Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2010, 00:16   #37
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Powoli otworzyłem oczy. Przez okno do pokoju, w którym się znajdowałem wpadało szare światło. Chwilę trwało, zanim zdałem sobie sprawę, że leżę w czyimś objęciu, z głową opartą na piersi leżącego obok Kinochimaru. Poczułem, jak robię się gorący ze wstydu... Powoli i ostrożnie przeniosłem głowę na poduszkę. Chłopak chyba jeszcze spał... Delikatnie wyplątałem się z jego objęć i usiadłem na krawędzi łóżka, dłońmi ścierając z twarzy resztki snu.
"No tak..."
Po nocnym incydencie w kuchni, udałem się z Akichim na górę i całą noc przegadaliśmy siedząc w łóżku. Skrzywiłem się nieznacznie, dziwiąc się tak nagłym zmianom w swoim charakterze. Do tej pory każdym moim ruchem sterował Minoru. A teraz... teraz działałem zgodnie z własnym sumieniem. Zwiesiłem głowę przechylając ją lekko w stronę okna. Spojrzałem na śpiącego przyjaciela.

Akichi jednak nie spał. Ziewnął lekko, przeciągając się mocno na łóżku, nim jeszcze otworzył oczy. Jego usta wygięły się w drobnym uśmiechu. W końcu uchylił powieki. Jego wzrok przez chwilę błądził po suficie , aż w końcu padł na moją twarz.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się - Wcześnie wstałeś ?

Westchnąłem.
- Tak, wcześnie wstałem. Ja...- przerwałem kiedy przypomniałem sobie co wyrwało mnie ze snu.
To był jeden z tych szeptów, które nazwałem "myślami". Z tym wyjątkiem, że głos który rozbrzmiał w mojej głowie był mocniejszy, głośniejszy i... powodował nieprzyjemne mrowienie w okolicach kręgosłupa. Przetarłem oczy i z powrotem położyłem się do ciepłego łóżka. Zapadła cisza, podczas której wsłuchiwałem się w złowróżbną myśl...

Chłopak przysunął się nieco bliżej mnie i zsunął głowę po poduszce, tak żeby spojrzeć mi prosto w oczy.
- Chishio-kun ? - jego wzrok wydawał się szczerze zmartwiony.

Początkowo wpatrywałem się w jakiś odległy punkt nad głową Kinochimaru. Kiedy usłyszałem jego głos, oprzytomniałem i spojrzałem w oczy Akichiego. Dostrzegłem w nich odbicie błękitnego blasku moich źrenic
- Coś jest nie tak... - szepnąłem. Zbliża się coś... - oczy mnie zaszczypały, a w kącikach pojawiły się łzy. - ... niebezpiecznego. - dokończyłem.
Moment zajęło mi zrozumienie własnych myśli. Natychmiast zerwałem się z łóżka i stanąłem na nogach, pospiesznie zbiegając na piętro niżej.
- Sayuri... Sayuri! - zawołałem.

W tej samej chwili ciszę przeszyły odgłosy wystrzałów z broni. Dźwięk tłuczonego szkła, krzyk dziewczyny dobiegający z dołu. Akichi poderwał się na równe nogi, po czym rzucił się na mnie obalając moje ciało na ziemię. Niemal w tym samym momencie kolejne pociski przebiły się przez okna. Kawałki rozbitych szybk latały w powietrzu, lądowały na nasztcg ciałach i zasnuły grubą warstwą podłogę. Oprócz odłamków szkła, sytuację pogarszała chmura pyłu powstałej w wyniku pękania ściany. Wpadające do pokoju pociski rozerwały również puchową pościel na łóżku.
- Co się do jasnej cholery dzieje ? - warknął Akichi, kiedy strzały na chwilę zamilkły. Uniósł lekko głowę, dalej przyciskając mnie do ziemi. - Widzę jakiś samochód i... - kolejna seria strzałów sprawiła, że znowu przycisnął się do podłogi.
- Chishio-kun, jest tutaj jakieś inne wyjście ?
Sayuri... tylko o niej w tej chwili myślałem.

- Sayuri... Sayuri! - krzyczałem.
- Kuso ... - warknął patrząc jeszcze raz za okno. - Nie ruszaj się stąd ! - Akichi przeczołgał się w kierunku drzwi.
Z jego kolan i łokci popłynęła krew.
- Poszukam Sayuri... - powiedział oglądając się w progu na mnie, po czym sturlał się w dół po schodach.
- Akichi-san! Nie ruszaj się! - krzyknałem.
Mocno zacisnął oczy i skupiłem się jak bardzo tylko mogłem. Pragnąłem powtórzyć to, co uczyniłem w swoim mieszkaniu... Moją głowę zalały dziesiątki szeptów. Spośród wszystkich głosów, szukałem tego jednego, należącego do mojej najdroższej przyjaciółki. Próbowałem go wyodrębnić i wytłumić pozostałe...
"Udało się!"

Usłyszałem głos Sayuri. Słaby, ale ciągle słyszalny.
- Sayuri... jest ranna! - krzyknąłem do Akichiego, po czym sam spróbowałem dostać się na piętro niżej.
Gdy zszedłem jakimś sposobem po schodach, Akichi ułożył rękę na moim ramieniu.
- Chishio. Pójdę po Sayuri, znajdź wyjście, nie znam tego mieszkania. - strzały znowu na chwilę ustały. - Teraz ! - poderwał się, po czym pobiegł przez przedpokój prosto do salonu.
Chishio ruszyłem zaraz za nim. Kiedy tak biegłem, na ziemi, ścianach, na suficie i meblach dostrzegałem dziwne, świecące ślady. Takie same, jakie widziałem podczas ucieczki przed policją. Zatrzymałem się na chwilę i padłem na ziemię, słysząc kolejne strzały. Powoli przeczołgałem się do korytarza.

- Akichi-san, co z nią? - zawołałem.
- Jest ranna ! Ale ją mam ! - krzyknął Akichi, jednocześnie kryjąc się za drewnianą , wysoką półką na książki.
W powietrzu znowu zatańczyły odłamki szkła i drzazgi.
- Nie mamy dużo czasu! Chishio-kun, wiesz jak nas stąd wyprowadzić?
- Tak. - skinąłem głową. Za mną... - powiedziałem i ruszyłem tam, dokąd prowadziły ślady...

Akichi podążał za mną, starając się jednocześnie trzymać głowę jak najniżej. Kolejna seria strzałów w tym czasie ucichła. Zamiast następnego deszczu pocisków, usłyszeliśmy zbliżające się do drzwi mieszkania kroki.
Wyprowadził nas wszystkich do kuchni. Następnie do niewielkiego pomieszczenia, które prowadziło do kotłowni. W momencie, kiedy Akichi mijał próg drzwi, obok jego głowy śmignął kolejny pocisk. Jęknąłem przestraszony
- Biegiem ! - popędziłem kolegę.

Sayuri straciła już przytomność. Rana znajdowała się tuż poniżej prawego obojczyka i obficie krwawiła, co zauważyłem z niemałą trwogą. Szybko przeszliśmy przez zagraconą , duszną i ciemną piwnicę . Ślady, którym zaufałem poprowadziły nas do wyjścia, którym okazało się wybite okno.
Gdy tylko przecisnąłem się przez okno, pomógłem Akichiemu z Sayuri.

Potem pędziliśmy przez zarośla w kierunku podziurawionego płotu. Na szczęście, nikt nie dbał o to miejsce - dzięki temu znaleźliśmy przejście. Widok po jego drugiej stronie, raczej nie mógł nas uradować - pusta uliczka prowadząca w las między starymi, nieczynnym zakładami przemysłowymi. Coś mi podpowiadało, że tylko tam uda nam się znaleźć schronienie.

Ruszyliśmy zatem uliczką. Ciało Akichiego po chwili pokrył pot. Mocno dyszał, a z jego ust, przy każdym oddechu wydobywał się obłok pary wodnej. Śnieg może i zniknął już z ulic, jednak pogoda dalej nie sprzyjała temu by biegać po lesie w samych bokserkach. Kiedy skręcaliśmy, by za plecami zostawić rzędy domków, usłyszałem dźwięk pracującego silnika.
- Samochód. Tam był samochód ! - krzyknął Kinochimaru.

Stało się jasne ,że nie zdążymy uciec w miejsce, do którego prowadziły mnie ślady. Jedynym słusznym wyjściem wydawało się odnalezienie kryjówki, w którymś z opuszczonych budynków. Ślady, które widziałem tylko ja nagle zmieniły kierunek i prowadziły do jednego z tych podniszczonych budynków. Podbiegłem do betonowej konstrukcji i szarpnąłem za klamkę blaszanych drzwi. Nic się nie stało, drzwi były zabezpieczone. W tej samej chwili kątem oka zobaczyłem okno z wybitą szybą. Podbiegłem do niego i machnięciem poleciłem Akichiemu zrobić to samo. Wspięcie się do otwartego okna kosztowało trochę wysiłku, ale w końcu wszyscy troje znaleźliśmy schronienie...

Już wkrótce samochód dotarł w pobliże miejsca, w którym się ukrywaliśmy. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, ciche przekleństwo i trzask zamykanych drzwiczek od samochodu.
- I tak nie uciekniecie ! - kobieta krzyknęła, jednak jej głos zdawał się niezwykle spokojny. To wszystko, z tą wariatką na czele, wydawało się dziwne - nie wiadomo jak odnalazła nas u Sayuri - teraz , kiedy byliśmy tak blisko zdawała się być tego świadoma, jednak zdawała się nie wiedzieć gdzie dokładnie się skryliśmy.
Widziałem przed oczami niebieską łunę, przez którą potrafiłem spenetrować mroczne zakamarki tego miejsca. W chwilach, kiedy działo się ze mną coś dziwnego moje oczy otaczała niebieska poświata. Założyłbym się, że tak było i tym razem...
Dopiero teraz zauważyłem z jakim zainteresowaniem przygląda się moim oczom Akichi.
- Wszystko... w porządku? Nic ci nie jest? - zapytałem się szeptem.

Po łydkach i przedramionach chłopaka spływały stróżki krwi, pokręcił jednak głową przecząco.
- To tylko płytkie rozcięcia ... Kim jest ta kobieta ?
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem pomiędzy kolejnymi głębokimi oddechami. To chyba tamta wariatka, która celowała do mnie na boisku...
- Trzeba coś zrobić...- spojrzał na nieprzytomną Sayuri. - Może spróbuję odciągnąć ją dalej w las? A ty tutaj poczekasz, razem z Sayuri? Kiedy będzie bezpiecznie zabierzesz ją stąd i sam też znajdziesz bezpieczne miejsce?
- Nie. - powiedziałem stanowczo. Nie możesz się narażać... - powiedziałem, po czym podszedłem do niego na kolanach, uważając aby nie zrobić przy tym najmniejszego hałasu. Rozejrzę się po tym miejscu... może znajdę jakieś koce... cokolwiek. - powiedziałem cicho i wciąż na kolanach zagłębiłem się w ciemny budynek.

