Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2010, 15:44   #126
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Sztummmmmm...

Jak we śnie, gdzie wszystko dzieje się zbyt wolno, Jaczemir patrzył jak strzała zmierza w kierunku celu...Nagle w jego uszach rozległy się świsty dziesiątek, setek strzał, wspomnienie wróciło na moment, jakby przeniósł się znów na te przeklęte pola, zakręciło mu się w głowie...Ściany, resztki gobelinów, okiennice zaczęły wirować - strzała przebiła oszalałą ze strachu, obijającą się u podpór filarów gołębicę...
Ptasi, krótki wrzask uciął powracający koszmar w jednej chwili, ciemne ptaszysko nie zdążyło zerwać się do lotu, czarnawa plama ze sterczącą, wbitą głęboko strzałą spadła gdzieś do tyłu. Drugi z ptaków z oskarżycielskim skrzekotem poderwał się z żerdzi szybując wysoko. Odpowiedziały mu inne, skupione na blankach, pod okapami, nawet z daleka, z podniebnego mniejszego dziedzińca.

Okręcona znalezionym w skrzyni swej komnaty, haftowanym w kolorowe smoki pledem postać przemykała w cieniu. Zostawiwszy dawno za sobą salę z niewyraźnie wyglądającym Konstantinem Liselotte szła szybko krużgankiem na piętrze, a na dziedzińcu, poniżej w załomie pod samymi murami, gdzie stało stare, pokryte mchem kamienne siedzisko widziała znajome postacie...Podeszła do podniszczonej balustrady, w samą porę by zobaczyć zaiste przedni strzał Jaczemira. Dłonie same złożyły się do oklasków, które rozległy się echem po otwartym placu, aż strzelec i inni unieśli głowy.
Zbiegła z młodzieńczą werwą ze schodów i po chwili była już na poziomie dziedzińca, idąc w ich kierunku. W tym czasie tamci zdążyli już podejść, by obejrzeć efekt strzału kislevczyka.
Liselotte szła, jej pierś unosiła się jeszcze lekko po biegu, zdając sobie właśnie sprawę ze skrzeku dziesiątek, jeśli nie setek ptasich gardeł. Była już jakieś dziesięć kroków od znajomych postaci, gdy nagle zatrzymała się jak wryta, patrząc na scenę rozgrywającą się przed jej oczyma.

Stanęli tam we trzech, Daree, jego uczeń i Jaczemir wokół przestrzelonego, leżącego w bezruchu na nierównych kamieniach dziedzińca ptaszyska. Otwarte ptasie oko wyglądało jak zagubiony klejnot. Wysoko nad nimi, jak rozszalałe, darły się chyba wszystkie zamieszkujące zamkowe mury ptaki - bracia ubitej ofiary...
Wspomnienie pojawiło się w mgnieniu oka, jak gdyby czekało na tę chwilę, by wyskoczyć, stanąć przed nią...Deszcz...Światło błyskawic. Jasper. Zimno bezdusznego zamkowego muru...Okryte płaszczami postacie stojące wokół...Jak ci teraz. Wokół ofiary...

- Śmierć...- powiedziała kobieta uśmiechając się znacząco - Jakoś tak się składa, że prawie zawsze kręcisz się w pobliżu, prawda? Przyciąga cię, czy powinnam rzec pociąga... A może jest całkiem odwrotnie?
Oskarżycielskie skrzeczenie ptaków niosło się echem po zamkowych zakamarkach, odbijało się od wysokich ścian, przelatywało korytarzami, a zdziwiona służba podnosiła głowy.
- Milczysz? A może żadna z tych odpowiedzi nie jest właściwa... Czasem dwie rzeczy, które zdają się być czymś zupełnie innym i odrębnym, w istocie swej są jednością...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline