Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2010, 21:15   #171
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm upadł na kolana gwałtownie upuszczony przez lilenda. Z satysfakcją w oczach popatrzył na wierzę. Na górze, tuż obok thana mogli być przerażeni tutaj zaś than nie mógł ich dosięgnąć zajęty innymi gośćmi. Tutaj i teraz mógł pokrzepić się malutkim zwycięstwem jakie zapewniło im zdobycie filakterium i księgi. Mógł też cieszyć się, że przeżyli ucieczkę.

W chwili, gdy szykowali się do wyskoczenia, kapłan użyczył lilendowi swego amuletu siły. Znaleziony w karczmie przedmiot od początku wzmacniał Anzelma, a jego udana identyfikacja w świątyni niejako przez autosugestię jeszcze bardziej wzmocniła to wrażenie. Wcześniej niepewny, teraz Latien bez trudu mógł unieść dwójkę kompanów. Zmniejszony ciężar nie poszedł jednakże w parze z rozmiarem. Ładunek strasznie utrudniał manewry, a odłamki sypiącej się wieży sprawy nie polepszyły. Stąd zejście bardziej niż lot ptaka przypominało awaryjne lądowanie. Rezultatem były stłuczenia, zwichnięcia i obicia. Poważniej chyba nikt nie ucierpiał, bowiem wszyscy lotnicy rzucili się skryć przy sukkubie.

Gdy Phaere studiowała księgę, Anzelm wciąż nie odrywał wzroku od toczącej się bitwy. Z daleka wyczuwał negatywne wibracje magii thana, jak i te pochodzące z bliska, z nienawiści i goryczy przepełniającej kapłańskie serce. Bezwiednie nie spostrzegł kiedy trzymał w dłoni filakterium. Przeczuwał czemu je wyciągnął. Nadszedł czas końca i rozstrzygnięć. Przy wierzy zbierały się wszelkiej maści mieszkańcy Otchłani i dziewięciu piekieł. Także Liliel stała się niespokojna. Kapłan przezornie odpiął od pasa miecz.

W tej chwili spostrzegł Latiena wahającego się lecieć z powrotem do wieży.
-Poczekaj. -zawołał kapłan - Na nic będzie śmierć ich i Twoja, która was tam spotka, jeśli to pudełeczko pozostanie nietknięte.
Kapłan dokładnie wiedział, jak trudno zniszczyć filakterium. Drwiła z tego kiedyś Liliel, wspominała o tym czaszka. Nie był pewien, czy zna zaklęcia na tyle potęrzne, by przebić magiczne bariery. Nie dysponował potężnym artefaktem, który jednym cięciem rozłupałby pudełko. Pozostawała chyba tylko nadzieja w czystej, brutalnej sile, której kapłanowi także poskąpiono. Lilend zaś w mgnieniu oka rozważył słowa kapłana i jak pokazał to w trakcie wędrówki myśli szybko zechciał przekuć w czyny.

- Połóż je więc. - odparł - I miejmy to z głowy.

-Proszę, jeśli zdołasz. - kapłan posłusznie odstawił filakterium na leżącym obok nich kamieniu - Mogę Ci pomóc, wzmocnić daną mi mocą, będziesz...

-Plugawą siłą! - wzdrygnął się lilend wciąż mając w pamięci szkielety pod przywództwem Aitara.

-Jesteśmy na wojnie, nie ma tu miejsca na rycerskie sztuczki. - zirytował się kapłan - Wybuch ognia niszczy, prawda, ale użyty właściwie, precyzyjnie, potrafi zdusić inne płomienie.

Spojrzał prosto w oczy Latiena.

-Mogę pomóc nabrać sił tobie, natchnąć także broń. Pan któremu służę jest prawdziwym władcą śmierci. To co jego moc powołuje do nieżycia, potrafi też i niszczyć. To jednak może nie wystarczyć.- Anzelm westchnął - Szkatułkę chronią zaklęcia i moce, których natury nie potrafię poznać, jestem sługą mocy nie czarnoksiężnikiem. Sami nie przebijemy niewidzialnych zasłon.

Kapłan przezornie rozpoczął po cichu przygotowania nad zaklinaniem swego oręża, napełniając go mocą swego pana. Tak czy inaczej przyda im się w walce.
 
Glyph jest offline  
Stary 24-02-2010, 17:11   #172
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wydarzenia działy się tak szybko...ucieczka, z księgą, pojawienie się Thana. Bitwa która rozpętała się później. Demonica nie miała okazji przeanalizować kolejnych zdarzeń... nie potrafiła nawet wyjaśnić, jak i czemu znalazła się wraz z Anzelmem i resztą wśród ruin.
Nie miała czasu cieszyć się nieporadnością obciążonego lilenda...skupiła się najważniejszym fakcie...

Tam gdzieś toczył się bój od którego zależał jej dalszy los. Co gorsza, ani Thanowi ani grupie Versunga nie kibicowała. Miał wrażenie, że bez względu która strona wygra, Liliel przegra. Najlepiej by obie strony zabiły się nawzajem... było to jednak pobozne życzenie.

Succub zajęty własnymi rozterkami ignorował działania Anzelma i pozostałych czlonków grupy. Zabawy z osłonami magicznymi filakterium mało ją obchodziły. Tym bardziej, że nie bardzo się na tym znała. Demonica spoglądała na wieżę, zastanawiając się po której stronie się opowiedzieć i co uczynić. Kolejne wydarzenia niemal wymusiły na niej wybór...

Liliel upadła na kolana chwytając się za głowę i wyjąc potępieńczo. Jej ogon przecinał powietrze ze świstem, a ona słyszała głośny zew. Niczym melodia, uporczywa melodia, głos thana tkwił w jej głowie. - Przybywaj!
- Nie zamierzam...- z jej gardła rozległo się syknięcie, a pazury Liliel rozdzierały warstwę gleby. Pakt był przeszłością, pakt został złamany...dawna więź była jedynie wspomnieniem hańby. Liliel nie można władać. Liliel była wolna i choć pragnęła niszczyć, to nie w imię gnijących szczątek dawnego maga.
Rozłożyła skrzydła i powoli poszybowała w kierunku obu przycupniętych marlithów, czas nie obszedł się z nimi za dobrze.


Krążąc nad demonami spytała drwiąco. - No i co zamierzacie ? Pomóc thanowi i skazać się nad dalszą niewolę?
- Znikaj śmieciu -
jeden z marylithów bez trudu oderwał od muru spory głaz i cisnął nim w sukkuba. - A jak ci się wydaje? Oślepłaś już zupełnie od tych swoich podziemi, czy zgłupiałaś od towarzystwa tej świni z którą się zadajesz?
- Ja oślepłam?-
rzekła drwiąco chichocząc Liliel unikając ciosu głazem.- To wy unikacie dokonania wyboru. Póki co, jeszcze możecie wybrać zemstę lub posłuszeństwo. Później nie będziecie mieć wyboru.
- Znalazła się - prowodyrka buntu
- lekceważąco parsknął drugi demon. - Jakoś nie widzę, żebyś coś robiła.
- Ja nie jestem dużym, silnym marylithem.
– zaśmiała się Liliel i spojrzała po obu demonach.- I może to i dobrze, bo ja zamierzam coś zrobić...a nie tkwić tu czekając, aż than znowu nas zniewoli. Zabijcie go, a ja dopilnuję by nie wstał z martwych.
- Dopilnuj by nie wstał, a my go zabijemy -
chóralnie rzekły marlithy, po czym wybuchły chrapliwym śmiechem.
- Az żal patrzeć, co niewola z was uczyniła.- westchnęła Liliel zataczając kółka w powietrzu. Po czym spojrzała, po obu. – Mam jego relikwiarz i księgę... nie marnowałam czasu, jak niektórzy.
Demonom zwęziły się oczy. Lilith zobaczyła w nich chciwość i rządzę władzy... czyli to, co min. definiuje demony. - Masz to daj, pomożemy - roześmiały się znów. - Razem będzie szybciej i... pewniej.
- Dałabym, gdybyście umiały z nich korzystać
.- skłamała Liliel, uśmiechnęła się wypowiadając słowa magii. Wokół niej pojawiły się unoszące się w powietrzu marylithy utkane z iluzji, krążyły zakrywając jej sylwetkę.- Ale wy traciliście czas i siły tkwiąc w stagnacji, podczas gdy ja zdobywałam potęgę. Na nic wam księga, której użyć nie potraficie. Na nic wam relikwiarz, jeśli than wygra.
- To spieprzaj i nie zawracaj nam głowy -
demon cisnął kolejny głaz. Najwyraźniej nie miał ochoty marnować czarów na byle sukkuba. - Łżesz jak pies i psem zostaniesz aż do śmierci.
-Śmieszni jesteście.. spodziewałam się więcej godności po tak potężnych demonach.-
rzekła Liliel, a pierścień na jej palcu rozbłysnął na moment czerwonym blaskiem.
A za oboma marylithami pojawił się golem... gliniany golem.


- Idź, wykonaj rozkaz swej pani.- rzekła głośno Liliel, a konstrukt ruszył powoli, acz nieustępliwie w kierunku wieży.
- No i co, to gliniane pudło ma niby pokonać thana? - pogardliwie parsknął marylith. .
-Zrobi to co mu rozkazałam. Odwróci uwagę thana, tak by dzielni herosi tego świata mieli więcej szans na jego pokonanie.- odparła Liliel fruwając na marylithami, osłonięta swą iluzją. Demonica spojrzała z pogardą na oba stwory.- Zrobi więcej niż wy... wstyd mi, że jesteśmy tej samej rasy. Bo widzę, że z dumnych demonów zmieniliście się w kwoki na grzędzie, czekające na powrót gospodarza.
Po tych słowach znikła w blasku światła.
Marylithy spojrzały na siebie z rozbawieniem.
- Tej samej rasy, słyszałeś?
- Nooo... i jeszcze te śmieszne iluzje... Żałosne stworzenie
- po czym wróciły do oglądania walki.

Liliel tylko prychnęła pogardliwie... Żałosne przerośnięte żmije. Nie potrafiłyby zdobyć potęgi, nawet gdyby położono im ją przed nosem. Kierowany poleceniami gliniany golemruszył do wieży, by zaatakować thana. Nie będziecie języczkiem u wagi w toczącym się boju, ale odporny na większość zaklęć, pozbawiony woli którą można by było złamać, będzie dla starego licza pewnym utrapieniem.

Liliel ponownie pofrunęła w kierunku Anzelma i usiadła obok spoglądając na kapłana i Latiena. Mruknęła złowieszczo.- Jak już skończycie się bawić, to czas by Liliel zrobiła co trzeba. I zniszczyła filakterium.
Podobnie jak kapłan miała kilka pomysłów na rozprawienie się z pudełkiem. Jej metody były jednak daleko mniej subtelne od sposobów Anzelma. Najpierw chciała potraktować pudełko znanymi sobie czarami „Piorunem Kulistym” oraz „Toporem udręki”, a jeśliby i one zawiodły... to kolejnym punktem planu było przyzwanie żelaznego golema. Konstukt ów był niewrażliwy na magię (prawie) i bardzo silny. A na pewno silniejszy od Latiena.

Liliel liczyła, że śmierć thana wystarczy by znikły bariery trzymające ją tutaj. Miała po dziurki w nosie demonów zamieszkujących Imil, jak i samego Imil.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-02-2010, 20:37   #173
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anzelm, Phaere i Latien odskoczyli gwałtownie widząc jak Liliel pada na ziemię w kolejnym - jak im się zdawało - ataku szaleństwa. Gdyby teraz zdecydowała się zwrócić przeciwko nim byłby to najgorszy z możliwych momentów - zwłaszcza że wokół wieży zaczęło gromadzić się demony. Czy przybywały wezwane przez thana, czy zwabione bitewnym gwarem - nie wiedzieli. Niezależnie jednak od tego, która ze stron zwycięży - im nie wróżyło to dobrze. Nagle Liliel zerwała się z ziemi i bez słowa odleciała w kierunku innych demonów. Drowka bezzwłocznie wróciła do wertowania księgi, której zawartość najwyraźniej bardzo ją wciągnęła, mężczyźni zaś obserwowali wyczyny sukkuba. Ciężko było powiedzieć co ten zamierza - demony nie przyjęły jej ciepło, zaś po chwili do wieży powędrował wielki golem ulepiony z ziemi. Pomóc thanowi? Przeszkodzić? Nie wiedzieliście. Toteż powracającą Liliel przywitały wyciągnięte miecze.

- Jak już skończycie się bawić, to czas by Liliel zrobiła co trzeba. I zniszczyła filakterium - rzekła, ignorując skierowaną w jej stronę broń. W końcu czy to pierwszy raz ktoś jej groził? Uniosła dłonie, by rozpocząć skandowanie czarów.
- Poczekaj - powstrzymał ją Anzelm. Prośba do Nerulla o rozproszenie obcej magii spłynęła z jego ust. Wyciągnął z fałd płaszcza smoczy amplifikator i rzucił go sukkubowi. - Spróbuj teraz.
Lilien wznowiła inkantację. Kulisty piorun i widmowy, zielonkawy topór niemal równocześnie uderzyły w pudełko, które zniknęło na chwile kłębach dymu. Niestety gdy się rozwiały na filakterium nie było widać nawet draśnięcia. Próby otwarcia również spełzły na niczym. Liliel niechętnie oddała jajo Anzelmowi - czas było wcielić w życie kolejny plan.

Latien krzywił się i zżymał, ale rozumiał powagę sytuacji. Selena nie wahałaby się sięgnąć po wszystkie dostępne jej środki byle tylko powstrzymać thana. Dla Zhuath no'ma święciła już własne życie, a teraz poświęcała i duszę walcząc tam, wysoko na wieży. W czasie swoich licznych podróży nie raz doświadczył mocy kapłanów i "magicznych" przedmiotów i wiedział, że nie stać go na odrzucenie mocy Anzelma, który skandował kolejne modlitwy. "I ja powinienem zaśpiewać ku chwale Matki", przemknęło mu przez głowę. I to też uczynił, nucąc basowym, pięknym lecz zupełnie nie pasującym do niego głosem hymn ku chwale Zivilyn, który przemykał między murami, napełniając siłą i odwagą serca Waszej małej grupy.
A potem - choć całe jego jestestwo wzbraniało się przed tym, a umysł podsuwał koszmarne wizje tego, co może stać się z prawym lilendem - Latien zawiesił na szyi ohydny, kościany naszyjnik, ujął w dłoń przeklęty kapłański oręż i skupiając na jego czubku całą moc Matki, jaką tylko zdołał z siebie wykrzesać: uderzył.

Ogłuszający huk rozdarł powietrze, na chwilę zagłuszając nawet odgłosy bitwy. Potężna fala mocy, której epicentrum stanowiło filakterium, odrzuciła Was na boki jak szmaciane lalki. Mroczna księga wyleciała z dłoni Phaere i upadła między kamienie, podobnie jak amplifikator. Relikwiarz drżał i trzeszczał, podrygując w kręgu stopionej ziemi. Z wieży dobiegł Was przeraźliwy ryk przepełniony strachem i wściekłością. Pierwsza bariera została przełamana.

- Jeszcze jedna! - wrzasnęła drowka, której (podobnie jak Wam wszystkim) dzwoniło jeszcze w uszach. Najwyraźniej dotarła do końca opisu tworzenia filakterium. Niestety nie tylko ona wiedziała, że jeszcze tylko jedna warstwa czarów dzieli Was od zwycięstwa.

- Zabić!! Zabijcie ich wszystkich!! - rozdzierające wycie thana wypełniło umysł Liliel, niemal powalając ją spowrotem na ziemię. Lecz poczucie zwycięstwa i zemsty było (póki co) w sukkubie silniejsze. Tyle strachu w jego głosie, tyle przerażenia, paniki, lęku - lęku przed ostateczną śmiercią. A czyż nie strachem właśnie żywią się sukkuby? Demonica dotknęła drugiego z trzech rubinowych oczek pierścienia i przed nią pojawił się olbrzymi, metalowy konstrukt, przewyższający wzrostem nawet Latiena. Golem. Żelazny wojownik zrobił krok, chcąc zmiażdżyć pudełko, lecz nie to przykuło Waszą uwagę.

Demony, które nie dołączyły dotychczas do walki ruszyły w Waszą stronę. Jeszcze nie wszystkie - niektóre, w tym stare marlithy, nadal opierały się mocy thana. Jednak chmara, jaka pobiegła i poszybowała w stronę waszej kryjówki i tak - jak na wasz gust - była o wiele za duża. Nawet drobiazg, który do tej pory uprzykrzał życie Bohaterom, zawrócił by Was zaatakować. Nic zresztą dziwnego - relikwiarz, który nawet "nie zauważył" próby zdeptania go przez golema, był dla licza cenniejszy niż życie. Był jego życiem.





Latien
poskoczył na przód i uniósł dłonie. Wokół Was poczęły tworzyć się trąby powietrzne, które szybko połączyły się tworząc kopułę z wichru, ziemi i kamieni. Poprzez huk wiatru słychać było stłumione piski i ryki rozczarowanych demonów, które z determinacją atakowały barierę.Od czasu do czasu widzieliście rozbłysk jakiegoś pomniejszego czaru. Póki co jednak żaden z potężniejszych demonów nie zdecydował się jeszcze dołączyć do ataku - ich czary z pewnością szybko pokonałyby moc Latiena. Wszyscy z nadzieją spojrzeliście na Phaere, która rzuciła się w stronę księgi. Tiloup pilnował jaja. Wspomożona magią brutalna siła zdziałała tylko raz - teraz cała Wasza nadzieja leżała w niepewnej magii drowki.
 
Sayane jest offline  
Stary 28-02-2010, 19:03   #174
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere nie mogła uwierzyć, że wymarła na pierwszy rzut oka kraina ukrywała w sobie tak wielką ilość stworzeń pochodzących z innych planów. Niebo co chwile przecinały skrzydła plugawych demonów zmierzających do wieży licza. Dookoła, w którą stronę by nie spojrzeć wyłaniały się wszelkiego rodzaju potwory, które zmierzały na spotkanie ze swoim władcą. Przez pewną chwilę zdawały się nie stwarzać problemu, a nawet nie zauważać intruzów, w rękach których spoczywał los thana.
Zdarzenia, których Phaere była teraz świadkiem upewniało ją tylko w przekonaniu, że trzeba się spieszyć. Położenie drużyny w tym momencie na pewno nie zmieni się już na lepsze jeśli nie znajdą ostatecznego sposobu na rozprawienie się z liczem.
Drowka szybko przeglądała księgę, przewracając co chwilę jej pożółkłe karty, w poszukiwaniu sposobu na zniszczenie filakterium lub znalezienie jego słabych punktów.

W pełni skupiona na szukaniu właściwego zaklęcia nie spodziewała się tak wielkiego uderzenia, w wyniku, którego upuściła księgę, jak również sama upadła na ziemię. Kiedy się podniosła i spojrzała na filakterium, które spowodowało wybuch energii magicznej. Było pewne, żeLatien zniszczył pierwszą magiczną powłokę filakterium.
Czym prędzej podniosła księgę i otarła ją z ziemi i kurzu. Jej oczom ukazał się również cały tabun biegnących w ich stronę demonów. Na szczęście Latienowi udało się na chwilę odgrodzić je magicznymi trąbami powietrznymi. Mimo to do uszu elfki dochodziły ich opętańcze ryki. Trzeba było czym prędzej unieszkodliwić licza, zanim jego sługusy przedrą się przez wichurę.

Znalazła stronę, na której ostatnio skończyła czytać i gdzie znajdowały się szczegółowe opisy zaklęć chroniących filakterium oraz czar unieszkodliwiający bariery na pewien czas. Czar, którym można było bezpiecznie otworzyć filakterium był jednak dosyć skomplikowany, a oprócz tego wymagał ważnego komponentu jakim był sproszkowany fragment kości licza. Z ledwie możliwej do odczytania wyblakłej notatki thana wynikało, iż jest on dołączony do księgi. Phaere przymknęła księgę oglądając ją uważnie ze wszystkich stron lecz nie zauważyła, żadnej skrytki w zewnętrznej części księgi. Wszystkie strony wydawały się takiej samej grubości. Drowka chciała już zaniechać poszukiwań tracąc nadzieję na powodzenie czaru, kiedy na zauważyła, że wewnętrzna strona tylnej okładki księgi połyskuje jak gdyby była oszroniona. Mroczna elfka podrapała tą część, a za jej paznokciem została część białego pyłu, który musiał być kiedyś częścią nieumarłego maga.
Podbiegła do filakterium, którego dzielnie strzegł jej koci przyjaciel i zaczęła zdrapywać biały pył z księgi lecący wprost na filakterium. Drapanie księgi paznokciem trwałoby całe wieki, dlatego Phaere wyciągnęła ze swojej torby nożyk, którym delikatnie, aby nie uszkodzić księgi zdrapała większość magicznego pyłu. Jedyną rzeczą jaką teraz musiała zrobić to zadbać o poprawną inkantację czaru otwierającego filakterium. Nigdzie w księdze nie było jednak wspomniane nic na temat sposobu w jaki czar zadziała, czy szkatułka zwyczajnie się otworzy czy będzie jej towarzyszył wybuch podobny do zniszczenia podobnej bariery. Teraz jednak kiedy filakterium pokryte jest pyłem z kości thana trzeba było rozpocząć inkantację czaru, który wyda jej prawo do decydowania o duszy licza. Otwarła księgę na stronie, gdzie treść zaklęcia została niegdyś zapisana przez samego właściciela. Co prawda Phaere wiele razy była pouczana przez bardziej doświadczonych magów o niebezpieczeństwie rzucania czarów wprost z księgi, lecz teraz czuła się jak gdyby miała już kiedyś do czynienia z tym zaklęciem, podświadomie czuła, że posiada moc, która umożliwi jej powodzenie zaklęcia. Czuła, że jedynym czynnikiem, który może jej teraz przeszkodzić jest atak demonów.
-Trzymajcie je z daleka ode mnie ! – krzyknęła do towarzyszy, chociaż wiedziała, że tym samym naraża się na kpiny ze strony Liliel. Sama zaczęła inkantować zaklęcie.

Tiloup błyszczał srebrnym blaskiem jak gdyby chciał wesprzeć swoją panią i zapewnić jej przychylność i ochronę Eilistraee.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.

Ostatnio edytowane przez Lyssea : 28-02-2010 o 20:39.
Lyssea jest offline  
Stary 01-03-2010, 15:02   #175
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Spoglądała na zbliżającą się chmarę demonów z gniewem w oczach. Miała tego wszystkiego dość... Porażki, obelgi marylithów, świętoszkowatej banda Versunga, Seleny. Cały dzień był pasmem nieprzyjemnych bądź irytujących zdarzeń. A teraz te demony szły by zabić JĄ ?!
To już przelało czarę... Liliel jest succubem i to jednym z potężniejszych succubów. Nie będzie byle drobiazg, jej ubliżał swymi marnymi próbami ataku.
Rozłożyła skrzydła i uniosła się w powietrz patrząc na szturmujące barierę wiatrów demony. Jej wargi drżały jak u dzikiego zwierza, odsłaniając zaciśnięte wściekłości zęby i ostre kły. Oczy ciskały błyskawice... niestety nie dosłownie. Furia zalewała umysł Liliel niczym fala tsunami dusząc wszelkie inne myśli i pragnienia. Głos thana, przedtem dudniący niczym dzwon, był teraz cichym piskliwym głosikiem. Succub popadł w amok.
Na Phaere nie zwracała uwagi, ani na jej czyny, ani na jej słowa...Równie mało obchodził ją Latienczy Anzelm.
- Wy otchłanne wypierdki, żałosna zbieranino 99 warstw! Wy ośmielacie się podnieść rękę na mnie?!- wrzeszczała histerycznie Liliel, by po chwili wyrzucić z siebie tak plugawą mieszankę przekleństwa, że nawet kapłanowi Nerulla mogły zwiędnąć od niej uszy. Po obelgach jednak rozwścieczony do granic możliwości succub przeszedł do czynów.- Zabij , zniszcz, rozerwij na strzępy zmieć ich stąd, mój stalowy niewolniku.


Żelazny golem, wielka i ciężki konstrukt podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku demonów. Nie czujący ni bólu ni strachu stwór, powoli kroczył w kierunku ściany wiatru by się przez nią przedrzeć. Miał tą przewagę nad demonami, że był o wiele cięższy niż się z pozoru wydawało. i potrzebny byłby naprawdę silny wicher by go zatrzymać. A nawet jeśli nie... to i tak zaślepiona krwawym szałem Liliel nie była w stanie wydać racjonalnych poleceń.
Wichry lilenda były jednak dość potężne, by cisnąć żelaznym konstruktem niczym szmacianą lalką w największe skupisko demonicznego drobiazgu. Słychać było wrzaski i polała się krew. A „sługa Liliel” nie przejmując się tym wcale wstał i zaczął metodycznie mordować demony, jednego po drugim nie przejmując się zaciekłością ich ataków.

Liliel jednak nie zwracała uwagi na jego poczynania, mamrocząc pod nosem kolejne zaklęcia. Wpadła bowiem w magiczny berserk masakrując demoniczne hordy swą magią. Kule błyskawic smażyły ich skórę, świetliste topory otchłannej mocy szatkowały pomniejsze demony, a strugi kwasy wżerały się w ciała. Succub mścił się za zniewagi jakich dziś doznał i to mścił się krwawo... Koronnym atakiem Liliel okazały się eksplodujące fioletowo-czarne kule mocy które raniły wiele demonicznego drobiazgu naraz. Dopiero gdy wyczerpała do cna ofensywny arsenał swych zaklęć, wylądowała na ziemi dysząc szybko...umysł miała zasnuty mgłą i zmęczeniem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-03-2010 o 19:35.
abishai jest offline  
Stary 01-03-2010, 17:12   #176
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Latien z trudem utrzymywał barierę - wytworzenie bariery ze skondensowanego powietrza na tak dużym obszarze wymagało nie lada wysiłku. Tym większego, że wcale nie czuł się bezpiecznie. Demony na zewnątrz, demony wewnątrz... Szalejąca Liliel w każdej chwili mogła zmienić cel ataku, a on nie miał jak się bronić. Na szczęście arsenał magicznych pocisków sukkuba dość szybko się wyczerpał i Liliel opadła na ziemię dysząc ciężko. Wtedy oboje usłyszeli radosny okrzyk Phaere.

Drowka w skupieniu pochylała się nad księgą. Czar był niesamowicie skomplikowany, pełen nie tylko trudnych słów ale i różnorakich intonacji oraz gestów, a wrzaski walczących demonów nie pomagały w skupieniu. Phaere dwukrotnie przećwiczyła po cichu wykonanie, ale wcale przez to nie czuła się pewniej - zwłaszcza, gdy przypomniała jej się porażka nad jeziorem. A wtedy rzucała zupełnie prosty, znany jej czar! Teraz jednak nie miała wyjścia, a pot na ciele lilenda wskazywał, że nie miała również i czasu. Tiloup przytoczył do stóp drowki amplifikator i wskoczył jej na ramię. Fala przyjemnego ciepła rozlała się po ciele kobiety. Tam, nad jeziorem, część jej duszy nadal była w szponach Lolth. Teraz wspierała ją srebrna Eilistraee - co do tego nie było cienia wątpliwości. Pokrzepiona mruczącą obecnością swego przyjaciela, Phaere rozpoczęła inkantację.

Nie było oczekiwanego huku ani wybuchu. Nic jednak dziwnego: czar był kluczem, nie wytrychem. Przez chwilę po zakończeniu recytacji nie działo się nic, po czym filakterium rozpadło się na części, przy wtórze metalicznego szczęknięcia. Na ziemię wypadł niewielki, złożony na czworo, kawałek skóry, z wypisanymi na niej drobnymi runami. Skóra była całkiem świeża, z ledwo co zaschniętą krwią - jakby dopiero przed chwilą zdarto ją z dłoni thana.

Phaere wydała radosny okrzyk - mieliście przed sobą źródło nieśmiertelności licza.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-03-2010, 19:16   #177
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm
Latien zareagował na atak błyskawicznie. Odgrodził ich od niebezpieczeństwa, jak również uniemożliwił bezpośrednią walkę. Anzelm choć nie wiele mógł zrobić nie przeszkadzał. W perspektywie walki z choć z jednym z większych demonów miał marne szanse, co dopiero z chmarą.

Rozejrzał się. Phaere jasno dawała do zrozumienia, że nie potrzebuje niczego więcej, jak świętego spokoju. Liliel zaś w dosadny sposób wyrażała swe niezadowolenie. Rozsądek podpowiadał Anzelmowi, że tylko bardziej drażni napierające piekielne pomioty. Powstrzymał się jednakże od pouczeń. Rozsądek podpowiadał także, że gniew łatwo obrócić w inną stronę. Sukkub zaś był niestety wewnątrz ich bariery. Pozostało mu więc dzierżyć miecz w pogotowiu i rozglądać się czujnie.

Postawa ta okazała się pomocna, gdyż w porę zdołał zauważyć dwa średniej wielkości demony atakujące z prawej strony. Bestie okazały się inteligentniejsze niż można było przypuszczać. Zamiast napierać bezpośrednio od wieży zdecydowały się na atak od chronionej słabszym wiatrem flanki.

-Z boku! - zakrzyknął kapłan i z wyciągniętym mieczem podbiegł we wskazanym kierunku zamierzając dźgnąć wszystko, co przebędzie barierę. Spieszył się, cios chciał zadać jak najwcześniej zanim zranione i oślepione ziemią i piaskiem stworzenia otrząsną się. Miał wtedy największe, jeśli nie jedyne szanse.

Szarża okazała się przedwczesna. Latien zważywszy co się szykuje skupił się i pierwszy z przedzierających się padł w agonii, rozdarty przez szalejący wiatr.
Drugi zaś odstraszony porażką kompana zatrzymał się. Jego niepokój i wahanie wykorzystał Anzelm.

- W imię Nerulla
Zakrywam twe oczy
całunem ciemniejszym
niż najczarniejsza z nocy
Twój wzrok nic już nie znaczy.


Modlitwa została wysłuchana, a oślepiony nagle stwór począł ryczeć, wierzgać łapami i szamotać się na wszystkie strony. Wpadł w końcu w powietrzną barierę i dopełnił swój los wzorem pobratymca. Dwa martwe, świeże ciała leżały na skraju bariery. Ich ciała były pocięte, rozdarte, ale sam szkielet nienaruszony.

Kapłan nie zważając na bezpieczeństwo parł w stronę bariery. Poczuł wołanie nie mniej silne niż zew Liliel. Czuł obecność w tym świecie boga śmierci i jego gniew go prowadził. Im bardziej się przybliżał, tym wiatr ciął mocniej. Anzelm naciągnął kaptur płaszcza i ręką zasłonił twarz. Noszony płaszcz tein'er postrzępił się i porozrywał. Wkrótce także i trzymająca za kaptur dłoń mężczyzny pokryła się rankami, z początku drobnymi, by przemienić się w głębsze i bardziej rozległe.

Anzlem przystanął, z wysiłku przyklęknął na jedno kolano. Był bardzo blisko swego celu, ale kolejne kroki znaczyły już tylko śmierć. Na to natomiast czas jeszcze nie nadszedł. Czując wzbierającą w nim moc kapłan wbił miecz w ziemię. Stróżki krwi sączyły się z ran spływając po ostrzu miecza do ziemi. Kolejny raz mężczyzna pieczętował boski pakt swą własną krwią.
-Z ostatnim oddechem,
Ciało do Śmierci należy.
Przez wieczność, przez wieki,
Twoja jest władza absolutna.
Niech na znak twój Panie,
Ziemia ich nie wstrzyma.
Niech zbudzą się. Powstaną!


Powietrze wokół zadrżało. Nie od wichury jedynie, lecz od wyzwolonej mocy. Dwa potężne cielska piekielnych bestii podniosły się. Wiatr wciąż smagał ich ciała, rwał kawałki mięsa i unosił w przestrzeń, lecz teraz nie znały już bólu, ani nie lękały się śmierci. Przedarły się z powrotem na zewnątrz bariery i ruszyły zmierzyć się z resztą swego rodzaju. W marszu towarzyszyli im inni.
W pobliżu krawędzi burzy ziemia stała się goła. Wiatr wyrwał najmniejsze kępki trawy. Napierający żywioł tworzył w ziemi bruzdy, odsłaniał dawno zapomniane kości. Wezwanie kapłana usłyszało wielu, wielu też odpowiedziało. W ziemi tworzyły się coraz większe pęknięcia. Powoli martwe czaszki wynurzały się na powierzchnię, by znów ujrzeć światło dzienne. Na świat wyszły echa dawnej bitwy. Żołnierze, których nie szczątek nie zdołano zabrać z pola bitwy wracali, by znów zmierzyć się ze swym znienawidzonym wrogiem. Ramię w ramię towarzyszyli im obrońcy, demony złączone paktem oddały życie za swego pana. Teraz przybywały odpłacić mu, śmierć bowiem przekreśla dawne życie i dawne umowy.

Kapłan cofnął się resztkami sił. Zrobił co było mu przeznaczone i dalsze narażanie zdrowia było bezcelowe. Wichura jakby osłabła w tamtym miejscu. Być może lilend zorientował się w sytuacji kapłana, a może przeraził się tym co ten wywołał. Sługa Nerulla wrócił w dobrej chwili, gdy drowka okrzyknęła zwycięstwo.

Kapłan podszedł do szczątków filakterium. Uniósł skórę w powietrze i wykrzyknął w piekielnym dialekcie.
- To Wasz than! Tyle ostało się z potęgi, która was więziła i zaraz nawet ona przeminie.

Rozłożył zapisany płat na kamieniu. Pozostało im już tak niewiele do zrobienia. Spod szaty wyciągnął swój ceremonialny nóż. Bezgłośnie poruszał ustami w modlitwie. Wreszcie sięgnął po krwisty pergamin i powolutku runa za runą zdrapywał wiążące lisza zaklęcie. Krew zaś wbrew podejrzeniom nie kruszyła się, lecz topiła się i spływała po kamieniu. Stawała się pierwszą ofiarą, jaka przyobiecana została mrocznemu bogu.

"Za wolność i niewolę. Basta i nas wszystkich, których tu ściągnięto.
Za śmierć, Nathiela i wszystkich tych, którzy nie doczekali tej chwili.
W imię poświęcenia i przyjaźni, za Fosth'kę.
Przez pychę, gdyż żaden człowiek nie jest równy bogom.
Za Maureen... Przez ból i oczyszczającą z niego pomstę."
 
Glyph jest offline  
Stary 03-03-2010, 11:12   #178
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Potężne wyładowania mocy raz za razem przecinały powietrze. Wokół czuć było smród spalenizny, ozonu, krwi i śmierci. Poprzez monotonny huk wiatru słychać było wściekłe wycia umierających demonów, które przymuszone mocą paktu desperacko atakowały barierę. Uwięziony na klatce schodowej kamienny golem bezrozumnie wykonywał wydane mu polecenie. Od jego rytmicznych uderzeń drżały mury; pojedyncze kamienie zaczęły już odpadać od osłabionych walką ścian i stropów wieży. Oczywistym było, że budynek nie wytrzyma długo.

- Nie... nie tym razem... nie złamiecie mnie... - warczał than, jedynie siłą gromadzonej przez wieki nienawiści pokonując wrodzony strach przed wstrząsami. Nieliczne zwoje, które trzymał na tym piętrze dawno się skończyły, podobnie jak jego własne czary i moc amuletów. Teraz do dyspozycji miał tylko znienawidzoną, daną mu przy urodzeniu moc Matki i własną nieśmiertelność. Miał przewagę nad napastnikami. Nie czuł znużenia ni bólu, magia nie osłabiała jego członków, nie wysysała życia, nie odbierała tchu w piersiach. Mimo to coś zabierało mu moc, łamało chęć zwycięstwa i wolę walki. Wszystko szło nie tak...

Zaczęło się dobrze... Przebudził się, zregenerował w tajemnicy, nie niepokojony przez patrole tei'ner czy wścibskie potwory. Wraz z pierwszym "oddechem" poczuł, jak wypełnia go moc - ta sama niszczycielska siła, którą posiadał w chwili swojego upadku. A potem... potem okazało się, że jakieś bezczelne demony próbując zająć wieżę zniszczyły większość jego nieumarłych sług. Siła paktu osłabła, tak bardzo osłabła... Do dyspozycji miał jedynie mniejsze poczwary. To tak, jakby mrówkami próbował podbić świat! Wiele wiedzy i czarów umknęło mu z pamięci i musiał praktycznie wszystkiego uczyć się od nowa. Do tego okazało się, że Imil z królestwa stało się jego więzieniem. Wiele miesięcy zajęło mu znalezienie słabych punktów w potężnej kapłańskiej osłonie. Ale się udało - część jego sług przedostała się, a przeklęte tei'ner, jego najpotężniejsi wrogowie, zostały uwięzione w krainie cieni. Jakże one uciekały - jak bezradne dzieci, zaskoczone, nie pojmujące co się dzieje... Jeszcze teraz czuł ich paniczny strach - strach, który dodawał mu sił. Zaklęcie zabiło wszystkie hamadraidy, ale to go nie obchodziło. Wyeliminował zagrożenie i Zhuath no'ma było prawie na wyciągnięcie ręki.

A potem poczuł moc - nową, nieznaną moc; nie dorównującą jego własnej, lecz z potencjałem, więc równie niebezpieczną. Próbował wróżyć, wieszczyć, szukać - lecz wszystko zakryte było zielonkawą mgłą, przez którą nie mógł się przebić. Wiedział, czyja to sprawka i wprawiało go to w jeszcze większą wściekłość. Czuł także coraz większy lęk, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Teraz zaś ta moc była tutaj; potężna, groźna, a co najgorsze - trzymająca w swych dłoniach jego duszę.

Ciężki młot Versunga z suchym trzaskiem zderzył się ze wzmocnionym mocą ziemi orężem thana. Wirujące wokół kamienie odbijały pociski Cali i Seleny; wiele jednak przedarło się przez osłonę, kawałek po kawałku niszcząc nieumarłe ciało thana. Gdyby przeciwników było mniej... kiedyś się przecież prawie udało! Teraz jednak wokół mocy licza zaciskała się żelazna obręcz stachu, gdyż wiedział, że Bohaterowie nie są jego najgroźniejszymi przeciwnikami. Miał wrażenie, że przez hałas bitewnej zawieruchy słyszy wysoki, kobiecy głos inkantujący jakieś zaklęcie. Jego zaklęcie. Prawdziwy wróg był tam, na dole - a on nie mógł zrobić zupełnie nic.

- Za Basta... - rozdzierający ból przeszył ciało tego, który myślał, że już nigdy bólu nie poczuje.
- Za Nathiela... - kolejna fala zabójczej mocy przeszyła ciało thana. Młot Versunga przebił się przez zasłonę licza, zmiażdżył bark i obojczyk.
- Za Fosth'kę... - coś szarpnęło nieumarłą duszą. Powietrzno-lodowe sztylety zagłębiły się w resztkach mięśni, pęczniejąc i rozrywając je od środka.
- Przez pychę... - kolejny cios zdruzgotał miecz wraz z trzymającą go ręką, dosięgając nie osłoniętych niczym żeber.
- Za Maureen... - than nie poczuł już uderzenia, które rozbiło jego czaszkę na drobne fragmenty. Czuł tylko ból, przeszywający ból jakby ktoś śmiertelnie ostrym sztyletem orał w jego duszy; kawałek po kawałku wycinając z niej jego przyszłość, władzę, obcą magię, nieśmiertelność, moc, a wreszcie samo życie...


***

Versung, Herfa, Cala i Selena w milczeniu stali nad nieruchomymi szczątkami thana. Calcifer unosił się nad nimi, a jego skrzydła odbijały złote promienie słońca. Wbrew temu, przed czym ostrzegał ich Kevlar ciało licza nie regenerowało się. Suche kości i mięśnie leżały tak, jak powinny - nie poruszane ohydną, nieumarłą mocą. Wreszcie Selena po raz ostatni przywołała książkową magię i ognista kula spaliła ciało dawnego thana Zuithów na popiół, który wiatr Herfy rozsiał po całym Imil. Walka była zakończona.

Jedynie demony usłyszały głos umierającego licza - przenikliwy wrzask pełen rozczarowania, wściekłości i strachu - strachu przed śmiercią, tym razem ostateczną i nieodwołalną. I same zawrzasnęły: jedne z przerażenia, inne z mściwej radości i satysfakcji. Ohydny chór głosów przetoczył się nad doliną, wyrażając zarówno żal jak i radość ze śmierci jej władcy.

Potem zaś wśród demonów zapanował chaos. Nie było już głosu, który nimi rządził, nie było fatum zmartwychwstania wiszącego nad Imil. Potwory nie musiały wiedzieć o zniszczeniu filakterium - wystarczyła im świadomość, że pakt został zerwany. Mniejsze i tchórzliwsze szybko umknęły w góry. Niektóre zaczęły walczyć między sobą, licząc na przejęcie schedy po thanie. Największe i najmądrzejsze zaś na powrót rzuciły się na Bohaterów i drużynę obcych, słusznie postrzegając ich jako największe zagrożenie dla demonicznych rządów w dolinie.

- Spieszmy się - wydyszała Selena. Czuła przemożną chęć, by położyć się i zasnąć. Była taka zmęczona... Również dawni bohaterowie wyglądali na wyczerpanych długą walką: byli bladzi, pot strugami spływał im po twarzach, żłobiąc jasne korytarze w pokrywającym je kurzu. Selena czuła jednak, jakby z każdym rzuconym obcym zaklęciem umykała część jej duszy. Zdawała sobie sprawę, że umiera... znika raczej. A miała jeszcze coś do zrobienia...
- Znalezienie ich nie będzie trudne - poprzez widujący wiatr Versung wskazał zgromadzone na ziemi demony, zażarcie atakujące jedno miejsce. Wieża zadrżała, podłoga zachwiała się wyraźnie. Kamienny golem nadal wykonywał zleconą mu pracę. Tylko minuty dzieliły siedzibę thana od obrócenia się w ruinę, jaką już dawno powinna była się stać.
- Chodźmy więc - rzekła Herfa i wszyscy unieśli się w powietrze.


***

Latien słabł coraz bardziej - wszyscy to widzieli. Przyzwane przez Anzelma i Liliel stworzenia walczyły dzielnie, lecz i one musiały w końcu ugiąć się pod naporem przeważających sił wroga. Than zginął; relikwiarz został zniszczony, a triumfalny wrzask demonów - oraz rozpaczliwy krzyk w głowie Liliel - tylko to potwierdziły. Mimo to piekielne istoty atakowały dalej, coraz skuteczniej przebijając się przez otaczający drużynę wiatr. W ruch poszła także magia i Phaere miała pełne ręce roboty, neutralizując i odbijając rzucane przez demony czary. Sukkub przyzwał kolejnego golema, który metodyczne wyrzynał niedobitki, którym udało się dostać do wewnątrz kręgu. Demony miały jednak przewagę i wiedziały o tym równie dobrze jak drużyna. Porażka obrońców była tylko kwestią czasu.

Wyczerpany Latien omal nie przegapił pulsowania Oka Matki. Wrzaski demonów przybrały na sile, a do jego omroczonego zmęczeniem umysłu z trudem przebił się głos Seleny-Fosth'ki: Otwórz barierę! Wpuść nas! Lilend posłusznie osłabił barierę. Kilka demonów wpadło do środka z wyrazem zdumienia na swoich pokracznych pyskach. Golem szybko się z nimi rozprawił. Potem zaś... wiatr zmienił kierunek, zawirował, a niewysoko nad ziemią pojawiła się kolejna kula wiatru, która złączyła się z barierą i otwarła od wewnętrznej strony. W środku drużyna ujrzała czwórkę zmęczonych, brudnych i zakrwawionych zabójców licza: bardzo podobnego do Kevlara zuitha, starą, niewysoką tei'ner, drobną hamadriadę, kruka i Selenę. Wszyscy stali na platformie zbudowanej z ziemi i młodych pędów, która unosiła się wewnątrz powietrznej kuli.

- Chodźcie, szybko! Opuszczamy Imil! - krzyknęła Selena. Jej przejęty, zatroskany wyraz twarzy tak bardzo przypominał Wam Fosth'kę... Latien przesunął się w stronę kuli - musiał wejść jako ostatni by utrzymać barierę. Szczęśliwy jak nigdy z podziwem zerkał na bohaterów i przyjaciółkę - zdawało się, że wstąpiły w niego nowe siły. Bohaterowie zaś z uznaniem, ale i wielką nueifnością patrzyli na drużynę; Liliel zaś mierzyli nienawistnym, pogardliwy wzrokiem. Ale i dla niej było miejsce na platformie - taka była umowa. Choć szalejące w bitewnym amoku demony zapewne i tak nie zauważyły udziału sukkuba w obronie bariery. A nawet jeśli... to, że demony zwracały się przeciw swojemu panu lub sobie nawzajem było przecież zupełnie naturalne...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-03-2010 o 11:47.
Sayane jest offline  
Stary 04-03-2010, 11:28   #179
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm
Stało się than zniknął. Jednakże śmierć licza nie przyniosła oczekiwanej ulgi. Zemsta nie zdołała ukoić bólu i sumienia, była wszak wciąż niepewna. W sercu zdeterminowanego dotychczas kapłana zasiano ziarno wątpliwości. Czy aby na pewno dokonał pomsty? Udział zuitha w śmierci Mauren nadal pozostał tylko domysłem, który czarownik zabrał do grobu. Nie dane było kapłanowi spotkanie z nim. Znikąd nie mógł już otrzymać potwierdzenia, dlatego odczuwał coraz mocniejsze przeczucie, że został wykorzystany. Moc jaką jeszcze przed chwilą władał rozpłynęła się. Na ile mężczyzna wypełniał warunki zawartej w dniu śmierci łowczyni umowy, a na ile był tylko pionkiem w rękach bogów, nie wiedział. Wydawało się Anzelmowi, że jego mroczne bóstwo zakpiło z niego, wykorzystało jego słabość, teraz zaś odeszło osiągnąwszy zamierzony cel. Czy miał prawo oczekiwać czegoś więcej?

Rozumiał to bardzo wyraźnie i zaakceptował, gdy otoczeni kulą wiatru czekali na koniec. Nie miał już celu, który napełniał go działaniem i nie pragnął już niczego więcej. Wreszcie zrozumiał ostatnie słowa przepowiedni. "W dolinie śmierci los jest Twój." Jego los właśnie się dopełniał. Czekał więc.
Wybawienie przywitał obojętnie, nie do końca zdając sobie sprawę co się stało. Choć ciało kapłana posłusznie wspięło się na platformę, jego dusza zdawała się obumrzeć. Stojąc w bezruchu beznamiętnym wzrokiem ostatni raz spoglądał na rozległą, przyobiecaną mu krainę.
 
Glyph jest offline  
Stary 04-03-2010, 15:36   #180
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gniew powoli opadł,succub z obojętną miną rozglądał się dookoła przyglądając zaistniałej sytuacji.
Anzelm właśnie niszczył licza... Liliel jednak jakoś nie mogła wykrzesać z siebie entuzjazmu w tej sprawie. Nie dlatego, że nagle zmieniła zdanie, bądź chęć zemsty na thanie w niej osłabła. Ale co to za zemsta?
Starcie paru literek z kawałka skóry... gdy on jest tam daleko.
Gdyby zabijać go z bliska...patrząc jak wije się ze strachu i gniewu. Jak błaga o litość. Jak moc i życie wyciekają z niego z każdą startą literką. A to co robił Anzelm... to nie zaspokajało głodu succuba na zemstę.
Obojętnym spojrzeniem obrzucała te demony, które wdzierały się przez barierę Latiena.
Podniosła się i ostatni kamień w pierścieniu rozbłysnął silnym blaskiem i zgasł, przywołując ostatniego golema.


- Niszcz.- syknęła cicho i przyzwany stwór metodycznie mordował każdego demona, który zdołał przedrzeć się przez barierę. Zaś Liliel przyglądała się szturmującym demonom z pogardą.
Żałosne i bezrozumne pokraki, nie zauważyły śmierci swego władcy. Ona nie rzucała już zaklęć, została jej bowiem garstka defensywnych czarów. Nie martwiła się o śmierć... Ona nie zginie. Miała jeszcze parę asów w rękawie. A los drowki, lilenda i kapłana... mało succuba obchodził.

Bardziej martwiło ją to, że w ostatecznym rachunku, przegrała...Owszem zniszczyła thana, ale z owoców jej zwycięstwa cieszyć się będą marylithy. Gdyż ona była sama i w dodatku zużyła większość ze swe magii...głupia, głupia, głupia Liliel. Skazała się na ukrywanie lub służbę u marylithów. Ani jedno, ani drugie wyjście nie napawało ją entuzjazmem.

Pojawienie się wybawców Liliel przyjęła z niechęcią. Przyszli się napawać ich niedolą, naigrywać, podziękować ukrytą w słowach drwiną?
- Chodźcie, szybko! Opuszczamy Imil! - krzyknęła Selena....No tak, przyszli ich uratować, jak szlachetnie z ich strony, jak miłosiernie, jak typowo dla sił dobra...jak głupio i naiwnie.
Cóż... succub nie miał czego szukać na Imil. Wsiadła zaraz po kapłanie i otuliła się swymi skrzydłami jak płaszczem. I przyglądała im się posępnie.
Towarzystwo jej się nie podobało... I nie miała ochoty przebywać z nimi dłużej, niż musiała. Gdy tylko opuszczą Imil, Liliel zamierzała zniknąć w błysku teleportacji.
Kedros stało wszak przed nią otworem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-03-2010 o 15:50.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172