W następnym pomieszczeniu mogłem się wyprostować. Szybko się rozejrzałem po wnętrzu. Udało mi się wpełznąć do starej dyżurki , najprawdopodobniej dla ochrony. Na starej kanapie, już pozbawionej trzech z czterech nóg, leżały stare, nieco stęchłe koce. Zimno jednak doskwierało bardziej niż smród. Postanowiłem zwinąć koce w kulę, po czym położyłem je na kanapie.
"Jeżeli była tutaj ochrona, to powinna i być jakaś apteczka..."
Po krótkim przetrząśnięciu stróżówki, w jednej z szuflad stojącego tam biurka znalazłem zamkniętą skrzyneczkę z namalowanym na niej czerwonym krzyżem. Otworzyłem ją i ujrzałem kilka bandaży, plastrów i jałowych opatrunków. Wszystkie te rzeczy były w sterylnych opakowaniach, tudzież nadawały się jeszcze do użycia - przynajmniej taką miałem nadzieję. Czym prędzej udałem się na górę, gdzie znowu opadłem na kolana. Jedną ręką podpierałem się o ziemię, a w drugiej trzymałem apteczkę zawiniętą w stare koce. Dotarłem do dwójki towarzyszy.
- Masz, przykryj tym siebie i ją. - powiedziałem, odwijając z koców apteczkę.

Akichi ostrożnie owinął kocem Sayuri.
- Chishio-kun ... Musimy coś zrobić. Ona chyba nas prędzej czy później znajdzie...
Z frustracją spojrzałem na Akichiego. Długo nic nie mówiłem.
- Ona chce mnie... - wymamrotałem. Akichi-san... odwrócę jej uwagę. Spróbuję ją odciągnąć stąd, a wy uciekniecie w tym samym kierunku, gdzie biegliśmy wcześniej...
- Nie... Nie Chishio. Musi być inne wyjście - spojrzał na mnie przestraszony. - Poczekajmy aż wejdzie do następnego budynku... Weźmiesz dziewczynę i wskoczymy do samochodu. proszę, spróbujmy
Przez dłuższy czas spoglądałem na niego badawczym wzrokiem.
- Dobra. - westchnąłem. Tylko skąd będziemy wiedzieć, że jest w innym budynku?
- Podejdę do okna. Kiedy dam znak biegnij do samochodu, i się nie oglądaj. - popatrzył na mnie poważnie. - Nie chce żebyś robił z siebie bohatera.
- Dziwnie, miałem powiedzieć to samo. - zmrużyłem oczy.
- Więc się rozumiemy - uśmiechnął się lekko i puścił do mnie oko. - Przygotuj się. - Akichi zaczął się czołgać w kierunku okna.
Lekko krzywił się przy tym. Przez krew na skórze, poprzylepiało się do niego błoto. Siedząc pod oknem zerknął porozumiewawczo w moją stronę. Momentalnie zerwałem się na nogi i podniosłem otuloną kocem Sayuri, podchodząc z nią do okna. Kinochimaru czekał już na nas na zewnątrz. Podałem mu dziewczynę, po czym sam wydostałem się z budynku. Odebrałem przyjaciółkę z rąk Akichiego i uważając na swoje kroki ruszyłem w stronę samochodu.
Dzwi okazały się otwarte. Ułożył dziewczynę na tylnym siedzeniu samochodu.
- Poprowadzę, wskakuj. - szepnął do mnie Akichi.

Kiedy to zrobiłem, blondynka pokazała się w drzwiach jednego z budynków. Po okolicy rozniósł się huk wystrzału. Przestraszony tym Akichi, nico się skulił, jednak wskoczył do samochodu i energetycznie przekręcił pozostawiony w stacyjce kluczyk. Silnik zawarczał, kolejny pocisk przeleciał tuż nad naszymi pochylonymi głowami.
Kinochimaru chwycił za dźwignię , zmienił bieg, po czym przycisnął pedał gazu. Ruszyliśmy do tyłu.
- Trzymaj się ! Prowadziłem samochód kilka razy ... na wsi z kolegami !
Szarpnęło nami, kiedy Akichi wykręcił w uliczce, z której kilka chwil temu wybiegliśmy. Kolejne pociski przelatywały tuż obok naszego pojazdu. Jeden odbił się od karoserii drzwi od mojej strony. Szybko wyjechaliśmy na bardziej ruchliwą ulicę, nieopodal domu Sayuri.
Widać było, iż Akichi czuje się za kierownicą bardzo niepewnie...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline