kryje.- westchnął paladyn i dodał nie wiedząc jak blisko jest prawdy.- Mój miecz rdzewieje w pochwie.
- Cóż... skoro wieśniacy nic pożytecznego o tych niegroźnych bagnach wam nie powiedzieli, to chyba nie ma sensu was męczyć. Ruszymy więc gdzieśmy szli, a i żonie Bagnika damy potem znać, że żyw i cały - Sabrie starannie ominęła wzrokiem odpadające ucho wieśniaka. Początkowa wizja niejakiej... współpracy z trupami rozwiała się zupełnie. Nawet gdyby byli żywi i zdrowi nie chciałaby się z nimi zadawać. Jedynie kapłan wydawał się rozsądny i... ludzki, lecz niestety był w mniejszości. Poza tym obawiała się upływu czasu - nie tylko ze względu na przepowiedzianą północ, ale i to, co może zrobić z ich umysłami. Lampa co prawda chroniła ich, jej moc jednak wyczerpywała się z każdą mijającą minutą. A nawet jeśli nieumarli mieli jakieś wartościowe informacje, przebicie się przez mur arogancji i pogardy zajmie im zbyt wiele cennego czasu. Sama przepowiednia krasnoludzkiego kapłana była już wystarczająco przydatna.
 
Sayane jest offline  
Stary 24-02-2010, 14:54   #198
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Mam prośbę, czy mógłbyś kapłanie odmówić krótką modlitwę do Marthammorra? - elf był ciekaw czy kapłan potrafi się jeszcze modlić, jeśli tak to istniała duża szansa, że mogą być pomocni...jeśli nie, należało się trzymać od nich z daleka.
- A w jakim celu? Bogowie nie lubią, by im zawracać głowę bez potrzeby. - odparł nieumarły krasnolud, po czym wstał.- ale mogę odmówić modlitwę dziękczynną, za to że nikt z nas nie zginął, bądź został ranny podczas tej wyprawy.
Po chwili głośno zaczął intonować kolejne wersy modlitwy do swego boga.
"Ciekawe, co z tego wyjdzie... I co by było, gdyby o błogosławieństwo zaczął się modlić..." - pomyślał Roger.
"Pomodlić się każdy może - liczy się to, czy bóg odpowie na modlitwę. A tego przecież nie sprawdzimy", westchnęła w duchu Sabrie. Oby tylko nie zirytowało to w jakiś sposób nieumarłych. Choć podejrzewała, że kapłan nie skąpił swojemu bóstwu modłów.

" Złym nie przejdzie przez gardło modlitwa do dobrego boga, nie tym z gruntu złym... co prawda modlitwa która proponuje kapłan nosi znamiona fałszu ale liczą się intencję...Może zaproponuję mu inną?" - pomyślał Lilawander widząc, że sens modlitwy mógłby zostać wypaczony przez jej złą treść.

- To podziękujmy za to spotkanie, dzięki któremu wymieniliśmy się wiedzą... a może i czymś więcej, jeśli dobrzy bogowie pozwolą... - zaproponował Lilawander, dziękowanie bóstwom za coś czego nie zrobili mogło ich jedynie obrazić...
- To więc ruszamy razem, czy też wy wracacie do wioski?- rzekł paladyn do Lilawandera ignorując zupełnie Sabrie, stojącą wszak bliżej niego. - Myślę, że taka wspólna wyprawa zbliży nas... nasze drużyny do siebie. Zwarci i gotowi, nieprawdaż?
- Chyba ruszymy razem, jak tylko zakończymy modlitwę dziękczynna za spotkanie...- odpowiedział Lilawander. Zastanawiał się do czego jeszcze będą skłonni truposze, ich ..."maniery" nie były bardziej szokujące niż reszty towarzystwa którym elf wyruszył na bagna - oczywiście nie pomijał w tej grupie magini, która została w wiosce...

- Wszak zadanie nasz nie zostało ukończone - wtrącił się Roger. - Dziewczynki nie odnaleźliśmy, zatem wracać nie możemy.
- A czy nie prowadzi nas wspólna droga do zamku?-
zdziwił się nieumarły paladyn.
- Daj im spokój, przecież widać że to amatorzy...nie lepiej do wioski wysłać, by wieśniaków uspokoić? -wtrącił się gnijący czarodziej z irytacją w głosie.- Pewnie nasz niziołczy towarzysz nieźle ich tam nastraszył. Z niego zawsze był chojrak tylko w słowach.
- Też o tym mówię. - Roger nie okazał zniecierpliwienia dla braku inteligencji u paladyna. Ani nie powiedział, co myśli o słowie 'amatorzy'.

- Tam też przypuszczamy ją odnaleźć - dodał Lilawander. "Garstka na demona manipulującego umysłami, demona którego nie można zabić a co najwyżej uwięzić na jakiś czas... jeśli będą przeciwko nam, te truposze to i tak wiele to nie zmieni w ogólnej beznadziei, a z nimi po naszej stronie, może mamy jakieś szansę?", zastanawiał się w duchu.
- Macie przewodnika, co drogę wskaże - dorzucił Roger - a my, choć z pewnością nie mamy waszego doświadczenia, wspomożemy was ze wszystkich sił w walce ze złem.
- Niziołka we wsi nie było, znaczy się że albo jest na bagnach, albo już do zamku doszedł i tam czeka na was, nie chcąc znów na bagnach pobłądzić, przecież wie, że tam zmierzacie, prawda?- Lilawander starał się możliwe delikatnie naprowadzić truposzy na właściwy tor mylenia, zachowywali się jakby się zawiesili od dłuższego już czasu...
- Jak to? Wszak sami prawiliście, że do wsi dotarł.- spytał zdziwiony kapłan wskazując kościstym (dosłownie) palcem na Rogera.- On tak rzekł.

Sabrie miała ochotę mocno trzepnąć harfiarza przez łeb. Kłamstwa zawsze mają krótkie nogi, a ten motał i motał - nic dziwnego, że nieumarli się w końcu połapali, że ich drużyna coś kręci.

- AAA.... to tylko ja nie widziałem tam halflinga, zresztą nawet się za żadnym nie rozglądałem, bo i po co niby? - Lilawander starał się wyklarować wpadkę. " Po co niby było im wskazywać że halfling jest we wsi to już inna sprawa, niemal wysyłać truposzy do wioski po kamrata... głupota...", elf faktycznie zapomniał by wcześniej ktoś poruszał temat niziołka. "Kurwa te cynamonowe nalewki..."
- Zwykle jak pijesz za dużo, to za dużo widzisz, a teraz na dodatek głupoty gadasz - skrytykował go Roger. I Sabrie zgodziła się z nim z całego serca, piorunując elfa wzrokiem.
- Powinienem się tobą rozmówić na osobności elfie. Alkohol to wróg prawdziwego herosa.- rzekł z pewnym błyskiem w oczodole chodzący trup paladyna.
A gnomka dodała ponuro.- No i zaczyna się.
- Dopóki misji nie wykonamy nie tknę więcej alkoholu... - Lilawander odpowiedział szybko, za żadne skarby nie zamierzając oddalać się nigdzie wraz z trupim palladynem, aż tak pijany jeszcze nie był, a i wręcz dość szybko trzeźwiał przy takich okolicznościach.
-Szkoda...- paladyn był wyraźnie zawiedziony, odmową elfa.

-Pani Drucillo, a wy co myślicie o tym wszystkim? - spytała Sabrie szeptem. - Bratać się z tymi... eee.. bohaterami, czy lepiej nie ryzykować i samemu do zamku iść?

- Nie wiem jak ty, ale ja zapachem gnijących zwłok nie przepadam, poza tym....- szepnęła Dru.- Niektórzy tu chcą się bratać z elfami, więc niech elfy zadecydują. Myślisz, że można im ufać?... nie dość że gniją wewnątrz, to i raczej nie są normalni, nawet kapłan. Wrogich zamiarów nie mają, ale wydają się być niepełni... jakby zostało ich umysły zostały ograbione. Trudno to wyrazić.

- Ograbione z czego? Wolnej woli? Człowieczeństwa? A zresztą... skoro tak mówisz, to nie ma co się zastanawiać. - odszepnęła wojowniczka, po czym rzekła głośno: Roger, Lilek, Teu, panie Zerik - ruszajmy. Nasza pani się niecierpliwi - podkreśliła stanowisko Dru - a i dziecko na bagnach wieczność czekać nie będzie.- przez moment przypomniała sobie drzewne niby-dzieci. Oby córka karczmarza nie skończyła jak i one...

- Raczej z rozumu...- mruknęła gnomka.- Wykrycie myśli powinno dawać nieco bardziej skomplikowane informacje. Ci tutaj są uproszczeni. Aczkolwiek nie wydają się być wrogo nastawieni. Zwłaszcza paladyn. - gnomką wstrząsnęły drgawki na wspomnienie umysłu paladyna. - Muszę się napić. - I wyciągnąwszy w kutą ze stali manierkę pociągnęła zdrowego łyka.
- Póki co - szepnęła Sabrie. - Ten kto ich odmienił raczej nie zrobił tego dla kaprysu. Kto wie, kiedy ten brak rozumu obróci się przeciwko nam.

- Jak sami wspomnieliście, my tylko amatorzy... więc może pójdziecie przodem co by nasze serca wypełnić pokazem waszej odwagi i śmiałości ? - słowa Lilawandra był przede wszystkim kierowane do palladyna, który wyrażał chyba największe chęci do pomocy, poza tym jeśli mieli pomóc to tylko jako żywe tarcze, perspektywa, że ciągną się za właściwą drużyną...była niepokojąca.
- Uważam, że my dwaj powinniśmy iść z przodu.- rzekł paladyn do elfiego czarodzieja nadal próbujący osiągnąć własne cele. - Jako liderzy....którzy kroczą wprost na wroga. Przy okazji, wymienimy doświadczenia.

"Hola, obręcz z mitrylu i miłości...skąd my tą "miłość " weźmiemy? Palladyn jest chyba w sam raz..." - przemknęło przez myśl Lilawandrowi, wiedział jednak że nie może być mowy o wyjściu spoza obrębu światła... poza tym Palladyn mógłby się pośpieszyć z okazywaniem owej miłości...

- Nie.- odrzekł krótko, nie chcąc jednak zrazić nieumarłego palladyna dodał, - Może później, albo gdy wracać będziemy, póki co muszę iść z resztą grupy z którą tu przybyłem, " I tako rzekł Izrael, że póty razem z grupa będziesz zło zostanie pokonane..."
Przypomniał mu się dawno zaczytany fragment książki, co prawda chodziło o inną grupę inne zło i innego bohatera, ale na użytek odpowiedzi dla palladyna nadawał się w sam raz - tak przynajmniej myślał elf.

Te słowa przekonały nieumarłego paladyna...Kiwnął głową w zrozumieniu. A Sabrie wywróciła oczami. Głupi z głupim się zawsze zgada. Szkoda, że to jednak nie Harvek pojechał z nimi...

- Mości Bagniku - wojowniczka z rezygnacją zwróciła się do wieśniaka w nadziei, że chociaż dowie się czego mają się wystrzegać. - A jak to się stało, żeście się zgubili? Słyszeliśmy, żeście są największym od bagien specem w wiosce.
-To...ech...głupio wyszło. Za dnia na Ciemne Bagna można dojść daleko, jak się wie... których miejsc unikać.- rzekł chłopina który stał z boku wraz z karczmarzem.- miałem zaprowadzić dzielnego sir Harbala Stillwatera i jego dzielnych towarzyszy do serca bagien. A potem wrócić po nich następnego dnia. Nie wiem czemu zgubiłem drogę. Przecież już nawet map nie potrzebowałem, by łazić po nich w nocy.
- To skoro teraz noc już, to może łatwiej ci prowadzić będzie i niebezpieczne miejsca omijać - odparła. - A w razie problemów twoje mapy mamy.

- Jeśli chcesz się na miejscu zastanawiać jak znaleźć obręcz z miłości... to mów dalej, niech w końcu zmienią zdanie i zawrócą, ciekawe jak wówczas wypełnimy przepowiednie... - cichutko - jak na pijana osobę - Lilawander przekazał uwagę Sabrie, mając wrażenie, że jeszcze kilka jej pytań i trupia grupa zrezygnuje z dalszej podróży do zamku. "Zresztą zasługują na dokończenie misji" - pomyślał niemal altruistycznie elf.

- A żeby cię cholera - ze złością odszepnęła Sabrie. - Dwa razy już mówiłam, żebyśmy się zbierali. A twoje gdakanie jeno kłopoty na nas sprowadza. Skoro takiś mądry to rusz tego paladyna z miejsca, bo widać że cię polubił. I idziemy.

- No to ruszajmy
.- Lilawander wskazał palladynowi kierunek, w jakim do tej pory podróżowali kierując się na bagna. Czekał przez chwilę aż ten zacznie zbierać własne towarzystwo.

