Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2010, 14:34   #31
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
Tokyo; Dom Miko; wieczór

- Cholera! - dziewczyna siedząca na łóżku o mało co nie rzuciła laptopem który miała na kolanach. Na matrycy widniał wielki napis "Game Over". Zepchnęła go z nóg po czym wstała i podeszła do okna. Na dworze padał śnieg, który zamalował już na biało całą okolicę. Na początku nie chciała wierzyć w to co widziała, ale niestety, śnieg był rzeczywisty i zimny.
Odwróciła się, popatrzyła w głąb pokoju po czym oparła o ścianę. Odetchnęła głęboko i znów spojrzała na zdjęcie które stało w ramce na biurku między różnymi drobiazgami. Na fotografii widniały cztery uśmiechnięte twarze, dwie męskie i dwie kobiece, jedna z nich należała do niej samej. Miko westchnęła i podeszła do blatu, wzięła w dłoń zdjęcie i z lekkim uśmiechem na twarzy włożyła je do szufladki. Zawahała się jednak przed zasunięciem. Uśmiech znikł z jej twarzy, a zdjęcie znów znalazło się w dłoni. Pogładziła palcem twarzyczkę dziewczyny która na fotografii z jej buzią stykała się policzkiem.
- Przepraszam Amino... - szepnęła, po czym jej wyraz twarzy zmienił się drastycznie w grymas wściekłości. Rzuciła ramką i ciszę jaka panowała wokoło przeciął dźwięk tłuczącego się szkła.
Laptop lekko podskoczył gdy dziewczyna rzuciła się na łóżko. Wściekła na cały świat przerzuciła się na plecy i zaczęła oddychać nieco spokojniej, wpatrując w biały sufit. Nagle do jej głowy wpadł pomysł. Sięgnęła po telefon i wystukała sms-a : "Dasz radę mi coś skołować?". Wybrała odbiorcę i nacisnęła "wyślij".
Czekając na zwrotną wiadomość podeszła do roztrzaskanej ramki i podniosła zdjęcie. Nie spoglądała na twarze. Nie chciała by ból znów wlał się w jej serce więc szybko włożyła je do szuflady i zasunęła ją. Wyszła ze swojego pokoiku na mały korytarzyk po czym schodkami w dół zeszła do kuchni po zmiotkę i szufelkę by szkło pozamiatać. Gdy wspinała się po schodach usłyszała sygnał odebrania wiadomości...

"21, koło Shiroi Kami Club".
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie wiedziała gdzie ma się zjawić, wzięła więc laptopa i wyszukała miejsce w internecie.
Nie mam zbyt dużo czasu... Na zegarku widniała godzina dziewiętnasta.
Muszę się pośpieszyć jeśli chcę zdążyć, wydaje się dość daleko.
Włożyła na siebie ulubiony sweterek i wciągnęła dżinsy. Wyszła z pokoiku i otworzyła drzwi na przeciwko. Podeszła do lusterka tuż nad umywalką, po czym zmyła resztki rozmazanego makijażu. Na nowo podkreśliła oczy kredką, przejechała rzęsy tuszem i na koniec przeczesała włosy. Spoglądnęła zadowolona w lusterko. Wróciła do pokoju, wzięła torbę i podpięła do telefonu zestaw słuchawkowy. Gdy muzyka miło zabrzęczała w jej uszach zeszła na dół, gdzie wisiała jej kurtka i glany czekały na zawiązanie...

Tokyo ; Shibuya ; uliczka - Shiroi Kami Club

Nogi lekko bolały gdy dotarła na miejsce spotkania. Wyjęła jedną słuchawkę z ucha, rozglądnęła się i spojrzała na zegarek który jasno wskazywał ze jest pięć minut przed czasem. Stanęła w uliczce i uniosła nogę podpierając się na niej o ścianę. Schowała dłonie z powrotem do kieszeni kurtki. Wymacała paczkę, wyciągnęła papierosa i odpaliła go od żaru zielonej zapalniczki.
Znów spojrzenie na zegarek... Równo 21. Zaciągnęła się, po czym niecierpliwie rozejrzała po okolicy. Nie było tu nic miłego na czym mogło by się zawiesić oko, niestety, nawet zapachy dolatujące do nozdrzy nie zachęcały na dłuższe pozostawanie w tym miejscu. Mimo wszystko nagle do jakichś drzwi podeszła para, zapukała, a gdy ktoś otworzył im drzwi z wnętrza usłyszała... muzykę? Nie była pewna, ale u niej w słuchawce nic tak nie wyło...
Nagle ktoś przystanął koło niej. Spojrzała na twarz ukrytą pod kapturem i uśmiechnęła się. W dłoni ukrytej w kurtce nerwowo miętosiła pieniążki.
- Siemasz Dżezz - powiedziała i podała mu dłoń z papierkiem. Chłopak uścisnął lekko jej rękę przekładając w miejsce banknotu małe zawiniątko.
- Co tam mała siostro? Na imprezkę do braciaka lecisz? - wyszczerzył się do niej, a ta pokiwała przecząco głową.
- Nie, a na coś się zanosi? -.
- Jak zawsze kiedy jest chwila - powiedział po czym potarł dłonie, jakby je rozgrzewając - Zimno, więc lecę -.
- Leć - powiedziała, a chłopak poprawił kaptur, odwrócił się i odszedł.
Miko przez chwilę wpatrywała się w jego niknącą sylwetkę po czym schowała zawiniątko do torby.
Już miała odwrócić się i odejść w swoją stronę, gdy kolejny "gość" zapukał do drzwi niedaleko niej. Zatrzymała się, zastanawiając nad zwiedzeniem tego miejsca. Gdy kolejny powiew zimnego powietrza dotarł do niej nie miała już wątpliwości. Podeszła do drzwi i zapukała. Gdy wejście otworzyło się tym razem dla niej, niepewnie wsunęła się do środka.
Zeszła schodkami w dół i ogarnęła miejsce wzrokiem. Rozpięła kurtkę i podeszła do baru. Czekając na "swoją kolej", wyciągnęła drugą słuchawkę z ucha i wyłączyła muzykę, telefon zaś znalazł się w torbie.
- Piwo poproszę, jakieś jasne - krzyczała by jej słowa zostały wyłapane...
 
__________________
Marihuana to jedyna trawa, która może skosić ogrodnika ;]

Ostatnio edytowane przez Puzzelini : 16-02-2010 o 17:11.
Puzzelini jest offline  
Stary 16-02-2010, 22:08   #32
 
Yui Zero's Avatar
 
Reputacja: 1 Yui Zero nie jest za bardzo znanyYui Zero nie jest za bardzo znanyYui Zero nie jest za bardzo znanyYui Zero nie jest za bardzo znanyYui Zero nie jest za bardzo znany
Tokyo; Dom Yu

- Jutro zabieram cię do Shiroi Kami Club. Zobaczysz będzie fajnie. - Oznajmiła Yu. Ciekaw byłem co to za miejsce, ale nie miałem czasu na rozmyślania ponieważ musiałem rozpakować zakupy i zabrać się za przygotowywanie obiadu. Kucharz był ze mnie marny, lecz chciałem jakoś odwdzięczyć sie przyjaciółce za pomoc. Gdyby nie ona nie miałbym gdzie teraz wrócić, to jedyne miejsce do którego chciałbym wracać. Nie wiedziałem od czego zacząć, toteż zwróciłem wzrok ku Yu. Popatrzyła się na mnie, obdarzając szczerym uśmiechem.
- Gotowanie zostaw mi. Chce jeszcze pożyć, a gdybyś to ty przyrządzil obiad obawiam się, że mogła bym tego nie wytrzymać. - Wybuchnęła szczerym śmiechem.
- Przepraszam że jestem taki bezużyteczny - Zasmuciłem się spuszczając głowę w dół. Poczułem coś miękkiego dotykającego moich pleców, po chwili zrozumiałem co to może być. Strasznie się zawstydziłem, po czym lekko odchyliłem głowę w tył. Odległość pomiędzy naszymi twarzami była tak mała, że czułem jej oddech na swym policzku. W takich momentach serce przypominało o sobie. Czułem wyraźnie gdzie się znajduje, biło tak mocno i szybko. "Co to za uczucie?" Nigdy nie czułem czegoś takiego. Objąłem Yu przyciągając ją jeszcze bliżej do siebie. Teraz nasze ciała stykały się, czułem jej ciepło i woń, która sprawiała że tracę nad sobą panowanie. Nie mogłem się oprzeć patrząc na jej ponętne usta i wdychając ten zapach. Działała na mnie jak narkotyk, powoli zatracałem się nie myśląc o niczym. Złożyłem namiętny pocałunek na jej ustach. Dałem unieść się chwili. Nagle wszystko poczerniało, straciło barwy.
- Daijoubu desu ka - spytała Yu przejętym tonem.
- Sumimasen - czułem jak łzy napływają mi do oczu.
- Za co przepraszasz? Przecież nic złego nie zrobiłeś. Odpocznij sobie a ja przygotuje obiad.
- Naprawdę przepraszam. Jestem taki... - łzy ciekły nie chcąc się zatrzymać.
- Już dobrze. Nie płacz. - Wstałem po czym przytuliłem najcenniejszego dla mnie człowieka na ziemi.
- Idatakimasu - podziękowałem za posiłek. Następnego dnia wybraliśmy się na zakupy. Nie lubiłem chodzić po centrach handlowych z kilku powodów, a mianowicie było tam zbyt dużo ludzi, w takich miejscach czułem się gorszy od innych. A poza tym dziwnie się na mnie patrzyli, pewnie z powodu mojego wyglądu.

Tokyo ; Shibuya ; uliczka - Shiroi Kami Club ; wieczór

Nastał wieczór Yu była coraz bardziej podekscytowana. Szliśmy przez pewien czas aż dotarliśmy na miejsce. Wokół wejścia do Shiroi Kami Club kręciło się mnóstwo osób, każda na swój sposób "orginalna". Poczułem że ktoś chwyta mnie za rękę, była to Yu. Już po chwili znalazłem się w środku. Na pierwszy rzut oka club przypominał melinę. Było bardzo głośno, ale nie przeszkadzało mi to. Podeszliśmy do baru.
- Zaczekaj tutaj na mnie mam coś do załatwienia. Niebawem wrócę. - potulnie przytaknąłem.
- Vódkę z colą poproszę - powiedziałem do barmana.
- Już podaję. - zwykle nie piję mocnych trunków, ale dziś czemu nie.
 

Ostatnio edytowane przez Yui Zero : 25-02-2010 o 16:01.
Yui Zero jest offline  
Stary 17-02-2010, 04:14   #33
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Tokyo ; Shibuya ; Shiroi Kami Club ; około godziny 22

Gakidou spokojnie wpatrywał się w wypełnioną salę, przez okienko w niewielkim pomieszczeniu zawieszonym nad sceną.
- Więc Amerykanina wczoraj nie było w jego pokoju ? - przemówił po chwili. Kolorowe światła jupiterów od czasu do czasu, wślizgiwały się do ciemnego pomieszczenia.
- Tak jak mówiłem wcześniej, Gakidou-sama. Szukałem wszędzie. Ale... Ta stara jędza spała, więc niczego się nie dowiedziałem. Dzisiaj mam jednak kilka nowszych wieści...- Takamochi przysiadł na zniszczonej sofie. Nanami właśnie napełniała słoiki lodem z maszynki. - Dzisiaj rano stara była jakaś podłamana. Spytałem się ją o przyczynę. Powiedziała, że John-san'a zabrała karetka. Przepił się i zaćpał. - jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. - W sumie mogłem się tego spodziewać. W pokoju waliło rzygami... Aż mnie zemdliło. - Gakidou odchrząknął lekko, dając widocznie do zrozumienia , że te komentarze są zbędne. - Dzisiaj rano pojechałem do szpitala. Zmarł. Podobno przez kokainę zrobił mu się zakrzep w sercu... I zdechł.
- To nieco komplikuje sytuację. Mógł być przydatny.
- podsumowała Nanami podając im whisky z lodem.
- Nic straconego. Jest zbyt wiele istnień jemu podobnych, by przejmować się jego śmiercią. Takamochi. Dobrze się spisałeś. - rudzielec upił łyk alkoholu , po czym skierował swoje obliczę w stronę chłopaka na sofie. Srebrne oczy lekko błysnęły. Takamochi przełknął głośno ślinę. Jego ciało zadrżało , a po chwili opadł rozluźniony na sofę, jednocześnie błądząc nieobecnym spojrzeniem po suficie. Chwila zapomnienia. Ta dzięki , której jeszcze miał siłę aby otworzyć oczy rano.
- Jutro pojedziesz do Ayame. Czas zająć się naszym panem policjantem... Wszystko wyjaśnię ci później, Takamochi-kun. - uśmiechnął się lekko do chłopaka, który myślami zdawał się być bardzo daleko stąd.
Rudzielec dopił zawartość słoika, po czym wyszedł . Zatrzymał się na blaszanych schodkach prowadzących z pokoju , w dół, prosto na wypełnioną szalejącym tłumem salę. Zajrzał w głąb masy ubitej z mięśni, kości i ścięgien. Zdawał się dokładnie wiedzieć, czego szuka pośród chaosu.

W tym samym czasie, na scenę wszedł kolejny zespół. Przez tłum przeszła , krótka fala niezadowolenia wywołana brakiem muzyki. Entuzjazm jednak szybko powrócił, kiedy gitarzysta szarpnął struny i pierwsze akordy wywołały drżenie trzewi wszystkich na sali.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ayy7H9UAfPI[/MEDIA]
Wokalistka chwyciła statyw i ryknęła potęgując wibracje. Tłum ponownie zlał się w jedną masę. Wśród krzyków, jęknięć , westchnień plątały się gdzieś ,nikomu zdawałoby się niepotrzebne , słowa wokalistki.
Folded bodies
Room of reek floating
Dimly sense
Slightly a suicide desire
Let me free
There's chain strangle entrails
Let me free
There's chain all over my heart

Dance in restrain

I want to tell you that I love you, the thoughts that are overflowing in me
With this strong power of me, I'm able to fly to the place where we'll meet again
Since that day my body became light
Find even this lightly breeze have no meaning for me anymore

To you whom I love

Folded bodies
Room of reek floating
Dimly sense
Slightly a suicide desire
Let me free
There's chain strangle entrails
Let me free
There's chain all over my heart

I want to tell you that I love you, the thoughts that are overflowing in me
With this strong power of me, I'm able to fly to the place where we'll meet again
Since that day my body became light
Find even this lightly breeze have no meaning for me anymore

I want to tell you that I love you, the thoughts that are overflowing in me
With this strong power of me, I'm able to fly to the place where we'll meet again
Since that day my body became light
Find even this lightly breeze have no meaning for me anymore

Gakidou ruszył schodami w dół. W tym samym momencie Yu trąciła łokciem Momokuchi'ego.
- To mój znajomy !- krzyczała , by jej głos przebił się przez hałas do uszu Yui'ego. - Czeka nas dobra zabawa ! Z Gakidou świat nabiera nowych barw ! Zawsze !- uśmiechnęła się , po czym chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła za sobą.

Rudzielec przeszedł bezproblemowo przez tłum. Choć wszyscy pod sceną zdawali się przeżywać rozkosz w swoim świecie, zamkniętym gdzieś wewnątrz ich umysłów, każdy w dziwny sposób uchodził mu z drogi. Jego spojrzenie zawieszone było w jednym miejscu. W wąskiej przestrzeni pomiędzy stojącymi obok siebie kobietami - Miko i Charly . Mimo dynamiki wszystkiego w około , kobiety mogły odnieść wrażenie, iż para jego srebrnych oczu zatrzymuje czas. Wszystko poza jego postacią rozmyło się . Ciała ludzi zlały z czerwienią jupiterów. Ich dynamiczne ruchy z wibracjami muzyki.
Jego usta poruszyły się. Fizycznie niemożliwym zdawało się , aby któraś z kobiet mogła usłyszeć co właśnie powiedział. Gdzieś w środku , każda z nich usłyszała jednak pełen spokoju, niski , intrygujący głos.
" Zapraszam do nowego świata... Czy ten nie jest tak męczący ?"
Po nim przyszła dziwaczna fala dreszczy...
Mężczyzna w czarnym płaszczu przecisnął się między kontuarem baru a sceną w kierunku blaszanych, czerwonych drzwi. Chwilę temu za nimi zniknął poprzedni zespół. Chwycił za potężną klamkę i je lekko uchylił. Nim zniknął gdzieś w ciemności za nimi, oczy w kolorze rtęci jeszcze raz spojrzały na każdą z kobiet.
Yuprzeciskała się przez tłum, mocno ściskając dłoń chłopaka. Zdawał się to makabryczny, szaleńczy maraton. Niczym pies wyścigowy pędzący po torze za pluszakiem.
- O nic się nie martw ! Zobaczysz ! To będzie niezapomniana noc !- zaśmiała się, co chwilę zerkając w tył na jego twarz. Po chwili minęli próg czerwonych drzwi i zanurzyli się w ciemności. W nozdrza natychmiast uderzył nieprzyjemny zapach stęchlizny. Pełen wilgoci. Jedyne co mogło być zachęcające , był przyjemny chłód. Tak kojący dla rozgrzanego organizmu. Na Sali za ich plecami panowała niesamowita temperatura. Ścisk, zapach potu, wymiocin i tytoniu.
Zeszli schodami w dół, do zdemolowanych podziemi. Przypominały "przechowalnię" dla bezdomnych, gdzieś w ruinach starych blokowisk. Wszędzie panowała ciemność.
- Zobacz, tam.- Yu wskazała słabe światełko, zawieszone gdzieś w powietrzu na wprost nich.

Przed Wydarzeniami z Shoro Kami <powyżej>

Rekai

Samanta obudziła się tuż przed świtem. Niczym szczególnym się nie zajmując - siedziała na łóżku i zajęła się głaskaniem rudego kota. Zwierzak ułożył się na jej udach oddając w pełni tej pieszczocie.
- Czeka nas ciężki dzień, Rekai. Ty poszukasz panienki Tepes . Ja drugiego łowcy...- powiedziała spokojnie, kiedy tylko Rekai otworzyła oczy. Blondynka dalej całkowicie pochłonięta była głaskaniem kota. Na jej twarzy nie pojawił się przez noc nawet jeden siniak.

Ayumi
Ayumi obudziło pukanie do drzwi jej pokoju. Z pewnością matka - ojciec nigdy nie pukał, zwyczajnie wchodził.
-Ayumi-chan... Zejdź na śniadanie, jak tylko się odświeżysz...- głos matki zdawał się przejęty. - Masz gościa...

Margot
Noc w zaciszu apartamentu hotelu Hilton upłynęła spokojnie. Choć wystawne wnętrze raczej nie mogło odgonić wspomnień z starej fabryki. Jedna z sprzątaczek wślizgnęła się wczesnym rankiem do sypialni. Na niewielkim stoliku obok łózka pozostawiła krótki liścik.
Panienko Tepes, przypominam , że po godzinie dziewiątej ma się zjawić kierowca oraz stylista wynajęty przez panią Fujiwara. Panienki przyszła teściowa, zawiadomiła mnie wczoraj (podczas panienki dziwnie długiej nieobecności...) , że ona sama również się zjawi.

Chishio
Miasto dalej przepełniała cisza. Dzielnica , w której znajdował się dom była oddalona od hałaśliwego centrum. Komuś tak ostatnio umęczonemu przez życie jak Chishio , miejsce to przypominać mogło oazę harmonii. Spokojny, milczący las, w którym nikt obcy nie jest w stanie go dosięgnąć.
Tuż po wschodzie słońca, po pustej alejce przed domem , rozniosły się rytmiczne dźwięki obcasów uderzających o asfalt.
Kobieta w długim , białym płaszczu o siwych włosach i połyskujących, błękitnych oczach właśnie szła w kierunku domu przyjaciółki Chishio. Gdzieś za nią pozostał jej samochód - stare, lecz wyrestaurowane Daihatsu
Kobieta w dźwigała w jednej z dłoni obszerną torbę treningową. W momencie , kiedy znalazła się kilkanaście metrów od frontu budynku, rzuciła nią o asfalt. Usłyszeć się dało przytłumiony, metaliczny zgrzyt. Przykucnęła i rozsunęła powoli zamek ekspresowy.
Już po chwili w ściskała w dłoniach potężny karabin o złowrogim wyglądzie. Przykręcając do lufy tłumik, w milczeniu wpatrywała się w drzwi domu.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 18-02-2010 o 02:33.
Mizuki jest offline  
Stary 17-02-2010, 17:01   #34
 
itill's Avatar
 
Reputacja: 1 itill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodze
Przez zamglone oczy przeczytała wiadomość a następnie odruchowo nastawiła komórkę na 8. Uznała, że śniadania i tak nie jest w stanie zjeść, a tyle czasu spokojnie wystarczy jej do zajęcia się przeglądem prasy oraz ubraniem się na wystarczającym poziomie. Nie pomijając prysznica. Przestawiła zegarek na 7:30. Kąpiel, a nie prysznic. Czuła, że śmierdziała mimo prysznica, który już wzięła po powrocie do pokoju. Nie do końca zrozumiała przytyki adwokata. Zawsze wywiązywała się z obowiązków względem Rodziny nawet jeśli czasem gdzieś wymknęła się w nocy zawsze rano była do dyspozycji z uroczym uśmiechem.

Po przebudzeniu zrobiła wszystkie założone rzeczy. Kąpiel i mocna kawa całkiem sporo czasu ją kosztowały, ale za to skorzystała z przyszykowanego wcześniej ubrania, szykownego acz skromnego subtelnie okazującego swoją elegancję. Spięła włosy by zaznaczyć formalność spotkania. O 8:55 wyszła z pokoju by zaczekać na teściową w holu przy kawałku francuskiej gazety i kolejnej kawce.
 
itill jest offline  
Stary 18-02-2010, 13:00   #35
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
Długowłosa dziewczyna rozglądała się po skaczących ludziach. Nie było tu źle, a nawet całkiem sympatycznie. Popijała piwo z butelki, gdy nagle wyłowiła wzrokiem "dziwno-ciekawą" postać. Mężczyzna ten właśnie schodził ze schodków wpatrując się nie w tłum, a właśnie w nią samą i kobietę stojącą obok. Mimo całego zgiełku, krzyków i uderzeń kolorowych świateł nie spuścił wzroku, a ludzie niemal jakby rozstępowali się przed Nim!
Miko przez dłuższą chwilę czuła się zupełnie jakby zagubiona po czym usłyszała głos, prawdopodobnie tego mężczyzny, ale jakby zbyt blisko...
" Zapraszam do nowego świata... Czy ten nie jest tak męczący ?"
Zniknął w drzwiach, a ona zadrżała.
Dziewczyna spojrzała badawczo na blondynkę stojącą obok, jak by sprawdzając Jej reakcję, po czym zsunęła się z siedzenia i ruszyła do drzwi w których zniknął intrygujący mężczyzna...
 
__________________
Marihuana to jedyna trawa, która może skosić ogrodnika ;]
Puzzelini jest offline  
Stary 21-02-2010, 14:31   #36
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Tokyo, okolice Shiroi Kami Club. Godz. 21:50
Droga do klubu była dość długa. Szczególnie dla kogoś, kto co rusz zahaczał o pobliskie puby. Wczorajsza noc, mimo że spędzona w samotności, z towarzyszem mając whisky i sake, była dopiero początkiem. Tej nocy Hirokiego nie obchodziło już nic. Ubrany w garnitur, z włosami sięgającymi nieco powyżej ramion, związanymi teraz w małą kitkę i przewiązanym krawatem na czole, Yamaguchi dotarł w rejon klubu. Już na zakręcie dobiegł go głos ciężkiej muzyki, zwiastujący cel jego pijackiej wyprawy. Przystanął przy koszu na śmieci, by dać ulgę pęcherzowi i przeliczyć pieniądze. Pobrał niemal większość swoich oszczędności, nie szczędząc na kolejki i striptizerki. Zostało mu jeszcze kilka tysięcy jenów, by starczyło na opłatę mieszkania i wynajęcie prawnika do rozwodu. Hiroki zapiął rozporek i ruszył w stronę wejścia. Alkohol lekko wywiał się z jego głowy. Przed wejściem do klubu Yamaguchi zatrzymał się, by przejrzeć się w szybie stojącej koło śmietnika. Zdjął krawat z czoła i narzucił go luźno na szyję. Spojrzał w swoje odbicie, ukazujące zapite teraz ciemne oczy, dwudniowy zarost i zmierzwione nieco włosy. Okulary przekrzywiły się na nosie mężczyzny. Poprawił je, a po chwili namysłu ściągnął i wyrzucił do śmieci.
- I tak nigdy nie byłem ślepy – mruknął do siebie i wszedł do klubu.
Już na początku uderzyła w niego fala zapachów, brzmień muzyki i kolorów. A głównie zaś ich braku. Czerń i czerwień dominowały. Hiroki przepchnął się do baru, próbując przekrzyczeć muzykę. Zamówił sobie najlepszej whisky i powoli sącząc ją, wsłuchiwał się w tekst piosenki. Jej ciężkie brzmienie niejako wpasowywało się w treść przekazu. Leciał jakiś band z zagranicy, gdyż czysty angielski był rzadkim udziałem Japończyków. Hiroki, znający angielski, bez trudu wyłapał treść

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WJ-2J0b1uS0[/MEDIA]

The thing I treasure most in life cannot be taken away
There will never be a reason why I will surrender to your advice
To change myself, I'd rather die
Though they will not understand
I won't make the greatest sacrifice
You can't predict where the outcome lies
You'll never take me alive
I'm alive
I'm alive
I'm alive

- I’m alive – zamruczał Hiroki, spoglądając na roztańczony tłum – I’m alive…
Przez chwilę czekał na zmianę zespołu, obserwując spod przymrużonych powiek reakcje młodych. Wydawał się nie na miejscu, siedząc tu w garniturze, popijając whisky. Jednak jego fizjonomia aż tak bardzo nie odróżniała go od reszty. Dziś chciał się bawić, zapomnieć o upokorzeniu w pracy i policzku, jakim była dla niego zdrada Akane. Gdy zaczął lecieć kolejny utwór, Hiroki skupił się na postaciach, które w pewien dość specyficzny sposób wydały się dla niego fascynujące. Bawiła go myśl, że dla większości z nich mógłby być ojcem, a patrząc na dziewczęce ciała, poruszające się w takt muzyki stwierdził, że nawet z chęcią zostałby kochankiem.
W którymś momencie dobiegł do jego uszu głos mężczyzny, zapraszający, nęcący, by pójść w inną stronę. Zdziwiony uniósł lekko brwi i spojrzał na barmana.
- Mówiłeś coś? – spytał. Barman spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem i pokręcił głową. Hiroki już miał wrócić do poprzedniego zajęcia, gdy barman zapatrzył się gdzieś w tłum. Yamaguchi powędrował wzrokiem na spojrzeniem tamtego, dostrzegając człowieka ubranego w długi, czarny płaszcz. Teoretycznie nie powinien wyróżniać się z tłumu, jednakże było w nim coś, co można było porównać do swoistej aury. Yamaguchi miał dziwne wrażenie, że ten człowiek był osobą, która nawoływała do niego. Mężczyzna pokręcił głową, śmiejąc się z własnej głupoty. ”To niemożliwe… prawda?”, pomyślał. Gdy otrząsnął się z zamyślenia, mężczyzny w czarnym płaszczu już nie było. Zauważył tylko kobietę znikającą w drzwiach. Hiroki miał dziwne wrażenie, że jest ciekaw co tam się znajduje. Chwycił szklankę z whisky i skierował się w stronę drzwi, przeciskając się przez czarno-czerwony tłum. Po chwili był na miejscu, chwytając za klamkę i otwierając drzwi. ”Drzwi do nowego świata…”, przemknęło mu przez myśl, gdy wchodził do środka.
 
Feataur jest offline  
Stary 27-02-2010, 00:16   #37
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Powoli otworzyłem oczy. Przez okno do pokoju, w którym się znajdowałem wpadało szare światło. Chwilę trwało, zanim zdałem sobie sprawę, że leżę w czyimś objęciu, z głową opartą na piersi leżącego obok Kinochimaru. Poczułem, jak robię się gorący ze wstydu... Powoli i ostrożnie przeniosłem głowę na poduszkę. Chłopak chyba jeszcze spał... Delikatnie wyplątałem się z jego objęć i usiadłem na krawędzi łóżka, dłońmi ścierając z twarzy resztki snu.
"No tak..."
Po nocnym incydencie w kuchni, udałem się z Akichim na górę i całą noc przegadaliśmy siedząc w łóżku. Skrzywiłem się nieznacznie, dziwiąc się tak nagłym zmianom w swoim charakterze. Do tej pory każdym moim ruchem sterował Minoru. A teraz... teraz działałem zgodnie z własnym sumieniem. Zwiesiłem głowę przechylając ją lekko w stronę okna. Spojrzałem na śpiącego przyjaciela.

Akichi jednak nie spał. Ziewnął lekko, przeciągając się mocno na łóżku, nim jeszcze otworzył oczy. Jego usta wygięły się w drobnym uśmiechu. W końcu uchylił powieki. Jego wzrok przez chwilę błądził po suficie , aż w końcu padł na moją twarz.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się - Wcześnie wstałeś ?

Westchnąłem.
- Tak, wcześnie wstałem. Ja...- przerwałem kiedy przypomniałem sobie co wyrwało mnie ze snu.
To był jeden z tych szeptów, które nazwałem "myślami". Z tym wyjątkiem, że głos który rozbrzmiał w mojej głowie był mocniejszy, głośniejszy i... powodował nieprzyjemne mrowienie w okolicach kręgosłupa. Przetarłem oczy i z powrotem położyłem się do ciepłego łóżka. Zapadła cisza, podczas której wsłuchiwałem się w złowróżbną myśl...

Chłopak przysunął się nieco bliżej mnie i zsunął głowę po poduszce, tak żeby spojrzeć mi prosto w oczy.
- Chishio-kun ? - jego wzrok wydawał się szczerze zmartwiony.

Początkowo wpatrywałem się w jakiś odległy punkt nad głową Kinochimaru. Kiedy usłyszałem jego głos, oprzytomniałem i spojrzałem w oczy Akichiego. Dostrzegłem w nich odbicie błękitnego blasku moich źrenic
- Coś jest nie tak... - szepnąłem. Zbliża się coś... - oczy mnie zaszczypały, a w kącikach pojawiły się łzy. - ... niebezpiecznego. - dokończyłem.
Moment zajęło mi zrozumienie własnych myśli. Natychmiast zerwałem się z łóżka i stanąłem na nogach, pospiesznie zbiegając na piętro niżej.
- Sayuri... Sayuri! - zawołałem.

W tej samej chwili ciszę przeszyły odgłosy wystrzałów z broni. Dźwięk tłuczonego szkła, krzyk dziewczyny dobiegający z dołu. Akichi poderwał się na równe nogi, po czym rzucił się na mnie obalając moje ciało na ziemię. Niemal w tym samym momencie kolejne pociski przebiły się przez okna. Kawałki rozbitych szybk latały w powietrzu, lądowały na nasztcg ciałach i zasnuły grubą warstwą podłogę. Oprócz odłamków szkła, sytuację pogarszała chmura pyłu powstałej w wyniku pękania ściany. Wpadające do pokoju pociski rozerwały również puchową pościel na łóżku.
- Co się do jasnej cholery dzieje ? - warknął Akichi, kiedy strzały na chwilę zamilkły. Uniósł lekko głowę, dalej przyciskając mnie do ziemi. - Widzę jakiś samochód i... - kolejna seria strzałów sprawiła, że znowu przycisnął się do podłogi.
- Chishio-kun, jest tutaj jakieś inne wyjście ?
Sayuri... tylko o niej w tej chwili myślałem.

- Sayuri... Sayuri! - krzyczałem.
- Kuso ... - warknął patrząc jeszcze raz za okno. - Nie ruszaj się stąd ! - Akichi przeczołgał się w kierunku drzwi.
Z jego kolan i łokci popłynęła krew.
- Poszukam Sayuri... - powiedział oglądając się w progu na mnie, po czym sturlał się w dół po schodach.
- Akichi-san! Nie ruszaj się! - krzyknałem.
Mocno zacisnął oczy i skupiłem się jak bardzo tylko mogłem. Pragnąłem powtórzyć to, co uczyniłem w swoim mieszkaniu... Moją głowę zalały dziesiątki szeptów. Spośród wszystkich głosów, szukałem tego jednego, należącego do mojej najdroższej przyjaciółki. Próbowałem go wyodrębnić i wytłumić pozostałe...
"Udało się!"

Usłyszałem głos Sayuri. Słaby, ale ciągle słyszalny.
- Sayuri... jest ranna! - krzyknąłem do Akichiego, po czym sam spróbowałem dostać się na piętro niżej.
Gdy zszedłem jakimś sposobem po schodach, Akichi ułożył rękę na moim ramieniu.
- Chishio. Pójdę po Sayuri, znajdź wyjście, nie znam tego mieszkania. - strzały znowu na chwilę ustały. - Teraz ! - poderwał się, po czym pobiegł przez przedpokój prosto do salonu.
Chishio ruszyłem zaraz za nim. Kiedy tak biegłem, na ziemi, ścianach, na suficie i meblach dostrzegałem dziwne, świecące ślady. Takie same, jakie widziałem podczas ucieczki przed policją. Zatrzymałem się na chwilę i padłem na ziemię, słysząc kolejne strzały. Powoli przeczołgałem się do korytarza.

- Akichi-san, co z nią? - zawołałem.
- Jest ranna ! Ale ją mam ! - krzyknął Akichi, jednocześnie kryjąc się za drewnianą , wysoką półką na książki.
W powietrzu znowu zatańczyły odłamki szkła i drzazgi.
- Nie mamy dużo czasu! Chishio-kun, wiesz jak nas stąd wyprowadzić?
- Tak. - skinąłem głową. Za mną... - powiedziałem i ruszyłem tam, dokąd prowadziły ślady...

Akichi podążał za mną, starając się jednocześnie trzymać głowę jak najniżej. Kolejna seria strzałów w tym czasie ucichła. Zamiast następnego deszczu pocisków, usłyszeliśmy zbliżające się do drzwi mieszkania kroki.
Wyprowadził nas wszystkich do kuchni. Następnie do niewielkiego pomieszczenia, które prowadziło do kotłowni. W momencie, kiedy Akichi mijał próg drzwi, obok jego głowy śmignął kolejny pocisk. Jęknąłem przestraszony
- Biegiem ! - popędziłem kolegę.

Sayuri straciła już przytomność. Rana znajdowała się tuż poniżej prawego obojczyka i obficie krwawiła, co zauważyłem z niemałą trwogą. Szybko przeszliśmy przez zagraconą , duszną i ciemną piwnicę . Ślady, którym zaufałem poprowadziły nas do wyjścia, którym okazało się wybite okno.
Gdy tylko przecisnąłem się przez okno, pomógłem Akichiemu z Sayuri.

Potem pędziliśmy przez zarośla w kierunku podziurawionego płotu. Na szczęście, nikt nie dbał o to miejsce - dzięki temu znaleźliśmy przejście. Widok po jego drugiej stronie, raczej nie mógł nas uradować - pusta uliczka prowadząca w las między starymi, nieczynnym zakładami przemysłowymi. Coś mi podpowiadało, że tylko tam uda nam się znaleźć schronienie.

Ruszyliśmy zatem uliczką. Ciało Akichiego po chwili pokrył pot. Mocno dyszał, a z jego ust, przy każdym oddechu wydobywał się obłok pary wodnej. Śnieg może i zniknął już z ulic, jednak pogoda dalej nie sprzyjała temu by biegać po lesie w samych bokserkach. Kiedy skręcaliśmy, by za plecami zostawić rzędy domków, usłyszałem dźwięk pracującego silnika.
- Samochód. Tam był samochód ! - krzyknął Kinochimaru.

Stało się jasne ,że nie zdążymy uciec w miejsce, do którego prowadziły mnie ślady. Jedynym słusznym wyjściem wydawało się odnalezienie kryjówki, w którymś z opuszczonych budynków. Ślady, które widziałem tylko ja nagle zmieniły kierunek i prowadziły do jednego z tych podniszczonych budynków. Podbiegłem do betonowej konstrukcji i szarpnąłem za klamkę blaszanych drzwi. Nic się nie stało, drzwi były zabezpieczone. W tej samej chwili kątem oka zobaczyłem okno z wybitą szybą. Podbiegłem do niego i machnięciem poleciłem Akichiemu zrobić to samo. Wspięcie się do otwartego okna kosztowało trochę wysiłku, ale w końcu wszyscy troje znaleźliśmy schronienie...

Już wkrótce samochód dotarł w pobliże miejsca, w którym się ukrywaliśmy. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, ciche przekleństwo i trzask zamykanych drzwiczek od samochodu.
- I tak nie uciekniecie ! - kobieta krzyknęła, jednak jej głos zdawał się niezwykle spokojny. To wszystko, z tą wariatką na czele, wydawało się dziwne - nie wiadomo jak odnalazła nas u Sayuri - teraz , kiedy byliśmy tak blisko zdawała się być tego świadoma, jednak zdawała się nie wiedzieć gdzie dokładnie się skryliśmy.
Widziałem przed oczami niebieską łunę, przez którą potrafiłem spenetrować mroczne zakamarki tego miejsca. W chwilach, kiedy działo się ze mną coś dziwnego moje oczy otaczała niebieska poświata. Założyłbym się, że tak było i tym razem...
Dopiero teraz zauważyłem z jakim zainteresowaniem przygląda się moim oczom Akichi.
- Wszystko... w porządku? Nic ci nie jest? - zapytałem się szeptem.

Po łydkach i przedramionach chłopaka spływały stróżki krwi, pokręcił jednak głową przecząco.
- To tylko płytkie rozcięcia ... Kim jest ta kobieta ?
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem pomiędzy kolejnymi głębokimi oddechami. To chyba tamta wariatka, która celowała do mnie na boisku...
- Trzeba coś zrobić...- spojrzał na nieprzytomną Sayuri. - Może spróbuję odciągnąć ją dalej w las? A ty tutaj poczekasz, razem z Sayuri? Kiedy będzie bezpiecznie zabierzesz ją stąd i sam też znajdziesz bezpieczne miejsce?
- Nie. - powiedziałem stanowczo. Nie możesz się narażać... - powiedziałem, po czym podszedłem do niego na kolanach, uważając aby nie zrobić przy tym najmniejszego hałasu. Rozejrzę się po tym miejscu... może znajdę jakieś koce... cokolwiek. - powiedziałem cicho i wciąż na kolanach zagłębiłem się w ciemny budynek.

W następnym pomieszczeniu mogłem się wyprostować. Szybko się rozejrzałem po wnętrzu. Udało mi się wpełznąć do starej dyżurki , najprawdopodobniej dla ochrony. Na starej kanapie, już pozbawionej trzech z czterech nóg, leżały stare, nieco stęchłe koce. Zimno jednak doskwierało bardziej niż smród. Postanowiłem zwinąć koce w kulę, po czym położyłem je na kanapie.
"Jeżeli była tutaj ochrona, to powinna i być jakaś apteczka..."
Po krótkim przetrząśnięciu stróżówki, w jednej z szuflad stojącego tam biurka znalazłem zamkniętą skrzyneczkę z namalowanym na niej czerwonym krzyżem. Otworzyłem ją i ujrzałem kilka bandaży, plastrów i jałowych opatrunków. Wszystkie te rzeczy były w sterylnych opakowaniach, tudzież nadawały się jeszcze do użycia - przynajmniej taką miałem nadzieję. Czym prędzej udałem się na górę, gdzie znowu opadłem na kolana. Jedną ręką podpierałem się o ziemię, a w drugiej trzymałem apteczkę zawiniętą w stare koce. Dotarłem do dwójki towarzyszy.
- Masz, przykryj tym siebie i ją. - powiedziałem, odwijając z koców apteczkę.

Akichi ostrożnie owinął kocem Sayuri.
- Chishio-kun ... Musimy coś zrobić. Ona chyba nas prędzej czy później znajdzie...
Z frustracją spojrzałem na Akichiego. Długo nic nie mówiłem.
- Ona chce mnie... - wymamrotałem. Akichi-san... odwrócę jej uwagę. Spróbuję ją odciągnąć stąd, a wy uciekniecie w tym samym kierunku, gdzie biegliśmy wcześniej...
- Nie... Nie Chishio. Musi być inne wyjście - spojrzał na mnie przestraszony. - Poczekajmy aż wejdzie do następnego budynku... Weźmiesz dziewczynę i wskoczymy do samochodu. proszę, spróbujmy
Przez dłuższy czas spoglądałem na niego badawczym wzrokiem.
- Dobra. - westchnąłem. Tylko skąd będziemy wiedzieć, że jest w innym budynku?
- Podejdę do okna. Kiedy dam znak biegnij do samochodu, i się nie oglądaj. - popatrzył na mnie poważnie. - Nie chce żebyś robił z siebie bohatera.
- Dziwnie, miałem powiedzieć to samo. - zmrużyłem oczy.
- Więc się rozumiemy - uśmiechnął się lekko i puścił do mnie oko. - Przygotuj się. - Akichi zaczął się czołgać w kierunku okna.
Lekko krzywił się przy tym. Przez krew na skórze, poprzylepiało się do niego błoto. Siedząc pod oknem zerknął porozumiewawczo w moją stronę. Momentalnie zerwałem się na nogi i podniosłem otuloną kocem Sayuri, podchodząc z nią do okna. Kinochimaru czekał już na nas na zewnątrz. Podałem mu dziewczynę, po czym sam wydostałem się z budynku. Odebrałem przyjaciółkę z rąk Akichiego i uważając na swoje kroki ruszyłem w stronę samochodu.
Dzwi okazały się otwarte. Ułożył dziewczynę na tylnym siedzeniu samochodu.
- Poprowadzę, wskakuj. - szepnął do mnie Akichi.

Kiedy to zrobiłem, blondynka pokazała się w drzwiach jednego z budynków. Po okolicy rozniósł się huk wystrzału. Przestraszony tym Akichi, nico się skulił, jednak wskoczył do samochodu i energetycznie przekręcił pozostawiony w stacyjce kluczyk. Silnik zawarczał, kolejny pocisk przeleciał tuż nad naszymi pochylonymi głowami.
Kinochimaru chwycił za dźwignię , zmienił bieg, po czym przycisnął pedał gazu. Ruszyliśmy do tyłu.
- Trzymaj się ! Prowadziłem samochód kilka razy ... na wsi z kolegami !
Szarpnęło nami, kiedy Akichi wykręcił w uliczce, z której kilka chwil temu wybiegliśmy. Kolejne pociski przelatywały tuż obok naszego pojazdu. Jeden odbił się od karoserii drzwi od mojej strony. Szybko wyjechaliśmy na bardziej ruchliwą ulicę, nieopodal domu Sayuri.
Widać było, iż Akichi czuje się za kierownicą bardzo niepewnie...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 01-03-2010, 12:50   #38
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Charly sączyła martini jednocześnie wsłuchując się w ostre dźwięki muzyki. Potrzebowała tego, aby ożywić ponownie umysł i ciało. Sam alkohol pomagał jedynie na chwilę...

Omiatała wzrokiem tańczący tłum, przeskakując z jednej postaci na drugą. Wreszcie jej spojrzenie zatrzymało się gwałtownie na jakimś rudzielcu. Jego srebrzyste niemal oczy zdawały się hipnotyzować.

Cały tłum stał się jakby rozmyty, widoczny był tylko ten dziwny mężczyzna. W dodatku wyraźnie usłyszała wypowiedziane przez niego niskim, spokojnym głosem, mimo zamkniętch ust, słowa:

" Zapraszam do nowego świata... Czy ten nie jest tak męczący ?"

A potem poczuła falę rozkosznych dreszczy pieszczących każde zakończenie nerwowe jej ciała.

Czy to ten "głos" je wywołał? Czy może było to coś innego? Ale co?

Od długiego czasu nie poczuła takiej... głębokiej przyjemności.

Rudzielec przedarł sie bez problemu przez tłum. Zatrzymał się jeszcze na chwilę przy blaszanych, czerwonych drzwiach, spojrzał na nią jeszcze raz... i po chwili zniknął.

Zaintrygowana wstając z krzesła, kątem oka zdążyła jeszcze zauważyć, że młoda długowłosa dziewczyna, siedząca tuż obok przy barze także podrywa się i rusza w kierunku tajemniczych drzwi...
Postanowiła podążyć tuż za nią.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 18-03-2010, 14:07   #39
 
itill's Avatar
 
Reputacja: 1 itill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodzeitill jest na bardzo dobrej drodze
Tego paskudnego ranka, równie paskudna limuzyna - szara, wręcz mdła - zajechała pod budynek hotelu Hilton. Wewnątrz pani Fujiwara, od dłuższego czasu przeżywała swoje osobiste piekło. Powietrze w limuzynie nasycone było zapachem tanich, mocnych papierosów. Obok ubranej w schludną, wręcz zbyt, białą garsonkę kobiety siedział dziwaczny "element", żywcem wyrwany z deptaka Harajuku. Jego ubiór... Styl - o ile tak można to nazwać, był mieszanką wszystkiego - tak jakby oblepić chłopaka smołą i wrzucić do lumpeksu. Kowbojska czapka w dziwacznym kolorze, fioletowe okulary, czarna, "metalowa" koszula, zniewieściała , biała kurteczka a do tego paskudne, czarne buty na wysokiej koturnie.



Zapach tytoniu był już dla niej ledwie znośny, podobnie jak wygląd pana Yuuryo. Chłopak uchodził jednak za przodującego stylistę i "projektanta". Wśród jej koleżanek uchodził za bożyszcze mody... "Zapewne żadna z tych kretynek nie widziała go nawet na oczy..." pomyślała, mierząc go spojrzeniem.
-Spoko Hotel. - uśmiechnął się szeroko.
-Ymm... Hilton. Przeciętny. Ale Europejczycy nie mają za grosz gustu...
-O z tym się nie zgodzę! Wymyślili tyle wspaniałych rzeczy! Te barokowe suknie... Weneckie maski... Orgie rzymskie! - sam się nakręcił tymi myślami.
W tym momencie szofer otworzył drzwi. Megumi wysiadła ostrożnie, dbając by nie pomarszczyć spódniczki.
-Napijemy się kawy w restauracji hotelowej... Panna Tepes na pewno tam do nas niedługo dołączy... Yuuryo-san. W pomieszczeniach hotelowych nie wolno palić...
-A, tak, tak. Już gaszę. -Chłopak przycisnął rozżarzony koniec papierosa do karoserii limuzyny, po czym weszli przez przeszklone drzwi.

Mocny "aromat" papierosów drażnił jej nos zanim jeszcze dostrzegła przyszłą teściową. Widok przy jej boku kogoś kto w jej mniemaniu uchodził za obszarpańca też nie był krzepiący, a co gorsza przypominał jej o koszmarze ubiegłej nocy. Cieszyła się, że każde zmęczenie zakryje wspaniały paryski podkład. Uśmiechnęła się na widok pani Fujiwara starając się grzecznie zignorować mężczyznę. Koszula jak i sukienka były wyrazem stylu, elegancji i szyku. Jej ubranie z resztą pochodziło z jednej z bardziej szykownych kolekcji światowej sławy projektantów, a tylko prawdziwe Paryżanki umiały nosić takie stroje i nadawać im blasku tak jakby były to suknie balowe czy kreacje prosto z wybiegu. Na twarzy Margot mimo przyjemnego uśmiechu malowało się zdecydowanie, nie chciała przecież by prawdopodobnie jej jedyna suknia ślubna była jej przebraniem a nie ubraniem. Chciała mimo wszystko mieć na to wpływ. Nie chciała się przecież poddać dyktaturze.
-Witam Panią. -powiedziała grzecznie. Słyszała, że w Japonii raczej unika się podawania rąk więc delikatnie skłoniła głową. Widziała jak robią to lokaje czy obsługa w hotelu i mimo, że robili to sztywno acz naturalnie jej to nie wyszło najlepiej. Nie potrafiła zachować sztywności, a i z pochyleniem miała problem. Do tego, z przyzwyczajenia dołączyła dygnięcie.
Miała świadomość, że tymi kilkoma gestami pogrążyła się już na całej linii.

Teściowa skrzywiła się lekko na twarzy widząc dziewczynę, a na całość jej starań odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.
-Usiądź. -wskazała krzesło obok, przenosząc spojrzenie na wizażystę.

No tak, kostka lodu. Gdy Fujiwara usiadła wraz z wizażystą Margot też zajęła miejsce. Upiła łyk kawy i spojrzeniem przywołała kelnera tak żeby przyszła teściowa mogła zamówić też jakieś picie dla siebie ale miała wrażenie, że raczej za chwilę powie, że nie ma na nic czasu i że muszą już wychodzić.
-To Yuuryo-san, pomoże nam dzisiaj dobrać dla Ciebie strój na bal oraz suknię ślubną.
-Yo! -pomachał jej dziwak. Teściowa w tej samej chwili wywróciła oczami.
-Proponuję abyś zjadła obfite śniadanie. Może stać się tak, iż wrócimy późnym wieczorem.
-Już zjadłam, dziękuję za troskę.
-powiedziała z uśmiechem.
Przez myśl przeszedł jej okropny widok z zeszłej nocy, a w brzuchu cicho burknęło. Nie była w stanie nic zjeść. Może wieczorem będzie lepiej jak już całkiem zgłodnieje.
-W takim razie, wypijmy kawy i będziemy się zbierać -skinęła na kelnera.
-Ile ważysz? -spytał nagle mężczyzna.
-My, w Europie wolimy raczej podawać rozmiar a nie wagę. W 36 powinnam się spokojnie zmieścić, a ważę 60 kg. -odpowiedziała wyczerpująco ale mało chętnie.
-Rozmiar potrafię ocenić na oko, Tapes-san -uśmiechnął się. -Waga też jest ważna. Jeśli zdaje się pani za chuda trzeba dobrać suknię, która panią poszerzy, jeśli za gruba -taką, która wyszczupli. Wszystko to jest bardzo ważne. Wydaje się pani w sam raz, więc nie będzie dużego problemu -uśmiechnął się.
-Nie lubię sprawiać problemów. -powiedziała grzecznie uśmiechając się. Wydawało jej się, że czy ktoś jej chudy czy gruby to też da się określić na oko... nie mówiąc już o tym, że powinno się też brać pod uwagę sylwetkę pana młodego. Czekała aż zacznie się męczarnia z sukniami ślubnymi. Raz już to przechodziła a teraz miała nadzieję, że szybko pójdzie.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
-W takim razie na pewno się jakoś dogadamy, Margot-san. Suknia będzie wspaniała! Już mam tyle pomysłów! Pójdziemy w avangardę!
Megumi niemal upuściła filiżankę z kawą.

-Żadnej avangardy! Nie pozwolę aby moja synowa wyglądała na balu jak dziwadło. Suknia ma być tradycyjna. Najlepiej granatowa z białymi wykończeniami. Może trochę cekinów. Nic więcej!

-Nie przepadam za cekinami i jeśli wolno prosić wolałabym aby suknia ślubna też raczej była tradycyjna z małą ilością ozdób, falban oraz... tego wszystkiego. Klasyczna. -powiedziała nie będąc pewną jak bardzo jej dość prosty i elegancki styl wszystkim przypadnie do gustu.

-Moja droga. Wiem jak będą ubrane damy na tym balu, lepiej niż Ty. Dlatego pozwól, że to ja powiem jak ma wyglądać suknia. A teraz powoli się zbierajmy.... Czas to pieniądz. - skomentowała Fujiwara.
-Zawsze uczono mnie na pokazach w Paryżu, że nie liczy się wygląd sukni ale to, który z projektantów przygotował ją. Prosiłabym jednak by liczono się z moim gustem dobierając mi garderobę szczególnie na tak ważne okazje. Mimo, że nie z mojej decyzji tu jestem wolałabym nie czuć się jak przebieraniec. -po tych słowach wstała i otworzyła szerzej oczy uświadamiając sobie, że powiedziała to na głos najbardziej despotycznej kobiecie Japonii.

-Słucham?! -młody chłopak słysząc samo to słowo, pobladł na twarzy. -Siadaj! Posłuchaj mnie panienko... Nie interesuje mnie co o tym wszystkim myślisz. I możesz być nawet wnuczką Elżbiety II! Nie pozwolę ci się tak przy mnie a tym bardziej do mnie odzywać! Więc wsadź sobie takie uwagi jak i nerwy w nos... -zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem.

-Proszę jedynie o uszanowanie mojej osoby i mojego własnego gustu, a wtedy będę jak najbardziej miłą i posłuszną kobietą na całym globie, która będzie dbała o każdą liczbę w rachunkach i by interes przynosił jeszcze więcej korzyści niż kiedykolwiek. Proszę jednak by zwrócono uwagę, że nie jestem 14-latką, której można dyktować kolor rajstop. Mam nadzieję, że nie uraziłam Panią chęcią pozostania najbardziej efektywną kobietą Francji przy zachowaniu dokładnie jednego mojego warunku
. -powiedziała poważnie, stanowczo i nie odrywając spojrzenia od... niedoszłej teściowej. Miała wrażenie, że teraz nawet nie będzie miała okazji zamienić słowa z niedoszłym przyszłym mężem bo za 2 godziny ktoś wsadzi ją do samolotu lecącego do Nowej Zelandii.

-Margot, zrozum jedno. Nikt, a na pewno nie ja, z twoim zdaniem tutaj się liczyć nie będzie -uśmiechnęła się miło, a w oczach zapłonął płomień. -A sam fakt, iż pozwalam synowi wyjść za niedoszłą mężatkę, która została osamotniona pod ołtarzem powinnaś traktować jako dar losu... Jeśli teraz skończyłaś już te pyskówki, możemy jechać wybrać suknię?

-Przepraszam. -powiedziała i odbiegła od stolika do swojego pokoju. W oczach miała łzy. Znowu ktoś jej wypomniał, znowu ktoś uważał ją za kogoś gorszego od śmiecia jedynie dlatego że się ceniła i dlatego, że korzystała z majątku babki uśmiechając się i dbając o interesy. Nikt, wg niej nikt nie widział w niej czegoś więcej prócz rodzinnego majątku. Nie widziała już niczego tylko drzwi swojego pokoju.

Margot nie było dane długo pozostać w samotności, już po chwili do drzwi pokoju zapukał jej znajomy prawnik.
-Panienko?
-Tak? Czyżbyś chciał powiedzieć, że jadę na wygnanie do RPA, żeby zamówić nowe sadzonki do naszych winiarni a potem gdzieś do jakiejś małej winnicy samej ugniatać winogrona? Proszę mi wybaczyć ale odrobina szacunku czasem ułatwia relacje, a nie tylko budzenie strachu i respektu, prawda? -powiedziała z łzami w oczach i wielkim wyrzutem. Gdy uświadomiła sobie, że cały makijaż jej się rozmazał odwróciła się do okna i sięgnęła po chusteczkę by chociaż trochę otrzeć oczy.
-Panienko... Czyżbym zrobił coś co panienkę uraziło? Powiedziano mi o tym, że wybiegła pani ze spotkania z Panią Fujiwara, dlatego chciałem porozmawiać. Co się stało? -zdawał się nieco zatroskany, co się często nie zdarzało.
-Pamięta Pan nieudane wesele w Paryżu? Wypomniano mi, że nie mam szans na jakiekolwiek liczenie się z moją osobą po tym wydarzeniu. Bardzo żałuję, że zawiodłam oczekiwania Rodziny. Chyba jednak i w tym kraju nie ma miejsca na to bym mogła spełniać moją rolę przy minimalnym uszanowaniu tego kim jestem i jak bardzo klasyczną sukienkę chcę nosić. Przecież nie zawsze klasyczne znaczy tanie czy bez gustu. Często wręcz przeciwnie. -wydawała się być zrezygnowana, bez nadziei -Jeśli będzie trzeba stanę się perfekcyjną marionetką, ale wtedy nie będę w stanie zajmować się żadnym interesem. Będę jedynie przebraną kukłą. Jeśli na to liczycie to zejdę na dół, nisko się ukłonię i bez najmniejszego grymasu zrobię każdą bezduszną rzecz jaką sobie zażyczy Pani Fujiwara oprócz tych do których nie będę miała już serca. -odwróciła się i czekała na werdykt tak jakby teraz jedynie jego zdanie mogło ją uchronić przed śmiercią. Znów czekała.
Mężczyzna poprawił krawat, i z kieszeni wyciągnął złożoną, białą chustkę. Podał ją Margot.
-Proszę otrzeć łzy. Panienka wie chyba najlepiej, jak wygląda nasz świat. -spojrzał w kierunku okna. -Świat, w którym nawet motyle muszą zarobić na swoje utrzymanie... -uśmiechnął się minimalnie spoglądając znowu na dziewczynę. -To z jakiegoś haiku. Zadzwonię do Panienki rodziców i z nimi porozmawiam. Do tego czasu musi być Panienka silna. W Europie było ciężko, ale Japonia to już inny świat. Coś co byłoby w dobrym guście i grzeczne u nas, tutaj może uchodzić za niedopuszczalne czy też wręcz obraźliwe. Ważne jest jedno... Niestety, teściowa ma całkowitą władzę nad synową. A Pani Fujiwara dobrze wie jak to wykorzystać.
-Pani Fujiwara powinna chyba zdawać sobie sprawę, że nie okazując mi żadnego szacunku, choćby ze względu na to jakie noszę nazwisko obraża też całą rodzinę z której się wywodzę, a na to chyba ani ja ani Pan nie powinniśmy sobie pozwolić. Proszę jedynie o to bym mogła chociaż ubierać się zgodnie z dobrym gustem i bez cekinów i falban. O ile wiem wystarczy powiedzieć, że taki jest najnowszy trend w modzie a wszyscy tutaj będą przyklaskiwać, czyż nie? -zapytała nieco bardziej stanowczo.
-Panienko, powiadomię o tym szanownych rodziców panienki. Teraz... Jednak musi panienka zejść i przeprosić panią Fujiwara za swoje zachowanie. -w jego głosie brakowało stanowczości, zdawał się bardziej prosić niż nakazywać.
Przytaknęła i poprawiła nieco makijaż w łazience, a następnie spokojnie wyszła by zejść na dół. Za drzwiami na chwilę się zatrzymała jakby raz jeszcze chciała zastanowić się nad tym co powiedziała i co powinna powiedzieć. Gdy pojawiła się w restauracji myślała, że już nikogo nie zobaczy albo, że pierwsze co zobaczy po podejściu do stolika to będzie kawa na jej ubraniu. Nie spoglądając ani w twarz ani w oczy pani Fujiwara ukłoniła się nisko, niżej niż kelner czy szofer.
-Przepraszam, że zostawiłam państwo samych. Możemy ruszać? -zapytała chłodno prostując się i patrząc gdzieś na krawędź stolika.
-Nie, nie możemy. -Fujiwara wstała i rzuciła kilka banknotów obok swojej filiżanki.-Zostałam potraktowana w sposób... Aż brak mi słów. Nie zasłużyłaś na moje towarzystwo. Yuuryo-san, wiesz co masz zrobić? Wspaniale. -minęła kłaniającą się Margot bez słowa.
-Ja zostałam potraktowała znacznie gorzej a jednak przyszłam przeprosić dla dobra interesów nie tylko mojej rodziny. Przyszłam dać się po raz kolejny obrażać, przebierać i poniżać o ile ma Pani taką zachciankę. Jeśli nie chce Pani znosić mojej osoby to po co Pani czekała? Po co aranżowała ślub z osobą, którą już ktoś odrzucił i która nic, według Pani, nie ma do zaoferowania? Nie padnę na kolana błagając o możliwość choć zerknięcia na Pani buty. Nie zrobię tego dlatego, że mam też jakąś godność, tak jak Pani. Nawet jeśli wg Pani nie mam do niej najmniejszego prawa. -powiedziała wbijając w nią wzrok. Tylko jedna łza spłynęła jej po policzku, jednak szybko ją obtarła. Jej monolog się skończył. Wiedziała, że albo teraz wszystko się skończy albo... nie.
Megumi stanęła w progu drzwi i odwróciła swoje rozpromienione oblicze do Margot.
-To nie Barbarzyńska Francja... Niedługo nauczysz się tego wszystkiego o czym powiedziałaś. Kwestia czasu. Do zobaczenia. -zniknęła za przeszklonymi drzwiami.
"Nauczę się?" Była zdziwiona a jej twarz... nie zrozumiała nawet połowy z tego co powiedziała ta kobieta. Ku jej zdziwieniu dziwaczny mężczyzna został w restauracji. Dopił kawę i zadecydował, że idą "w przyjemniejsze miejsce". Gdy wstał objął ją i ruszył do drzwi. Oczywiście, nawet chwila nie minęła jak dostał łokciem w żebra. Ruszyli w stronę auta.

Rekai w końcu będąc w połowie drugiej latte doczekała się tego, że w foyer najpierw zobaczyła wychodzącą, jak zwykle napuszoną do granic możliwości panią Fujiwarę, a kilka minut później Margot Tepes w towarzystwie osoby którą znała, ba nawet kilka razy współpracowała.
Yuuryo, aktualnie jeden z wielu wziętych młodych designerów, który potrafił się utrzymać na szczycie tej bardzo niepewnej konstrukcji jaka było haute countre.
Sam styl jego własnego ubioru na szczęście nie zawsze znajdował odbicie w tym jak ubierał modelki.
Co paradoksalne, czasem wydawałoby się dzikimi projektami potrafił wydobyć z modelek kobiecość, a nie sztywnego manekina poruszanego siłą inercji.
Była zadowolona z efektów zdjęć podczas sesji, na większość z nich miała wyłączność, co nadal przynosiło jej spory dochód w postaci tantiem.
Wyszła zostawiając niedopitą kawę na stoliku, znalazła się przed Hiltonem dokładnie w momencie gdy Yuuryo właśnie coś opowiadał pannie Tepes szeroko gestykulując.

-Witaj, Yuuryo-kun. Cóż za niespodzianka, że będziesz zajmować się strojami panny Tepes-sama. A do pani mam prośbę o możliwość dokończenia wczorajszej rozmowy, nie zdążyłam zostawić wizytówki, proszę...
Wyciągnęła przygotowaną za w czasu wizytówkę. W jej oczach gdy zwracała się do Margot był zarówno smutek jak i spokój wymieszany z oczekiwaniem. Ale miały spokojny, ciemnoszary kolor, tak różny, od wczorajszego, ogniście płomiennego.

-Rozmowę? -zapytała zmieszana -Chodzi o wydarzenia... -dłonie nieco zaczęły jej drżeć gdy wyciągnęła je po wizytówkę. Nie była pewna jak się zachować po tym wszystkim. Wydawało jej się to jak zły sen, który już opanowała. -Dziś wieczorem? -zaproponowała szybko z nadzieją, że ten koszmar niedługo się skończy.
-Spokojnie, proszę swobodnie wybrać czas.
Przez chwile palce obu kobiet się zetknęły. Z dłoni Rekai promieniowało spokojne ciepło.
-Proponuje spotkać się w jakimś spokojnym miejscu i dokończyć rozmowę. Na wizytówce znajdzie pani mój numer, proszę dzwonić, gdy pani zechce.
-Dziękuję, będę pamiętać. -Margot była wyraźnie zmieszana. Z jednej strony chciała o tym wszystkim zapomnieć jak o złym śnie, a z drugiej... była ciekawość czy pośród tylu nieszczęść jest coś innego w tym kraju.

Po długich i męczących zakupach podczas, których Margot co chwila musiała walczyć o swoje zdanie. Poszli jednak na pewne ustępstwa i ta wybrano kreację na bal:



Oraz suknię ślubną:



Gdy Margot wróciła do pokoju późnym wieczorem miała wrażenie, że poważnie zadarła z przyszłą teściową, a co gorsza, że mogła nadepnąć jej na odcisk tymi wyborami, szczególnie, że suknia balowa wydała jej się dopuszczalna jeśli chodzi o dobry smak lecz nie co... zbyt... no ale przecież pani Fujiwara mówiła, że ma polegać na styliście, który wybierał znacznie mniej gustowne i pstrokate rzeczy, a szkocka krata to nie jej styl przecież.

Stojąc przy oknie obracała wizytówkę między palcami. Wieczorne światła znów kusiły jednak ona już nie miała najmniejszej ochoty w nie wchodzić. Najchętniej by już to wszystko zakończyła. Wykręciła numer i patrząc przez okno na tworzące się grupki ludzi poczekała aż ktoś odbierze.
-Tu Margot Tepes. Dała mi dziś pani wizytówkę. Mogę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi?
Trzęsły się jej dłonie i z niecierpliwością czekała co usłyszy po drugiej stronie słuchawki.
 
itill jest offline  
Stary 24-03-2010, 11:32   #40
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Rekai obudziło mruczenie rudzielca. Zasypiając była prawie pewna, że obudzi ją koszmarny ból twarzy, więc o tyleż większe było jej zdziwienie, gdy nie poczuła pod delikatnym dotykiem opuszków spodziewanej opuchlizny. W lustrze dostrzegła na swojej twarzy zmęczenie, delikatne linie niewyspania zniekształcające obrys twarzy, lecz żadnych śladów wczorajszego starcia z Akumą. Szybki prysznic poprawił głownie jej samopoczucie, lecz makijaż plus kawa postawiły ją szybko na nogi.
Śniadanie jakie zjadły w jadalni było wręcz minimalistycznym wyborem w porównaniu do tego co oferowała kuchnia. W wydaniu Samanty było to podwójne espresso i trzy łodyżki selera naciowego z szynką parmeńską, Rekai wybrała cappuccino i twarożek z miodem i orzechami. Nie rozmawiały praktycznie podczas posiłku.
Rekai wyszła z hoteliku po tym jak upewniła się, że kot ma świeżą wodę, jedzenie i kuwetę umieszczoną w dostępnym miejscu.
Samanta nawet już nieco pokiereszowanym Lewusem prowadziła tak, jak gdyby był to co najmniej bolid formuły 1, więc jakiś czas później zdezelowany nieco samochód zatrzymał się w pobliżu hotelu Hilton.

-Rekai, poczekaj, aż panna Tepes wyjdzie. Postarają się z nią na spokojnie porozmawiać. Być może okaże się na tyle rozsądną kobietą, by zrozumieć, z czym miała do czynienia.
Brunetka skinęła głową i wysiadła. Usadowiła się w kawiarni na przeciwko hotelu, tak by swobodnie obserwować foyer. Zamówiła podwójne latte bezkofeinowe i sącząc ów napój czekała.



Sam Hilton pasował do otaczającej go zabudowy jak pięść do nosa, ale z tego, co wiedziała, one wszędzie, bez względu na otoczenie wyglądały tak samo.
Przeszklone foyer, przeszklona restauracja, tak, że uważny przechodzień mógł bez trudu dostrzec co goście hotelowi jedli.
Sama rozkosz i poczucie prywatności…

W pewnym momencie wydawało jej się, że dostrzegła sylwetkę panny Tepes wzburzonej opuszczającej restaurację i biegnącą po schodach w górę.
No tak, tajemnicą poliszynela był fakt, że pani Fujiwara był istną apodyktyczną smoczycą ziejącą jadem i kąsającą wszystkich wokół którzy nie potrafili się dobrze osłonic. Francuska jak widać, nie potrafiła. Jej samej zostało tylko czekać, aż Margot zdecyduje się opuścić hotel. Po wczorajszym wieczorze miała na razie dość zakradania się, akrobacji i podchodów…


Rekai w końcu będąc w połowie drugiej latte doczekała się tego, że w foyer najpierw zobaczyła wychodzącą, jak zwykle napuszoną do granic możliwości panią Fujiwarę, a kilka minut później Margot Tepes w towarzystwie osoby którą znała, ba nawet kilka razy owocnie współpracowała.

Yuuryo, aktualnie jeden z wielu wziętych młodych designerów, który potrafił się utrzymać na szczycie tej bardzo niepewnej konstrukcji jaka było haute countre.
Sam styl jego własnego ubioru na szczęście nie zawsze znajdował odbicie w tym jak ubierał modelki.
Co paradoksalne, czasem wydawałoby się dzikimi projektami potrafił wydobyć z modelek kobiecość, a nie sztywnego manekina poruszanego siłą inercji.
Była zadowolona z efektów zdjęć podczas sesji, na większość z nich miała wyłączność, co nadal przynosiło jej spory dochód w postaci tantiem.
Wyszła zostawiając niedopitą kawę na stoliku, znalazła się przed Hiltonem dokładnie w momencie gdy Yuuryo właśnie coś opowiadał pannie Tepes szeroko gestykulując.

-Witaj, Yuuryo-kun. Cóż za niespodzianka, że będziesz zajmować się strojami panny Tepes-sama. A do pani mam prośbę o możliwość dokończenia wczorajszej rozmowy, nie zdążyłam zostawić wizytówki, proszę...
Wyciągnęła przygotowaną za w czasu wizytówkę. W jej oczach gdy zwracała się do Margot był zarówno smutek jak i spokój wymieszany z oczekiwaniem. Ale miały spokojny, ciemnoszary kolor, tak różny, od wczorajszego, ogniście płomiennego.

-Rozmowę?
-zapytała zmieszana Europejka -Chodzi o wydarzenia... -dłonie nieco zaczęły jej drżeć gdy wyciągnęła je po wizytówkę. Nie była pewna jak się zachować po tym wszystkim. Wydawało jej się to jak zły sen, który już opanowała.
-Dziś wieczorem?
-zaproponowała szybko z nadzieją, że ten koszmar niedługo się skończy.
-Spokojnie, proszę swobodnie wybrać czas. Przez chwile palce obu kobiet się zetknęły. Z dłoni Rekai promieniowało spokojne ciepło.
-Proponuje spotkać się w jakimś spokojnym miejscu i dokończyć rozmowę. Na wizytówce znajdzie pani mój numer, proszę dzwonić, gdy pani zechce.
-Dziękuję, będę pamiętać
. -Margot była wyraźnie zmieszana. Z jednej strony chciała o tym wszystkim zapomnieć jak o złym śnie, a z drugiej... była ciekawość czy pośród tylu nieszczęść jest coś innego w tym kraju.

Rekai skłoniła się lekko, po czym ruszyła swobodnym krokiem do najbliższego saloniku prasowo- medialnego, zostawiła w hotelu papierosy, a miała też ochotę zapoznać się z świeżymi informacjami z porannych gazet.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer Samanty.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172