Hasvid przysłuchiwał sie wywodom, obżerającego się kasztelana. Najwidoczniej ten człowiek nie miał w ogóle zamiaru ryzykować czymkolwiek, aby przysłużyć się Zakonowi i Cesarstwu. Rozkazy jakie otrzymał interpretował na swój, wygodny sposób. Cóż, przynajmniej zapłacił i to, sądząc w wyglądu sakiewki całkiem sporo grosza. Czas na podział zapłaty przyjdzie nieco później. Dodatkowo wypisał list, w którym jak zapewniał, wydał dyspozycje dla kasztelana Wilczego Grodu, aby ten udzielił wszelkiej pomocy drużynie. Z drugiej strony, patrząc na urzędnika, można się było spodziewać, że to nakaz aresztowania osób posiadających ten list.
Kasztelan odprawił mężczyzn a sam oddał się przyjemności dalszego spożywania posiłku. Hasvid wyszedł i wraz z towarzyszami ruszył do gospody, na wyznaczone spotkanie. Nie miał zbytniej ochoty siedzieć przy jednym stole z Karanicem, ale dla dobra zadania i pieniędzy jakie miał otrzymać, był gotów się poświęcić.
Po dotarciu do gospody okazało się, że trudno o jakiekolwiek miejsce siedzące. Przy jednym ze stołów siedzieli już Zoi, Karanic, Blake i barbarzyńca. Jednak wolnych zydli nie było nigdzie widać. - Jeśli pozwolicie to ja pozostanę przy kontuarze - powiedział do maga i kapłana. - Nie ma chyba potrzeby abym wraz z wami referował sytuację. Podporządkuję się waszym decyzjom, oby były przemyślane. |