Chwilę później zwrócił się do Dru prosząc o leczenie.

- Czy mogłabyś przywrócić mi życie do krwi? Bo czuję, że bagno co nieco ze mnie wyssało, myślę, że najsłabsze leczenie będzie wystarczające... - patrzył na Dru proszącym spojrzeniem

- Dzidzia.- powiedziała żartobliwie Dru po czym mamrotała modlitwy przez chwilę pod nosem, by dotykiem uzdrowić elfiego czarodzieja.

Elf poczuł jak wracają mu siły, a nawet jak leciusieńko trzeźwieje " To chyba przez napływ zdrowej, nie skażonej trunkiem krwi..." - pomyślał. tak czy inaczej pełny wigoru i radosny z pozyskania dodatkowych " sojuszników" ruszył z resztą starając się ignorować nieprzyjemną woń jaką zostawiali za sobą truposze.
Tymczasem trupia grupa ruszyła na czele pochodu, tuż za wojowniczymi truposzami szli chłopi - stanowiący dziwny przykład przyjaźni utrzymywanej po śmierci... Za nimi szła właściwa drużyna o różnych nastrojach wymalowanych na twarzy. Od głupkowatej radości i ekscytacji jaka malowała się na twarzy podpitego Lilawandra, poprzez pełną obaw i skupienia minę wojowniczki. "Swoją drogą ciekawe co się dzieje w wiosce" - pomyślał starając się skupić przez chwilę na obrazie widzianym oczami swego chowańca.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-02-2010 o 15:10.
Eliasz jest offline  
Stary 28-02-2010, 17:02   #199
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzielni bohaterowie rozpoczęli więc wędrówkę, prowadzeni przez grupkę nieumarłych i ich trupiego przewodnika. Wyprawa stawała się coraz bardziej skomplikowana.... I groźna.
Mogli wszak skończyć jak ich przewodnicy, martwi i ograbieni ze wspomnień i rozumu.
Zginąć bez walki, pożarci przez toczącą to miejsce zgniliznę...czyż może być gorszy los?
Jakikolwiek los czekał śmiałków, w Owocnym Rozlewisku był spokój, co potwierdzał chowaniec Lilawandera, ale cóż...wszak minęło ledwo półtorej godziny odkąd wyruszyli.

A bagna bynajmniej nie stawały się piękniejsze z każdym krokiem stawianym przez grupę...


Niepokojące opary, gnijące drzewa...szkielety bytów, których nikt z nich nie rozpoznawał. Coraz mniej w ty miejscu było Faerunu, a coraz więcej, czegoś innego...obcego.
Powoli posuwali sie dalej, obserwując z niepokojem płomyk niesionej lampki... jakby wyczekując kiedy zacznie nerwowo drgać, świadcząc o powolnym wypalaniu się. Ile czasu im zostało, zanim magia lampki przestanie ich chronić i zostaną pożarci przez deprawujący wpływ Bagien. Wszak wiedzieli co ich czeka w tym przypadku. Ich przyszłość szła przed nimi, klekocząc piszczelami i zatruwając powietrze odorem gnijącego mięsa.

W końcu pojawiła się iskierka nadziei. Łatwo było zauważyć ciągnącą się przez bagna ścieżkę.


Resztki starożytnej drogi, zapomnianej przez czas, wskazywały na to na co oczekiwali dzielni bohaterowie. Starożytna droga znamionowała obecność cywilizacji. Zbliżali się do zapomnianej przez historię siedziby elfów.

Nie takiego jednak widoku się spodziewali...


Jakieś dziwne gigantyczne kolce wyrastały wprost z ziemi... Ich materiał przypominała w dotyku skorodowane żelazo. Równie dziwaczne były gigantyczne kokony z jedwabiu okrywające większość elfich budynków. Kokony te jednak nie były zbyt szczelne, część była rozerwana. Na prawo samotna niczym palec wznosiła się wieża wysokiej magii. Typowa dla elfów budowla, w której to potężni magowie tworzyli zaklęcia o epickiej mocy, nadzorowali działanie miejscowego mythalu, a młode utalentowane elfy poznawały tajniki magii.
Jeśli ta osada była tak stara, jak wynikało to z opowieści poznanych w Owocnym Rozlewisku, to sama wieża zawierała cenne zapiski dotyczące starożytnej wysokiej magii elfów oraz skarby magiczne o olbrzymiej wartości. Z drugiej strony jej przeszukiwanie, mogłoby zająć zbyt wiele czasu.

Po lewej niczym przyczajony lew lub tygrys, wznosiła się przysadzista kopuła świątyni bóstw elfickich. Ta również mogła kryć nieprzebrane skarby, wszak o skarbcach świątynnych krążyło wiele plotek. Jakiegoż to bóstwa była to świątynia, niełatwo było zgadnąć...Podobni jak wieża, także i świątynia była trawiona wypaczającym wpływem Odległej Dziedziny...Zważywszy jednak na wielkość osad oba elfy domyślały się że jest świątynia Corelona Larenthiana, naczelnego bóstwa Pięknego Ludu, zawierająca jednak niewielkie kapliczki poświęcone pozostałym bóstwo elfów.

Na wprost drużyny wznosił się jednak sam zamek władcy tego miejsca i okolicy. Budowla spora i smukła jednocześnie, łącząca kiedyś piękno i praktyczność. Zachowując właściwości obronne architekt tego miejsca nadał murom blankom i wieżom odpowiedni kształt i ozdobniki. Kiedyś zapewnie białe mury tego miejsca sprawiały wrażenie że z twierdzy wznoszących się w powietrze chmary białych ptaków, jaskółek zapewne. Obecnie poczerniałe i skorodowane mury wywoływały odwrotne wrażenie. Jakby stare i chore sępy obsiadły mury twierdzy wyczekując na kolejną ofiarę Ciemnych Bagien.

Szkielety zatrzymały się na tej bagnistej równinie, zupełnie nie wiedząc gdzie iść. Teraz bohaterom przyszło podjąć decyzję... co dalej czynić i gdzie iść.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-02-2010 o 23:43.
abishai jest offline  
Stary 28-02-2010, 21:04   #200
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby Roger nie chciał poznawać nowych krain i podziwiać nowych widoków, to z pewnością nie włóczyłby się po gościńcach i bezdrożach Faerunu, tylko siedziałby w domu i najwyżej robiłby wycieczki do pobliskiego baru.
Tym razem uznał, że co za dużo, to niezdrowo.
Bagna, które rozciągały się wokół nich, bez wątpienia stanowiły dla Rogera całkiem nowy widok. Niespotykane nigdzie indziej. Niestety, uroku w sobie miały tyle, co nic i Roger bez wątpienia mógłby się bez tego widoku obejść. Czy to z powodu ciekawości, czy to z powodu źle pojętego obowiązku, wybrał się na jakieś ponure bagnisko, zamiast siedzieć z Sylphią w zacisznej gospodzie, delektując się pysznym miejscowym jabłecznikiem oraz widokiem sporych fragmentów biustu magini.
Nawet widok, jaki przedstawiała zapyziała wioska był dużo przyjemniejszy od tych zniekształconych roślinek.
Jedynym w miarę optymistycznym elementem w całej tej sprawie było odnalezienie starej drogi, którą szło się lepiej, szybciej... I z większą nadzieją na to, że w końcu dotrą do celu.
W zasadzie można by odnaleźć drugi optymistyczny element... Lampa jak na razie nie zgasła...

Gdy idące na czele pochodu truposze zatrzymały się, niepewne, dokąd skierować swe kroki, Roger powiedział przekonującym - miał nadzieję - tonem:
- Panowie, nie ma nad czym się zastanawiać. Nie przybyliśmy tu, by szukać zagubionej wiedzy, ani też po to, obrabowywać świątynie z ich skarbów. - Cóż, był pewien, że w innej okazji z przyjemnością napchałby kieszenie (i nie tylko) kosztownościami i magicznymi przedmiotami. Ideały ideałami, ale w końcu za coś żyć trzeba, jak mawiał napotkany kiedyś przez Rogera bard. - Przybyliśmy w to miejsce, by zwalczyć odwieczne zło, a tego można szukać tylko tam - wskazał dłonią widniejący przed nimi wzniosły zamek.
"Chyba się od paladyna czymś zaraziłem" - pomyślał - "że takie bzdety gadam. Ale na Harbala powinno to podziałać."
- Naprzód, panowie! - dodał, ponownie zamek wskazując. I wzruszeniem ramion kwitując pełne niedowierzania spojrzenia członków drużyny.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172