Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2010, 17:33   #140
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/8smO4VS9134&hl=pl_PL&fs=1&[/MEDIA]

Muzyka ... przez chwilę zaciekawiło go skąd w tym miejscu wzięła się muzyka? I jeszcze taka muzyka. Dobrze znał tę piosenkę, znał jej historię ... nawet doskonale pamiętał kto po raz pierwszy mu ją śpiewał. Była to piosenka użyta po raz pierwszym w jakimś programie z 1945 roku. Szybko zdobyła popularność i została zaadaptowana jako nieoficjalne hymny przez kilka drużyn piłkarskich. Jedną z nich był chociażby Celtic. Kibice śpiewali ją na stadionie przy wielu okazjach. Jednakże o tym dowiedział się całkiem późno w życiu. Po raz pierwszy zaśpiewała mu ją jego matka. A potem gdy był małym dzieckiem, co noc usypiał słysząc jak matka śpiewa "You'll never walk alone". I właśnie teraz to słyszał ... coraz wyraźniej

Pod pewnymi względami wydawało mu się to całkiem zabawne. Umierał ... a może już nie żył? Ciężko mu było powiedzieć. Gdzieś tam z tyłu jego głowy, coś mówiło, że to wszystko są halucynacje umierającego mózgu. Inny silniejszy głos mówił, że to prawda. W każdym razie wyglądało na to, że dotarł do końca swojej drogi. Przeszedł wiele ... przejechał kawał świata, a teraz wszystko zakończyła seria z karabinu gdzieś w kanałach w RFN.

Cała ta sytuacja zdawała się mieć tylko jeden plus, nie będzie musiał się więcej nikomu tłumaczyć. W końcu i go dopadła śmierć ... Ciemność.
******
Dzień był ciepły ... naprawdę ciepły. Poprawił swoją koszulę i okulary przeciwsłoneczne i rozejrzał się po okolicy. Rozpoznawał ją, chociaż tak naprawdę nigdy jej nie widział. Była to mała wioska w Irlandii. Oddalona od zgiełku miast, wzniesiona na wzgórzach, przy lasach. Niezbyt daleka od morza. Ruszył ścieżką prowadzącą do jego domku. Niezbyt dużego, zbudowanego z drewna. Było to miejsce ucieczki. Miejsce, w którym cały zgiełk świata nie miał żadnego znaczenia.

Nie zastanawiał się tak naprawdę co tutaj robił. Pamiętał tunel ... czyżby więc to było niebo? To by tłumaczyło pewne rzeczy, chociażby to że wszystko wyglądało tutaj jak w jego marzeniach ... prawie wszystko

-A gdy słońce zachodzi nad górami i oświetla sypialnię, widok po prostu zapiera dech w piersiach - aż podskoczył gdy usłyszał ten miękki, kobiecy głos. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie dane mu je jeszcze raz usłyszeć. Odwrócił się na pięcie, żeby ujrzeć ją. Była tak piękna, jak w dniu, w którym widział ją po raz ostatni. Niezbyt wysoka latynoska, o czarnych włosach, oczach podobnego koloru i uśmiechu, który sprawiał, że każdy facet chciał ją zdobyć. Ubrana była w spodnie wojskowe i lekką koszulę, co jeszcze potęgowało wrażenie. Zaniemówił, nie spodziewał się jej zobaczyć.

-Widzę, że jesteś zaskoczony Kevin - odezwała się mówiąc z wyraźnym hiszpańskim akcentem -Dlaczego, przecież właśnie o takim miejscu marzyliśmy. Opowiadałeś o tym, opowiadałeś że właśnie tutaj chciałeś zamieszkać po śmierci swojej matki. Mieliśmy sobie razem kiedyś to wybudować -

Uśmiechnął się lekko, zdjął okulary i objął ją. Linda Beliz ... była w Służbach Specjalnych. Kobieta równie niebezpieczna co piękna i inteligentna. A poznał ją podczas swojego pierwszego zadania. Od słowa do słowa i nawet nie zorientował się kiedy byli razem. Nigdy nie miał czasu na założenie rodziny, to była po części prawda ... może gdyby wszystko potoczyło się inaczej byłaby to nieprawda? Linda była wspaniała, a romansowali bardzo długo ... czas, którzy w ich profesji wydawał się wiecznością. Mówili nawet o tym, żeby zrezygnować z tej pracy i żyć razem ... właśnie w takim miejscu. Jednak wszystko nie wyszło, jeszcze jedno zadanie mówił ... jeszcze jedno ... aż pewnego dnia Linda nie wróciła, ze swojego zadania. Po jej śmierci, już z nikim więcej nie związał się tak emocjonalnie.

Nadal przytuleni ruszyli ścieżką w stronę domu

-O czym myślisz?-

-O wyborach jakie dokonujemy w życiu. O tym, że gdybym wybrał inaczej mogłabyś żyć -

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko -I przegapić to wszystko? Za żadne skarby - to była odpowiedź bardzo w jej stylu. Uśmiechnął się ... przyjemnie było znów być dla kogoś Kevinem. Po części wydawała się to jak ucieczka od obowiązku ... od wszystkich rzeczy, które na niego czekały na dole ... ale z drugiej strony był tutaj on i była ona ... i cały czas wszechświata .... a gdzieś w górze, niesiony z wiatrem przyszły do nich słowa "You'll Never Walk Alone" śpiewane kobiecym głosem o wyraźnie Irlandzkim akcencie ... dom ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline