Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2010, 09:31   #752
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Barbak cisnął. Pewnie i celnie. Nie po raz pierwszy. Cisnął w przeciwnika. Cisną przyjacielem. Dlaczego jednak ten rzut sprawiał mu przyjemność? Dlatego iż była zasadnicza różnica pomiędzy ciskaniem demonem w skorpiona, a ciskanie ot choćby karłem w smoka. A Ci co znali lepiej orka, wiedzieli że i takie rzuty miał na swym koncie. Co prawda sytuacja była dość specyficzna. Smok okazał się być istotą honorową, a karzeł… czy może raczej ZABÓJCA pragnął znaleźć swą chwalebną zagładę… jednak z rzadka orkowi i tak to się jeszcze śniło (budził się wtedy zlany potem). Z rzadka.
Teraz jednak miał pewność, że ta sytuacja nie będzie go prześladować w nocnych koszmarach. Założył rączki na piersiach i przypatrywał się temu co się działo… A działo się sporo… Synek wraz z Emanuelem poszybowali naprzeciw skorpionowi.
YouTube - Marquess - Vayamos Companieros

Pchłą również nie szybowała po raz pierwszy. Nie raz przychodziło jej uciekać z karków swych żywicieli, nie raz też była wysyłana na misje specjalne przez swą obecną chodzącą i zieloną lodówkę. Tak więc szybowała sobie w najlepsze siedząc w czuprynie elfa. Trzymając się kurczowo dwóch kępek włosów próbowała nawet przez kilka chwil sterować, jednak wiele z tego nie wyszło. Elf nie był w stanie przyjąć poleceń od kogoś bardziej doświadczonego w lotach…. Wykonał co prawda popisowy przewrót i lądował z wyraźnie zaznaczonym telemarkiem… jednak Emanuel był przekonany, że uczynił by to lepiej.
Zaraz gdy elf wylądował i złapał równowagę, pchła wybiła się z jego główki i poszybowała na przeciwnika.
- Vayamos Companieros! Zaryczała młynkując swym rapierem.
Gdy wylądowała przed skorpionem, pewnie spojrzała w jego czarne jak noc oczy. Wykonała przepisowy salut bronią i ruszyła do ataku. Skorpion był wymagający przeciwnikiem. Posiadał parę kleszczy, żądło… słowem był w stanie zrobić krzywdę. Pchła mogła wystawić przeciw mu jedynie swój oręż, mężne serce i wdzięk osobisty. Starcie musiało skończyć się jednoznacznie.
Emanuel rzucił się do ataku. Rapier był bronią stworzoną głównie do pchnięć tak więc fechtowanie nim raczej nie wchodziło w grę, oczywiście było w pewnych sytuacjach niezbędne… i gdy wielkie szczypce próbowały zrobić z maluczkiego wojownika, miazgę ten zręcznie się zastawiał i odgryzał. Walkę jedna można było przesądzić tylko celnym pchnięciem pomiędzy płyty pancerza przeciwnika….
… I taka okazja nadeszła. Emanuel wyczuł moment gdy powiernik amuletu osłabił swą czujność… zaatakował z szybkością błyskawicy i wściekłością rozjuszonego byka. Rapier błyszcząc w poświacie płonącego wszędy ognia zmierzał do swego celu by ostatecznie zakończyć żywot przeciwnika, a swego właściciela okryć chwałą (raz jeszcze).
Pokurcz demona jednak wykonał sprytną sztuczkę. Celowo podpuścił pchłę… tylko po to by w ostatnim momencie obrócić się, i wykorzystując swój większy ciężar, siły fizyki… odepchnąć przeciwnika. Nie był w stanie pokonać go w uczciwej walce… tak więc po prostu go odepchnął… Siła jednak była dość znaczna… Emanuel, nie mogąc znaleźć oparcia dla stóp poszybował w dal klnąc głośno i wyzywając przeciwnika…
- Tchórz!!!!

Skorpion zniknął w jamie.

Synek najwyraźniej błysnął intelektem i starał się wykurzyć przeciwnika czarną duszą. Na całe szczęście niewiele z tego wyszło. Energia duszy w jakiś sposób została rozproszona… tak jakby pochłonęła ją ziemia. Zastanawiające.
Barbak zastanawiał się tym bardziej, iż wyczuł obecność kogoś jeszcze kogoś silnego… kogoś kto ….. Ork myślał intensywnie.
Demon, któremu przed kilkoma chwilami urwał kończynę skapiał. Cóż. Zdarzenie może i warte uwagi, może godne żalu i chęci poprawy… może nie godne Wojownika Świata? A czymże jest działanie Takiego jak On? Jeśli nie ciągłym podejmowaniem trudnych decyzji.. jeśli nie wybieraniem pomiędzy trudnymi wariantami… takimi z których nie raz jeden wcale nie jest lepszy od drugiego. W końcu sam Paladine również popełniał błędy. Czy błędem było uczynienie orka narzędziem światła? Czy błędem było danie mu tak dużej mocy… w tak zielone i brutalne ręce?
Barbak był świadom swych ułomności, świadom tego, że drzemie w nim chaos, że jest jego cząstką. Akceptował go. Czasem go tłumił innym razem pozwalał mu na odrobinę wolności. Słowem kontrolował go. Kontrolował samego siebie, a działania na ogół były ściśle obliczone na konkretny efekt. Czy był dobry? Za takiego się uważał? Czy pokładał wiarę w Świetle? Zdecydowanie tak? Czy dążył do celu własnymi metodami? Tak, bowiem uważał je za najskuteczniejsze.
Z tej chwili zadumy wyrwał go karzeł.
- Egzorcysty jedne. Tera budziemy musieli we Schnick, Schnack, Schnuck zagrać.
Zdanie tyczyło się skorpiona, który schował się w kryjówce, nie chciał z niej wyjść… i stwierdzenia kruka. Każdy kto zechce zakończyć to zadanie musi włożyć rękę w dziurę. Wyciągnąć skorpiona z amuletem… wygrać, jednak także okupić to własną śmiercią.
- Jedną z tradycji mego plemienia jest… ciągnięcie w takiej sytuacji zapałki… Ork rozejrzał się ostentacyjnie… Ale nie ma tu żadnej samicy. Roześmiał się szczerze nie wyjaśniając do końca zasad orkowskiej tradycji. W jej myśl bowiem i tak by wygrał. Elf i krasnolud po prostu nie mogli się z nim mierzyć w tej kwestii… był z nich największy a co za tym idzie musiał podjąć wyzwanie… Chciał nawet tego dokonać, bowiem ujrzał unoszącą się z jamy fioletową chmurkę. Nic tak nie działało na orka, jak możliwość zrobienia na złość siłą fioletu.
Barbak sięgnął do kieszeni, wydobył z niej skórzany mieszek, wyjął coś z niego… cisnął resztę Synkowi.
- Pilnuj!

Następnie uśmiechnął się sam do siebie.
- Czy przypadkiem nie tego ode mnie oczekiwano…? Zapytał sam siebie.
Zdjął medalion Paladinea i owinął go wokoło prawicy. Dawał on małą szansę na ochronę przed jadem małego robala, jednak ork miał nadzieję, że uchroni go przed działaniem fioletowej mgiełki…Łapa orka była na tyle duża, że mogła spokojnie pomieścić w sobie tak dwa amulety jak i skorpiona…
Włożył rękę do jamy…Szukał, grzebał, macał…w końcu namacał. Poczuł ukłucie i zwalczył w sobie chęć cofnięcia ręki. Miast tego wysunął ją bardziej by zacisnąć palce na małym stworku. Zacisnąć by złapać, by zmiażdżyć!
Cofnął dłoń trzymając w niej swą zdobycz…uniósł ją na wysokość twarzy i pokazał przyjaciołom.
Następnie uniósł amulet w kierunku nieba. Tak jakby chciał pokazać go komuś jeszcze. Pokazać, że jest jednak do tego zdolny. Pokazać, ze mimo iż jest zielony i że ma dość pokaźnych rozmiarów żołądek… zdolny jest do poświęcenia. Nawet tego największego!
Uśmiechnął się dumny z siebie… usiadł… pobladł… i skapiał, bowiem jad małego drania dotarł w końcu do zielonego serca.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline