Tupik uznał spotkanie ze Strażnikiem za udane, co prawda wciąż wnioskował z miny krasnoludów, że miał więcej szczęścia niż rozumu, jednak czyż nie na tym polegał właśnie żywot halflinga? Zabrał buteleczkę, opróżnioną niemal w całości, "Dla buteleczki zawsze znajdę jakieś zastosowanie" - pomyślał, a że w butelce wciąż zionął zapach spirytusu, dolał tam oliwy z bukłaczka i zakorkował szmatką. Tak uzbrojony w "święty rozpiździuch ręczny" gotowy był zmierzyć się nawet z hordą chaosu...szczególnie po dokonanym ostatnio zwycięstwie na potworze. Załadował procę drzewcową, przyszykował latarnię po czym ruszył w drogę powrotną, skąd nadejść miały chaośniki. W ostatniej chwili zerknął zaciekawiony...na skrzynie na której siedział strażnik, po czym ruszył ją otworzyć...nim wybył w głąb kopalni. Skrzynia zawierała niestety tylko czerwone kawałki skały - niechybnie ruda metalu. Jedna z grudek wylądowała w kieszonce halflinga " na szczęście " pomyślał, uprzednio jednak zapytał krasnoluda czy może... - Weź, przecież to teraz nikomu nie jest potrzebne.
Taka odpowiedź w zupełności go uspokoiła. Zabrał grudkę i ruszył w głąb kopalni wypatrując przeciwników.
Wnet jakichś wypatrzył, choć sposób poruszania się i odgłosy, a także zapach od razu mówiły mu że coś jest nie tak jak na bandę chaośników, szybko okazało się, że w kopalni znaleźli się kolejni "zwiedzający". " Jak to miło, wycieczka się powiększa" - halfling z radością przyjął odsiecz, kilka osób więcej gwarantowało większe bezpieczeństwo, tym bardziej że jedna z tych osób posiadała pokaźną i śmiercionośną zapewne broń.
Co prawda nie była to tak liczna odsiecz jakiej się spodziewał...bo ograniczała się tylko do dwojga ludzi w tym kobiety. Ale lepsze coś niż nic, a darowanemu koniowi w zęby się przecież nie zagląda...choć kobieta miała całkiem ładne ząbki - zauważył mimochodem. Co prawda nie wyglądała na wojowniczkę, ale Tupik nauczony własnym przykładem nigdy nie lekceważył tak zwanych słabszych ras czy słabszej płci. Za lekceważeniem przeciwnika czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo...
- Witajcie, jako pierwszy przywitał nowych w kopalni. - Co tu robicie? - A zresztą nie czas chyba na takie dyskusje, najpierw musimy się zmierzyć z chaośnikami...zanim nas tu zaleją. Jeśli mamy umierać wspólnie to lepiej nie jako obcy, Tupik jestem. Ukłonił się z gracją i zaświecił zadbanymi ząbkami.
Tupik nie musiał długo czekać na spodziewanych przeciwników, nie zdążył nawet specjalnie porozmawiać, zapalić fajki po spotkaniu ze strażnikiem, nie mówiąc już o zjedzeniu przedobiadu...a może obiadu? Przez tą wędrówkę po kopalni zamieszał się w posiłkach, ich rytm wyznaczało burczenie, które właśnie zaczynało się wraz z nadejściem wroga.
Halfling nie czekał aż bestie podejdą bliżej widząc pierwszego zaczął krzyczeć, jakby nikt inny nie wiedział o przeciwnikach...
- Formować szyk ! Stworzyć tarczę przed strzelców ! - komanderował bardziej dla dodania otuchy sobie niż z faktycznej potrzeby. Każdy wiedział co ma robić, a halfling nie śpieszył się do walki wręcz, w pierwszego z rogatych łbów strzelił z procy drzewcowej, która miał już przygotowaną, widząc jednak jaką gromadą rusza na nich przeciwnik, szybko zamienił procę drzewcową, na zwykła procę z której mógł miotać pociski co chwila.
Butelkę z oliwą trzymał na najgorszy moment, lub na czas odwrotu. " Kurwa jak się stłoczą w większej grupie to tez ich poczęstuje gardłogrzmotem..." - pomyślał znacznie rozszerzając tym okazję do wykorzystania przygotowanego koktailu. Zamierzał miotać kulami niczym oszalały, próbując zemścić się na chaośnikach za wszystkie krzywdy które jego lud poniósł z ich winy.
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-02-2010 o 20:44.
|