Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2010, 20:04   #31
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zarówno Emerahl jak i Ruth były pięknymi rudowłosymi kobietami. Ale na tym podobieństwa się kończyły. Ruth była jak wiosna, wesoła i nieokiełznana...oraz frywolna, Emerahl była jesienią, dorodną, stateczną i ciepłą... Obie były urokliwie, ale z Ruth szybciej znaleźli wspólny język. Z czarodziejką Emerahl, kobietą o poważnym podejściu do życia byłoby trudniej.
Była ona intrygującą i niewątpliwie wartą zdobycia kobietą. Ale Samuel nie zbierał trofeów. Wychodził z założenia, co będzie to będzie. I po prostu cieszył się z samej obecności obu kobiet w ich grupie. Co do mężczyzn... niespecjalnie się nimi interesował. Optymistycznie wierzył, że jakoś się z nimi dogada.

Z siedziby Erwina wyszli więc razem. Vestre nalegał bowiem na możliwość odprowadzenia jej kawałek, a i Ruth niespecjalnie się przed tym broniła.
- Wygląda na to, że... dopiero od jutrzejszego ranka przyjdzie nam podróżować razem.- rzekł ciepło się uśmiechając do kobiety. Po czym spytał spoglądając na jej dekolt.- Nosisz zbroję skórzaną. Czyżbyś wojowniczką była?
Niewątpliwie musiała zauważyć że nie na zbroi skupia swą uwagę Samuel, ale... czyż wcześniej nie czynił tak samo?
Dziewczyna zaśmiała się cicho i uśmiechnęła się do niego. Dobrze wiedziała, że wykorzystał sposobność udając, że spogląda na jej odzienie, a nie to, co nie do końca skutecznie kryło się pod nim.
- No co Ty, jaki tam ze mnie wojownik? - rzekła rozbawiona.
"Zbroja" dziewczyny istotnie niezbyt pasowała dla prawdziwego wojownika. Za dużo ciała odsłaniała - i to nie w okolicach dekoltu - pozostawiając odkryty brzuch, dolną część pleców i ramiona. Określenie skórzany napierśnik było tu chyba najbardziej na miejscu. Poza tym jedyną bronią jaką miała przy sobie był sztylet, co dla wojownika byłoby conajmniej dziwne.
- Umiem się bronić. - zastrzegła - Ale paru podpitych opryszków w ciemnej alejce, to co innego niż banda goblinów, czy zbójów. To drugie to już nie moja brosza. - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się do rozmówcy.
- A Ty? Ty mi bardziej wyglądasz na wojownika. - zagadała i szturchnęła go lekko otwartą dłonią w ramię, niewątpliwie wyczuwając tym czynem stan jego umięśnienia. Być może tylko o to jej chodziło, ale sam gest był jak najbardziej przyjacielski.
Cokolwiek wyczuła, zgadzało się z tym co widziała...Samuel był krzepki, ale daleko mu było do umięśnionych wojów...Uśmiechnął się i rzekł.- To zależy, kogo uznać za wojownika. Kurier musi się umieć obronić, a choć mieczem potrafię robić...cóż...moim atutem są sztylety. Więc będę nie tylko Lamii obrońcą, moja pani.
Delikatnie ujął dłoń Ruth w swe dłonie mówiąc.- Masz delikatne palce. Można pomyśleć, że jesteś artystką. Malarką na przykład.
Oczywiście kobiecie nie umknęło to, że Samuel dotyka palce Ruth, jakoś tak... pieszczotliwie.
Przez moment patrzyła mu w oczy, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała spokojnie:
- Eee tam malarką, jak Ja bym se coś nabazgrała, to nikt by tego nie kupił. - zaśmiała się cicho. - Artystka to ja jestem, ale nieco z innej dziedziny. - powiedziała tajemniczo uśmiechając się do niego i puściła do niego oczko. Ani trochę nie przeszkadzało jej, że zajął się jej dłońmi.
- A Ty jesteś Kurier. To znaczy, że czym się zajmujesz? Dostarczasz jakieś drogocenne przesyłki ? - spytała akcentując dwa ostatnie słowa.
- W obecnej chwili chyba nie. Może jeszcze jedną mam na oku, taką rudowłosą przesyłkę...ale ten skarb zamierzam zgarnąć dla siebie.- rzekł przybliżając się nieco i ostatnie słowa wypowiadając jej wprost do jej ucha. Oczywiście wiadomym było, że to ją ma na myśli. Po czym rzekł.- Na tym w sumie moja praca wygląda, przewożę listy, pakunki, z jednego miasta do miasta.
Spojrzał na dziewczynę i ostrożnie objął ją ręką w pasie lekko do siebie przytulając i mówiąc.- W tej dzielnicy bywa niebezpiecznie, wiec lepiej jeśli będę cię miał na oku. Dla twego bezpieczeństwa oczywiście.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Doskonale znała takie manewry, ale aktualnie nie miała nic przeciwko. Powoli szli dalej.
- Nie musisz się o mnie aż tak obawiać.
- powiedziała, ale jej słowa nie brzmiały zbyt przekonywująco. Chyba bagatelizowała niebezpieczeństwo, aczkolwiek nie miała nic przeciwko obejmowaniu jej dla poczucia bezpieczeństwa.
- To gdzie się zatrzymałeś? - spytała. Póki co, wkraczali do nieco biedniejszej dzielnicy miasta, co można było rozpoznać choćby po stanie otaczających ich budynków i ulic.
Tam właśnie znajdowała się karczma, w której Ruth spędziła ostatnią noc... a przynajmniej tam się obudziła.
- W karczmie Pod Dziurawym Butem, średnia jakoś usług, ale obsługa bardzo miła.- rzekł w odpowiedzi Samuel spoglądając na towarzyszkę. Choć okolica była nieciekawa, to jednak... Ruth jakoś się nie martwiła. Spytał żartobliwie.- A czemu pytasz? Chciałabyś się wślizgnąć pod moją pierzynkę cichaczem?
Dziewczyna zaśmiała się słysząc pytanie. - Nie o to mi teraz chodziło. - powiedziała, a użyte przypadkiem(?) słowo "teraz" mogło oznaczać, że w przyszłości może być inaczej.
- Ja kwitnę pod Złamanym Dukatem. Też dziura, ale mnie tam lubią. - powiedziała z uśmiechem. – Tylko nie bardzo pamiętam dlaczego. - dodała robiąc kwaśną minę.
Powoli zbliżali się do jej karczmy. Jego była zaledwie dwie przecznice dalej.
- Wiesz...mam kilka pomysłów...dlaczego.- rzekł żartobliwie Samuel, a jego dłoń „przypadkowo” omsknęła się na sprężysty pośladek dziewczyny, na dość długi moment, ale jednak moment. Potem dłoń wróciła na okolice pasa dziewczyny. Po czym dodał, o wiele poważniejszym tonem głosu.- Jesteś piękną i uroczą kobietą. Nic dziwnego, że cię lubią.
Ruth nie skomentowała faktu, że Samuel dotykał ją w nieco intymnym miejscu. Ale jej uśmiech zdradzał, że nie miała nic przeciwko. Gdy usłyszała komplementy, wypowiedziane poważnym tonem, obok uśmiechu, na jej twarzy zagościł lekki, ledwo zauważalny rumieniec.
- Już nie podlizuj się tak. - powiedziała i zasymulowała niezwykle lekki cios pięścią w brzuch rozmówcy.
Wtedy to dotarli do karczmy Pod Złamanym Dukatem. Ze środka dochodziły odgłosy okrzyków i śmiechu, oraz zapachy smażonej ryby, taniego piwa, potu i kurzu.
- Ty to się tu lepiej ładnie teraz pożegnaj. - powiedziała udając złą, ale widać było, że nadal miała dobry humor. - Spędzimy razem conajmniej miesiąc. Więc trzeba chyba zachować maniery, nie? - spytała patrząc na niego i tajemniczo się uśmiechając.
- Więc....do jutra madame.- schylił się w dworskim ukłonie Samuel i ucałował dłoń Ruth na pożegnanie.
Dziewczyna zaśmiała się głośno, być może uznając zachowanie mężczyzny za parodię i nabijanie się z dworskich zwyczajów. Oczywiście nie miała nic przeciwko i pozwoliła Samuelowi ucałować ją w, jak to wcześniej określił, jej delikatne dłonie.
- Dobrej nocy. - odpowiedziała i zaraz potem zniknęła za drzwiami karczmy... knajpy.

Wieczór upłynął Samuelowi w łóżku. A że łóżko ogrzewała mu obecność Mili, to był to przyjemny, acz intensywnie spędzony czas. Dziewczyna starała się by to spotkanie, było pamiętnym dla niego...i by chciał do niej wrócić. Więc nie szczędziła mu pieszczot, tak jak i on jej. Cała gorąca kotłowanina w pościeli, zakończyła się późnym wieczorem, kiedy obowiązki dziewczyny rozdzieliły oboje kochanków. Rankiem było śniadanie do łóżka... Mila wstała wcześnie i zrobiła jej na pożegnanie. Potem pocałunek przy drzwiach, też na pożegnanie.
Samuel trochę czuł się winny tej sytuacji. Nie planował tego... Podobnie jak inne jego podrywy, ten też był spontaniczny. Samuel był jak wiatr... nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu i, jak dotąd, nie potrafił usiedzieć przy jednej kobiecie.
Wyszedł z karczmy i udał się po swego rumaku, spojrzał w niebo, wsłuchał się w wiatr. Mówiły mu one, że będzie słonecznie, niemal bezwietrznie. Zapowiadał się naprawdę miły dzień.

I poranek był rzeczywiście miły. Zaczęło się od całkiem niewinnej rozmowy z Ruth, gdy ekipa czekała na Servina i obiecane konie . Potem przybył Erwin z końmi i złymi wiadomościami.
Ale Samuel bardziej był ciekaw koni i dlatego podszedł wraz z nimi do prezentowanych rumaków. Podobnie jak większość koni jego towarzyszy, były one lżejszej budowy ciała.
Burza jednak pochodziła z rodzinnego domu Samuela, który znajdował się na północny zachód stąd. Była masywniejsza, może nie tak szybka jak tutejsze konie, ale za to wytrzymalsza. Gdy Erwin przedstawiał kobietom ich wierzchowce, Samuel obchodził je i okiem znawcy oceniał ich wady i zalety.
-Wspaniałe konie, moje panie. Na pewno was nie zawiodą.- rzekł Samuel z ciepłym uśmiechem do obu kobiet.
I po chwili oddalił się w kierunku Iriala oraz Lamii. Z bólem serca opuszczał Ruth, ale... cóż.. mieli robotę do wykonania. Czas popracować. Poza tym liczył sobie, że odbije sobie ten czas wieczorem. Wszak do stróżowania drzwi pokoju Lamii lepiej nadawał się Therion bądź Irial...

I właśnie Iriala odciągnął od Lamii pod pozorem obgadania spraw pokrywania wydatków na obiady i noclegi. Gdy był pewien, że dziewczyna go nie usłyszy przeszedł do sedna.
- Dwie godziny, przy miesięcznej podróży raczej nie można uznać za wielką stratę czasu.- rzekł filozoficznie Samuel wracając od obu kobiet i ich wierzchowców.
- Chyba - odparł Irial - że kto jest przesądnym człekiem i złą wróżbę w tym zobaczy.. A dwie godziny to nic. Nieraz czeka się dłużej na byle zarozumialca, któremu nie chce się z łóżka zwlec lub od stołu wstać.
- Nie ma co czasu marnować.
- Lestre wskazał palcem na Lamię.- Wezmę dziewczynkę na jarmark, niech oczy nacieszy... Myślę, że lepiej jej znaleźć zajęcie, nim ona znajdzie sobie sama.
- Słyszałeś, jak Erwin skomentował pomysł Emerahl? - spytał Irial. – Popatrz na te tłumy. Nikt cię nie przepuści, bo wszyscy rzucą się do wyjścia, by zdążyć przed innymi. Skończy się na tym, że zostaniemy tutaj czekając na was.
- Jak sobie chcesz. Tak czy siak, lepiej znaleźć jej jakieś zajęcie. Jakiekolwiek.- odparł Lestre.
- Jeśli masz ochotę zająć czymś jej myśli, to zacznij zabawiać ją rozmową. Z pewnością znajdziecie jakieś wspólne tematy. - rzekł Irial, a Samuel odparł.- W końcu za to mi płacisz, prawda?
Po czym nie czekając na odpowiedź, podszedł do Lamii, by porozmawiać o jej wierzchowcu. Wszak to była wspólna dla obojga płaszczyzna. Przy okazji kurier mógł ocenić stan i wartość wierzchowca panienki Lamii.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-03-2010 o 21:32. Powód: przerobiona koncówka
abishai jest offline