Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2010, 13:00   #221
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Hasvid przysłuchiwał sie wywodom, obżerającego się kasztelana. Najwidoczniej ten człowiek nie miał w ogóle zamiaru ryzykować czymkolwiek, aby przysłużyć się Zakonowi i Cesarstwu. Rozkazy jakie otrzymał interpretował na swój, wygodny sposób. Cóż, przynajmniej zapłacił i to, sądząc w wyglądu sakiewki całkiem sporo grosza. Czas na podział zapłaty przyjdzie nieco później. Dodatkowo wypisał list, w którym jak zapewniał, wydał dyspozycje dla kasztelana Wilczego Grodu, aby ten udzielił wszelkiej pomocy drużynie. Z drugiej strony, patrząc na urzędnika, można się było spodziewać, że to nakaz aresztowania osób posiadających ten list.

Kasztelan odprawił mężczyzn a sam oddał się przyjemności dalszego spożywania posiłku. Hasvid wyszedł i wraz z towarzyszami ruszył do gospody, na wyznaczone spotkanie. Nie miał zbytniej ochoty siedzieć przy jednym stole z Karanicem, ale dla dobra zadania i pieniędzy jakie miał otrzymać, był gotów się poświęcić.

Po dotarciu do gospody okazało się, że trudno o jakiekolwiek miejsce siedzące. Przy jednym ze stołów siedzieli już Zoi, Karanic, Blake i barbarzyńca. Jednak wolnych zydli nie było nigdzie widać.

- Jeśli pozwolicie to ja pozostanę przy kontuarze - powiedział do maga i kapłana. - Nie ma chyba potrzeby abym wraz z wami referował sytuację. Podporządkuję się waszym decyzjom, oby były przemyślane.
 
xeper jest offline  
Stary 27-02-2010, 21:54   #222
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Hess szedł za Maldredem i Hasvidem, najpierw przed dziedziniec potem przez wszystkich ludzi, który im wyższa pozycję zajmowali tym głupsi i mniej odpowiedni mu się wydawali. Po rozmowie z kasztelanem miał ochotę trochę go zwymyślać, ale postanowił to przemilczeć. Wszak kasztelan był idiotą na wysokim stanowisku, a takich należy cenić i wykorzystywać. Theodor nie miał żadnych wątpliwości co do swojego osadu, bo jak inaczej wyjaśnić zachowania kasztelana, który dał im papiery na pobranie tego co potrzebowali z magazynu, a o ile Hess usłyszał, dostali papiery inblnaco, jak mawiają bankierzy, aż się zdziwił, że Hasvid będąc kupcem nie uśmiechnął się. Wiedział wszak wielu kupców, uśmiechających się jak rekin do ofiary, kiedy dostawali coś takiego.

Po dojściu do karczmy rozejrzał się, dostrzegając siedzących członków drużyny, poszedł za Maldredem i Hasvidem.
- Jeśli pozwolicie to ja pozostanę przy kontuarze - powiedział Hasvid - Nie ma chyba potrzeby abym wraz z wami referował sytuację. Podporządkuję się waszym decyzjom, oby były przemyślane.-
- Ja również nie mam ochoty dołączać do ciasnego stolika, - powiedział Hess - Poza tym mam jeszcze do załatwienia sprawy z kapitanem. Maldred zaproponował bym, abyś przekonał resztę, do tego, że musimy ruszyć jak najszybciej, jak chcesz to mogę rano odebrać zapasy, i czekać za miastem na was o świcie. I tak zamierzam nocować poza miastem, bo nie za ładnie tu panie a i tłok za duży. - spojrzał na Hasvida - Mamy jeszcze wino do wypicia. -
Kiedy został już z kupcem sam na sam to dodał.
- Może zechcesz mi towarzyszyć na noclegu i w czasie rozmowy. Śmiem twierdzić, że załatwię nam lepsze warunki niz zaoferuje ta gospoda? - dodał z uśmiechem.
 
deMaus jest offline  
Stary 04-03-2010, 21:19   #223
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Przed wyjściem, Hess obrócił się do karczmarza, a w jego ręce pojawiło się kilka złotych monet.
- Wskaż nam prywatny pokój, a dostaniesz więcej, na pewno nie stracisz na tym, choćbyś musiał opróżnić jakiś pokój - odczekał chwilę, a kiedy karczmarz wrócił i wskazał ręką, żeby iść za nim, skinął na Hasvida i ruszył za karczmarzem. Pokój okazał się mały, miał dwa łóżka, niewielkie kufry i okno.
- Nada się - powiedział do karczmarza, przekazując monety, i dorzucając jeszcze dwie.
- Przynieś nam dobrego jadła i kielichy - kiedy karczmarz wyszedł powiedział do towarzysza, samemu siadając na jednym z łóżek.- Zapraszam, mam lub mamy czas do rozmowy z kapitanem, więc trzeba go spędzić miło - sięgnął do sakiewki i wyjął butelkę wina.

- Właściwie to nie wygrałem tej walki, gdyż się nie odbyła. Karanic stchórzył - odparł Hasvid, jednak przyjrzał się bliżej butelce. - A więc mówisz magu, że to wino ma... trzynaście lat?

- To co ci dałem ma trzynaście, to tu, jest nieznacznie młodsze, bo ledwie dziewięcioletnie, za to to wino jest słodsze. Wykonano je z białych i czerwonych winogron, mieszanych w stosunku trzy do jeden, stąd to lekko różowawe zabarwienie - Za pomocą magii wyjął korek - Najlepiej smakuje, co jest dziwne ale z soczystymi brzoskwiniami, choć tych raczej nie uświadczymy.
Sięgnął do sakwy i wyjął dwa kielichy, nalał wina, i podając jeden kielich Hasvidowi - Karanic się nie stawił, na polu, a ty tak. Jak dla mnie to zwycięstwo. Za sukcesy. - powiedział wznosząc puchar.

- To już są dwie butelki, a dwie butelki dobrego wina powodują rozwiązanie języków. Theodore, czego ty tak naprawdę chcesz? Czego ma dotyczyć ta rozmowa? Bo nie wierzę, że chciałbyś podyskutować o winie - Hasvid intensywnie wpatrywał się w maga. - Bardzo zacnym winie, dodam. Przyznam Ci się od razu, że nie znam się na winiarstwie, szczepach winorośli i metodach mieszania. Pochodzę z północy, tam wyrabiamy piwo a nie ten zacny trunek.

- Czego ma dotyczyć ta rozmowa? Mnie, naszej wyprawy, zagrożenia jakie niosą pierścienie ligi kolekcjonerów - sięgnął do sakwy i wyjął pierścień, jednak trzymał go w zamkniętej dłoni. - Chodzi o to, że pewnie wiele zwiedziłeś, może coś wiesz na temat Ligi Kolekcjonerów, i ich organizacji. Ale zanim pokaże cię ich znak, zapytam czy chcesz się w to mieszać. Dostałem ostrzeżenie, że każdy kto się tym interesuje marnie kończy. Chcesz mi pomóc? Obiecuję się odwdzięczyć

- Czyli służba Zakonowi i poszukiwania komtura nie są Twoim priorytetem. Jesteś tutaj w innym celu. Niestety nie wiem nic na temat żadnej Ligi Kolekcjonerów, a świata wiele nie zwiedziłem. Ot, parę większych miast Cesarstwa i tyle - odparł Hasvid.

- Służba zakonowi na pewno nie jest moim priorytetem, ale misję zamierzam wykonać - Upił wina - Nie mam w zwyczaju rzucać słów na wiatr. Co do Ligi to mało kto słyszał, ale wielu widziało ich znak, maja wiele kontaktów, wśród kupców, straż, nawet zakonników, wielu robi z nimi interesy nie wiedząc z kim mają do czynienia. Czy spojrzysz na znak?

- A czy mogę spytać po co poszukujesz tej całej Ligi? Czy stanowi ona zagrożenie dla Zakonu i Cesarstwa? - Hasvid czuł się lojalny wobec Bractwa, a Bractwo było lojalne wobec Zakonu. Dobrze by było takie rzeczy wiedzieć.

- Nie wiem, mój ojciec dla nich pracował, a potem został zamordowany przez wrogów Ligi, Liga to chwilowo mój jedyny trop. Jak ich znajdę, to dowiem się co dla nich robił mój ojciec, a potem znajdę tych, który go zabili.

- Czyli po prostu prywata - skwitował Hasvid. Podniósł puchar w geście toastu. - Za poszukiwania Ligi...

- Za poszukiwania - Hess również wzniósł puchar. Theodor po chwili doszedł do wniosku, że nie należy nadużywać cierpliwości więc, schował sygnet na powrót do sakwy.- Powiedz mi czym handlujesz jak nie zajmujesz się zleceniami od zakonu?

- Cynowymi garnuszkami
- kupiec udzielił zdawkowej odpowiedzi.

- Znaczy nocnikami? Pytam, bo mam przyjaciół żeglarzy, którzy mają wiele różnych towarów do sprzedaży, choć pewnie z większością nie można się pokazać w miastach portowych.

-Nocnikami też, nie zaprzeczę. Przecież to dobro użytkowe jak każda inna rzecz. A co Twych przyjaciół, to nie zajmuję się przemytem ani paserstwem. W handlu przestrzegam litery prawa. Po co ryzykować? - wzruszył ramionami.

- A po co ruszać na prawie samobójcza misję zakonu? Oczywiście, że dla zysku, choć, z drugiej strony, zysk nie zawsze musi być materialny. Czasem można zyskać odkupienie win. Widzisz, wtedy kiedy, zginęli moi rodzice, nie było mnie w domu. Pewnie gdybym był, byłbym też martwy, ale to przywilej żywych, że możemy się obwiniać i szukać odkupienia.

- Myślę, że każdy z nas ma inny cel. Twoim jest szukanie odkupienia, ja wykonuję rozkazy i przy okazji mogę zarobić kupę grosza, która mi pozwoli zabrać żonę i dzieci w spokojne strony. Maldredowi tak nakazuje wiara. Co kieruje resztą, nie wiem...

- Szukasz spokojnych stron? na stałe czy chcesz tylko odpocząć?

- Na stałe... Chcę osiąść w spokojnej okolicy. Kupić nieco ziemi i uprawiać buraki, patrzyć na piękną kobietę przy mym boku i dorastające dzieci. Życie kupca, takiego jak ja jest wielce niebezpieczne, jeśli wiesz o czym mówię
- wymownie spojrzał znad kielicha w kierunku maga. - Chcę przejść na wczesną emeryturę.

Hess przyjrzał mu się przez chwilę, po czym powiedział.- Mam winnicę, która leży sama, jeśli nie boisz się tego, że dom stoi pewnie w ruinie, a uprawy trzeba zacząć od początku, to chętnie się niem podzielę. Z wielką przyjemnością zobaczyłbym te ziemię znowu kwitnąca, może kiedyś jeśli spełnię co postanowiłem, wrócę w tamte strony, i otworzę tawernę tak jak kiedyś marzyłem.

- Dziękuję za propozycję - Hasvid znów upił wina. W głowie mu już przyjemnie szumiało. - Ale najpierw musimy wyjść cało z tej awantury, a to dopiero początek.

- Tak, musimy wrócić najlepiej z komturem, i masz rację, to dopiero początek. Warto by było zadbać, aby Maldred zyskał więcej posłuchu. -

- Wśród kogo? - zapytał Hasvid. - Ja go szanuję, Ty również, Blake też, jako osoba starsza cieszy się poważaniem naszego prostolinijnego barbarzyńcy. Karanic i Zoi szanują tylko siebie. Ale to przecież o nich dwoje Ci chodzi. Prawda?

- Zoi myśli, a to pozwala mi zakładać, że zgodzi się na przywództwo Maldreda, co do Karanica, to zakładam, że będzie wolał kapłana zamiast mnie - uśmiechnął się ironicznie - Najważniejsze to przekonać Maldreda, przynajmniej według mnie, Ma cechy dobrego przywódcy, jest starszy, ma silny kręgosłup, z racji bycia kapłanem ma posłuch, a i pewnie z tego samego powodu, musiał przywyknąć do tego, że chłopi i prości ludzie go słuchają. Teraz musi przywyknąć do tego, że tacy jak nasza drużyna też go słuchają. Może przydała by się mała scenka. Co myślisz, o tym, że może ja załatwię pokoje dla wszystkich, a ty podejdziesz do stolika, i przekażesz Maldredowi, że zrobiłeś jak kazał i że wszyscy maja pokoje?

