Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2010, 09:20   #125
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
Ptaszysko, przeszyte strzałą, runęło w dół, niemal do chwili uderzenia o ziemię łopocząc jeszcze rozpaczliwie skrzydłami. Liselotte gwizdnęła z uznaniem. Spojrzała przez dziedziniec na Jaczemira, z łukiem garści patrzącego za swym celem. Kąciki ust uniosły się w leniwym uśmiechu; zaklaskała.

Od świtu niemalże siedziała w sali biesiadnej. Była tam już, gdy wieszano na ścianie portret Aravii. Z okna patrzyła na wyjazd tajemniczej złotowłosej damy.

Czytała list, popatrywała na obraz, wspominała. Postać Mealisandre, swe podejrzenia co do źródeł inspiracji artystki, kolację przyprawioną ziołami. Jakże przyjemny był to wieczór... Znacznie milszy, zaprawdę, niż wczorajsza kolacja. Wczoraj - niewypowiedziane napięcie, ważone słowa i gesty, ukryte znaczenia, tajone wyzwania. Lecz za to dzisiejszego poranka obudziła się świeża jak skowronek, zaś po tamtej wieczerzy... ach, szkoda i wspominać... A dziś czuła się doskonale. Lecz, doprawdy, jak inaczej mogłoby być?

...Nawet nie przyszło jej do głowy, że po takiej ilości wina, jakiej wczoraj zażyła, pewne dolegliwości mogłyby być całkiem naturalne.

Spaliła list, jak sobie życzył Vautrin. Potem usiadła w oknie, jak lubiła, i grała, pozwalając myślom błądzić swobodnie. W pewnej chwili zdała sobie sprawę, iż gra melodię księżyca i tajemnic - tę, co się snuła po korytarzach... a wówczas kamienne sale były jak podwodne groty, a oni - jak topielce, jak zaklęci intruzi w pełnych skarbów siedzibach syren i tryronów...

Trudno było powiedzieć, co bardziej tę melodie zmieniało: czy to, że grała ją na rzeczywistej, materialnej lutni o czystym i jasnym, nie rozmytym niepojęcie brzmieniu, czy - że był dzień jasny i słońce grzało, szeroką smugą światła lejąc się przez okno? Lecz, choć wielce zmieniona, była nie do pomylenia.

Mogłaby tak siedzieć i grać długie godziny, lecz do sali wkroczył Hoening.

Zmienił się bardzo. Niegdyś tak elegancki i pewny siebie... Teraz byłaby dla niego dobrą towarzyszką - lecz on już nie był ten sam. Zaniedbany, burkliwy... Nie zwracał na nią uwagi. Pytała uprzejmie o samopoczucie, o ostatnio ukończone fragmenty Dzieła, lecz - odpowiedzi, jeśli je otrzymywała, były nader zdawkowe. Wreszcie machnęła nań ręką, zabrała Lorelei i wyszła. Poniosło ją na dziedziniec - w samą porę, by ujrzała popis Jaczemira. Zaklaskała, widząc bezbłędny strzał.

Skinęła głową wszystkim trzem - Jaczemirowi, Arwidowi i uczniowi. Okrążyła dziedziniec i zatrzymała się o jakie osiem, dziesięć kroków od nich, patrząc ciekawie na turniej.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline