Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2010, 19:59   #27
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany

Chmury leniwie krążyły pode mną tworząc coś na wzór pola nad którym rozciągało się idealnie błękitne niebo. Nie widział słońca, ale było wyjątkowo jasno, ciepło i na swój sposób przyjemnie. Mitsuo czuł jakby chodził po gęstej mgle… jakby jego myśli były po części otumanione i odpychane przez ten świat, ale mu to nie przeszkadzało. Zwiedzał nadniebne królestwo jak swoje własne i mimo, że nic tutaj nie było uznał je za najpiękniejsze miejsce, które widział w całym swoim życiu, Nieograniczona przestrzeń pełna majestatu. Dostrzegł jak gdzieś daleko coś białego się poruszyło. Chciał iść w tamtą stronę, ale stopniowo zaczął zanikać jakby świat go odrzucał. Obudził się zlany potem w posiadłości Kuchiki. Za parę dni miał iść na swój pierwszy patrol w świecie żywych. Nigdy jeszcze tam nie był i przez to trochę się denerwował. Rukia chciała go zabrać raz ze sobą „nieformalnie” przez bramę rodu, ale białowłosy odmówił twierdząc, że chce to zrobić jak należy. Wstał i wyszedł na zewnątrz ze swoim zanpaktou. Kiedy kajdany zostały zdjęte obudzenie go powinno być tylko kwestią czasu. Paru dni. Tymczasem coś zdawało się zaburzać połączenie między nimi. Miał sny od wielu tygodniu, ale zazwyczaj ograniczały się do zwiedzania nadniebnego królestwa. Mitsuo zastanawiał się, czy może Genrei nie majstrował czegoś z Mayuri przy jego zabójcy dusz kiedy ten nie miał go przy sobie.
-To i tak tylko kwestia czasu… - mruknął do siebie a w jego głosie pojawiła się lekka frustracja i zniecierpliwienie. Szlachcic był bardzo cierpliwy z natury, ale miał nadzieję że szybciej będzie mógł wprowadzać swoje plany w życie. Będzie musiał jednak poczekać aż kilka warunków zostanie spełnione. Tym razem mu się uda.
-To tylko kwestia czasu. - trzeba było tylko zaczekać…



Trafił z małym oddziałem składającym się z trzech - włącznie z nim - osób do świata śmiertelnych. Dziewczyna miała na imię Yumiko a chłopak Ryu. Zadanie było proste - zabić jednego pustego, który od dwóch dni zrobił sobie z miasta teren łowiecki. Mitsuo podziwiał ten świat pod każdym względem. Budynki, stroje ludzi i tak wielką różnorodność której nie spotkał nigdzie indziej. Obiecał sobie, że wybierze się tutaj ponownie z Rukią gdy tylko będzie miał okazję. Póki co trzeba się skupić na zadaniu. Pustego odnaleźli bez trudu. Towarzyszyło mu jednak 15 braci. Zaczęliśmy uciekać. Raport wspominał tylko o jednej bestii a we trójkę mogliśmy nie dać rady ich pokonać. Poza tym cywile znaleźliby się w samym centrum walki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ECVb4SA4hhs[/MEDIA]

Puści byli wyjątkowo duzi jak na swój gatunek i…. szybcy. Bez problemu nas dogonili. Najpierw jeden doskoczył do Ryu przygniatając go łapą do ziemi. Mitsuo wiedział, że ten był dobrym wojownikiem, ale dał się zaskoczyć. Może by sobie poradził z jednym potworem… ale sekundę później rzuciła się na niego też reszta. Odgłos rozrywanego ciała i krzyków agonii prawił, że Mitsuo zamarł. Znowu puści zabili kogoś kogo znał. Słyszał jak przeżuwają wnętrzności Ryu pożywiając się. Zrobiło mu się niedobrze. Yumiko szybko wyciągnęła zanpaktou i zaszarżowała krzycząc jakieś przekleństwa. Zabiła dwóch a potem jeden z pustych - ten który zamiast dłoni miał trzymetrowe ostrza - przeciął ją na pół. Widziałem jak odwracała się w moją stronę. Widziałem w jej oczach zaskoczenie jakby jeszcze nie rozumiała do końca co się stało. Widziałem prośbę o pomoc tak rozpaczliwą, że zdolną poruszyć nad najtwardsze serce. A potem górna część ciała zniknęła w paszczy pustego. Nie mógł się ruszyć. Czuł wzbierający gniew, ale nie zdążył go wyładować. Poczuł ból w plecach, który palił żywym ogniem a cały świat został zalany szkarłatem.
-N… niemożni… - czuł jak pada na ziemię…


Na początku wydawało mu się, że trafił do nieba. Nie mam na myśli Nieba jako ostatecznego miejsca spoczynku duszy w które wierzą śmiertelnicy, ale zwyczajne nieba po którym latają ptaki. Było jednak kilka różnic - widziałem nieskończone pola chmur mające lekko pomarańczową barwę od blasku wodzącego słońca. Ponad nimi była nieskończoność przepełniona błękitem i światłem. Jeśli jakiś Raj jednak by istniał Mitsuo byłby pewien, że wyglądałoby podobnie. Pustka pełna majestatu i piękna, które sprawiają, że chce zostać się tu na zawsze. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wcześniej już tutaj był. To były tylko przebłyski w snach jakby oglądał to miejsce przez mgłę, a teraz był w stanie odczuć je każdym ze swoich zmysłów. Zaczął szukać śpiącego zwierza, którego wcześniej tu spotkał. Skierował wzrok prosto na słońce. Na początku został oślepiony, ale po chwili zaczął dostrzegać kształty bestii, której ciało składało się z materii i światła. Jej ciało było związane łańcuchami wyrastającymi z chmur. A więc tak to zrobili… niech będą przeklęci. Wilk niczym wściekła bestia warczał i rzucał się próbując oswobodzić, ale sam nie miał dość mocy by to uczynić. Stałem daleko, ale mimo to byłem w stanie wyczuć bijącą od niego wściekłość, gniew i głód. Był niezwykle piękny, ale zarazem i przerażający. Zupełnie jakby mógł mnie pożreć samym wzrokiem, gdyby zwrócił na mnie uwagę. Po dłuższej chwili zauważył mnie i warknął w moją stronę a ja jakimś cudem zrozumiałem go.
-Uwolnij mnie! - momentalnie zrobił krok do przodu i musiał się skupić by się zatrzymać. Nie zamierzał wypuszczać ot tak dzikiej bestii nawet jeśli ta była częścią jego własnej duszy.
-Dlaczego mam to zrobić? - rzucił w odpowiedzi. Igrał teraz z ogniem, ale była to gra warta zachodu
- Proszę! Uwolnij mnie! - stworzenie w dalszym ciągu siłowało się z pętającymi je łańcuchami.


-Jeśli obiecasz, że nie zrobisz mi krzywdy spróbuje zerwać te łańcuchy. - starał się brzmieć pewnie. By podkreślić swoje słowa zacząć iść powoli w stronę wilka. Stworzenie przestało się ruszać, ale spojrzało na Mitsuo z wyczekiwaniem.- Tak. - Shinigami kiwnął głową i przyspieszył. Wyjął swoje zanpaktou i chwycił je pewnie w dłoń. Nie był pewien czy jest w stanie zerwać łańcuch, który ogranicza wilka, ale zdawał sobie sprawę, że jeśli nie da z siebie wszystkiego nie ma szans na powodzenie. Zwiększył przepływ reiatsu sprawiając, że otoczyła go biała aura. W połowie drogi zdjął z nadgarstka bransoletę - w końcu jak chcesz oswobodzić kogoś nakładając ograniczenia na siebie samego?. Oczy wypełniła światłość a aura wybuchła niczym miliony promieni słońca zalewając niebo światłem. Skupił całą posiadaną energię w dłoni i przekierował ją do zanpaktou. Ostrze zaczęło emanować własną poświatą a zakrzywiając wokół siebie ruchu powietrza.
-Nie ruszaj się - rzekł do wilka. Chwycił miecz oburącz, uniósł go wysoko nad głowę i uderzył z całą siłą w łańcuch. Niebo zatrzęsło się posadach zupełnie jakby miało zostać zaraz rozcięte na pół. Przy uderzeniu posypały się iskry. Potężne łańcuchy pętające wilka pękły i powoli zamieniły się w złoty pył. Wilk, odzyskawszy wolność stanął pewnie na czterech łapach, dumnie się prostując. Otworzył lekko paszczę i spojrzał na Mitsuo.- A więc w końcu zdołałeś mnie uwolnić... - Kuchiki ciężko dysząc uśmiechnął się lekko.
-Kiedy tu trafiłem wyczułem Twój głód. Jeśli zgodzisz walczyć u mego boku pomogę Ci go zaspokoić.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9fxsmRzKaJo[/MEDIA]

Zwierzę nic nie powiedziało, nawet się nie poruszyło, tylko spojrzało prosto w oczy Shinigami.- Jestem częścią twojej duszy. Mój głód, to także twój głód.
-W takim razie wiem chyba jak go zaspokoić.
- wrócił myślami do pustych z którymi walczył. Nie chciał ich zabić bo to nie było by niczym więcej niż oczyszczeniem złej zbłąkanej duszy. Chciał zadać im ból ,zadać cierpienie… sprawić by poczuły się zagrożone i bezsilne. By czuły przed nim strach. One jak i wszyscy którzy staną na jego drodze. Jego spojrzenie stało się dziwnie zimne i pełne determinacji - prawie identyczne to wyrazu spojrzenia wilka.
-Powiedz mi jak Cię stąd uwolnić. Zaspokoję nasze pragnienie.
- Już mnie uwolniłeś. - odparła bestia. - Twoje serce podyktuje ci imię, a twoja dusza mnie wezwie... Wsłuchaj się w nie, przyjmij to, co ci dyktują, a staniemy się jednym...
Shinigami usłuchał i przymknął oczy. Wyczuł znowu głód bestii i uświadomił sobie, że też go odczuwał. Prawdopodobnie było tak zawsze tylko dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Wiedział, że gdy raz uwolni stąd wilka będzie zawsze odczuwał to… pożądanie. Do tej pory podświadomie jego umysł ukrywał przed nim ten fakt. Teraz jednak nie będzie już odwrotu. Taka była jego natura i czas ją zaakceptować. Taka była prawda. Wyciągnął zanpaktou przed siebie. Sereitei już nigdy mu nie przeszkodzi. Niebo zalała światłość, która miała zmienić wszystko.


Pusty wyglądał na zdziwionego kiedy został przepołowiony przez shinigamiego, którego zaatakował który powinien być martwy. Drugi zaszarżował, ale podzielił podobny los. Ostrze rozbiło jego maskę na tysiące małych kawałków. Aura reiatsu wokół Mitsuo ciągle rosła sprawiając, że przypominał słońce. Puści stanęli w miejscu i nie odważyli się ponownie zaatakować. Chcieli go zabić, chcieli go pożreć, ale instynkt podpowiadał im z jakiegoś powodu, że nie powinni tego robić. Aura przybrała w pewnym momencie kształt głowy wściekłego wilka, który warczał na pustych zupełnie jakby role się właśnie odwróciły. Od nadmiaru energii okularu shinigamiego zaczęły się powoli rozpadać a ubrania falować od przepływu energii. Uniósł ostrze wysoko nad sobą.
-Kyomu e nagero. Shogen. - całą najbliższą przestrzeń zalało światło bijące silnie od zanpaktou. Była tylko światłość i puści, którzy wyglądali w nim niczym żywe cienie. A tam gdzie jest zbyt dużo światła ciemność istnieć nie może. Puści rozpadali się w promieniach blasku aż w końcu nie pozostał po nich najmniejszy ślad. Mitsuo odgarnął gestem dłoni włosy do tyłu chcąc się lepiej przyjrzeć dziełu zniszczenia.
-Tym razem uda się. Nie popełnię tych samych błędów co trzysta lat temu… - rzekł do ostrza zanpaktou po czym otworzył bramę do Społeczności Dusz. Niedługo wiele się zmieni. Czy na lepsze czy na gorsze... to już osądzi historia.