- I myślisz, że to spowoduje wzrost autorytetu Maldreda wśród członków naszej grupy?

- Wydaje mi się, że powinni się ucieszyć, bo w końcu, o ile wiem nie zadbali o nocleg. Więc na ta chwilę mają rynsztok, albo podłogę karczmy. Ale może masz rację to może nie być najlepszy pomysł.

- Może po prostu otwarcie mu zaproponujmy przyjęcie roli przywódcy, popierając to stosownymi argumentami albo poddajmy pod głosowanie - zaproponował Hasvid. - W głosowaniu ma co najmniej dwa głosy na tak.

- Jest to jakaś myśl. W takim razie jutro przed wyruszeniem porozmawiamy z Maldredem. - Spojrzał za okno i dodał - Mam spotkanie, także muszę cię na razie opuścić, korzystaj z pokoju, jak masz ochotę to zamów jakieś jedzenie, powiedz karczmarzowi, że jak wrócę to wyrównam rachunek - wstał i ruszył do wyjścia. zatrzymał się jednak przy drzwiach i dodał - Jeśli nie wrócę, do rana to pewnie będę martwy. -

- Powodzenia i niech Słońce oświetla Ci nocne ścieżki - Hasvid uśmiechnął się. - Wrócisz, w końcu musisz mi powiedzieć gdzie masz tą winnicę...

- Nie wiem z kim się spotkam, nigdy nie twierdziłem, że Ligia jest mi przychylna - Usmiechnął się - Jeśli zaś chodzi o winnicę, to w Agroolandzie pytaj w porcie o kapitana Visquero, i powiedz mu że Theodor Hess, syn Jaquesa Hessa, przekazał ci swoje ziemie we władanie. Jeśli zapyta o dowód, powiedz mu, że zostawiłem mu czarny rapier. Jakbyś dotarł tam beze mnie to go pozdrów - po tych słowach wyszedł.
 
xeper jest offline  
Stary 06-03-2010, 00:25   #224
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maldred westchnął tylko widząc jak kasztelan wszystkim przejmuje się bardziej niż ich sprawą. Zmęł w ustach niezbyt miłe słowa, jakie cisnęły mu się na język. W końcu to nie był czas na prawienie kazań, a już tym bardziej na szukanie guza. Poczekał więc cierpliwie aż mężczyzna się posili i wysłuchał jego pełnej przejęcia i troski opowieści o sytuacji Wilczego Grodu oraz napawających trwogą informacji o sytuacji za Sileą. Gdy kasztelan zamilkł kapłan począł się zastanawiać, jaki był sens marnowania tyle czasu, żeby przyjść tutaj. "Miejmy nadzieję, że chociaż lepiej trawi w naszym towarzystwie, bo w przeciwnym razie szliśmy tutaj na marne." List jaki mu wręczył kasztelan też nie sprawiał wrażenia przydatnego. Wszak już mieli pismo potwierdzające ich misję, na podstawie którego na pewno uzyskaliby wszelką pomoc w Wilczym Grodzie. No ale najwidoczniej kasztelan chciał ich jakoś obdarować. Co z tego, że nie swoim kosztem? Bo wszak z własnej zbrojowni nie użyczył nic. Kapłan zmienił nieco zdanie na temat rozmówcy gdy otrzymał pękaty mieszek. Nie był pewien, czy nada się do czegokolwiek innego niż rzucenie nim komuś w głowę, ale myśl, że mają środki pieniężne na czarną godzinę napawała optymizmem.
Gdy kasztelan ich odprawił, nad wyraz grzecznie i z szacunkiem, starzec wstał, skłonił się nisko i bez słowa opuścił budynek.
- Muszę przyznać, że opowieść o sytuacji za Sileą zmroziła krew w moich żyłach - rzekł do swoich towarzyszy beznamiętnie. - Chodźmy lepiej spać, wszelkie sprawy możemy załatwić jutro, za dnia - dodał głośniej, żeby ewentualne ciekawskie uszy nie musiały się nadwyrężać. Wzniesionym w górę palcem poprosił towarzyszy by na niego poczekali, a sam dość raźnie podbiegł do mijającego ich właśnie wozu, który najwidoczniej późno opuścił targowisko tego dnia. Ów dzień nie był dla kupca najszczęśliwszy, tedy bez narzekań sprzedał Maldredowi trochę trwałego prowiantu.
- Nie godzi się odrzucać okazji, gdy sama puka do drzwi - wyjaśnił towarzyszom, najwidoczniej zdziwionym, że mówi jedno, a czyni drugie.
Gdy dotarli do karczmy Hess i Hasvid postanowili się odłączyć.
- Powiedzcie mi gdzie się wybieracie, zanim udacie się na spoczynek. Lepiej, żebyśmy nie musieli Was rano szukać - szepnął do nich. - Aha, Theodore, nie muszę Ci chyba mówić, żebyś był ostrożny?
Zebrany w karczmie tłum był głośny, śmierdzący i bynajmniej nie miał za miedziaka poszanowania dla duchowieństwa. W końcu jednak udało się Maldredowi przepchać do stołu zajmowanego przez jego towarzyszy. Nachylił się nad stojącym na nim kuflem i powąchał.
- Szczyny pijecie? - zapytał zdumiony. - Z resztą nie wnikam. Tym, którzy jeszcze nie wiedzieli, kasztelan kazał powiedzieć, że nasza misja jest niebezpieczna, a po przekroczeniu Silei, będzie jeszcze gorzej - tu zrobił pauzę, jakby spodziewając się oklasków lub okrzyków zdumienia. Nie doczekawszy się ich kontynuował ciszej, tak żeby jego słowa na pewno dotarły tylko do adresatów - Zawartość sakiewki jaką dostaliśmy i prowiant, który za jej część kupiłem rozdzielimy jutro. Jakby ktoś obcy pytał, wyruszamy pojutrze przed południem. Jakby pytał ktoś swój, to niech pyta w bardziej ustronnym miejscu.
Skończywszy swój wywód rozejrzał się bacznie po karczmie, ale nie znalazł nikogo podejrzanego.
- Tak w ogóle, gdzie śpimy?
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 07-03-2010, 16:45   #225
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Około północy Theodor przeprosił Hasvida, mówiąc, że ma spotkanie, ale powinien wrócić nad ranem, i życząc dobrej nocy udał się na spotkanie z kapitanem. Mieli się spotkać pod zamtuzem, a dokładniej w części z piwem. Droga, była pusta, w końcu północ, jednak przez cała rasę, Hess miał wrażenie, że nie jest sam. Cóż, uznał że pewnie robi się zbyt ostrożny, jednak kiedy zobaczył kapitana czekającego przed zamtuzem, przestępującego nerwowo, i rozglądającego się, pomyślał, że może jednak jest coś w tym niepokoju.
- Witam, wejdziemy, czy porozmawiamy w trakcie spacerze? - zapytał kiedy był już blisko.


- wejdźmy, paniczu... wieczorem jest tu niebezpiecznie a ja jestem po służbie i nie chce mi się narażać tyłka. A poza tym płacą mi za... - urwał. Najwidoczniej wypił nieco przed spotkaniem i rozwiązał mu się ździebko język. - Dobrze - szybko zmienił temat próbując odwrócić uwagę czarodzieja - O co chodzi?

- W takim razie wejdźmy, prowadź - wskazał gestem drzwi, tak jakby był właścicielem.


Kapitan postukał palcami o głownie miecza kołyszącego mu się u pasa. Przeleciał wzrokiem po czarodzieju i przytaknął na pytanie o gotowość do spaceru mrocznymi uliczkami Grodu. Stanowczo odmówił gawędy w karczmie, zdecydowanie nacisnął na rozmowę w bardziej ustronnym miejscu, którym nazwał miejscowy burdel. Rozejrzał się wkoło, a gdy upewnił się, że nikt z ludzi mu znajomych nie podażą za nimi ruszył ku krętym uliczkom miedzy drewnianymi chałupami. Nie gaworzył zbyt wiele podczas marszu, wydawał się być nieco zdenerwowany i zadumany.


Theodor, próbował na początku drogi dowiedzieć się do kogo zmierzają, ale kapitan odburkiwał tylko, że wszystkiego dowie się na miejscu. Było to niezwykle drażniące, ale i trochę go zaniepokoiło, toteż w trakcie drogi, skupił się i przygotował sobie w głowie formułę tarczy, aby być gotowym do jej natychmiastowego postawienia.

Wreszcie znaleźli się w okolicach zamtuza. Okalały go drewniane chałupy miedzy którymi przedziwne typki się kręciły. Większość wyglądała na wspaniałych rębajłów i rzezimieszków zwady szukających. Malo tego, na próżno szukać tu można było choćby jednego trzeźwego męża. Sam zamtuz chroniony był przez dwóch przysadzistych mężczyzn odzianych w skórznie i dzierżących drewniane palki obite żelazem. Nim wpuścili magika i strażnika, na którym większość oczu była skupiona, obrzucili ich mroźnymi spojrzeniami i szyderczymi uśmieszkami. Tak, strażnik w zbroi rzadkim był tu widokiem. Rzadkim i miast grozy i niepewności budzącym złośliwe uśmieszki na twarzach grodzkiego marginesu.
Zamtuz okazał się być dość przestronnym budynkiem. W izbie głównej wymiocinami, alkoholem, potem nieziemsko cuchnęło, acz powietrze z tanimi perfumami tudzież zapachem fajkowego ziela się mieszało. Jednym słowem, odór odurzającym nazwać można było.
Kapitan niewątpliwie bywał już w tym miejscu, ponieważ skinął do Hessa głowa i skierował się ku lekko uchylonym drzwiom. Położył monetę na blacie stolo przy którym rezydowała rezolutna, tłusta kobieta o aparycji mężczyzny. Ta również wykonała delikatny ruch głowa i mężczyźni opuścili izbę. Kapitan kaszlnął i zabrał ze sobą ociekająca woskiem świece. Popchnął drzwi, które ze skrzypem schody ku swego rodzaju piwnicy ukazały. Wewnątrz panował mrok i Hess zrozumiał czemu strażnik zabrał ze sobą choć nikle źródło światła.
Mężczyzna schodził ostrożnie, jakby rozważając każdy jeden krok. Zdecydowanie nie należał do tych nazbyt odważnych.

Wreszcie znaleźli się w dolnej izbie, dosyć przestronnej jak na piwnice zamtuza. Na środku znajdował się stół przy którym siedzieli czterej panowie grający w karty zapewne o stertę monet leząca na środku. Dwóch było zakapturzonych, twarz jednego szpeciła paskudna blizna, a ostatni trzymając buciory na stole ćmił fajkę.
-
Czego kapitanie? Dostałeś swój udział. – odezwał się ochrypłym głosem.
Strażnik natychmiast poczerwieniał rzucając Hessowi, krótkie acz wymowne spojrzenie. Nerwowo zakręcił się w miejscu i spuścił głowę. Jeden z zakapturzonych parsknął śmiechem i dopijając gin, cisnął pusta butelka w kat.
-
Żałosne. Kto to jest? – warknął ten z fajka wypuszczając z ust kłęby zielonkawego dymu.
-
Klient. Ma mamonę – odezwał się strażnik – dobrze płaci za informacje – opuszkami palców stuknął o głownie.
Z mroku wyłoniło się dwóch barczystych mężczyzn. U pasów nosili sztylety. U góry ktoś zamknął drzwi, możliwe nawet iż przekręcił klucz.

Hess zastanawiał się, czy nie zaatakować od razu, wszak to dawało mu największe szanse, że jest w stanie dostatecznie szybko postawić tarczę.
-
Informacje… powiadasz. - powiedział jak już Theodor zdołał się domyślić przywódca.
-
Nie inaczej. - odpowiedział kapitan.

- Ty, wysoki, podejdź tutaj. Czego szukasz w takiej dzielnicy w tak wykwintnym stroju? Przeto wiedzieć powinieneś iż łatwo tu po głowie oberwać tudzież sakiewkę zgubić? O tak, przywiodła Cie tu żądza informacji. Chcesz wiedzieć więcej niźli możesz się dowiedzieć postępując zgodnie z litera prawa? Taki burżuj jak ty, prosi o pomoc margines społeczny. Dowcipne! Istna komedia. Ale cóż – mężczyzna nie wypowiadał się jak prosty człek, niewątpliwie w swym życiu miał do czynienia z nauka i okrzesanym wychowaniem jednakże nie to było teraz najważniejsze. W tajemniczym, pełnym pogardy tonie jego głosu ciężko było wyczuć jakiekolwiek intencje. – O co wiec pytasz? -


Theodor podszedł przed stolik, spojrzał na krzesła rozważając czy by nie usiąść, ale stwierdził, że większe szanse w ewentualnej potyczce ma stojąc.
- Szukam informacji o Lidze Kolekcjonerów, o jej historii, kontaktach, czym się teraz zajmuje, gdzie można ją znaleźć jak dołączyć i tym podobne, ewentualne informacje o ludziach identyfikujących się Błękitną różą, też będą dla mnie w cenie. - sięgną do sakwy, i wyjął jeden z sygnetów, i mieszak ze złotem, w którym było około 15 złotych monet i kilkanaście srebrnych. Zważył mieszek na dłoni, i rzucił na stół, gdzie przyjemnie zadźwięczał, sygnet zaś prostym czarem lewitacji przeniósł przed szefa tutejszego podziemia.
- Ach, o Ligę Kolekcjonerów. A cóż ja biedny mam wiedzieć o sprawach tak wielkiej wagi. Ale skoro, rozsypujesz mieszek złota. Dobrze… - mężczyzna odebrał od Theodora pieniądze i podał je służącemu, który natychmiast schował sakiewkę do kufra. Przyjrzał się sygnetowi, a potem skinął głową, Hess natychmiast przywołał do siebie sygnet i umieścił go w sakiewce.
Liga Kolekcjonerów to organizacja zrzeszająca, właściwie nie wiem. Ale wiem sporo o jej istnieniu gdyż członkowie takowej często ze mną gaworzyć okazje mieli. Jak zostać członkiem takowej? Trzeba spotkać innych członków, zdobyć zaufanie, powoli zostanie się wcielonym w jej sekrety. To długa droga…Cele i założenia, powiadasz? Dbanie o interesy członków, Liga prowadzi handel na wysokim poziomie, interesy o jakich wielu się nie śniło. Na wielka skale. Interesy międzypaństwowe. Zrzesza bowiem ludzi rożnych kultur i narodowości. Historia? Nie znam, nie zwykłem pytać o takowa moich rozmówców i nie zwykłem swojej nikomu zdradzać. I powiem szczerze, ze nie wiem jak masz dowiedzieć się czegoś o swym ojcu. Pytaj ludzi, pytaj ludzi z sygnetami Ligi. Czegoś się dowiesz, obecnie kilku najemników jest wmieszanych w interesy tejże organizacji, jeżeli nie zginęli w bojach z elfami są zapewne w Wilczym Grodzie lub w obozie najemników. Błękitna róża? Nie spotkałem się z czymś takim w swym krótkim życiu. Zyskowne zlecenia za rzeka? Nie interesuje mnie to, ja rządzę po tej stronie Silei. Ale popytaj w Wilczym Grodzie, w tamtej mieścinie zawsze maja roboty dla odważnych i mało ciekawskich ochotników. Koniec pytań? Wyśmienicie. A teraz, spieprzaj stad. I nie próbuj żadnych sztuczek, bo obudzisz się najeżony sztyletami w miejskim rynsztoku. Fred? -
- Nie powiem, że poznałem jakieś nowości, choć z każdej wiadomości da się coś wyciągnąć. -
Potężnie zbudowany mąż schwycił Theodora za płaszcz, zacisnął dłoń, i natychmiast kiedy Theodor podniósł tarczę odleciał do tyłu.

- Nie potrzebuję pomocy, za ty będziesz potrzebował jeśli jeszcze raz mnie tkniesz – powiedział groźnie – Można grzeczniej, wszak nie zamierzałem tu zostawać, bo warunki klimatyczne mi nie pasują. - Odwrócił się do tego, który próbował go wyprowadzić. - Prowadź do wyjścia i ucz się kultury, bo następny mag może cie zmiażdżyć, to jest łatwiejsze niż utrzymywanie tarczy. - Mężczyzna podniósł się i patrząc spode łba na Theodora odwrócił się i ruszył do wyjścia, nie poprowadził go jednak przez zamtuz, ale przez kuchnię i wyprowadził go w zaułku za zamtuzem. Kapitan został na dole.




Theodor wrócił go gospody, zamówił u karczmarza misę z ciepła wodą do pokoju na rano i udał się do pokoju. Bez słowa zdjął ubranie i przed zaśnięciem, przygotował sobie pod poduszkę sztylet.
Rano wstał wcześniej, Skoncentrował się i zaczerpnął mocy z powietrza, następnie odrobiną magii ogrzał wodę w misie, umył się, ogolił i zszedł na dół do karczmy, zamówił śniadanie. Dostał dość dobrą jajecznicę, świeży chleb i mleko.
 
deMaus jest offline  
Stary 08-03-2010, 21:10   #226
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Chwilę po tym jak ona i wojownik zaczęli zastanawiać się co tak długo robią inni, pojawili się Grey i Blake. A niecałe pół piwa później cała reszta. Zoi właśnie skończyła swoje piwo kiedy przysiadł się do nich Maldred. Kiedy spytał o sprawy dotyczące spania po prowizorycznym powiedzeniu im jak minęło ich spotkanie, dziewczyna rzuciła.
- Noclegujemu tutaj, karczmarz już nam znalazł miejsce. My jeszcze wychodzimy na spotkanie, wiec możemy potem porozmawiać lub jutro jak będziemy wyjeżdżać. Blade bądź tak miły i popilnuj naszych gratów bezsensu jest dla nas iść z tym.– Uraczyła mężczyznę życzliwym uśmiechem i razem z Karanickiem, wstali i skierowali się do wyjścia na spotkanie z informatorami. Droga do miejsca spotkania trwała krótko, już na miejscu dosiedli się do ogniska rozpalonego w mrocznej dzielnicy, gdzie z kolei zeszła się zdecydowana większość miejskich gnid i szumowin. Nad ogniem kołysał się kocioł z zupą, a dookoła rozsiedli się uzbrojeni po zęby wojownicy. Natychmiast zauważyli nas lekko już podpici mężczyźni, doszło do wymiany zdań między kimś kto wyglądał na herszta niedużej bandy lokalnych zbójów i Karaniciem, a w następstwie tejże rozmowy udało nam się pogaworzyć na nurtujące nas tematy. Otóż, herszt ów wspomniał, iż o elfach wieści docierają do ciemnych zakamarków miasta w każdy dzień i noc, lecz niewiele z nich da się potwierdzić. Większość to jedynie wyssane z palca bujdy kreowane jedynie na potrzeby gawędy przy ogniu i butelce gorzały. Jednakże wymienił się z nami również informacjami, które nazwał absolutnie pewnymi. Powiadał, iż elfy na swych wąskich i szybkich łodziach przekroczyły Sileę i wkroczyły do okalających Gród lasów, by nękać podróżujących do miasta kupców i dopadać eskortujących złoto rycerzy zakonnych. Mało tego, podobno niejeden już taki konwój dorwały. Pewnym jest również, że niedługo dojdzie do bitwy. Zapuszczający się za rzekę najemnicy, szczególnie ze znajdującego się przy samym moście obozu, donoszą iż elfy gromadzą się w coraz większe grupy i zbierają broń. Informacja ta pewną jest, gdyż potwierdziły ją liczne źródła. Co również zajmującym jest, okazało się iż nie jesteście pierwszymi, którzy pytają o elfy i sytuację za rzeką, jednocześnie nie będąc stąd. Tak, tak, jakaś drużyna ruszyła przed nami, dosłownie kilka dni. Herszt napomniał też, abyście odwiedzili obóz najemników i wioskę flisaków na Południe od Grodu po więcej informacji.

Potem wróciliśmy do karczmy na spoczynek i powtórzenie informacji jakie usłyszeli. Cóż tak naprawdę to tą miłą rutynę jak powtórzenie kapłanowi tych nowin Karanic pozostawił jej. Co zrobiła jeszcze tego samego wieczoru, informacje tak naprawdę nie odkrywały ich celu podróży i nie zagrażały misji. A przydatne było że nie są pierwszymi co mogliby wynajęci przez zakon do tej roboty. Jak widać konkurencja nie śpi.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 12-03-2010 o 21:38.
Obca jest offline  
Stary 12-03-2010, 23:04   #227
 
Joppcio's Avatar
 
Reputacja: 1 Joppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodzeJoppcio jest na bardzo dobrej drodze
Blake z trudem przecisnął się do lady.
- Te. Karczmarzu! Piwa nam polej i jakieś jadło na ten wieczór! - Blake wskazuje palcem 3 osobową drużynę - Dla nas wszystkich ma żarcia starczyć. No i jakiegoś pokoja nam załatw. Ale na jednej nodze!
- Dobrze paniczu! - karczmarz odwrócił się natychmiast i zawołał córy by te sporządziły więcej jadła i napełniły antałki trunkami
- Ile se liczysz?
- Sypnij panie nieco grosza, to zaszczyt tak dostojnej drużynie usługiwac!
"A temu to co odbiło? Jakiej do cholery dostojnej drużynie?" - pomyślał Blake.
Położył na ladzie niewielki kilkanaście groszy po czym odszedł do stolika. Znów bolała go głowa. W końcu usiadł przy całej drużynie. Ledwo zdołał odetchnąć a już znów prosili go o coś
- Noclegujemu tutaj, karczmarz już nam znalazł miejsce. My jeszcze wychodzimy na spotkanie, wiec możemy potem porozmawiać lub jutro jak będziemy wyjeżdżać. Blade bądź tak miły i popilnuj naszych gratów bezsensu jest dla nas iść z tym - rzekła Zoi
- Jasne, a mam jakiś wybór? - zapytał Blake po czym rozsiadł się wygodniej na krześle. Gdy w końcu podali jadło rzucił się na nie i ze smakiem spałaszował kilka kawałów mięsa. Cały posiłek zalał kilkoma kielonami piwa. Jadł w spokoju i skupieniu. Gdy w końcu zjadł do karczmy wrócili towarzysze.
- No. To skoroście już wrócili nie muszę już wam niczego pilnować. Ja już idę się położyć. Nie mam jakoś specjalnie ochoty dziś na ucztowanie. Wy tu se róbcie co tam chceta. Wszystko opłacone. - rzekł, po czym począł się zbierać. Omiótł jeszcze wzrokiem karczmę i ruszył do pokoju. Tam w spokoju rozebrał się i położył na łózko. Rozmyślał jeszcze chwilę nad zadaniem po czym usnął.
 
Joppcio jest offline  
Stary 13-03-2010, 18:15   #228
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Niebawem cała drużyna zjawiła się w dolnej izbie. Na blacie stołu leżał zalany w trupa karczmarz, oberżę sprzątała zapewne jego żona. W kącie, we wcale małą kupkę uformowano nieprzytomnych biesiadników, którzy najwyraźniej przecenili swoje możliwości i zbyt wiele gorzałki wypili. Panowała iście grobowa cisza, przerywana jedynie stukotem obcasów bohaterów o drewniane schodki tudzież szelest miotły ocierającej się o podłogę. Kobieta w swej uprzejmości zaopatrzyła drużynę w kilka butelek mocnej gorzały, które w stanie upojenia alkoholowego, oberżysta kapłanowi obiecał.

Gród spowiła gęsta mgła, słońce dopiero co budziło się z nocnego snu. Niestety, kiepska pogoda się zapowiadała. Wyglądało na to, iż ciemne, kłębiaste chmury nie opuszczą dziś ziem położonych nad bystrą Sileą. Ulice grodu, za dnia od pysznych najemników, chłopów i kupców się rojące, teraz świeciły pustkami, a widok ten niemałą mógł napawać grozą. W pewnym momencie zza rogu wyłonił się pędzący na kucu krasnolud Thobius. Zbroję spakowaną miał w tobołki umocowane przy siodle wierzchowca. Rad mknął ku drużynie nie dbając o zachowanie ciszy. Kiedy wreszcie stanął przy zdezorientowanych podróżnikach zeskoczył z siodła i szeroka rozkładając ręce zawołał:

- Witajcie! Nie łatwo jest zarżnąć krasnoluda Thobiusa! Ha! Zaprawdę powiadam Wam, krzepę i cielsko to ja nie byle jakie posiadam, ot co! – Maldred gestem ręki uciszył krasnoluda, jednakże ten nie przestał gawędzić, niemałą sztuką było zawrzeć jego gębę. Ściszył nieco głos i kontynuował – Rad jestem, że zdążyłem. Mam dobre i złe wieści. Dobre są takie, że do was wracam i postanowiłem kontynuować z wami podróż, cni wojownicy! Mało tego, chciałbym wam serdecznie podziękować za uratowanie mnie z łap tych bandziorów. Zlekceważyłem przeciwnika, i zhańbiłem nieco swe imię – przyłożył rękę do serca i spuścił głowę by po chwili wznowić przemowę - Ale cóż, pora na złe wiadomości. Otóż, wasz przyjaciel, który, tfu, nie wypowiem jego imienia, padł w walce przeniósł się dziś w zaświaty. Tak mówił kapłan. Nie patrzcie tak, nie martw się Maldredzie, otóż, nie zszedł on z powodu Twoich niedociągnięć czy braku wiedzy medycznej. Przeciwnie. Uratowałeś go przed wcześniejszym zgonem. He, ale może trza go było zostawić, aby w bitce zmarł. Może to jego los by uratowało przed niechybnymi katuszami w ogniu piekielnym. Nie patrzcie tak, już mówię o co się rozchodzi. Otóż, ten wasz kompan syfa miał jakiego! Kapłan w lazarecie stwierdził że tamten z mężczyznami obcować regularnie musiał, przeto leki nie działały. Gorączki dostał i ku chwale Pana zdechł! Tfu, i to tak z facetami… rzygać się chce, ot co.

Drużyna dotarła do miejskich stajni, gdzie ochoczo obsłużył ich szczerbaty chłopiec bawiący się źdźbłami trawy. Jego opiekun, sędziwy mężczyzna, leniwie siedział na stogu siana wydając młodemu rozkazy. Ten, mleko miał jeszcze pod nosem i radował się mogąc służyć znakomitym gościom uzbrojonym w miecze i łuki, noszący na sobie wspaniałe pancerze. Z przymrużeniem oka patrzył na starego Maldreda, bo nie interesowali go niedołężni mężowie. Marzył o zostaniu wojakiem, nie klechą.

Bohaterowie wyprowadzali wierzchowce z pustego grodu i jak się wydawało, nikt się nie zbudził, a nawet jeśli to nie zamierzał się fatygować aby zerknąć przez okno. Wspaniale widać było jakim Kamienny Gród jest niebezpiecznym miejscem. Przez całą drogę, a przebyli jej sporo, nie spotkali ani jednego patrolującego okolicę strażnika. Zapewne kasztelan w głębokim poważaniu miał bezpieczeństwo zamieszkujących gród obywateli. Między innymi dlatego, ludzka rasa nie potrafiła wojen wygrywać. Prywata. Doglądanie jedynie własnej rzyci.

Kiedy dotarli do bramy, oczywiście była zamknięta. Rozporządzenie króla Imperium sprzed setek lat mówiło, iż bramy winne być otwierane dopiero po wschodzie słońca co wielu kłopotów sprawiało kupcom i podróżnikom. Jednakże, takowy zwyczaj się przyjął i nikt buntować się nie zamierzał. Na murach nie było nikogo, chłodno było, zapewne żołnierze woleli grzać się bądź sączyć alkohol wewnątrz baszt niż marznąć pilnując Grodu. I zapewne kara żadna takowych mężczyzn spotkać nie mogła, gdyż pewnym było, iż głównodowodzący straży chleje co najmniej za dwóch. Takie to przywileje mieli wysocy rangą strażnicy. Więcej razy pociągnąć z butelki mogli. Takie to były czasy.

Z baszty znajdującej się tuż przy bramie dochodziły odgłosy hulanki zapewne mocno nakropionej alkoholem. Najwidoczniej strażnicy urzędujący przy bramie, nie mogli sobie na smaczny sen pozwolić lub po prostu postanowili napoić się przed spoczęciem. Maldred wypowiedział po cichu magiczną inkantację, z okienka baszty w którym paliła się świeczka dobiegł dźwięk przewracających się ciał, powietrze zafalowało, a świeca zgasła. O tak, umysł alkoholem otępiony łatwo było oszukać. Dzięki czarom Hessa udało się natychmiast otworzyć bramę, gdyż nie była chroniona żadnymi przeciwzaklęciami.

Nawet przeraźliwy zgrzyt jaki towarzyszył otwieraniu solidnej bramy nie zbudził uśpionej straży. Możliwe, iż ktoś z obywateli zajmujących chałupy najbliżej położone głównego wejścia do grodu wstał właśnie z łoża, aby sprawdzić co nęka jego sen, atoli członkowie kompanii opuścili już pierścień murów i nie miało to większego znaczenia. Właśnie przestawali podlegać jurysdykcji kasztelana. Kiedy ostatni jeździec opuścił miasto, brama się zamknęła.
Słońce powoli wychylało się zza horyzontu. Droga prowadząca do obozu najemników, Mostu tudzież sławnej w okolicach wioski flisaków była szeroka i kręta. Silea szumiała kojąco, a chłodne powietrze przywracało do życia śpiących kompanów. Konie rżały wesoło, zadowolone z postoju w stajni i solidnego posiłku. Kłusowały więc chyżo, aż jadący przodem Karanic zatrzymał wierzchowca. Stali na rozstaju dróg. Jedna z nich prowadziła ku Mostowi i położonemu nad nim obozowi najemników, druga zaś ku widzianej z daleka, pogrążonej jeszcze we śnie wiosce flisaków. Thobius splunął, złapał cugle do jednej ręki i wytarł nos z cieknących z niego smarków.
- To co, gdzie jedziemy?


 
Kirholm jest offline  
Stary 15-03-2010, 23:19   #229
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maldred podniósł się na posłaniu i przeciągnął tak, że aż stawy zatrzeszczały. Rozejrzał się niezbyt przytomnie po otoczeniu i podrapał po siwej głowie. Dopiero po chwili skojarzył dlaczego na dworze jest wciąż ciemno i co go skłoniło do wstawania o takiej porze. Zwlókł się z posłania i poszedł budzić swoich towarzyszy. Usłyszał od Blake'a kilka niecenzuralnych słów, ale nie przejmował się tym za bardzo. Dokończywszy obchód spakował swój bagaż i zszedł na dół. Gospodyni sprzątającą główną salę powitał uśmiechem i grzecznym ukłonem, ale nie odezwał się. Po chwili wszyscy się zgromadzili i uiściwszy wszelkie rachunki wyszli na zewnątrz.
Praktycznie natychmiast przykłusował na swoim kucu Thobius. Kapłan rad był go widzieć w dobrym zdrowiu, ale hałas jaki czynił (porównywalny z chorągwią mocno pijanej ciężkiej jazdy) nie sprzyjał ich sprawie. Wieści jakie przyniósł o Mikhailu nie napawały optymizmem.
- Niech Wielkie Słońce będzie dla niego łaskawe - westchnął Maldred. - Nie bądź zbyt spieszny w ocenianiu ludzi. Zaiste jeśli prawdą jest co mówisz, dopuścił się on ochydy, zważ jednak, że w obronie niewinnych ludzi oraz swych towarzyszy nie zawahał się postawić swego życia na szali. Pozwól Wielkiemu Słońcu osądzić jego wszystkie czyny, a nie potępiaj go tak łatwo. Ale dość o nim. Pomodlimy się za spokój jego duszy, gdy już opuścimy gród. Nie ma co zwlekać.
Powiedziawszy to odwrócił się na pięcie i poszedł odzyskać swojego wierzchowca. Miło było zobaczyć, że chłopiec stajenny, choć wyglądał na niefrasobliwego, dobrze zaopiekował się Szafirem. Że patrzył na kapłana jak na kogoś niewartego uwagi to całkiem inna sprawa. Zwykle tak bywało. Dopóki nie dręczyła choroba, klątwa lub sprawa sądowa, był dla ludzi klechą. Dopiero jak sobie uświadamiali jak bardzo go potrzebują, nagle stawał się wielebnym. Ale cóż, taki zawód. Wielkie Słońce mu kiedyś wynagrodzi.
Wyszedł na zewnątrz i dosiadł swego rumaka. Ruszyli w dół pustej ulicy. Kopyta stukały o bruk. Nie minęli ani jednego człowieka, choć nie wiadomo kogo kryła mgła w bocznych uliczkach. W końcu dotarli do bramy. Strażnicy nie przejmowali się nią najwidoczniej, wierząc pewnie, że edykt królewski powstrzyma ew. zdrajców przed jej otwarciem. No cóż, na szczęście tym razem kto inny otwierał bramę. Maldred wzniósł cichą modlitwę do swego boga, a strażników zmorzył sen. Gdy tylko odgłosy zabawy ucichły Theodore uchylił przed nimi wierzeje i cała drużyna gęsiego opuściła bezpieczne mury miasta, a wrota zamknęły się za nimi. Kapłan wznosił w sercu dzięki Wielkiemu Słońcu za mgłę i chmury. Co prawda psuły nastrój i dokuczały, ale za to świetnie ukrywały ich przed ewentualnymi ciekawskimi spojrzeniami.
- To co, gdzie jedziemy? - zapytał Thobius, gdy dotarli do rozdroża.
Maldred wyciągnął i rozwinął mapę.
- Dobre pytanie. Celem niewątpliwie jest Wilczy Gród, bo takie dostaliśmy zadanie. Jeżeli się da, to chyba warto by tam popłynąć, ale nurt Silei jest zbyt silny, by płynąć pod prąd.
Chwilę przyglądał się kawałkowi pergaminu, starając się przeanalizować, która droga będzie dla nich najlepsza.
- Tędy - rzekł w końcu spinając konia.
- Chyba winien Wam jestem przeprosiny, za wczesną pobudkę. Sęk jednak w tym, że im mniej osób wie o naszej misji, a tym bardziej o jej zaawansowaniu, tym lepiej dla nas. Może sam kasztelan jest godny zaufania, ale już na wierność żołnierzy bym zbytnio nie liczył, a tym bardziej na najemników. Jeśli któryś miał zamiar nas śledzić, albo pokierować na nas elfów, to wyjazd w takim stylu powinien mu nieco pokrzyżować plany. Szczególnie, że nawet kasztelan spodziewa się naszego wyjazdu dopiero jutro. Możecie to uznać za przesadną ostrożność, skoro jedziemy w paszczę lwa, ale po przekroczeniu Silei będziemy na terenie wroga i bez wątpienia przyjdzie nam się z nim użerać. Dużo lepiej, jeśli nie będziemy musieli tego robić wcześniej.
- Na popasie musimy się podzielić zapasami. Nie ma sensu, żeby Szafir to wszystko niósł, a i lepiej będzie, jak każdy będzie miał coś na ząb zawsze przy sobie.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 17-03-2010, 23:50   #230
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nie spodziewała się, że wypoczynek w grodzie będzie tak późny a wychodzić z niego będą jak ludzie co zabili właśnie lorda i trzeba im wymknąć się przed świtem by nikt ich nie skojarzył z tym faktem.
Ale nie pytała o co chodzi i dlaczego, zebrała swój ekwipunek szybko i podążyła za kapłanem. Okazało się że czeka ich rzeczywiście ewakuacja poza gród. Karanic jechał na przedzie ona obstawiła tył ich kolumny jeździeckiej.

Pierwszy postój mieli na rozdrożu, tam Maldred powiedział ogólnikowo co skłoniło ich do wyjechania tak szybko. Zoi znów pominęła milczeniem że skoro kasztelan spodziewał się ich wyjazdu jutro to czy przypadkiem nie było szansy by dał im jakąś pomoc czy wskazówki dopiero jutro. A także kapłan zadecydował którą drogę objąć dalej.

- Jeśli mamy jechać to jedźmy i nie marnujmy zarobionego na wcześniejszym wyjściu czasu na bezcelowe stanie na środku drogi. – pogoniła resztę drużyny.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172