Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2010, 20:37   #173
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anzelm, Phaere i Latien odskoczyli gwałtownie widząc jak Liliel pada na ziemię w kolejnym - jak im się zdawało - ataku szaleństwa. Gdyby teraz zdecydowała się zwrócić przeciwko nim byłby to najgorszy z możliwych momentów - zwłaszcza że wokół wieży zaczęło gromadzić się demony. Czy przybywały wezwane przez thana, czy zwabione bitewnym gwarem - nie wiedzieli. Niezależnie jednak od tego, która ze stron zwycięży - im nie wróżyło to dobrze. Nagle Liliel zerwała się z ziemi i bez słowa odleciała w kierunku innych demonów. Drowka bezzwłocznie wróciła do wertowania księgi, której zawartość najwyraźniej bardzo ją wciągnęła, mężczyźni zaś obserwowali wyczyny sukkuba. Ciężko było powiedzieć co ten zamierza - demony nie przyjęły jej ciepło, zaś po chwili do wieży powędrował wielki golem ulepiony z ziemi. Pomóc thanowi? Przeszkodzić? Nie wiedzieliście. Toteż powracającą Liliel przywitały wyciągnięte miecze.

- Jak już skończycie się bawić, to czas by Liliel zrobiła co trzeba. I zniszczyła filakterium - rzekła, ignorując skierowaną w jej stronę broń. W końcu czy to pierwszy raz ktoś jej groził? Uniosła dłonie, by rozpocząć skandowanie czarów.
- Poczekaj - powstrzymał ją Anzelm. Prośba do Nerulla o rozproszenie obcej magii spłynęła z jego ust. Wyciągnął z fałd płaszcza smoczy amplifikator i rzucił go sukkubowi. - Spróbuj teraz.
Lilien wznowiła inkantację. Kulisty piorun i widmowy, zielonkawy topór niemal równocześnie uderzyły w pudełko, które zniknęło na chwile kłębach dymu. Niestety gdy się rozwiały na filakterium nie było widać nawet draśnięcia. Próby otwarcia również spełzły na niczym. Liliel niechętnie oddała jajo Anzelmowi - czas było wcielić w życie kolejny plan.

Latien krzywił się i zżymał, ale rozumiał powagę sytuacji. Selena nie wahałaby się sięgnąć po wszystkie dostępne jej środki byle tylko powstrzymać thana. Dla Zhuath no'ma święciła już własne życie, a teraz poświęcała i duszę walcząc tam, wysoko na wieży. W czasie swoich licznych podróży nie raz doświadczył mocy kapłanów i "magicznych" przedmiotów i wiedział, że nie stać go na odrzucenie mocy Anzelma, który skandował kolejne modlitwy. "I ja powinienem zaśpiewać ku chwale Matki", przemknęło mu przez głowę. I to też uczynił, nucąc basowym, pięknym lecz zupełnie nie pasującym do niego głosem hymn ku chwale Zivilyn, który przemykał między murami, napełniając siłą i odwagą serca Waszej małej grupy.
A potem - choć całe jego jestestwo wzbraniało się przed tym, a umysł podsuwał koszmarne wizje tego, co może stać się z prawym lilendem - Latien zawiesił na szyi ohydny, kościany naszyjnik, ujął w dłoń przeklęty kapłański oręż i skupiając na jego czubku całą moc Matki, jaką tylko zdołał z siebie wykrzesać: uderzył.

Ogłuszający huk rozdarł powietrze, na chwilę zagłuszając nawet odgłosy bitwy. Potężna fala mocy, której epicentrum stanowiło filakterium, odrzuciła Was na boki jak szmaciane lalki. Mroczna księga wyleciała z dłoni Phaere i upadła między kamienie, podobnie jak amplifikator. Relikwiarz drżał i trzeszczał, podrygując w kręgu stopionej ziemi. Z wieży dobiegł Was przeraźliwy ryk przepełniony strachem i wściekłością. Pierwsza bariera została przełamana.

- Jeszcze jedna! - wrzasnęła drowka, której (podobnie jak Wam wszystkim) dzwoniło jeszcze w uszach. Najwyraźniej dotarła do końca opisu tworzenia filakterium. Niestety nie tylko ona wiedziała, że jeszcze tylko jedna warstwa czarów dzieli Was od zwycięstwa.

- Zabić!! Zabijcie ich wszystkich!! - rozdzierające wycie thana wypełniło umysł Liliel, niemal powalając ją spowrotem na ziemię. Lecz poczucie zwycięstwa i zemsty było (póki co) w sukkubie silniejsze. Tyle strachu w jego głosie, tyle przerażenia, paniki, lęku - lęku przed ostateczną śmiercią. A czyż nie strachem właśnie żywią się sukkuby? Demonica dotknęła drugiego z trzech rubinowych oczek pierścienia i przed nią pojawił się olbrzymi, metalowy konstrukt, przewyższający wzrostem nawet Latiena. Golem. Żelazny wojownik zrobił krok, chcąc zmiażdżyć pudełko, lecz nie to przykuło Waszą uwagę.

Demony, które nie dołączyły dotychczas do walki ruszyły w Waszą stronę. Jeszcze nie wszystkie - niektóre, w tym stare marlithy, nadal opierały się mocy thana. Jednak chmara, jaka pobiegła i poszybowała w stronę waszej kryjówki i tak - jak na wasz gust - była o wiele za duża. Nawet drobiazg, który do tej pory uprzykrzał życie Bohaterom, zawrócił by Was zaatakować. Nic zresztą dziwnego - relikwiarz, który nawet "nie zauważył" próby zdeptania go przez golema, był dla licza cenniejszy niż życie. Był jego życiem.





Latien
poskoczył na przód i uniósł dłonie. Wokół Was poczęły tworzyć się trąby powietrzne, które szybko połączyły się tworząc kopułę z wichru, ziemi i kamieni. Poprzez huk wiatru słychać było stłumione piski i ryki rozczarowanych demonów, które z determinacją atakowały barierę.Od czasu do czasu widzieliście rozbłysk jakiegoś pomniejszego czaru. Póki co jednak żaden z potężniejszych demonów nie zdecydował się jeszcze dołączyć do ataku - ich czary z pewnością szybko pokonałyby moc Latiena. Wszyscy z nadzieją spojrzeliście na Phaere, która rzuciła się w stronę księgi. Tiloup pilnował jaja. Wspomożona magią brutalna siła zdziałała tylko raz - teraz cała Wasza nadzieja leżała w niepewnej magii drowki.
 
Sayane jest offline