Mitsuo sake kojarzyło się z wielkimi uroczystościami. Trunek pijany w specjalnych okolicznościach który polepszał samopoczucie i stan ducha. Nigdy nie mógł zrozumieć jak niektórzy mogą je pić w dzień w dzień. Wiedział, że istnieli tacy ludzie którzy może do pijaków i meneli się nie zalecali ale lubili sobie po prostu wypić od czasu do czasu. Dla niego spożywanie alkoholu miał jednak bardziej charakter… odświętny. Mimo, że przyjemny ograniczał trzeźwość myślenia i oceny sytuacji. Niemniej postanowił spróbować. Inni dywizjoniści prowadzili taki styl życia bardzo różniący od się jego własnego - to doświadczenie mogło mu pomóc lepiej ich zrozumieć. Zresztą miał nadzieję, że wyjście do ludzi może mu pomóc zapomnieć o tragedii z przed tygodnia. Nawet nie zauważył kiedy dotarł na miejsce słynące z najlepszych trunków Soul Society. Nie była to jakaś zapadła dziura, ale miejsce gdzie się piło "z kulturą". Jego własny kapitan czasami przychodził tutaj nawet z przyjaciółmi. Zaczął się nerwowo rozglądać jakby nie do końca wiedział co ze sobą zrobić.

- Nah, znam twoją twarz. - usłyszał za sobą. Gdy się odwrócił spostrzegł stojącą parę metrów od niego Arashi Sorę, trzymającą w dłoni niewielką butelkę. Wyglądała tak jak zawsze, sprawiając wrażenie obrażonej na trzy czwarte świata, a reszcie rzucającej nieme wyzwanie. Niemniej jednak tego wieczora coś w jej spojrzeniu było jakby nieco mniej surowe i agresywne. - A co taki... kulturalny chłopczyk jak ty, robi w takim miejscu jak to?

-Arashi Sora-chan. - wypalił z miejsca kiedy tylko zobaczył jej twarz. Rozpoznał ją od razu. Po incydencie z pustymi zasięgnął informacji odnośnie tych z którymi walczył w ramię w ramię. Wiedza to potęga i broń użyta w odpowiedni sposób.
-No więc… chcę się napić. Mam nadzieję, że dobrze trafiłem? - uśmiechnął się nerwowo i poprawił okulary. Miał wrażenie, że wkroczył na nieswoje terytorium. Równie dobrze mógłby iść z opaską na oczach - i tak nie wiedziałby co robić ani jak się zachować.

Jej twarz pochmurniała niemalże od razu, gdy tylko otworzył usta i wypowiedział pierwsze słowa. Prychnęła pogardliwie, obrzucając spojrzeniem swych niebieskich oczu budynek z Mitsuo.
- Nie przypominam sobie, odkąd mówimy sobie na -chan. - warknęła. Zdawać by się mogło, że to to tak bardzo wpłynęło na jej nagłą zmianę nastroju. - I dobrym miejscem do picia nazywasz... to? Hah! Ich sake smakuje jak woda... Jeżeli za wszelką cenę chcesz urżnąć, a szczerze, tak wyglądasz, to raczej nie tutaj.

-Nie piłem sake od wielu lat a i Społeczność Dusz się zmieniła więc… jestem w tym temacie mało obeznany. - podrapał się po głowie i na chwilę zamilkł jakby rozważał wszystkie za i przeciw odnośnie jakiejś kwestii. Wziął głęboki wdech próbując się uspokoić jako iż sytuacja była dla niego… dość kompromitująca.
-Sora-chan a może w takim razie pokazałabyś mi miejsce gdzie podają dobrą sake? Ja stawiam. - jednym z przywilejów stanu szlacheckiego był fakt, że nie trzeba się było martwić o pieniądze. Poza tym czułby się raźniej jakby pierwsza próba upicia się nie przebiegała w samotności.

- Nie. Nazywaj. Mnie. Sora. Chan. - warknęła, a w jej dłoni szybko pojawiło się jej zanpakutou. Nie byłą jednak ani na tyle głupia, ani jeszcze pijana by zrobić coś ponad to. - Czy tówj szlachecki mózg nie ogarnia moich słów?

Niemniej jednak po paru, zdających się być wiecznością, chwilach milczenia opuściła dłoń i schowała katanę z powrotem za pas.

- Trzeci Okręg, można Ci wyjść tak daleko?

-Trzeci Okręg? Nie jestem głową rodu więc wydaje mi się, że mogę wyjść poza mury i oddalić się aż do Trzeciego Okręgu. - nacisk położony na niektóre słowa dawał jasno do zrozumienia, że była to próba rozluźnienia napięcia... on po prostu droczył się z dziewczyną - może próbował być zabawny? Kto wie. Kątem oka zerkał na wyjęte zanpaktou, ale albo nie zrobiło to na nim wrażenia albo nie dał tego po sobie poznać.
-Zatem prowadź. - początkowa nerwowość poszła w zapomnienie.

Szli w milczeniu, i chociaż Mitsuo parę razy podjął delikatne próby rozpoczęcia rozmowy, Sora za każdym razem zbywała go paroma słowami. Nie mógł nie zauważyć, że w jej przypadku było to wręcz delikatne zachowanie. Szybko przechodzili przez kolejne, niemalże puste ulice. Pierwsze Okręgi, ich spokój niemalże działał dziewczynie na nerwy, a jej krótki lont czuć było niemalże na kilometr. Wreszcie jednak dotarli do niewielkiego budynku, a on z zaskoczeniem spojrzał na zadbane zabudowanie, sądząc po Arashi można było spodziewać się czegoś dużo, dużo gorszego.

- Cóż, aż do Osiemdziesiątki nie chce mi się iść o tej porze, wystarczyć więc musi to... - mruknęła dziewczyna pod nosem, popychając drzwi. Wchodząc do środka można było mieć wrażenie, że wchodzi się w sam środek jakiejś wielkiej, burzowej chmury. Od dymu ledwo widać było cokolwiek poza czubek własnego nosa.

- Oi, Arashi- sama! Dawno nie widzieliśmy tu pani! - krzyknął jakiś mężczyzna, najpewniej właściciel lokalu, bo zaraz później Mitsuo usłyszał szczęk zastawy.

- Ta, bo muszę być naprawdę zdesperowana, by tu przychodzić. - dziewczyna odezwała się cicho, jednak on spokojnie mógł ją usłyszeć. - Dla mnie to co zawsze, podwójne i możesz dorzucić do tego coś do przegryzki, umieram z głodu. Dla tego obok niech będzie... Możesz podarować mu specjalność zakładu, to jego pierwszy raz tutaj. Tylko bez syfów.

Shinigamiego przeszły ciarki na słowo “syf”, ale uznał że w sumie nie chce wiedzieć o co jej chodziło. Mitsuo i Sora usiedli do jednego z pustych stolików czekając aż właściciel poda im trunki.
-A więc… - zapowiadało się, że Kuchiki będzie chciał podjąć ponowną próbę rozpoczęcia rozmowy - … jesteś z XI oddziału prawda? - spytał niepewnie jakby bał się, że kobieta może za chwilę złapać najbliższe krzesło, stół lub inny kawał wyposażenia wnętrza i rozbić go na jego głowie. Samo pytanie zdawało się być jakby nie na miejscu biorąc pod uwagę obecne okoliczności.
- Nie. Jestem z czwórki, lubię zaplatać warkocze i wyszywać wzorki na całunach poległych. A w każdy czwartek chodzę na bitwy na poduszki.[i/] - te słowa wyleciały z niej tak szybko, że chyba sama nie zdążyła się zastanowić nad ich sensem. Zanim jednak ktokolwiek z nich zdążył odpowiedzieć zjawił się kierownik, ustawiając na ich stole dwie butelki i ochoko dla każdego z nich. Sora bez wahania sięgnęła po swoje Tokkuri i napełniła swoje naczynie, zerkając po chwili w stronę Mitsuo.


Ten niemal automatycznie napełnił swoje ochoko zawartością drugiej butelki - co podejrzewał, że było specjalnością zakładu - i je opróżnił wlewając całą zawartość do gardła. Nie wiedział co to było, ale smakowało mu. W sumie nie znał własnej odporności na alkohol więc ciężko było mu ocenić “moc” napoju. Napełnił naczynko drugi raz, ale tym razem zamiast wypić kontynuował rozmowę.
-Nie jestem Twoim wrogiem. - powiedział a jego głos wydał się dużo bardziej melodyjny niż zazwyczaj. Był jednak trochę też bardziej stanowczy niż do tej pory jakby jego właściciel chciał zakomunikować, że jego cierpliwość też ma swoje granice. Mimo to sugestia nie wywoływała wrażenia… agresywnej albo niemiłej.
- Pytałem się bo jestem ciekaw czym różni się trening bojowy waszej dywizji od reszty. Bardzo interesuje mnie sposób treningu XI-nastki.[/i] - uśmiechnął się jakby chciał zachęcić rozmówczynie do wypowiedzenia się na ten temat.

Uniosła jedną brew i powoli wypiła całą zawartość ochoko, spokojnie i bez pośpiechu. Dopiero kiedy nalała kolejną porcję spojrzała na niego i odezwała się:
- Walczymy. - odpowiedź była krótka i zwięzła. Nastąpił moment ciszy. - Walczymy, na patrolach, na treningach. Efekt Horndala.

-Czyli najlepsze rozwiązania to te najprostsze? Co Cię nie zabije to Cię wzmocni? - było to wyraźnie pytanie retoryczne - Problem w tym, że czasem to za mało by przeżyć. Czasem samo doświadczenie nie wystarcza. - Przyłożył naczynko do ust jakby chciał wypić tylko trochę, ale po chwili namysłu i tak opróżnił całość.

- Tu nie chodzi o doświadczenie, szansa, że dwa, trzy razy walczyć będziesz z tym samym wrogiem, jest nikła, a przynajmniej ty powinieneś o to zadbać. Trening ma szlifować nasze umiejętności. Efekt Horndala, nauka poprzez powtarzanie danej czynności. Zaliczysz jedną, przechodzisz do następnej - trening nigdy się nie kończy. Powinieneś o tym wiedzieć. Jedno to znać wszystkie kidou, inne mieć wystarczająco dużo siły, by je rzucić, jeszcze inne, by uczynić je potężniejszymi, szybszymi, innymi. Udoskonalić. - upiła łyk. - Nie należy żałować tych, którym się to nie udało, nie należy żałować zmarłych.


-Gdy przedstawiasz to w taki sposób to wcale nie brzmi tak źle. - na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech od ucha do ucha, który miał niczym straszak przegonić ponurą atmosferę która w pewnym momencie się tutaj zakradła. Uniósł naczynko na wysokość głowy jakby chciał wznieść toast.
-A więc by jak największej liczbie osób “udało się”. - wypił któryś już z rzędu kieliszek.
-Byakuya-kun się wścieknie kiedy się dowie w jaki miły sposób spędziłem dzień.

Dziewczyna nie uśmiechnęła się, jedynie z pewną podejrzliwością spojrzała na niego, mechanicznie unosząc kolejną porcję do ust. Dziwnie jej było siedzieć tutaj z kimś, szczególnie kimś kogo nawet specjalnie nie lubiła i nie znała. Szczególnie w tym dniu. Zmrużyła oczy i machnęła do kierownika, by przyniósł jej kolejną porcję alkoholu.

- Szlachcice... Oby wasze problemy stały się kiedyś problemami maluczkich. - odpowiedziała, nie dbając już nawet o to by wylać trunek do ochoko.

-Każdy ma własne problemy i trzeba umieć sobie z nimi radzić bez względu na status społeczny. Poza tym przynależność do szlachty czasem może przynieść więcej strat niż korzyści. - odpowiedział oburzonym tonem głosu, ale łatwo było rozpoznać, że udawanym. Osobiście nie rozumiał jak ktoś może obwiniać za swoje problemy kogoś innego. Każdy jest kowalem swego losu - jedni po prostu mają większy lub mniejszy na niego wpływ.

Sora odmachała mu jedynie ręką, odchylając się i duszkiem wypijając całą zawartość swojej butelki. Zdawała się być jednak całkowicie nieporuszona tym faktem, z pewną obojętnością w swych ruchach odstawiła naczynko i wycofała się w głąb swojego siedzenia, zerkając na górujący za oknem księżyc. Dziwne, ale przez sprawiała wrażenie smutnej, jednak gdy fakt ten doszedł do Mitsuo, emocja ta całkowicie zniknęła z jej twarzy, jakby w ogóle jej tam nie było.

- Nie wiem czemu ktoś taki jak ty chciał być dzisiaj w takim miejscu. Wykracza to poza zdolność mojego pojmowania, jak ktoś mający idealne życie, bogate, za bezpiecznymi murami, może chcieć topić swe smutki w tym pożal-się-boże pubie. Nie jest to jednak moja sprawa, moje wnioski zachowam dla siebie, bo nie sądzę, byś jutro jeszcze je pamiętał. - podbródkiem skinęła na stojące obok niego, opróżnione już buteleczki.- Nie próbuj zrozumieć tego co się dzieje dookoła ciebie, na to szkoda energii. Jesteś tutaj, teraz. Żyjesz, co może być tak wielkim problemem, by przesłonić sam fakt, że wciąż żyjesz...

W miarę jak Arashi wypominała mu uroki szlacheckiego stanu bycia na jego twarzy rósł powoli uśmiech , ale innego rodaju. Był to uśmiech z którym dziadek wysłuchuje wnuków gdy Ci mówią o czymś jakby byli znawcami tematu a tak naprawdę nie mieli pojęcia o czym mówią. Nie był on jednak w żadnym razie złośliwy - był bardziej jakby pełen zrozumienia dla takiego postrzegania świata. Jakby chciał wyrazić, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Wypił kolejną porcję napitku. Jego policzki zrobiły się różowe.
-W tym się różnimy. Ja wiem co się dzieje dookoła mnie i rozumiem więcej rzeczy niż sprawiam wrażenie. To nie jest mój problem. Mój problem polega na tym, że nie ważne czy mija rok czy sto lat ludzie ciągle popełniają te same głupie błędy a gdy chcesz je naprawić… to co dostajesz w zamian? Pogardę i złe słowo. Taki mamy świat. - idąc za przykładem towarzyski wziął butelkę i opróżnił ją do dna. Problem w tym, że nie był tak odporny na trunki jak ona. Zapowiadało się jednak, że to będzie długa noc.


***

Matsuo ostatnio przebywał dość sporo za murami posiadłości Kuchiki. Po tygodniach ciężkiej pracy udało mu się opanować wszystkie… lub większość technik, które Shogen miał do zaoferowania. Nie chciał jednak pokazywać wszystkim z dywizji jego mocy. Spojrzał niepewnie na bransoletę i poprawił okulary. Im mniej wiedzą tym lepiej. Byli oddanymi towarzyszami, ale shinigami nie ufał im do tego stopnia. Poza tym chciał ukryć swoje nowe moce jak najdłużej. Gdyby Głównodowodzący się dowiedział o tym ciężko byłoby przewidzieć jego reakcję. Fakt, że rósł w siłę szybko po uwolnieniu mógł wytworzyć dość niezręczną sytuację. Wolał nie ryzykować. Mitsuo spędzał stopniowo powoli coraz więcej czasu z kapitanem i oficerami. Rozmawiał z nimi tworząc podwaliny zaufania i przyjaźni a oni się do niego coraz bardziej przyzwyczajali. Rukia okazała się być idealną pomocą w tym etapie planu. Dywizjoniści już uważali go w większości za kumpla, przyjaciela bądź idola będącego wzorem. Plan powoli i stopniowo się realizował. Mitsuo miał tylko nadzieję, że wszystkie etapy uda się zakończyć w przedziale czasu krótszym niż 100 lat. Oczywiście mógł czekać dłużej, ale chciał jak najszybciej wymierzyć sprawiedliwość Seireitei… zemścić się, ale na wszystko przyjdzie czas.
-To tylko kwestia czasu… - mruknął do siebie a jego głos był równie ciepły i przyjazny jak w każdy inny dzień.
 

Ostatnio edytowane przez Famir : 01-03-2010 o 20:06.
Famir jest offline