Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2010, 19:09   #134
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Liev, Tupik, Grungan, Leonard

Gdy ziemia zadrżała, Strażnik bez ostrzeżenia zniknął. Ot, tak po prostu. W jednej chwili siedział na skrzyni w kącie, a w drugiej już go nie było. Zniknięciu nie towarzyszył ani jakiś błysk ani kłąb dymu, jak to często w takich przypadkach bywa. Zdumieni patrzyli na skrzynię i turlającą się po podłodze butelkę gardłogrzmotu. W głowach brzmiały im tylko wypowiedziane ulotnym szeptem słowa: „Niebezpieczeństwo czai się za Wami...”.

Najwidoczniej Strażnik musiał obdarzyć ich sympatią i teraz dawał ostrzeżenie. A może po prostu zależało mu na tym, żeby wykonali zlecone im zadanie. Któż zna zamiary Strażnika...

Zawrócili w kierunku północnego wejścia do kopalni, tego przy którym stoczyli niedawno zwycięski bój z wywerną. Wyszli po pochylni na wyższy poziom i skierowali się na północ. Znów minęli leżące pod ścianą ciało bretońskiego szlachcica i wtedy dostrzegli przed sobą, daleko w korytarzu, odblask światła. Ktoś niosący pochodnię lub latarnię zbliżał się w ich kierunku. Już po chwili można było rozpoznać, że to dwójka ludzi, szybkim krokiem przemierza dawno opuszczone przez krasnoludy, chodniki kopalni w Sowiej Górze.

Reinhardt, Ingrid

Krótką chwilę zajęło im zorientowanie się w sytuacji. Znajdowali się w północnym przedsionku kopalni, w miejscu, w którym przed wiekami krasnoludzcy górnicy rozpoczynali swój dzień pracy. Obecnie miejsce to stanowiło siedlisko jakiejś, na szczęście w tym momencie nieobecnej, bestii. Korytarz północny był lekko rozświetlony przez wpadające do niego dzienne światło. Chodnik prowadzący na wschód tonął w mroku, jednak coś podświadomie mówiło dwójce podróżników, że to tam należy uciekać. Nie mieli pojęcia czy zawał jaki spowodował strzał z rusznicy Reinhardta, uśmiercił lub chociażby na dłuższą chwilę powstrzymał, znajdujące się na niższym poziomie maszkary Chaosu. W chwili obecnej nie dobiegały z kierunku, z którego uciekli żadne podejrzane dźwięki. Nie było jednak czasu do stracenia. Zwierzoludzie mogli wyrwać się z kamiennej pułapki a mięsożerny potwór mógł w każdej chwili powrócić do swojego cuchnącego leża.

Reinhard rozpalił pochodnię i oboje szybkim krokiem, zagłębili się w tunel. Rozmiarami nie różnił się od tego, którym tu dotarli. Od czasu do czasu strop podpierały murszejące stemple i krokwie, wśród których gnieździły się nietoperze a po podłodze biegły zardzewiałe szyny. Odnoga w lewo, w którą weszli, okazała się ślepym zaułkiem. Niewielkim korytarzem, zakończonym ścianą wyrobiska, w którym wydobyto niewielką ilość materiału i porzucono. Świadczyły o tym ślady świdrów i kilofów na ścianach oraz resztki ciemnej, czerwonawej substancji w nadkruszonej skale.

Wyszli z ślepego zaułka i poszli dalej. W pewnej chwili w oddali, w korytarzu przed nimi pojawiło się światło. Zatrzymali się przestraszeni. Czyżby zwierzoludzie byli i tutaj? W miejscu, w któym się znajdowali nie było się gdzie ukryć. Przywarli więc do ściany, za jedną z podpór. Początkowy, nikły poblask bardzo szybko przerodził się w jaśniejący blask latarni. Z przeciwnej strony nadciągała grupa poszukiwaczy przygód, złożona z pięciu mężczyzn. Dwóch ludzi, dwóch krasnoludów i niziołka. Zatrzymali się kilkanaście kroków od Ingrid i jej towarzysza.

Liev, Tupik, Grungan, Leonard, Reinhardt, Ingrid


Po nieuniknionym zapoznaniu się, poprzedzonym wykrzykiwanymi groźbami i szczękiem wydobywanej w pośpiechu broni, dwie grupy ruszyły wspólnie aby sprawdzić, czy zwierzoludzie na dobre utknęli na drugim poziomie kopalni. Ci, którzy przybyli ze składziku, mieli w pamięci słowa Strażnika o niebezpieczeństwie. Trzeba było zabezpieczyć tyły. W sytuacji w jakiej się znajdowali, nie mogli sobie pozwolić na zaskoczenie przez czającego się za nimi wroga.

Znów weszli do hali wejściowej. Przemierzyli ją szybkim krokiem i zagłębili się w korytarze zmierzające w kierunku zejścia, prowadzącego na niższy poziom. Z oddali dobiegały ryki. Najwidoczniej zwierzoludziom udało się wydostać z pułapki. Teraz pozostali przy życiu osobnicy pięli się po pochylni w ich kierunku. Już po chwili zza zakrętu wyłonił się pierwszy rogaty łeb. Zaraz potem pojawił się następny. Zwierzoludzie z rykiem, wymachując toporami rzucili w kierunku wroga.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 24-02-2010 o 20:43.
xeper jest offline