Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2010, 23:51   #3
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Tak tak, mój drogi Bartolomeo. To doskonała okazja.- tłumaczył Gajusz Juliusz, jak zwykle wobec swoich bliskich przyjmując pozę łagodnego mentora. Coś w tym było, był od swego siostrzeńca starszy o dobre trzydzieści lat- Jak możemy oczekiwać, że całe Elizjum wytrwa przy Azariaszu, skoro Ty i Twój kuzyn Tyberiusz, moi ulubieńcy, nie możecie się dogadać. Jaki dajemy przykład?

Bartolomeo stał wyprostowany przed wujem, który zasiadał na fotelu w swoim pokoju gościnnym. Komnata ozdobiona była głównie futrami i dywanami, zwisającymi ze ścian. Wystrój był skromny- lustro w złotych ramach, lampa z czasów starożytnych, a także sam fotel, obity najprzedniejszym jedwabiem. Niewiele w porównaniu z resztą rezydencji, ale w końcu w tym pokoju bywali tylko najbliżsi Gajuszowi ludzie, a najczęściej przebywał z nim sam, lub z żoną.

- Masz rację, pater- Sprzeczanie się z patronem nie miało sensu- Pójdę i zakomunikuję Tyberiuszowi, że jedzie ze naszą świtą, jako nasz przedstawiciel handlowy. Na pewno nasza współpraca ułoży się wspaniale.

Rozmowa była krótka, ale też była bardziej przekazaniem polecenia, niż dialogiem. Bartolomeo Juliusz pożegnał swego wuja, kłaniając się mu głęboko i zamiatając podłogę swym kapeluszem. Gdy opuścił rezydencję, przystanął i rozejrzał. Dom Gajusza górował nad całym otoczeniem- swymi smukłymi wieżami, przypominającymi stalaktyty, sięgał aż do sklepienia pieczary, dobre dwadzieścia metrów nad głową Barta. Wykonany w całości z kamienia, w większości z marmuru, z zamysłem wtopienia się w naturalne piękno tych jaskiń i jednocześnie olśnienia wszystkich przechodzących. Typowa Hanzycka sztuka- zachwycać mimochodem.

Młodzieniec założył zdecydowanym ruchem kapelusz na głowę. Nakrycie głowy z zatkniętym jaskrawo czerwonym piórem było jego znakiem rozpoznawczym. Tak jak zawsze precyzyjnie przycięty wąsik, który tera odruchowo podkręcił.
Po postawie Bartolomeo widać było, że wychowano go bez mała na szlachcica- stał wyprostowany, mierząc okolicę pewnym siebie wzrokiem. Ubrany zgodnie z najlepszą hanzycką modą, peleryna spięta broszą z godłem rodu- dłonią ściskającą wieniec laurowy, koszula z koronkowymi rękawami, wysokie buty do kolan i ulubiony rapier przypięty do pasa. Wyraz twarzy miał zdecydowany, ale w duchu był zaprzątnięty trudnymi rozmyślaniami.

Trzeba przyznać, że Tyberiusz nieźle to rozegrał. Po pierwsze, dowiedział się o wyprawie dużo wcześniej, niż stała się ona publiczną sensacją. Na pewno nie przed wujem, ale i tak to niezły wynik. Po drugie, udało mu się przekonać swego ojca, Gajusza, a to już wielki sukces. Prawdopodobnie pater familias miał w tym jakiś własny interes, ale to niewiele zmienia. Dobrze, że nie będę musiał jednocześnie zajmować się dyplomacją Elizjum i naszymi interesami, ale jeśli on odniesie sukces, to stracę. A znowuż, jeśli się wygłupi, to gotów zrzucić winę na mnie, że go nie wspierał, czy wręcz przeszkadzałem. I gdzie ja go teraz znajdę? Najpewniej gdzieś na powierzchni, chyba, że...

- Witaj, drogi kuzynie!- Bart niezauważalnie zesztywniał, słysząc głos Tyberiusza. Na twarz jednak momentalnie przywołał przyjazny uśmiech- Słyszałem, że nasz pater Cię wezwał? Czego chciał? Mam nadzieję, że nic nieprzyjemnego?
Żeby Cię tak mrówki pogryzły w ten Twój chudy tyłek. Żebyś tak przez miesiąc nie mógł usiąść w tym swoim głupim kostiumie- pomyślał rzecznik, nie zdradzając jednak niczego swoją mimiką.
- Ależ skąd, przekazał mi bardzo miłe wieści. I dla Ciebie także, tuszę. Właśnie Cię zresztą szukałem, aby Ci je zakomunikować- zrobił efektowną pauzę. Nienawiść czy nie, konwenanse są nie do ruszenia. Nachylił się do kuzyna i zniżył głos- słyszałeś już o ślubie dona Lorenzo?
- Dona? Nie! Cóż to za nowina!- Tyberiusz wyglądał na autentycznie zaskoczonego
- Otóż tak. A ja zostałem wybrany przez Ojca Ocalenia jako przedstawiciel Elizjum na tej uroczystości. Co więcej- kolejna przerwa- Ty także jedziesz. Decyzją Gajusza Juliusza będziesz reprezentował interesy naszego rodu. Mam nadzieję, że perspektywa wspólnej podróży raduje Cię równie jak mnie- A jak teraz podkręcisz te swoje bujne, chłopskie wąsiska, to któregoś dnia Ci je urwę i wetknę w uszy.

***

Po rozmowie ze swoim starszym kuzynem Bartolomeo miał ochotę na długą kąpiel. Ale teraz nie miał na to czasu. Skierował kroki na powierzchnię, gdzie spodziewał się zastać kolejnego członka świty, młodą przepatrywaczkę Julię. Nieśmiała, pogodna, utalentowana dziewczyna. Na ile umiał powiedzieć, kompletnie nie umiała kłamać. Ta rozmowa mogła być... oczyszczająca.
Później przyjdzie czas wyszpiegować, kogo Tyberiusz weźmie do swojej karawany i umieścić w niej swojego człowieka, dla bezpieczeństwa.

Jak można było się spodziewać o tej porze dnia, Julia Izumi była w stajni, gdzie czyściła konie. Te zwierzęta były jej pasją, może nawet miłością- zważywszy, że nie żadnemu mężczyźnie jak dotąd tego uczucia nie okazała. Nie chcąc jej przestraszyć, zastukał w drewniane wrota do budynku. Potem pomyślał, że przecież dziewczyna jest przepatrywaczką- pewnie słyszała jego kroki już od dobrej chwili.

- Kto tam?- dobiegł go, zupełnie nie zaskoczony, dziewczęcy głos.
- Bartolomeo Juliusz, do usług- wszedł do środka i drugi raz tego dnia ukłonił się i wytarł swoim kapeluszem podłogę przed sobą. Dziewczyna uśmiechnęła się, jakby lekko zawstydzona. Odłożyła przybory do mycia koni i zwróciła na niego swoje – jedyna zdrowe – oko.
- Bart! Co Cię sprowadza do stadniny?
- Masz suknię?
- Słucham?- odpowiedziała zaskoczona technoklanytka, wydłubując słomę z włosów.
- Suknię- powtórzył z uśmiechem- najlepiej balową. - Wyprostował się i spoważniał na chwilę- Z rozkazu Azariasza wyruszamy, Ty, ja i kilka więcej osób, do Latarni, na ślub don Lorenzo z Familii. A tam będziesz musiała się prezentować, jak na przedstawicielkę Elizjum przystało.
- Naprawdę? Wspaniale! Dawno nie byłam tak daleko od domu!- rzadko widywał ją tak szczerze zadowoloną. Tym lepiej, przynajmniej z jej strony nie będzie musiał się obawiać noża w plecach.
- Miło mi to słyszeć. No, to pakuj się, wybierz nam najlepsze konie i kilka reprezentacyjnych wierzchowców. I zaplanuj trasę- zniżył głos- jedziemy przez Wilcze Wzgórze. Do zobaczenia niedługo.

***

Ostatnia wizyta była największą białą plamą dla młodego rzecznika. Wielki, wspaniały, szanowany inkwizytor Dałmat Rostow. Bart dobrze pamiętał, co się działo w klanie, kiedy pojawił się tu pierwszy raz kilka lat temu. Strach pomieszany z ciekawością, rosnąca w szeregach Elizyjczyków podejrzliwość wobec siebie nawzajem i wobec samego Azariasza. Z ojcem Barta, Joszuą z Omamu, rozmawiał prawie jak z równym, dwóch światowych ludzi, którzy spotkali się na prowincji, ale cała reszta- dzieci, jeśli nie robaki.
A potem przyszła rozmowa z Ojcem Ocalenia, wielkie nawrócenie, oczyszczenie z zarzutów I powszechna radość. Bartolomeo, jako Hanzyta, odebrał klasyczne wykształcenie. Z miejsca wyczuł historię, którą będzie się opowiadać w Stepie przez najbliższe dwa pokolenia. I jak na razie wszystko się zgadzało. A Dałmat zyskał sobie wielki szacunek u wszystkich. Cóż, prawie wszystkich.
A teraz zbliżał się do komnaty inkwizytora w kwaterach Gwardii. Co będzie robił? Czytał książkę? Pisał raport do Justycjariusza? Przesłuchiwał kogoś? Brutalnie? Może spał?
- Proszę!- rozległo się, ledwie dłoń Juliusza dotknęła drzwi.
- Szanowny inkwizytorze, chcę zaprosić Cię...
- Ślub don Lorenzo, tak?
- Tak. Czy zechcesz dołączyć do naszego poselstwa?
- Oczywiście. Z wielką chęcią, młody Bartolomeo.
- Bardzo się cieszę.

I po chwili znowu był przed drzwiami. Poszło błyskawicznie. Zorientował się, że nawet nie wie, co inkwizytor robił, gdy wszedł. Musi się jeszcze sporo nauczyć.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline