Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2010, 12:35   #22
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Nigdy wcześniej nie była na, jakby nie patrzeć, samodzielnej misji w prawdziwym świecie. Odkąd opuściła akademię, nawet w czasie rutynowych patroli towarzyszył jej przynajmniej jeden Shinigami wyższej rangi, na których oczywiście szybko zwalała całą brudną, nudną robotę. Teraz jednak sytuacja była inna, sparowana została z niejakim Yakashim, który pomimo dłuższego stażu w Jedenastce, nie był nikim szczególnym, przynajmniej w oczach Yumichiki. Dziewczyna, jak nigdy, pojawiła się na odprawie jako pierwsza, okryta swym kusode, z nienaganną postawą jednak wyczuć można było na kilometr jak bardzo jest podekscytowana.

- To nic szczególnego, ale macie sprawdzić dokładnie ten rejon. - powiedział Ikkaku, wskazując palcem na mapie niewielki obszar. Yakashi, bardziej zielony z nerwów niż podekscytowania nieznacznie pokiwał głową, przełykając głośno ślinę.- Tylko bez popisów, jasne? Ma być szybko i czysto.

Na szczęście Madarame Ikkaku nie należał do osób, które zbyt długo wdają się w odprawy. Po paru sekundach zarówno Sora jak i jej partner stali już w powietrzu, spoglądając uważnie na gęste, miejskie zabudowania pod nimi. Dziewczyna poczuła niemiły skurcz w żołądku, współczesne, ziemskie miasta budziły w niej stare, bardzo stare wspomnienia.

- Powinien być gdzieś tutaj, czujesz coś? - zapytała Yakashiego, który teraz już nawet nie był zielony, a przedstawiał sobą całą gamę niezdrowych barw. Dziewczyna westchnęła cicho, wyczuwanie reiatsu nie było jej najmocniejszą stroną, przynajmniej narazie.

- Chyba tam, bardziej w stronę lasów. - odpowiedział wreszcie mężczyzna. Nie zadawała zbędnych pytań, zdając się na jego umiejętności. Szybko zaczęli przeskakiwać po kolejnych i kolejnych dachach aż wreszcie ich stopy dotknęły leśnej ściółki.- Ale Madarame-sama mówił, że to ma być na terenie miasta...

- Ta, jakby akurat jego słowa obchodziły Pustych. - mruknęła, trzymając już dłoń na swoim zanpakutou.

Kiedy dwójka Shinigami zagłębiła się w ciemny las, gdzie gęste, pełne liści korony drzew ledwo przepuszczały światło, rozległ się wysoki ryk, tak charakterystyczny dla Pustych. Dwójka Bogów Śmierci przybrała pozycje bojowe ze swymi katanami w rękach. Krzyk ucichł, ale prosto w Sorę i Yakashi'ego uderzył podmuch wiatru. Zmuszeni byli zasłonić twarze, gdyż wiatr rzucał w ich oczy piachem, gałęziami i liśćmi. Gdy podmuch zniknął, w lesie zapadła cisza, nie przerwana żadnymi odgłosami natury. Wszystko wydawało się... martwe. Sora kątem oka zauważyła z tyłu jakiś ruch. Gdy się odwróciła, ujrzała jak z gałęzi nad Yakashim spływa ciemny kształt, który opadłszy na ziemię wyprostował się, ukazując cały straszliwy majestat swej sylwetki. Był to Wielki Hollow, którego reiatsu w tej chwili było niemal fizycznie odczuwalne. Bestia miała cztery silne ramiona i dwie, potężnie umięśnione nogi. Pusty był niemal trzy razy większy od Shinigamich. Yakashi widząc minę Sory także odwrócił się do tyłu, aby przyjąć na siebie potężne uderzenie bestii. Mężczyzna pod wpływem wielkiej siły potwora uniósł się w powietrzu i uderzył w drzewo, robiąc w jego korze znaczne wgłębienie. Bestia swymi lśniącymi ślepiami wpatrywała się w Sorę...

- Ph, też nie wiem, po co miałam go wziąć ze sobą. - powiedziała, jak gdyby omawiała razem z Pustym sytuację swojego partnera. Żył, więc narazie nie musiała się o niego martwić.- Może tak jest lepiej, więcej dla... Mnie. - dodała, a ostatnie słowo powiedziała w tym samym momencie w którym wyciągnęła swoją broń i bez dalszej dyskusji zaatakowała, mierząc dokładnie w pas bestii.

Bestia bynajmniej wyglądała na powolną, ale jak jest powszechnie wiadomo - pozory często mylą. Pusty napinając potężne mięśnie nóg wybił się w górę i przeskoczył na drzewo za plecami Sory, skąd opadł na ziemię i szykował się do zadania miażdżącego ciosu. Dziewczyna nie czekając długo wykonała skok do przodu, a w przewrocie obróciła się twarzą do wroga, nie mając najmniejszej ochoty, by dać się po raz kolejny zajść od tyłu. Szybkim spojrzeniem omiotła okolicę, wszędobylskie drzewa nie sprzyjały zbyt dużemu polowi manewru, jednak równocześnie, otwierały parę innych ścieżek na atak. Zacisnęła więc mocniej dłoń na rękojeści, szybko dobiegła do pustego, a gdy była już tuż przed nim uskoczyła w bok, odbiła się do góry od stojącego obok drzewa i obróciła w dłoni zanpakutou, starając się trafić Pustego prosto w czubek głowy.

Oczy Pustego przeszyły Sorę wygłodniałym spojrzeniem. Kiedy dziewczyna była już bliska celu, Hollow szybkim ruchem chwycił Shinigami w jedną ze swych silnych łap o cisnął ją o ziemię. Dziewczyna przeturlała się kilka razy, ale wstała szybko, w sam raz aby odskoczyć na bok unikając miażdżącego skoku stwora. Bestia zaryczała i obróciła się w stronę dziewczyny. Nim ta zdążyła zareagować Pusty szarżował wprost na nią. Zabluźniła w myślach, jednocześnie czując coraz większe podniecenie. Zaczynało robić się ciekawiej, a ona nie była osobą, która nie potrafiła czerpać radości z czegoś tak trywialnego jak walka o życie. W takich momentach jak te do głowy przychodziły jej różne pomysły, jeden bardziej niebezpieczny od drugiego, jednak każdy owocujący tym samym, wilczym wręcz uśmiechem na twarzy. Odbiła się od ziemi i również zaszarżowała, prosto przed siebie, a gdy nadeszła dogodna chwila wykonała wślizg prosto między jego wielkie, masywne nogi i nim tamten zdążył się zorientować znalazła się za nim, szybko obracając się w miejscu i atakując odsłonięte jeszcze plecy.

Pusty ruszył do przodu, unikając pełnej siły cięcia wyprowadzonego przez Sorę. Na jego plecach pojawiła się czarna szrama. Bestia wściekle zaryczała i obróciła się. Shinigami ujrzała w jej oczach blask furii. I wtedy Pusty zniknął z jej oczu. Sora obracała się, ale niczego nie widziała. Nic, wszędzie było pusto. Po chwili wokół dziewczyny podmuchy wiatru unosiły w górę piach, gałęzie, liście i kamienie. Sora została odcięta przez wirujący pył. Nie zauważyła, jak Pusty pojawił się za jej plecami. Zrozumiała swoją sytuację, kiedy znalazła się w cieniu potężnego stwora. Nim zdążyła zrobić cokolwiek, bestia chwyciła ją w silną łapę i przycisnęła z wielką siłą do ziemi. Dziewczyna krzyknęła z bólu i zaczęła się dusić. Do jej ust i nosa dostawał się piach. Usłyszała, a raczej poczuła pęknięcie w okolicach żeber. Sytuacja wydawała się naprawdę rozpaczliwa, kiedy... W zakamarkach swej duszy, dziewczyna poczuła szarpnięcie, a po chwili wyczuła w niej potężne pokłady mocy, po które wystarczyło tylko sięgnąć...

Nawet nie chodziło o ból, ten nie był taki straszny. Gorsze było niepowodzenie, widmo porażki które mignęło jej przed oczami sprawiło, ze po chwili zawahania zdecydowała się wyciągnąć rękę, a wtedy... Wtedy wszystko znów wszystko zniknęło.



Nie czuła wiatru na swej twarzy, nie czuła bólu. Właściwie, gdyby nie to, że właśnie o tym pomyślała mogłaby stwierdzić, że jednak się nie udało, że zginęła. Ale skoro mogę myśleć, usłyszała swój własny głos jakby w zakamarku swej głowy, znaczy... miała głowę, tego była pewna, a skoro miała głowę i mogła myśleć, znaczy, że nie była martwa. Chociaż nie... Ostatnio też tak myślała i nie zaprowadziło jej to daleko. Otworzyła jednak oczy, przez chwilę poczuła się jakby była w jednym wielkim piekarniku, jednak po paru chwilach jej wzrok przyzwyczaił się do mocnego światła. Podniosła głowę i jej oczom ukazała się skąpana w mocnym, zachodzącym słońcu pustynna sceneria. Wyglądało na to, że swoje lepsze czasy miejsce to miało już dawno za sobą, liczne, kamienne pomniki leżały porozbijane jakby po przejściu wielkiego trzęsienia ziemi. Stała w niewielkiej, całkowicie zbudowanej z jednego, tego samego kamienia dolinie wychodzącej na niezliczone, górskie szczyty, które całkowicie przesłaniały horyzont. Ale nie wygląd, lecz sama atmosfera tego miejsca budziła w niej niczym nieuzasadniony strach. Czuła się tak, jakby stała po środku jakichś starych, zapomnianych katakumb.

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że na jednej z nielicznych, jeszcze nie zniszczonych kolumn ktoś stoi. Patrząc pod słońce był tylko czarną, niemalże bezkształtną sylwetką, jednak powoli słońce zachodziło za góry, a jej oczom ukazał się wysoki, odziany w czarne, obszerne kimono, mężczyzna. Nie mogła dostrzec jego twarzy, skrytej pod kapturem, jednak ziejące z głębi czarnej dziury, żółte ślepia bez wątpienia wpatrywały się na nią, wzorkiem pełnym obrzydzenia i gniewu.


- Długo ci zajęło odkrycie tego miejsca, dziewczyno... -postać odezwała się niskim głosem i spłynęła z kolumny na ziemię.- Kazałaś mi tyle czekać...
- Ph... To ty. Mogłam się domyśleć. Niezły gust. - odpowiedziała, komentując okolicę - Aspiracje na "Ogród Roku"?
Błyszczące oczy mężczyzny przymrużyły się.

- Czy jesteś teraz gotowa, aby poznać me imię? Czy dorosłaś do mocy? - zapytał, z nieukrywaną złośliwością..

- Jestem gotowa odkąd po raz pierwszy wzięłam Cie do ręki. To *ty* nie chciałeś mi go wyjawić. - odwarknęła, zaciskając pięść.
- Hmpf. Jeżeli tak twierdzisz... Moje imię to... - gwałtowny, hałaśliwy wiatr porwał w powietrze drobinki piachu, tłumiąc głos ducha.

- W dalszym ciągu mnie nie słuchasz.- powiedział po chwili przerwy.- Nie chcesz mnie zaakceptować. Wstydzisz się... czy to strach? - przekrzywił głowę skrytą pod kapturem.
-... - otworzyła usta, jednak zaniechała swej wypowiedzi, zaciskając mocniej pięść.- Dobra. Niech Ci będzie. W takim razie siłą zmuszę Cie, byś mi je wyjawił! - krzyknęła i bez wahania sięgnęła po swoją broń, atakując chwilę później.

W dłoni ducha natychmiast pojawiła się katana, dokładnie taka sama, jaką ona trzymała w rękach. Gdy obie postaci mocowały się w zwarciu wokół nich powietrze aż buzowało od otaczającej ich mocy. Drobne, niebieskie i złote wyładowania tworzyły wokół nich coś jakby kokon, kolorowy, ale jednocześnie niebezpieczny. Cięła go w bok, jednak odskoczył zręcznie, wyprowadzając atak z góry. Uskoczyła w ostatniej chwili, jego zanpakutou wbiło się z ziemię gdzie przed chwilą stała. Zmrużyła w jednej chwili oczy i zaatakowała ponownie, on równie prędko zszedł do parteru i podciął ją, wyszarpując w następnym ruchu swe ostrze ze skały.

- Beze mnie jesteś niczym!

Jego głos poniósł się echem po dolinie. Sora splunęła piachem i krwią, nie miała zamiaru się poddać, przecież nie przegra z własną kataną! Zacisnęła dłonie na rękojeści i wyskoczyła w stronę ducha, wkładając w swój atak niemalże całą swą siłę. On, jakby od niechcenia wyciągnął ku niej swą broń i jej atak przyjął bez mrugnięcia. Uśmiechnął się, dostrzegła okropne kły w cieniu jego kaptura i błysk żółto-czerwonych źrenic. Fakt, że drwił sobie z niej w najlepsze spadł na nią niczym stutonowy głaz i rozwścieczył jeszcze bardziej. Teraz jej ataki stały się szybsze, brutalniejsze, ale jednocześnie mniej przemyślane z czego jej Zanpakutou szybko zdało sobie sprawę. Chociaż tak naprawdę znał jej słabość od samego początku.

- Jesteś żałosna... – mruknął, jego dłoń nawet nie drgnęła gdy trzymał ostrze ich katany zaraz przy jej nosie. Dyszała ciężko, leżąc na zimnej niczym lód ziemi, w dłoni wciąż trzymając złamaną chwilę wcześniej broń.- Wiesz co jest twoją największą słabością?

- Ty wiesz na pewno. – odpowiedziała z przekąsem, napinając mięśnie karku, jednak gdy tylko to zrobiła jej głowa opadła z głośnym łoskotem i jękiem swej właścicielki z powrotem na twarde podłoże.

- Wszystko chcesz zrobić sama. Uważasz, że sama dojdziesz do wszystkiego. Sama do niczego nigdy nie dojdziesz. Możesz być silna, możesz dokonać wiele, ale... Nie sama. Potrzebujesz mnie. Będę Cie kładł na łopatki raz po raz dopóki tego nie przyznasz. Nie wygrasz ze mną, jeszcze nie teraz.
- Będę próbowała... – odpowiedziała, jednak głosem już dużo spokojniejszym. Nie miała więcej siły na jakąkolwiek agresję. Spojrzała prosto w oczy swego zanpakutou i w milczeniu przyjęła swoją porażkę. Duch uśmiechnął się wilczo, złapał za ostrze ich katanę, kierując jej rękojeść w jej stronę. Przez chwilę się wahała, następnie położyła na niej swoją dłoń.

Potem znów wszystko pochłonęła ciemność.

- Przeszyj gardziel Niebios, Raijin!

* * *

Pojedyncze promienie słońca niczym dłonie troskliwej matki muskały powierzchnię kamieni ułożonych w pokaźny stos u podnóża wielkiego drzewa. Sora westchnęła cicho, dotarcie tutaj zajęło jej niemalże pół przedpołudnia, drugie tyle zajmie jej powrót, a na popołudnie miała już wyznaczony jeden patrol w Piętnastym Okręgu. W dłoniach trzymała niewielką doniczkę z pojedynczym kwiatem czerwonego krwawnika, symbolem jej Jedenastej Jednostki.

- Ohayou, Koji-kun. – powiedziała cicho, kładąc doniczkę na ziemi. W milczeniu zaczęła niewielką łopatką wykopywać dołek zaraz przed grobem, do którego po paru długich, cichych minutach wsadziła krwawnika, a następnie zdmuchnęła opadłe na kamienie liście. Przez chwilę siedziała na ziemi bez ruchu, wpatrując się w niebieskie, bezchmurne niebo.

- Eh... Wiem, że rocznica była tydzień temu, ale nie mogłam przyjść wcześniej.- mruknęła, bezwiednie kładąc się na miękkiej trawie. Chmury przesuwały się leniwie po niebie, wprawiając ją w równie leniwy nastrój.- Wczoraj byłam na patrolu, heh... Ten Pusty prawie mnie zatłukł, gdybym nie użyła Shikai... Ta, wreszcie mi wyjawił swoje imię...

- To skończony dupek... Spodobałby się tobie. Zaraz spróbowałbyś go resocjalizować, jak nas wszystkich. Cholera, Koji... Ale ty do nas nie pasowałeś... Węże... Ta, byłeś bardziej Zającem, niż Wężem. Ech...

- Pewnie nic nawet nie pamiętasz, nikt nigdy nic nie pamięta. Osiem lat... Jesteś już w szkole, pewnie dobrze się uczysz -byłeś okropnym kujonem nawet kiedy byliśmy na dole...


Westchnęła cicho, nawet nie zauważyła jak po policzku spłynęła jej jedna,, pojedyncza łza. Zaskoczona tym faktem dotknęła obuszkiem palca swej twarzy i z zainteresowaniem spojrzała na swą dłoń.

- No ładnie... Wreszcie dopiąłeś swego, robie się sentymentalna...

* * *

- Ooo, Sora-chan! Wyglądasz jakoś inaczej, zrobiłaś coś z włosami? – delikatny, przymilny głos Yumichiki jakimś cudem przebił sie przez panujący na Sali treningowej gwar. Mężczyzna usiadł wygodnie na jednej z ławek, całkowicie nie mając zamiaru trenować razem z nią.
- Nie powinieneś być na patrolu z Madarame? – zapytała, nie przerywając uderzania w worek. Jej Zanpakutou stało ostrożnie oparte o ścianę obok niej, zupełnie inaczej niż zwykle, kiedy leżało byle jak na podłodze.
- Oh, Ikkaku-san sobie poradzi beze mnie. – zaśmiał się Yumichika, a jego uwadze bynajmniej nie uszła nagła zmiana podejścia dziewczyny do jej zanpakutou.- Ale chyba nie opiera się na Kidou, hm?
- Co? Co się nie opiera na kidou?
- Twoje shikai. Moja droga, to że jestem przystojny, nie znaczy, że głupi. – przekrzywił głowę, przytykając palec do ust, na widok czego dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie. Raczej nie.
- Fu fu... Yakashi-kun nic mi nie powie, z tego co wiem przyniosłaś go nieprzytomnego. A szkoda, szkoda. Może by mi opowiedział, jakim cudem udało Ci się zabić tego Pustego. – westchnął, ale gdy elektryzujące spojrzenie Sory przeszyło go na wskroś wyprostował się energicznie.- Oczywiście, nie nie, nie żebym wątpił w twoją siłę, Sora-chan! Ech... Kobiety, jesteście takie niedotykalskie... Aua! Już nic nie mówię!
 
Suryiel jest offline