Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2010, 20:04   #31
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zarówno Emerahl jak i Ruth były pięknymi rudowłosymi kobietami. Ale na tym podobieństwa się kończyły. Ruth była jak wiosna, wesoła i nieokiełznana...oraz frywolna, Emerahl była jesienią, dorodną, stateczną i ciepłą... Obie były urokliwie, ale z Ruth szybciej znaleźli wspólny język. Z czarodziejką Emerahl, kobietą o poważnym podejściu do życia byłoby trudniej.
Była ona intrygującą i niewątpliwie wartą zdobycia kobietą. Ale Samuel nie zbierał trofeów. Wychodził z założenia, co będzie to będzie. I po prostu cieszył się z samej obecności obu kobiet w ich grupie. Co do mężczyzn... niespecjalnie się nimi interesował. Optymistycznie wierzył, że jakoś się z nimi dogada.

Z siedziby Erwina wyszli więc razem. Vestre nalegał bowiem na możliwość odprowadzenia jej kawałek, a i Ruth niespecjalnie się przed tym broniła.
- Wygląda na to, że... dopiero od jutrzejszego ranka przyjdzie nam podróżować razem.- rzekł ciepło się uśmiechając do kobiety. Po czym spytał spoglądając na jej dekolt.- Nosisz zbroję skórzaną. Czyżbyś wojowniczką była?
Niewątpliwie musiała zauważyć że nie na zbroi skupia swą uwagę Samuel, ale... czyż wcześniej nie czynił tak samo?
Dziewczyna zaśmiała się cicho i uśmiechnęła się do niego. Dobrze wiedziała, że wykorzystał sposobność udając, że spogląda na jej odzienie, a nie to, co nie do końca skutecznie kryło się pod nim.
- No co Ty, jaki tam ze mnie wojownik? - rzekła rozbawiona.
"Zbroja" dziewczyny istotnie niezbyt pasowała dla prawdziwego wojownika. Za dużo ciała odsłaniała - i to nie w okolicach dekoltu - pozostawiając odkryty brzuch, dolną część pleców i ramiona. Określenie skórzany napierśnik było tu chyba najbardziej na miejscu. Poza tym jedyną bronią jaką miała przy sobie był sztylet, co dla wojownika byłoby conajmniej dziwne.
- Umiem się bronić. - zastrzegła - Ale paru podpitych opryszków w ciemnej alejce, to co innego niż banda goblinów, czy zbójów. To drugie to już nie moja brosza. - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się do rozmówcy.
- A Ty? Ty mi bardziej wyglądasz na wojownika. - zagadała i szturchnęła go lekko otwartą dłonią w ramię, niewątpliwie wyczuwając tym czynem stan jego umięśnienia. Być może tylko o to jej chodziło, ale sam gest był jak najbardziej przyjacielski.
Cokolwiek wyczuła, zgadzało się z tym co widziała...Samuel był krzepki, ale daleko mu było do umięśnionych wojów...Uśmiechnął się i rzekł.- To zależy, kogo uznać za wojownika. Kurier musi się umieć obronić, a choć mieczem potrafię robić...cóż...moim atutem są sztylety. Więc będę nie tylko Lamii obrońcą, moja pani.
Delikatnie ujął dłoń Ruth w swe dłonie mówiąc.- Masz delikatne palce. Można pomyśleć, że jesteś artystką. Malarką na przykład.
Oczywiście kobiecie nie umknęło to, że Samuel dotyka palce Ruth, jakoś tak... pieszczotliwie.
Przez moment patrzyła mu w oczy, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała spokojnie:
- Eee tam malarką, jak Ja bym se coś nabazgrała, to nikt by tego nie kupił. - zaśmiała się cicho. - Artystka to ja jestem, ale nieco z innej dziedziny. - powiedziała tajemniczo uśmiechając się do niego i puściła do niego oczko. Ani trochę nie przeszkadzało jej, że zajął się jej dłońmi.
- A Ty jesteś Kurier. To znaczy, że czym się zajmujesz? Dostarczasz jakieś drogocenne przesyłki ? - spytała akcentując dwa ostatnie słowa.
- W obecnej chwili chyba nie. Może jeszcze jedną mam na oku, taką rudowłosą przesyłkę...ale ten skarb zamierzam zgarnąć dla siebie.- rzekł przybliżając się nieco i ostatnie słowa wypowiadając jej wprost do jej ucha. Oczywiście wiadomym było, że to ją ma na myśli. Po czym rzekł.- Na tym w sumie moja praca wygląda, przewożę listy, pakunki, z jednego miasta do miasta.
Spojrzał na dziewczynę i ostrożnie objął ją ręką w pasie lekko do siebie przytulając i mówiąc.- W tej dzielnicy bywa niebezpiecznie, wiec lepiej jeśli będę cię miał na oku. Dla twego bezpieczeństwa oczywiście.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Doskonale znała takie manewry, ale aktualnie nie miała nic przeciwko. Powoli szli dalej.
- Nie musisz się o mnie aż tak obawiać.
- powiedziała, ale jej słowa nie brzmiały zbyt przekonywująco. Chyba bagatelizowała niebezpieczeństwo, aczkolwiek nie miała nic przeciwko obejmowaniu jej dla poczucia bezpieczeństwa.
- To gdzie się zatrzymałeś? - spytała. Póki co, wkraczali do nieco biedniejszej dzielnicy miasta, co można było rozpoznać choćby po stanie otaczających ich budynków i ulic.
Tam właśnie znajdowała się karczma, w której Ruth spędziła ostatnią noc... a przynajmniej tam się obudziła.
- W karczmie Pod Dziurawym Butem, średnia jakoś usług, ale obsługa bardzo miła.- rzekł w odpowiedzi Samuel spoglądając na towarzyszkę. Choć okolica była nieciekawa, to jednak... Ruth jakoś się nie martwiła. Spytał żartobliwie.- A czemu pytasz? Chciałabyś się wślizgnąć pod moją pierzynkę cichaczem?
Dziewczyna zaśmiała się słysząc pytanie. - Nie o to mi teraz chodziło. - powiedziała, a użyte przypadkiem(?) słowo "teraz" mogło oznaczać, że w przyszłości może być inaczej.
- Ja kwitnę pod Złamanym Dukatem. Też dziura, ale mnie tam lubią. - powiedziała z uśmiechem. – Tylko nie bardzo pamiętam dlaczego. - dodała robiąc kwaśną minę.
Powoli zbliżali się do jej karczmy. Jego była zaledwie dwie przecznice dalej.
- Wiesz...mam kilka pomysłów...dlaczego.- rzekł żartobliwie Samuel, a jego dłoń „przypadkowo” omsknęła się na sprężysty pośladek dziewczyny, na dość długi moment, ale jednak moment. Potem dłoń wróciła na okolice pasa dziewczyny. Po czym dodał, o wiele poważniejszym tonem głosu.- Jesteś piękną i uroczą kobietą. Nic dziwnego, że cię lubią.
Ruth nie skomentowała faktu, że Samuel dotykał ją w nieco intymnym miejscu. Ale jej uśmiech zdradzał, że nie miała nic przeciwko. Gdy usłyszała komplementy, wypowiedziane poważnym tonem, obok uśmiechu, na jej twarzy zagościł lekki, ledwo zauważalny rumieniec.
- Już nie podlizuj się tak. - powiedziała i zasymulowała niezwykle lekki cios pięścią w brzuch rozmówcy.
Wtedy to dotarli do karczmy Pod Złamanym Dukatem. Ze środka dochodziły odgłosy okrzyków i śmiechu, oraz zapachy smażonej ryby, taniego piwa, potu i kurzu.
- Ty to się tu lepiej ładnie teraz pożegnaj. - powiedziała udając złą, ale widać było, że nadal miała dobry humor. - Spędzimy razem conajmniej miesiąc. Więc trzeba chyba zachować maniery, nie? - spytała patrząc na niego i tajemniczo się uśmiechając.
- Więc....do jutra madame.- schylił się w dworskim ukłonie Samuel i ucałował dłoń Ruth na pożegnanie.
Dziewczyna zaśmiała się głośno, być może uznając zachowanie mężczyzny za parodię i nabijanie się z dworskich zwyczajów. Oczywiście nie miała nic przeciwko i pozwoliła Samuelowi ucałować ją w, jak to wcześniej określił, jej delikatne dłonie.
- Dobrej nocy. - odpowiedziała i zaraz potem zniknęła za drzwiami karczmy... knajpy.

Wieczór upłynął Samuelowi w łóżku. A że łóżko ogrzewała mu obecność Mili, to był to przyjemny, acz intensywnie spędzony czas. Dziewczyna starała się by to spotkanie, było pamiętnym dla niego...i by chciał do niej wrócić. Więc nie szczędziła mu pieszczot, tak jak i on jej. Cała gorąca kotłowanina w pościeli, zakończyła się późnym wieczorem, kiedy obowiązki dziewczyny rozdzieliły oboje kochanków. Rankiem było śniadanie do łóżka... Mila wstała wcześnie i zrobiła jej na pożegnanie. Potem pocałunek przy drzwiach, też na pożegnanie.
Samuel trochę czuł się winny tej sytuacji. Nie planował tego... Podobnie jak inne jego podrywy, ten też był spontaniczny. Samuel był jak wiatr... nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu i, jak dotąd, nie potrafił usiedzieć przy jednej kobiecie.
Wyszedł z karczmy i udał się po swego rumaku, spojrzał w niebo, wsłuchał się w wiatr. Mówiły mu one, że będzie słonecznie, niemal bezwietrznie. Zapowiadał się naprawdę miły dzień.

I poranek był rzeczywiście miły. Zaczęło się od całkiem niewinnej rozmowy z Ruth, gdy ekipa czekała na Servina i obiecane konie . Potem przybył Erwin z końmi i złymi wiadomościami.
Ale Samuel bardziej był ciekaw koni i dlatego podszedł wraz z nimi do prezentowanych rumaków. Podobnie jak większość koni jego towarzyszy, były one lżejszej budowy ciała.
Burza jednak pochodziła z rodzinnego domu Samuela, który znajdował się na północny zachód stąd. Była masywniejsza, może nie tak szybka jak tutejsze konie, ale za to wytrzymalsza. Gdy Erwin przedstawiał kobietom ich wierzchowce, Samuel obchodził je i okiem znawcy oceniał ich wady i zalety.
-Wspaniałe konie, moje panie. Na pewno was nie zawiodą.- rzekł Samuel z ciepłym uśmiechem do obu kobiet.
I po chwili oddalił się w kierunku Iriala oraz Lamii. Z bólem serca opuszczał Ruth, ale... cóż.. mieli robotę do wykonania. Czas popracować. Poza tym liczył sobie, że odbije sobie ten czas wieczorem. Wszak do stróżowania drzwi pokoju Lamii lepiej nadawał się Therion bądź Irial...

I właśnie Iriala odciągnął od Lamii pod pozorem obgadania spraw pokrywania wydatków na obiady i noclegi. Gdy był pewien, że dziewczyna go nie usłyszy przeszedł do sedna.
- Dwie godziny, przy miesięcznej podróży raczej nie można uznać za wielką stratę czasu.- rzekł filozoficznie Samuel wracając od obu kobiet i ich wierzchowców.
- Chyba - odparł Irial - że kto jest przesądnym człekiem i złą wróżbę w tym zobaczy.. A dwie godziny to nic. Nieraz czeka się dłużej na byle zarozumialca, któremu nie chce się z łóżka zwlec lub od stołu wstać.
- Nie ma co czasu marnować.
- Lestre wskazał palcem na Lamię.- Wezmę dziewczynkę na jarmark, niech oczy nacieszy... Myślę, że lepiej jej znaleźć zajęcie, nim ona znajdzie sobie sama.
- Słyszałeś, jak Erwin skomentował pomysł Emerahl? - spytał Irial. – Popatrz na te tłumy. Nikt cię nie przepuści, bo wszyscy rzucą się do wyjścia, by zdążyć przed innymi. Skończy się na tym, że zostaniemy tutaj czekając na was.
- Jak sobie chcesz. Tak czy siak, lepiej znaleźć jej jakieś zajęcie. Jakiekolwiek.- odparł Lestre.
- Jeśli masz ochotę zająć czymś jej myśli, to zacznij zabawiać ją rozmową. Z pewnością znajdziecie jakieś wspólne tematy. - rzekł Irial, a Samuel odparł.- W końcu za to mi płacisz, prawda?
Po czym nie czekając na odpowiedź, podszedł do Lamii, by porozmawiać o jej wierzchowcu. Wszak to była wspólna dla obojga płaszczyzna. Przy okazji kurier mógł ocenić stan i wartość wierzchowca panienki Lamii.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-03-2010 o 21:32. Powód: przerobiona koncówka
abishai jest offline  
Stary 05-03-2010, 12:44   #32
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Tymi słowami Erwin zakończył spotkanie. Wstał od stołu i kiwnąwszy głową na pożegnanie, wyszedł z pokoju. Pierwszy za nim wybiegł z pomieszczenia Theron.

Panie Erwinie chciałbym jednak zgłosić zapotrzebowanie na pewne specyficzne przedmioty...

Cóż zatem wszystko z mojej strony załatwione pozostaje poczekać na jutrzejsze spotkanie. Theron nie był osobą która szuka wrażeń zresztą w mieście czuł się zwyczajne nieswojo. Dużo ludzi, dużo potencjalnych zagrożeń w dodatku nawet nie wiadomo skąd one nadejdą. W lesie wiadomo ale tu? Postanowił ograniczyć swój pobyt do niezbędnych rzeczy. Poszedł na swoje miejsce spoczynku i zwyczajnie poszedł spać.

Następnego ranka był na miejscu przed wszystkimi nawet przed Eriwnem. Co prawda z jego obecności nic nie wynikało... Erwin robił swoje Therona to nie obchodziło czekał i robił to co stało się jego obsesją od jakiegoś czasu obserwował... W zasadzie wszystkich i wszystko jego bystre oczy rejestrowały całe otoczenie jakby podejrzewał że już tu zaraz za najbliższego zakrętu, bądź kramu wyskoczy.... No właśnie kto lub co? Tego nawet sam Theron nie wiedział po prostu czuł się zagrożony...

Za jakiś czas wszyscy dołączyli jedni na czas inni spóźnieni. Po zapoznaniu grupy z problemem poczuł się nieswojo jeszcze jakiś czas tutaj heh nie był zachwycony. Gdy usłyszał że istnieje możliwość podziału grupy na "stajennych" i obstawę Lami. Natychmiast rzekł bezpośrednio do Iriala:
Jeśli mamy zamiar oddalić się choć nieznacznie od bramy. Wolałbym być w obstawie panienki. Z racji posiadanych umiejętności sądzę że będę przydatny.

Theron co prawda wolałby zostać ze zwierzętami i nie męczyć się w mieście. Poczucie obowiązku jednak zwyciężyło a decyzję zostawił Irialowi jemu było to za jedno.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-03-2010, 19:00   #33
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Kiedy wieczorem Ruth zawitała w karczmie pod Złamanym Dukatem, została dość gorąco powitana. Wiele osób się na nią obejrzało uśmiechając się pod nosem. Szczególnie gorąco powitała ją grupka młodych mężczyzn siedzących przy stoliku tuż obok lady - zaczeli wiwatować i wołać ją do siebie. Nawet Karczmarz zaśmiał się wesoło na jej widok. Wszystko to wskazywało na to, ze wczoraj musiało sie tu wiele wydarzyć.
Dziewczyna oczywiście dosiadła się do odpowiedniego stolika, ale zaraz na wstępie, po wypiciu pierwszego postawionego jej kielicha, zaznaczyła, że jutro musi wcześnie wstać i nie może sobie pozwolić na imprezowanie. Powtarzała to przy nieomal każdym kolejnym kielichu, jakiegoś mocnego, stawianego jej trunku. Przy około dziesiątym, pomimo iż znakomicie się bawiła poprosiła o odprowadzenie jej do pokoju... Pamiętała jeszcze potem jak trzech młodzianów bardziej ją niosło niż odprowadzało do jej sypialni. Pamiętała też, że dobrze się uśmiała gdy przeprawiali się, przez bardzo trudne do pokonania schody.

Krótko przed świtem obudził ją padający na jej twarz deszcz. To jeden z tamtych młodych ludzi przejął się tym, że Ruth musiała wcześnie wstać i za pomocą kubka zimnej wody zagwarantował jej skuteczną pobudkę.
- Dzięki za obudzenie. - powiedziała Ruth kilka minut później, gdy zbierała z podłogi swoje ubranie i zakładała je na siebie. Co dziwne, nie pamiętała jak je zdejmowała.
- Mówiłaś wczoraj że to dla Ciebie ważne.
- powiedział spokojnie chłopak przyglądając jej się uważnie.
- Bo jest ważne. - odpowiedziała właściwie już gotowa do wymarszu.
- Dzięki. - powiedziała jeszcze przed wyjściem i nagrodziła chłopaka pocałunkiem. Zaraz potem zniknęła za drzwiami zostawiając go samego.

Udało jej się nie spóźnić na spotkanie, a mało tego, wcale nie wyglądała na niewyspaną, czy skacowaną.
Ponieważ zmuszeni byli czekać, Ruth uznała, że nie musiała się tak spieszyć. Jak się potem okazało, mimo czekania w kolejce spóźnienie nie było mile widziane. Ona na szczęście przyszła na czas i uznała, że czekając mogą sobie porozmawiać.
Ruth podeszła więc do Samuela, z którym nawiązała wczoraj najbliższy kontakt i zagadała do niego.
- Ej, nie rozumiem, co to za heca z tym czekaniem. Po co im ta cała odprawa? To już nie można se wyjść z miasta bez rewizji osobistej?
- powiedziała i uśmiechnęła się po swoim dowcipie.
- Rewizja osobista i ty w jednym zdaniu, brzmią zbyt kusząco. Nie podsuwaj straży takiego pomysłu Ruth.- odparł żartobliwie Samuel spoglądając na dziewczynę i uśmiechając się wesoło.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Wyobraziła sobie jak strażnicy dokładnie przeszukują ją i jego. Wyszczerzyła się mocniej, przygryzając lekko język.
- Ja po prostu nie rozumiem, po co sprawdzają opuszczających miasto. Tych co wchodzą, to owszem powinni, ale tak to jest bez sensu. - marudziła niezadowolona, ale uśmiech jakoś nie znikał z jej twarzy.
–Morski przemyt z Delin, sprawdzają czy ktoś nie wywozi z miasta towarów nie opłaciwszy opłaty portowej. Łatwiej kontrolować karawany w ciasnej bramie, niż sprawdzać statki. Aczkolwiek robią i to, i to.- wyjaśnił Samuel i spojrzał dziewczynie prosto w oczy dodając.- A ja nie narzekam, zwykle muszę czekać, w o wiele mniej miłym towarzystwie.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przewróciła oczami.
- Skoro mamy tyle czasu to opowiedz mi coś ciekawego.

- Coś ciekawego...- Samuel potarł podbródek i po chwili zaczął opowiadać o ślubie, na który go zaproszono. Ślub ten odbywał się wiele lat temu, jak Samuel był jeszcze nastolatkiem. A żeniła się znajoma jego rodziców. Kobieta znana ze swych purytańskich zasad i wyjątkowej surowości obyczajowej. Aż dziw, że udało jej się znaleźć amanta... I podczas tej uroczystości ślubnej zerwał się wyjątkowo silny wiatr, który podwinął jej suknię ślubną odsłaniając sekrety dolnych partii ciała owej kobiety. A największym jej sekretem okazała się czarna skórzana bielizna...zupełnie nie pasująca zarówno sytuacji, jak i do samej kobiety. Panna młoda strzeliła buraka i zemdlała. I dopiero po ocuceniu jej kontynuowano ceremonię.
- Morał z tej historii jest taki, że jeśli nie jest się kryształowo czystym, nie warto pchać na piedestał. Bo wszelkie skazy prędzej lub później się ujawnią.- rzekł Samuel spoglądając na Ruh i próbując ocenić jej reakcję na tą opowiastkę.
Dziewczyna słysząc historię uśmiała się do łez.
Może nie miała z tego powodu możliwości przemyślenia morału, ale widać było, że przez parę najbliższych godzin czekania, dobry humor jej nie opuści.
- O ja cię kręcę... Ale jazda...
- mówiła pomiędzy atakami śmiechu. - A co na to Pan Młody?! - spytała na koniec i szczerze uśmiechnięta ocierała łzy z policzków.
-Nie wiem. Nie miałem okazji zajrzeć do ich alkowy podczas noc poślubnej.- rzekł z udawaną powagą Lestre. Uśmiechnął się i rzekł.- Skoro jednak powiedział: "tak" przy kapłanie, to chyba nie miał nic przeciwko. A ty masz jakieś ciekawe historie w zanadrzu ?
Ruth powoli przestała się śmiać, a jej twarz przybrała bardzo nietypowy wyraz - Ona myślała, starając sobie przypomnieć jakąś historię z morałem.
Na jej twarzy pojawiło się zmieszanie i zakłopotanie, ale w końcu powiedziała:
- No mogę opowiedzieć taką jedną historię... Usłyszałam ją. W jednej karczmie. - zaczęła, i przeszła do opowiadania... Powiedziała, jak pewien silny i doświadczony w walce człowiek, namierzał w jakimś dużym mieście młodych nastolatków. Groźby pobicia były bardzo skuteczne i dostawał od nich co tylko chciał. Opowiadała jak żył sobie dość wygodnie na ich koszt. Był ich władcą absolutnym i nie omieszkiwał im o tym przypominać uprzykrzając im życie gdy tylko zobaczył oznaki, czy chęci jakiegokolwiek nieposłuszeństwa. Jego "znakomity a wręcz genialny plan zapewniający mu dobrobyt" - jak to określiła Ruth, miał jednak pewną wadę, a mianowicie nie podobał się nastolatkom, którzy źle się czuli w roli podnóżków.
Gamonie się zgadały i zbuntowały. Zastawiły zasadzkę na swojego dowódcę i po tym jak wpadał w liczne pułapki, pokonali go i obalili jego władzę.
- No a morały, to są tu dwa. Nie rób drugiemu co Tobie nie miłe, bo jak mu oddali to zobaczył jak to jest... A poza tym jest takie powiedzenie: I wojownik dupa kiedy wrogów kupa. Bo każdego z osobna to by rozniósł, a jak ich było dużo i pozastawiali na niego pułapki, to pokonali samotnego biedaka. - zakończyła opowiadanie.
Samuel zauważył, że dziewczyna brała tu raczej stronę złego wojownika, niż uciskanych młodzianów. Niemniej zwracał większą uwagę na usta dziewczyny, gdy wymawiała każde zdanie. Gdy skończyła uśmiechnął się.- No to wymieniliśmy się opowieściami. Czym jeszcze chciałabyś się wymienić?
Ruth zastanowiła się chwilę patrząc tajemniczo na Samuela. Po chwili uśmiechnęła się lekko.
- Może sakiewkami? Dam Ci swoją a Ty mi swoją. - zaproponowała. Była przekonana, że w jego sakiewce znajduje się więcej pieniędzy niż w jej, a żart z wymianą miał jej poprawić humor.
- O nie, moja droga...-zaśmiał się Lestre. Przybliżył się i spojrzał w oczy dziewczynie.- A jeśli sakiewka to jedyna rzecz, która czyni mnie pociągającym w twych oczkach? Za to proponuję wspólną kolację w karczmie w której się zatrzymamy. Ja stawiam.
Ruth prychnęła z niesmakiem. - Nie, nie lecę na kasę. - odpowiedziała na pierwsze pytanie, choć jej słowa nie musiały być zgodne z prawdą. - Ale na kolację zgoda. - dodała ze szczerym uśmiechem.
Lestre skinął wesoło głową, spojrzał wprost w oczy Ruth i spytał.- A co przyciąga spojrzenie twych ślicznych oczu i przychylność twych gorących warg ?
Dziewczyna spojrzała rozmówcy prosto w oczy. - A to już moja kobieca tajemnica. - powiedziała z figlarnym uśmieszkiem. Nie chciała tak szybko odsłaniać wszystkich kart.
- A na co Ty lecisz? - spytała udając obojętność w tej kwestii.
Na ciebie?...- rzekł pół żartem-pół serio, z lisim uśmieszkiem na swej twarzy. Po czym już poważniejszym tonem głosu rzekł.-- Trudno powiedzieć...-
Obrzucił spojrzeniem walory Ruth i uśmiechnął się mówiąc.- Każda z którą łączyła mnie nieco głębsza znajomość była inna. Miała w sobie to coś... co także i ty masz.-
Nachylił się lekko w kierunku jej ucha i wciągnął powietrze nosem.- Na przykład zapach. Pachniesz przygodą Ruth... a to kuszący zapach.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Samuela. Zwykle nie była obwąchiwana, nawet przez podrywających ją mężczyzn, ale z uwagi na to co usłyszała, nie miała nic przeciwko.
- Dzięki. - powiedziała zadowolona i uśmiechnięta.
- A co myślisz o czekającej nas przygodzie? - spytała spoglądając na niego z ukosa i uśmiechając się tajemniczo. Ciężko było powiedzieć, czy miała na myśli przygodę czekającą ich drużynę, czy nieco inną przygodę - ich, we dwoje.
Samuel spojrzał za siebie i rzekł patrząc na Lamię.- Zapowiada się ciekawie..- spojrzenie Lestre przesunęło się na twarz Ruth.- ...i obiecująco.
Ruth uśmiechnęła się do niego. Dobrze jej się z nim rozmawiało, ale nadszedł czas na zakończenie tej rozmowy - zasłyszane okrzyki znajomego głosu wskazywały na to, że lada moment opuszczą miasto.
 
Mekow jest offline  
Stary 10-03-2010, 21:31   #34
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Erwin zniknął gdzieś w tłumie. Co jakiś czas któreś z was widziało jego łysą głowę przemykającą między przechodniami, ale ani razu mężczyzna nie podszedł przekazać kolejne wieści. Najpewniej wciąż załatwiał szybsze wydostanie się z miasta i chciał wrócić, jak będzie miał jakieś konkrety.

Lamia szybko zorientowała się, że jest tematem rozmowy, jaką Samuel prowadził ściszonym słowem z Irialem, a do której ostatecznie dołączył się również Theron. Dziewczyna w jednej chwili siedziała spokojnie drewnianej skrzyni przerobionej na prowizoryczny zydel, by w następnej stać tuż obok mężczyzn i z przebiegłym uśmieszkiem na ustach rzucić:

- Co tam knujecie, panowie? Słyszałam, że szykujecie jakiś spacer.
- Nic nie szykujemy, Lamio – odparł Irial spokojnie. – Nigdzie nie będziemy chodzić. Zostajemy tutaj i cierpliwie będziemy czekać, aż dostaniemy się do bramy.
- O matko, przecież to śmiertelnie nudne! – jęknęła dziewczyna w proteście, po czym splotła ręce na piersiach.
- Doświadczony człowiek, taki jak ja, woli się troszkę ponudzić. Poza tym, jak można się nudzić w towarzystwie trzech uroczych niewiast? – zapytał z uśmiechem.
- Ale Irialu…
- Żadne „ale Irialu” – powiedział stanowczo mężczyzna, choć łagodny uśmiech nie zniknął z jego twarzy. – Samuel z pewnością chętnie dotrzyma ci towarzystwa przez ten czas i zabawiając cię rozmową zadba, byś się nie nudziła. Prawda Samuelu?

Irial uważał dyskusję za zakończoną. Uśmiechnął się jeszcze raz do swej podopiecznej, po czym odszedł sprawdzić coś w jukach. Lamia westchnęła ciężko. Spojrzała z ukosa na Samuela i uśmiechnęła się pod nosem. Chyba doszła do wniosku, że być może nie będzie to czas stracony.

***

Czas dłużył się niemiłosiernie. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Jaka szkoda, że nic nie wskazywało na to, by mieli szybko wyruszyć.

Minęła godzina, a może zaledwie piętnaście minut, które zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Samuelowi powoli zaczynały się kończyć tematy do przedłużania rozmowy z Lamią. Dziewczyna chyba doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo co jakiś czas wzdychała ze zrezygnowaniem i nieustannie wierciła się na swojej skrzyni-zydlu. Nudziła się, całe szczęście jeszcze nic głupiego nie zdążyło jej przyjść do głowy.

Reszta towarzystwa wcale nie miała lepiej. Irial trzy razy dokonał gruntownej inspekcji swoich i Lamii juków i chyba wreszcie doszedł do wniosku, że wszystko z nimi w porządku, bo z czwartym podejściem dał sobie święty spokój. Theron wynalazł gdzieś wśród tej całej zbieraniny zeschły patyk i z precyzją fachowca zaczął w nim rzeźbić nożem. Szło mu całkiem nieźle. Wciągnięty tym fascynującym zajęciem zdawał się nie zauważać bożego świata, a może jedynie sprawiał takie pozory.

Pozostała trójka towarzyszy niedoli zajęła się sobą. Początkowo usiłowali wzniecić jakąś niezobowiązującą konwersację, ale w obliczu wielokrotnych, rażących niepowodzeń z czasem dali sobie spokój. I tak siedzieli w milczeniu ze znużenie wznosząc oczy ku niebu. Ale bogowie zdawali się mieć ich w głębokich poważaniu.

Wreszcie, po półtorej godzinie coś zaczęło się dziać. Najpierw zjawił się Erwin i z okrzykiem:
- Szybciej, ruszajcie się, zaraz się zacznie. Mamy tylko chwilę – ponaglił ich z wielce zadowoloną miną. Strażnicy najwidoczniej wreszcie zrobili to, za co im zapłacono.

Chwilę później tłum wyjeżdżających z miasta skotłował się jeszcze bardziej, a sznur wjeżdżających nagle się urwał. Zaczęły się krzyki, jęki i wyzwiska.

Kiedy nasi bohaterowie zbliżyli się do centrum całego zamieszania, dostrzegli wóz kupiecki wyładowany po brzegi towarami, a za nim ciągnący się aż po horyzont sznur podobnych zaprzęgów. Obok wozu stał wkurzony właściciel i wygrażając pięściami bezskutecznie tłumaczył coś dowódcy straży.

Wokół kręciło się sporo gwardzistów. Część z nich krążyła w tłumie z okutymi w stal pałkami w pogotowiu, na wypadek gdyby ktoś usiłował z nimi dyskutować. Reszta strażników kręciła się wokół zatrzymanego wozu przeglądając zawartość skrzyń i worków. Właściciel zerkał na nich zawistnie, ale był zbyt zajęty kłótnią z ich dowódcą, by silić się na uwagi.

- Ale jak to za ciężki?! – jęknął kupiec. – Co to za durne przepisy?!
- Takie prawo. Ja nic nie mogę zrobić – odparł komendant.
- Uczepiliście się biednego, uczciwego człowieka! Łapówy chcecie?! O tyle dostaniecie! – warknął handlarz krzyżując jednocześnie ręce w geście, który miał jednoznacznie mówić, że nic nie dostaną.

Dalszego przebiegu ostrej wymiany zdań drużyna nie usłyszała. To znaczy, może i coś tam niektórzy usłyszeli, ale żadne z tych słów nie było godne zacytowania.


Chwilę później przekroczyli bramę miasta. Byli jedyną grupą podróżnych, jaka opuściła miasto. Jak widać szczęście dopisało tylko im, tylko oni zdołali sobie zapewnić przychylność bogów, choć może bardziej właściwym określeniem byłoby tutaj „kupić” i nie bogów, a strażników.

Przed nimi roztaczał się wspaniały krajobraz nizinnych łąk porośniętych soczystą zieloną trawą, gdzieniegdzie poprzecinanych wstęgami rzek i strumieni. Idealne miejsce, by zacząć swą podróż.

***

Następnych kilka godzin wyglądało niemal identycznie. Jednostajny tętent końskich kopyt, świszczący w uszach wiatr, słońce zalewające przyjemnym ciepłem, śpiew ptaków. Droga ciągnęła się po nizinach. Drużyna mijała mniejsze i większe pagórki, kilka wiosek, parę zagajników, łąki pastwiska. Co prawda podróż dalej trudno było uznać urozmaiconą, ale lepsze to niż zatłoczone, zakurzone miasto.

Kiedy słońce stało już w zenicie, bohaterowie zatrzymali się na małej polanie w zakolu rzeki. Konie potrzebowały chwili wytchnienia, był najwyższy czas na popas i drugie śniadanie. Poza tym, mimo początku wiosny, słońce zaczęło dość mocno świecić, a wierzby porastające brzeg strumienia dawały przyjemny cień.

Kiedy tylko decyzja o postoju została podjęta, Lamia zeskoczyła z Rubiny i nie zważając na nic pobiegła nad strumień. Usiadła na pokrytym porostami głazie, zzuła buty, podciągnęła nogawki spodni i uśmiechając się z ulgą weszła do wody. Chwilę brodziła stopami po dnia, wreszcie usiadła na brzegu i wciąż mocząc nogi w wodzie powiedziała:

- No co, mało mi nie odpadły z tego gorąca.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 12-03-2010, 07:42   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wałęsania wśród kramów niektórym się zachciało - Irial uśmiechnął się w duchu. Villain nieco dosadniej określił te pomysły.
- Spacerrrek? Jarrrmarrrk? Bzdurrrry! - zakrakał.
Stać w miejscu i czekać cierpliwie to zdecydowanie było coś nie w stylu Lamii. Ale skoro chcieli wyjechać z miasta jak najszybciej to nie mogli ryzykować. A z jarmarkami bywało często tak, jak z bagnem - jeden kroczek, drugi, a potem wciąga człowieka i nie można się wydostać.
Nie mówiąc już o tym, że Lamia nie na jednym jarmarku już była i pobyt na kolejnym mogła sobie bez żalu darować.

Stojące, obładowane konie dość szybko przyciągnęły uwagę paru osób. Porwać coś i zniknąć w tłoku... Okazja była prawie tak dobra, jak na jarmarku.
Na widok utkwionego w sobie spojrzenia Iriala jeden z zainteresowanych zrobił niewinną minę.
- Piękny konik - powiedział i podniósł rękę, chcąc pogłaskać wierzchowca. I w ostatniej chwili zdołał uchronić dłoń przed zębami konia. - Wredna szkapa - wymamrotał, odsunąwszy się na bezpieczną odległość.
Biedak nie miał nawet pojęcia, że gdyby Sable potraktował całą sprawę poważnie, to już nie miałby palców...

Zanim Lamia zdążyła zanudzić się na śmierć ruszyli.
Czy wóz był faktycznie przeciążony, czy też strażnicy specjalnie zatrzymali wjeżdżających licząc na łapówkę lub by stworzyć Irialowi i jego grupie możliwość opuszczenia miasta... Bez dokładnego wypytywania nie było szans dowiedzieć się, a na to zdecydowanie nie było czasu. Poza tym ciekawość Iriala aż tak daleko nie sięgała... Skinął Erwinowi głową na pożegnanie i, poprzedzany przez Lamię, ruszył w stronę bramy.
Po minucie byli poza miastem.


Droga... Cóż...
Stanowiła marzenie każdego rozsądnego podróżnika - była po prostu nudna.
Parę pagórków, trochę drzew, krzewów. Łąki, pastwiska. Od czasu do czasu jakaś wioska. Nic emocjonującego.
Do tego słońce, którego nie zakrywały żadne ciemne chmury.
Czysta przyjemność.
Na upartego nawet można by zdrzemnąć się w siodle... Czego, z oczywistych względów, Irial nie zrobił.
Jechał na samym końcu, obserwując zarówno zachowanie swoich towarzyszy na szlaku, jak i sposób, w jaki trzymali się w siodle.

- Strrrumyk... - zaskrzeczał Villain, który właśnie wrócił z kolejnego krótkiego lotu. Usiadł na ramieniu Iriala. - Trrrawa....
Aż tak się nie spieszyli, by nie móc zrobić małej przerwy na drugie śniadanie.
- Woda niedaleko - powiedział Irial. - Okazja do małej przerwy.


Miejsce na odpoczynek zdawało się być idealne.
Woda, troszkę cienia, trawa dla koni. Można było usiąść, posilić się, pogadać.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-03-2010, 15:28   #36
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opuścili miasto zanim Samuel do cna wyczerpał wszelkie tematy rozmów z Lamię, ale nim zdążył ją znużyć swoją osobą. To była trudna dla niego sytuacja. Lamia był nastolatką, już nie dzieckiem, ale jeszcze nie kobietą. Lestre musiał więc uważać, podczas tej rozmowy.
Początek podróży był... mało dramatyczny. Ale czegóż się innego spodziewać?
Okolice miast były patrolowane przez uzbrojone patrole i jedynym problemem dla podróżnych mogła być tylko pogoda. A ta akurat sprzyjała przejażdżkom. Nic więc dziwnego, że Samuel był w dobrym humorze. I nawiązał niewielką konwersację z Emerahl. W sumie piękna czarownica, była jedną z trzech uroczych kobiet w tej ich całej wyprawie. I dziwiło nieco Samuela, że reszta męskiej populacji, ten fakt... po prostu ignorowała. Cóż, ich strata... jego zysk.

Około południa dotarli do idealnego miejsca na postój. I Irial ten fakt zauważył i wykorzystał zarządzając przerwę na odpoczynek. Lamia zajęła się brodzeniem w wodzie. Zaś pozostałe kobiety zajęły się sprawą posiłku. Nie tyle jego gotowaniem, a raczej faktem... że ogniska nie będzie, a za jedzenie ma posłużyć suchy prowiant. Oj, nie spodobało im się takie postawienie Iriala, jak i jego upór. Samuel, choć niechętnie, musiał jednak się zgodzić z argumentami przywódcy wyprawy.

Poza tym jednak... wolał załagodzić ponury nastrój Ruth. I nie ma co ukrywać. Miał także inne motywy swych działań. Zabrał ze sobą bukłak pełen przedniego wina i mrucząc coś pod nosem i pocierając bukłak palcami udał się w jej kierunku. Ruth właśnie szykowała się, by pójść w ślady Lamii. Lestre podszedł do dziewczyny z bukłakiem i uśmiechnął się mówiąc żartobliwym tonem głosu.- Czy masz ochotę na chwilę orzeźwienia?
Dwuznaczności tych słów wyraźnie bawiła Samuela. I spodziewał się zapewne takiej samej reakcji u Ruth. Jednak sama oferta mężczyzny, była nad wyraz kusząca. Nie dość, że trzymał w dłoni bukłak pełen wina, to jeszcze drobinki szronu na bukłaku świadczyły o tym, że jest wino lodowato zimne. Skąd je wziął, przy grzejącym dość mocno słoneczku?
Dziewczyna już zdjęła byty chwaląc się skarpetkami nie do pary - jedną czerwoną i jedną niebieską, w dodatku obie ze dziurami na pięcie. Wyglądało na to, że zamierzała pójść w ślady Lamii i pobrodzić nieco w chłodnej wodzie.
Nie mniej jednak, nie sprzeciwiła się przed poczęstunkiem. Natychmiast gdy upiła napoju zorientowała się co właściwie pije, oczywiście sprawiło to, że pociągnęła znacznie większy łyk, niż początkowo zamierzała.
- Ty no, skąd to wytrzasnąłeś?
- zagadała wesoło ze szczerym uśmiechem.
-Powiedzmy, że potrafię sobie uprzyjemniać życie.- mrugnął porozumiewawczo Samuel, po czym sam upił dodając.- Jak całe życie upływa ci na podróży z miasta do miasta, to trzeba parę rzeczy opanować. Przewidywanie pogody, przechowywanie żywności. Co prawda, można by wzorem Therona, mięsiwo sobie upolować w lesie. Lecz to czasochłonna metoda, a dla kuriera czas ma kluczowe znaczenie.
Spojrzał na stopy Ruth zmieniając temat.- Dłonie artystki, stopy baletnicy...pewnie reszta ciała do akrobatki należy?
Ruth zaśmiała się słysząc wypowiedź Samuela. - No może trochę. - odpowiedziała po chwili puszczając do nieco oczko, gdy już spoważniała na tyle, aby coś powiedzieć.
Następnie schyliła się, przy okazji eksponując swój głęboki dekolt, i zdjęła skarpety.
- Chodź się lepiej popluskać. - zagadała wesoło rzucając je na trawę.
Samuel zdjął buty i skarpety i podążył za kobietą mówiąc.- Wiesz, jeśli o propozycję popluskania to jednak wolałbym dużą balię, ciepłą wodę oraz ciebie w ...że tak powiem... skąpym przyodziewku.
Niemniej brodził za Ruth, wzrokiem oceniając urodę jej pośladków. Musiał przy tym przyznać, że nie zawiódł się na figurze dziewczyny. Podobnie zresztą jak na jej nogach, które odsłaniała jej dość krótka spódnica.
Słysząc wypowiedź kuriera zaśmiała się cicho i puszczając do niego oczko, ze szczerym uśmiechem na twarzy odpowiedziała: - Jakoś w to nie wątpię.
- Jestem człowiekiem z miasta. Pluskam się w zimnej wodzie, tylko wtedy gdy muszę zwalczyć porannego kaca.-odparł Lestre owijając płaszcz wokół lewej ręki.
Dziewczyna roześmiała się głośno. - Dobre... Prawie jak taki mój jeden stary kumpel. Ale on to ani zimnej, ani ciepłej. A "mył się" tylko, gdy złapał nas deszcz. - powiedziała uśmiechnięta.
- Ja się myję częściej.- odparł Lestre uśmiechając się promiennie. Mrugnął okiem znacząco i dodał.- Możesz sama kiedyś sprawdzić.
- A sprawdzę, sprawdzę. Dokładnie zobaczę, czy mówisz prawdę. I nie myśl, że odpuszczę.
- powiedziała z groźną, poważną miną i puściła do niego oczko co całkowicie zepsuło efekt.
- A sprawdzaj, sprawdzaj...nie mam zbyt wiele do ukrycia. Zaproszę cię nawet do mojej balii by ci ułatwić zadanie.- odparł ze śmiechem Samuel, jak zwykle bawiąc się w dwuznaczne żarciki.
Dziewczyna zaśmiała się i posłała mu udawane, groźne spojrzenie.
- Ale to ja mam sprawdzać Ciebie. Nie odwrotnie, nie zapominaj. - zastrzegła sobie - No dobra, to jesteśmy umówieni. - dodała ze szczerym uśmiechem.
– Z pamięcią u mnie krucho bywa.- uśmiechnął się Samuel.
- A to się nie martw, przypomnę Ci... chyba, że sama zapomnę, bo też mam z tym różnie - zrobiła nieco kwaśną minę wspominając dwa ostatnie poranki - ale o takiej umowie na pewno nie zapomnę. - zakończyła pewnym głosem i uśmiechnęła się do rozmówcy.
– A może sprawię, że nie będziesz chciała pamiętać o tej umowie?- rzekł żartobliwie Samuel idąc tuż za Ruth.- Czasami potrafię być bardzo przekonujący.
- Może Ci się to uda, jeśli się postarasz. Kto wie? - powiedziała szczerze uśmiechnięta.
Oboje brodzili w zimnym strumieniu rozkoszując się chłodem wody... i wzajemną obecnością. Sytuacja rozwijała się ciekawie... choć nawet Samuel nie był w stanie przewidzieć jak bardzo intrygująco się rozwinie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-03-2010, 16:20   #37
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruth spacerowała sobie spokojnie, po piaszczystym dnie w towarzystwie Samuela, a chłodna, sięgająca jej prawie do kolan woda delikatnie studziła jej zmysły. Dziewczyna kucnęła lekko i nabrała nieco wody w dłonie następnie obmywając swoją gorącą twarz.
Ponownie zanurzyła dłonie w wodzie i choć nie nabrała w nie wody były one całe mokre, z zadziornym uśmiechem strzepnęła z nich wodę, spryskując nią twarz Samuela.
- W taki upał warto się ostudzić. - uśmiechnięta wytłumaczyła swoje postępowanie.
- O, ty łobuzico.- rzekł żartobliwie Samuel ruszył pędem w kierunku kobiety, z wyraźnym zamiarem złapania jej.
Ona cofnęła się tylko o dwa kroki - nie uciekała przed nim. Może chciała aby ją złapał, albo po prostu nie miała ochoty biegać w wodzie, aby nie ochlapać siebie i wszystkich wokoło.
Gdy Samuel dopadł Ruth, zacisnął ramiona wokół niej tuląc ją do siebie. Dodał z lekkim uśmieszkiem.- Trzeba brać na siebie konsekwencje swych czynów.
- Ale ja nie... - zaczęła się bronić, sądząc, że Samuel zaraz przewróci ją w zimną wodę. Zanim jednak dokończyła wypowiedź mężczyzna przycisnął swe usta do jej ust w delikatnym i szybkim pocałunku. Bardziej przyjacielskim niż namiętnym. Jednak błyszczące, obecnie prawie błękitne oczy mówiły Ruth o tym, że chciałby więcej...
Ona była chyba zaskoczona tego rodzaju konsekwencjami, nie wyrywała mu się.
Gdy łączący ich pocałunek dobiegł końca, dziewczyna spojrzała w oczy mężczyzny lekko zaskoczona. W pierwszej chwili nie wiedziała co powiedzieć.
- Teraz powinienem cię wypuścić z mych ramion.- rzekł poważnym tonem Samuel, po czym mocniej przytulił Ruth, dodając żartobliwie.- Ale wiesz co?... Nie bardzo mam na to ochotę.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do niego. Ostatecznie nie skomentowała pocałunku, choć zwykle nie miała problemów z wypowiadaniem się. Słowa mężczyzny zabrzmiały dla niej jak komplement - przynajmniej Ona tak je odebrała.
- No bardzo mi miło. - powiedziała. Mimo iż nie mogła się wyrwać z uścisku, nie czuła się więziona, czy zagrożona - nawet przeciwnie.
- A długo będziesz mnie tak trzymał? - spytała. Była w wodzie o kilka ładnych minut dłużej niż On, więc jeśli będą tak stać zapewne jej stopy przemarzną dużo wcześniej.
- Możesz wykupić się pocałunkiem z tego uścisku.- rzekł żartobliwie Samuel nachylając swój policzek w stronę jej ust. Co innego wszak skraść pocałunek dziewczynie, co innego, wymuszać pocałunek w usta, nawet w żartach. Całus w policzek natomiast był bezpiecznym wyrazem sympatii.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, nie sądziła, że pójdzie jej tak łatwo. Dała mu krótkiego buziaka w policzek i powiedziała - no to mnie teraz puść. - domagała się posyłając mu minę niewiniątka i odpowiednie do tego proszące spojrzenie.
-Ech, tak chciałbym cię zatrzymać na dłużej.- rzekł Lestre, a jego dłonie lekko przesunęły się po piersiach Ruth, dyskretnie badając ich sprężystość i musiał przyznać, że się na niej nie zawiódł, choć skórzana zbroja dziewczyny i jego kultura osobista nie pozwoliła mu sprawdzić tego tak bardzo jakby chciał. Póki co nie mógł być pewny, czy dziewczyna zauważyła co zrobił. Puścił ją, dodając z uśmiechem. - Następnym razem, mogę jednak już nie wypuścić z objęć.
- Obyśmy tylko nie stali wówczas w zimnej wodzie. Ja mam już jej dość. - powiedziała z uśmiechem i ruszyła w stronę brzegu, jak zauważył Samuel, kręcąc nieco swym zgrabnym tyłeczkiem.
-Raczej myślałem o bardziej ciepłym miejscu...bardziej intymnym.-żartobliwie rzekł, acz z błyskiem w oku Lestre, idąc tuż za Ruth i rozkoszując się jej widokiem.
Po opuszczeniu wody dziewczyna przeszła jeszcze kilka kroków i usiadła płasko, wystawiając mokre, schłodzone stopy na działanie ciepłych promieni słonecznych.
- Masz jeszcze to picie? - zagadała z uśmiechem.
Lestre wyszedł z wody i powędrował do swych pakunków, kucnął biorąc bukłak z winem. Słońce nie zdążyło rozgrzać trunku. Podał go Ruth z uśmiechem.- Oczywiście moja pani...jestem gotów spełnić twe zachcianki. - powiedział, a dziewczyna zaśmiała się szczerze.
Usiadł obok dziewczyny bardzo blisko i spoglądał na resztę grupy.- Często udajesz się na wędrówki, takie jak ta ?
Ruth zdrowo upiła wina, musiała przyznać, że naprawdę jej zasmakowało.
- Bardzo często. - powiedziała szybko, po czym zastanowiła się chwilę. - To znaczy. Może nie na takie jak ta. Zwykle nie mam tak licznego i uprzejmego - z tym słowem znacząco spojrzała na Samuela - towarzystwa. No i nieczęsto zdarza mi się podróżować na koniu, ale i tak zawsze jest... bardzo ciekawie. - powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Nie przesadzajmy. Jesteś bardzo towarzyską dziewczyną.- zbliżyła twarz do jej ucha i szepnął.- I bardzo piękną.
Spytał niemal retorycznie.- Jak ktoś mógłby być niemiły... przy tobie?
Spojrzał na Ruth i zastanawiał się na jej zachowaniem. Pozwolił wobec niej sobie na wiele. Lecz ona go ani razu nie skarciła. A jej krągłości były nęcące. Pokusa była całkiem spora. Spojrzał na rzekę mówiąc.- Ja...cóż...Ja często jeżdżę konno. Zazwyczaj sam. Taka praca. Ale łatwo zawiązuję ciekawe znajomości.
Lestre wolał pominąć zarówno naturę tych znajomości jak i naturę osób z którymi je nawiązywał.
- Różne się osoby spotyka na drodze. Nie wszyscy lubią... no zresztą nieważne. - powiedziała nieco wymijająco. Wyglądało na to, że oboje mieli jakieś tajemnice. - Ja nie lubię pracować. Siedzenie zbyt długo w jednym miejscu sprawia, że "się duszę". Pewnie, że jako kurier się podróżuje, ale nawet to jest chyba takim pewnego rodzaju uwiązaniem. - powiedziała spoglądając na niego. - Zresztą Ty wiesz lepiej. Jak to jest? - spytała zaciekawiona i upiła kolejny łyk wina. Imała się w życiu kilku zajęć, ale kurierem jeszcze nie była... chyba.
- Nie wydaje mi się by było to uwiązaniem.- rzekł w odpowiedzi Samuel, pociągając łyk bukłaka. – Wszystko zależy od punktu widzenia i ilości czasu. Wyruszam z jednego miejsca do drugiego. Ale trasę i tempo ustalam sam. - po czym żartobliwie dodał.- I czasem towarzystwo też. - zamyślił się i dodał.- Praca kuriera to kilometry na końskim grzbiecie, spanie w różnych karczmach, rozmowy z różnymi ludźmi, posiłki różnego rodzaju. mrugnął porozumiewawczo okiem i dodał żartobliwie.- Czasem karczmarki.
Jakoś uznał, że Ruth może wspomnieć o swych „podbojach sercowych”. Ona jednak nic na ten temat nie wspomniała. Zastanowiła się chwilę, spoglądając Samuelowi w oczy.
- No jeśli nie musisz się spieszyć z przesyłkami, to w porządku. - powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Bez koni było by Ci zapewne trudniej. - zauważyła słusznie - I bez karczmareczek. - dodała i zachichotała cicho.
Jakieś dziwne zjawisko wywoływało u niej przypływ dobrego humoru.
- Daj jeszcze. - powiedziała miłym i łagodnym głosem. Z uśmiechem wyciągnęła rękę po trzymany przez Samuela bukłak.
- Czemu nie. Wino zyskuje na smaku, gdy pite w miłym towarzystwie.-odparł Samuel podając bukłak dziewczynie.- Co prawda zdarzają się przesyłki które muszą zostać dostarczone w określonym terminie, a za te drożej sobie liczę. Ale powrót... Tempo powrotu, wyznaczam sobie sam. Bycie kurierem to wolność... Powinnaś kiedyś jej spróbować... wolności.
Uśmiechnął się wesoło do Ruth, z którą jakoś tak przyjemnie mu się gadało.
- Ależ ja jestem wolna. Chodzę gdzie chcę, kiedy chcę i nic mnie nigdzie nie trzyma. No i ten, bardzo się z tego cieszę. - powiedziała z uśmiechem i pociągnęła zdrowo z bukłaka. – Jeśli chcesz to mogę spróbować kurjerejestwa... kurjerestwa... no jak to się tam mówi. – powiedziała śmiejąc się i upiła kolejną, sama nie wiedziała już którą porcję wina. Zasmakowało jej.
- A wiesz, mogę ci pokazać, czym jest praca kuriera. Czemu nie, miło się będzie wtulić w coś innego niż koc, podczas obozowania, pod gołym niebem.- zażartował Samuel, przysunął się bliżej dziewczyny, niemal się do niej tuląc i zaczął wyjaśniać.- Wiesz, czasami nie docierasz do karczmy, a noce bywają zimne. Wtedy człowiek robi wszystko by się... rozgrzać.
- A to ja to znaaam - powiedziała z uśmiechem, lekko już podpita dziewczyna - ja to zwykle częściej sypiam pod gwiazdami, niż w łóżku. Raz to nawet tak miałam, że chyba przez tydzień nie widziałam nawet, tej no, pryczy. A jak wreszcie się udało to przespałam caaałą noc i do tego jeszcze większość dnia. - powiedziała i zaśmiała się.
- Może zostawmy se coś na potem. - zasugerowała oddając Samuelowi bukłak. Uznała, że na chwile obecną ma już dość, wszak zajmowała się czymś za czym nie przepadała - była w pracy. W tej sytuacji wiedziała, że nie powinna pić za dużo wina.
Nie tylko ona za dużo wypiła. Zarówno błyszczące oczy i lekkie rumieńce świadczyły, iż Samuel jest w stanie upojenia... także alkoholowego. Nagle objął Ruth i przyciskając do siebie pocałował w usta... tym razem mocno i namiętnie. I z wyraźną wprawą. Delektował się miękkością warg dziewczyny, przez dość długą chwilę. Aż w końcu pocałunek się zakończył, a Lestre zaczerwienił się i rzekł.- Chyba za dużo wypiłem.
Dziewczyna, zwykle wyluzowana, a zwłaszcza w ciągu ostatnich minut, wyglądała teraz na lekko zszokowaną - wpatrywała się w Samuela z lekko otwartymi i co mężczyzna przed chwilą odczuł "gorącymi" ustami.
Samuel przeczesał swe czarne włosy w lekkim zażenowaniu dodając.- Naprawdę nie wiem co mnie napadło. Przepraszam... to się nie powtórzy. Chyba.
Odetchnął głęboko, zaśmiał się dodając.- Masz rację Ruth, jestem człowiekiem niebezpiecznym dla niewiast.
- Noo trooche.
- powiedziała ironicznie, rozbawiona jego słowami. Szybko się uśmiechnęła, choć wyglądało to znacznie bardziej nerwowo niż wcześniej, gdy robiła to z powodu rozbawienia. Widać było, że uśmiechem stara się zamaskować swoje uczucia... zaskoczenie, zawstydzenie, zażenowanie? A może jeszcze coś innego?
- Reszta wina na później.
- zarządziła spoglądając na bukłak z trunkiem, choć ten nie był jej własnością. Zorientowała się przy tym, że gdy odwróciła wzrok od rozmówcy-całuśnika, jej policzki już ją tak nie piekły, choć nadal mogły być lekko zarumienione.
- Tak... zdecydowanie, wino dziś za dużo narozrabiało.- Samuel potwierdził słowa skinięciem głowy i dodał jeszcze żartobliwie.- Choć skłamałbym mówiąc, że żałuję któregokolwiek z pocałunków.- powiedział.
- Dobra dobra, już nie zwalaj na wino. - powiedziała żartobliwie i ze szczerym uśmiechem na twarzy puściła do niego oczko. - Nie zwalaj winy na wino. -dodała szybko i zaśmiała się. Osobiście doskonale wiedziała, że pod wpływem alkoholu robi się różne rzeczy.
Samuel rzekł. - Moja oferta wspólnego wieczoru, jest nadal aktualna. Choć zrozumiem, jeśli zmienisz zdanie w tej kwestii i nie będziesz chciała się spotkać.
Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa i zamyśliła się na chwilę. - Spoko, ale Ty już nie pijesz. No może trochę. - powiedziała. Ruth wymyśliła, że jeśli Samuel nie będzie pił wina, to zostanie więcej dla niej.
- Pozostanie więc upajać mi się tym miłym towarzystwem.-zażartował Samuel spoglądając w ...echmm... wpierw w dekolt, potem w oczy Ruth. Trudno powiedzieć jakiego rodzaju „upajanie” miał na myśli.
Dziewczyna obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
 
Mekow jest offline  
Stary 17-03-2010, 20:33   #38
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Początkowo, gdy do strumienia weszli również Ruth i Samul, Lamia przyjęła to z uśmiechem. Miała nadzieję, że jej "eskorta" zachowa się jak należy i nie będzie jej ignorować, a nawet nawiąże jakąś rozmowę. Jednak para szepcząc sobie czułe słówka zajęła się sobą, a dziewczyna poczuła się jak intruz. Początkowo odsunęła się trochę, kiedy jednak Samuel i Ruth zaczęli się obściskiwać i chlapać wodą, Lamia spojrzała na nich ze złością, najpierw na nią, potem przez chwilę na niego. Wreszcie wyszła, ostentacyjnie rozchlapując dookoła siebie wodę. Po drodze syknęła jeszcze - Ani chwili spokoju - i wyszła na brzeg.

Nie czekając aż obeschną jej stopy podeszła do reszty drużyny i z dziwnymi ognikami w oczach rzuciła grzecznie, ale jednak dość oschle:
-Irialu, jestem głodna. Dasz mi coś do jedzenia?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 18-03-2010, 17:59   #39
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sevrin obdarzył Erwina wrogim spojrzeniem.
Czy ten typek myśli, że do miasta da się dostać łatwiej niż z niego wyjść?” Przez całe swoje krótkie życie młodzieniec nauczył się, że w takich przypadkach nie ma sensu wdawać się w niepotrzebną rozmowę. Nie omieszkał jednak w myślach skierować pod adresem mężczyzny szeregu różnego rodzaju epitetów, których nie przystoi wypowiadać w towarzystwie Lamii.
„No i po kiego wchodziłem do miasta? Gdybym wiedział zostałbym po drugiej stronie. Przynajmniej Narwaniec by się tak nie denerwował.”
Sevrin cały czas drapał swojego wierzchowca za uchem.
- Wybacz przyjacielu. Gdybym wiedział, że tak będziemy musieli tu tyle czekać… – Koń prychnął tylko i odwrócił głowę. Sprawiał wrażenie, obrażonego na swojego właściciela.
Młodzieniec zrezygnowany opuścił głowę. Nie puszczał jednak uprzęży swojego wierzchowca. Gdyby to zrobić nie zobaczyłby go, co najmniej do końca dnia.
Sevrin nie starał się specjalnie rozpoczynać rozmowy. Jego odpowiedzi też nie przedłużały ledwo rozpoczętej wymiany zdań. Nie lubił gadać z innymi. Szybko przestał w ogóle odpowiadać i zajął się grzebaniem butem w ziemi. Co jakiś czas próbował udobruchać Narwańca, lecz widać ten miał go w takim samym poważaniu jak bogowie.

xxxxxxxxxx

W końcu mogli opuścić miasto. Narwaniec początkowo sprawiał problemy swemu jeźdźcowi, kręcąc się w kółko i stając dęba. Wierzchowiec jednak uspokoił się. Perspektywa wydostania się z Delin okazała się bardziej kusząca niż dalsze obrażanie się na Sevrina.
Szybko wyjechali z miasta. Przy bramie omal nie stratowali jakiegoś kupca. Przekleństwa kierowane pod adresem młodzieńca nie wywarły na nim wrażenia.
Zaczęło się. Misja, z której nie wszystkim będzie dane powrócić.” Młody najemnik odwrócił się przez ramię patrząc na stopniowo oddalające się i malejące mury miasta.

xxxxxxxxxx

Narwaniec z trudem dał się prowadzić na końcu grupy. Wyraźnie chciał pędzić przed siebie do utraty sił. Sevrin nie mógł na to pozwolić. Musieli dostosować tępo do reszty. Głośne prychanie konia świadczyło, że wierzchowiec uważał zupełnie inaczej. Młodzieniec dość szybko domyślił się, czym spowodowane jest takie zachowanie. Klacze. Bardzo rzadko Narwaniec przebywał w towarzystwie klaczy, Teraz, mając okazję chciał im najzwyczajniej w świecie zaimponować. Sevrin zbliżył twarz do ucha swojego wierzchowca.
- Nie za wcześnie na to przyjacielu? – wyszeptał.
Koń prychnięciem dał do zrozumienia, że miał na ten temat inne zdanie.
- Skoro tak uważasz. Tylko nie zabij się, a przy okazji mnie.
Sevrin uśmiechnął się i wyprostował w siodle. Chciał jechać ostatni, lecz Irial stanowczo się na to nie zgodził. Nie pozostawało nic jak skupić się na jeździe prawie na końcu i podziwianiu okolicy.

Młodzieniec zawsze marzył o kupnie małego domku z poletkiem i spokojnym życiu spędzonym na uprawie roli i hodowli zwierząt. Na razie jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Brakowało funduszy. Brakowało też jakiejś bratniej duszy, która samą tylko obecnością wspomagałaby jego wysiłki w polu. Jednak do tej pory żadna taka dusza nie ujawniła się Sevrinowi. Mężczyzna wątpił też, czy kiedykolwiek się ujawni.
Z drugiej strony życie samotnika nie było znowu takie złe. Mógł robić, co mu się żywnie podobało i kiedy mu się podobało. Nie musiał się o nikogo troszczyć, ani martwić. Nikt nie mógł wykorzystać jego bliskich przeciw niemu. Nikt nie marudził za uchem i nie narzekał.
Życie samotnika było zdecydowanie lepsze. A na ustatkowanie się był jeszcze czas. Przecież miał przed sobą całe życie. Wtedy przypomniał sobie, co tak naprawdę tu robi. Czyżby tego życia nie zostało mu aż tak dużo?

xxxxxxxxxx

Rozmowa, jaka wywiązała się podczas jazdy specjalnie go nie interesowała. Jechał przygarbiony z lekko spuszczoną głową. Pogrążony był we wszelkiego rodzaju myślach. Większość z nich dotyczyła Emerahl. A raczej nie tyle, co samej kobiety, a tego, kim była.
Władająca magią. W sercu młodzieńca zaczęła pojawiła się nienawiść skierowana pod jej adresem. Szybko stłumił to uczucie kierując myśli i jednocześnie wzrok w stronę przepływających po niebie chmur. Dopiero po dłuższym czasie zaczął na powrót myśleć o kobiecie. Zastanawiał się, czy kiedyś będzie zmuszony porzucić swe uprzedzenia by misja, której się podjął powiodła się. Wolał jednak by w tej sprawie nic się nie zmieniało. W głębi duszy obiecał sobie, że będzie okłamywać sam siebie traktując Emerahl, jako w miarę zwyczajną kobietę. Być może zmieni to jego podejście do magików, lecz w tej chwili i przez najbliższy czas nie miało to najmniejszego znaczenia.
Nadmierne myślenie, czy może też niezbyt ciekawa podróż na tyle go zmęczyły, że jego głowa opadła na pierś, a umysł pogrążył się we śnie.

xxxxxxxxxx

Narwaniec zatrzymał się wraz z innymi końmi. Sevrin, którego nagły brak ruchu wyrwał ze snu niezbyt zgrabnie zsiadł z konia. Podszedł do strumienia. W ręce nabrał trochę wody i przemył sobie twarz. Czynność tą powtórzył dwukrotnie. Prostując się podniósł z ziemi niewielki kamień, który zaczął obracać w ręce. Kamień jednak dość szybko wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, gdyż z jakiś przyczyn nie pasował Sevrinowi. Następnie młodzieniec, nie zwracając zbytniej uwagi na towarzyszy udał się w stronę najbliższej wierzby. Usiadł przy niej opierając się plecami o pień. Dla dodatkowej ochrony oczu przed promieniami założył na głowę kaptur płaszcza. Miecz, który do tej pory spokojnie zwisał przy prawym boku, wraz z pochwą znalazł się na brzuchu mężczyzny. Sevrin prawą rękę zacisnął na rękojeści miecza, a lewą położył mniej więcej w połowie długości pochwy. Młodzieniec zaczął sprawiać wrażenie pogrążonego we śnie. Nic bardziej mylnego. Jego wzrok bacznie śledził każdy, nawet najmniejszy ruch Lamii.
Narwaniec, który spokojnie skubał sobie trawę w pewnej odległości od swojego właściciela, dbał jednocześnie by nic nie zaskoczyło Sevrina.
Najemnik nie ufał nikomu innemu tak, jak ufał swojemu wierzchowcowi. Rozumiał się z nim lepiej niż z niejednym człowiekiem. Byli dla siebie, pomimo drobnych sprzeczek, jak najlepsi przyjaciele. Nie raz tylko sobie nawzajem zawdzięczali to, że jeszcze mogli podziwiać wschody i zachody słońca. Z czasem wytworzyła się między nimi specyficzna więź, którą tylko nieliczni mogli zrozumieć.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 18-03-2010, 20:18   #40
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Wspólny post napisany zbiorowym wysiłkiem wszystkich graczy i MG

Oczekiwanie ciągnęło się w nieskończoność... Emerahl zrobiła już w zasadzie co mogła w tym miejscu dla zabicia czasu - próbowała kilkukrotnie podjąć jakąś niezobowiązującą rozmowę, kilka razy próbowała się do takiej włączyć gdy zaczął ją ktoś inny. Kilka razy musiała także przed sobą przyznać, że te nieudolne próby zacieśnienia więzów spełzały na niczym. Starania umilenia sobie oczekiwania zahaczyły nawet o drobne magiczne szpiegostwo, które okazało się, wbrew oczekiwaniom jakoby taki tłum mógł zapewnić nieco rozrywki na tym polu, wyjątkowo nudne. Następnie przyszła kolej na ponowne przejrzenie zawartości torby, wymieszaniu paru składników, jednak i to zajęcie nie dawało Emerahl w tej chwili aż tyle radości co zazwyczaj. Mówiąc krótko i po raz kolejny - NUDA przez duże N... Szczęściem, nim wszyscy - w szczególności Lamia - zdążyli osowieć na tyle, by poczęły przychodzić im do głowy głupie pomysły, nadarzyła się okazja by wyrwać się z tego miejskiego zgiełku, co też Erwin radośnie obwieścił.

Podróż upływała równie wolno co oczekiwanie, jednak w tym wypadku przynajmniej krajobrazy się przesuwały to też ci, którzy potrafili docenić uroki pięknych pejzaży, mogli nimi nacieszyć oczy. Równina Verdii mimo, że płaska i jednolita krajobrazowo należała do ładnych, zielonych regionów słynących z upraw winorośli i oliwek, których gaje i sady ciągnęły się miejscami aż po horyzont, za którym momentami majaczyły odległe czarne szczyty. Zbudowane z bazaltu góry nawet z tej odległości wyglądały złowieszczo to też ani same góry ani też lasy u ich stóp nie cieszyły się najlepszą sławą wśród mieszkańców Delin i całej równiny Verdii, a ludzi mieszkających w ich cieniu uważano albo za bardzo odważnych albo za zdesperowanych. Emerahl mieszkała kilka lat u podnóży tych gór to też z własnego doświadczenia wiedziała, że większość z historii jakie je opiewają są mocno przesadzone. Fakt pozostawał faktem - góry nie należały do bezpiecznych, aczkolwiek które górskie rozpadliny i odludne lasy do takich należą... Już lepiej było się zapuścić w te właśnie rejony niźli w góry leżące na wschodzie oddzielające cywilizowane regiony od ziemi Hordy. Dodatkowym urozmaiceniem, choć wątpliwym z punktu widzenia czarownicy, była jazda konno. Kobieta nie miała zbyt często okazji jechać wierzchem - zazwyczaj podróżowała pieszo bądź wozem, to też utrzymywanie się przez tak długi czas na grzbiecie wierzchowca odcisnęło na niej swoje piętno - powoli zaczynały boleć ją uda, a pachwiny i przyrodzenie z pewnością da się we znaki następnego dnia. Choć Emerahl starała się dopasować do umysłu śnieżnobiałej Zorzy i nawiązać z nią jakąś nić empatii i wzajemnego zrozumienia, co udawało się całkiem nieźle, to jednak brak umiejętności jeździeckich był pewną niewygodą zarówno dla niej jak i dla niosącej ją na swoim grzbiecie klaczy.
Ruth zdawała się radzić sobie lepiej z Drzazgą, a przecież też nie była z nią wcześniej obeznana. Widać miała wprawę w jeździe konnej, bo choć gniada klacz zdawała się być zadziorna i mieć własne zdanie, to jednak stosowała się do poleceń rudej dziewczyny. Nie robiła markotnej miny po parugodzinnej jeździe - widać wiedziała jak siedzieć w siodle tak, aby było jej wygodnie i nie miała problemów z utrzymaniem tej pozycji. Nie miała też specjalnie problemów ze zmianą prędkości poruszania się, czy lekkim zakrętem aby pojechać tak jak prowadzi droga zamiast tratować czyjeś grządki.

Wnet do Emerahl podjechał Samuel zrównując się z jej wierzchowcem i uśmiechnął się mówiąc:
- Nieźle, jeszcze będzie z ciebie Amazonka. Gdybyś jednak uznała, że potrzebujesz paru prywatnych lekcji w jeździe konnej. Jestem do usług.
Emerahl popatrzyła chwilę zdziwiona próbując sobie przypomnieć imię mężczyzny, po czym zaśmiała się i odpowiedziała z grymasem na twarzy.
- Dziękuję panie Lestre. Czy raczej powinnam mówić Samuelu? - zapytała podnosząc lekko swoją czarną od henny brew ku górze, tak że zniknęła pod ogniście rudą grzywką. Okazało się to jednak tylko retorycznym pytaniem, bo nie czekając na odpowiedź kobieta kontynuowała:
- Wierz mi, że zdecydowanie NIE czuję się jak amazonka i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek na tyle polubiła jazdę wierchem, żeby tak się czuć. Choć muszę przyznać, że Zorza wydaje się miłym zwierzakiem mającym do mnie dużą dozę cierpliwości. Tyle razy ile ją kopnęłam piętą w bok, nieumyślnie rzecz jasna, wymaga od niej z pewnością sporej wyrozumiałości. Ty za to wydajesz się w swoim żywiole! - powiedziała mierząc postawę mężczyzny w siodle i lustrując go od pięt aż po głowę, gdzie spotkała się z jego spojrzeniem - Ja zazwyczaj jeździłam wozem, bądź korzystałam z magii. A teraz... wydaje się, że w podróży mogę bardziej przeszkadzać i niepotrzebnie opóźniać resztę.
- Zwij mnie jak wolisz pani.- rzekł w odpowiedzi Lestre, zaśmiał się dodając - Różnie mnie nazywano, więc nie przywiązuję takiej wagi do imion czy przydomków.
Lestre rozejrzał się po reszcie grupy i dodał cicho.- O ile nic nas ścigać nie będzie, nie powinno być z tym problemu. Poza tym... mogę poduczyć. Większość życia spędziłem w siodle.

Irial bez słowa komentarza, acz z lekkim rozbawieniem, przysłuchiwał się rozmowie. Czy należało to podciągnąć pod zacieśnianie więzów i tak zwaną integrację w grupie, czy też Samuel starał się zapracować na opinię kobieciarza. W jednym z pewnością miał rację - Emerahl przydałoby się nieco szlifu w jeździe konnej. Ale jak na osobę, która konie oglądała jak na razie z innej strony trzymała się całkiem nieźle.

Z niewielkich krzaków rosnących opodal drogi zerwało się do lotu kilka ptaków spłoszonych najwyraźniej odgłosem kopyt na trakcie, bądź też ich rozmową. Zorza lekko szarpnęła kierując się odruchem na nagły, gwałtowny ruch w zasięgu jej widzenia przyprawiając tym Emerahl o lekki dreszcz. Z Zorzy widać taka była bohaterka jak i z Emerahl jeździec. Kobieta położyła dłoń na karku wierzchowca uspokajając go. Zwierze zastrzygło uszami, prychnęło w odpowiedzi i wyrównało chód.
- Ojj przydałoby się. Trzeba mi było o tym myśleć zawczasu - odparła - Znałeś wcześniej kogoś? - zapytała Emea rozglądając się po towarzyszącej im grupie i zmieniając temat dyskusji - Ty i Ruth wyglądacie jakbyście się znali od dawna...
- Powiedzmy, że trafiłem na bratnią duszę w osobie Ruth. Nie pochodzę stąd, więc... nie znam tu zbyt wielu osób ani w grupie, ani w okolicy - odparł Lestre spoglądając na swą przyjaciółkę, po czym rzekł do Emerahl - Dlaczego uważasz, że muszę kogoś znać, by się z tą osobą dobrze dogadywać?
Czarny masywny koń na którym jechał Samuel, wydawał się być poirytowany i zniecierpliwiony ślimaczym tempem jazdy. Ale Lestre całkowicie nad nim panował.
- Nie... to nie to - powiedziała Emea potrząsając przecząco głową - Nie mówię, że musisz kogoś dobrze znać, żeby się dogadywać. Po prostu sprawiacie wrażenie jakbyście byli starymi znajomymi. Dlatego pytam właśnie.
- To kwestia bliskości dusz i umysłów... i może czegoś jeszcze - rzekł filozoficznie Samuel spoglądając w oczy, po czym na moment na dekolt Emerahl. Zaśmiał się dodając.- Po prostu mamy... nie wiem co. Dobrze nam się rozmawia.
Uśmiechnął się do czarownicy dodając - Nie, żeby teraz rozmowa się nie kleiła. To chyba kwestia, doboru partnerki lub partnera do rozmowy. Nieprawdaż?
Emerahl nie umknęło przelotne spojrzenie jakim Samuel rzucił w stronę delikatnie odsłoniętego dekoltu. Dziewczyna automatycznie sięgnęła ręką do bluzki zapinając o jeden guzik więcej. Mimochodem i tak jakby wspomniane spojrzenie rozmówcy nie miało z tym nic wspólnego.
- Z pewnością masz rację. Wszak pozostali nie wydają się zbyt rozmownym towarzystwem - odpowiedziała konspiracyjnie ściszając głos przy ostatnim zdaniu - Czy jako kurier byłeś kiedyś w Erengradzie? Albo może prywatnie?
- Nie... ja mieszkam i pracuję głównie na zachodnim wybrzeżu - zaprzeczył Samuel i spytał.- A ty pani?
A choć z pewnością nie umknęło mu zachowanie czarownicy, to udał że nic nie zauważył.

- Mieszkałam tam kiedyś... nie byłam tam od 11 lat.
- Jakie to miasto? - spytał Lestre spoglądając na twarz czarownicy.
Pytanie które zadał Samuel było jednym z tych, których nie powinno zadawać się Emerahl jeśli się chciało usłyszeć obiektywną opinię. Czarownica zamyśliła się na chwilę i cofnęła do wspomnień dzieciństwa. Obrazy, które napłynęły nie były kolorowe i kobieta wolała się w nich nie zatracać - zawsze gdy to robiła nadchodziła melancholia, smutek i złość. Po tym wszystkim co prawda zawsze pojawiała się wesoła iskierka. To tam właśnie - w Erengradzie, w brudnych slumsach, w jednej z tych zawszonych portowych tawern Emerahl... a w zasadzie to Lima, odkryła swoje magiczne zdolności, które zmieniły jej życie i nakierowały je na obecne tory. Limę - dziewczynę zamieszkującą slumsy i handlującą swoim ciałem ladacznicę zmieniły w Emerahl - uzdrowicielkę i czarodziejkę, ale także... morderczynię. Ironią było, że nawet ten jedyny jaśniejszy element jej życia kojarzony z Erengradem, posiadał skazę... Do tej pory Emerahl zdążyła się już pogodzić z faktami i wytłumaczyć sobie, że to w zasadzie nie była jej wina. Poza tym skurwysyn dostał to na co zasłużył, jednak mieszane uczucia co do tego pozostały.
- Cóż... chyba nie jestem dość obiektywna jeśli o to chodzi. Sam zobaczysz. Z pewnością sporo się tam zmieniło - odparła po chwili zastanowienia.
Mężczyźnie nie umknęła, ani zbyt długa chwila na zastanowienie się, ani też... wymijająca odpowiedź Emerahl. Umiał wysnuć z tego wnioski.
- Skoro tak twierdzisz - uśmiechnął się Lestre, po czym dodał z życzliwym uśmiechem - Nie jestem strażnikiem miejskim, ani ty więźniarką. Jeśli jakieś me pytanie jest ci niewygodnym, po prostu powiedz... Nie będę naciskał na odpowiedź.
Uśmiech na twarzy Emerahl należał do kategorii tych wymuszonych, jednak sama czarownica nie czuła się zażenowana. Zwróciła swój wzrok ponownie na rozmówcę i rzekła:
- Będę o tym pamiętać, tego możesz być pewny. Poza tym... nie że pytanie jest niewygodne - po prostu jestem mało obiektywna. Zresztą przez te 11 lat z pewnością trochę się tam pozmieniało.
Emerahl zamyśliła się na moment posyłając swój umysł poza ciało. Pochwyciła szczątkowe emocje i znalazła tam uprzejmość, sympatię i odrobinę pożądania - nic czego by się nie spodziewała. Było też coś jeszcze. Wiatr... uczucie wiatru przemierzającego bezkresne równiny. Ciekawiło Emerahl co też może znajdować się głębiej jednak ani przyzwoitość czarodziejki ani też jej sumienie nie pozwalało jej grzebać głębiej w cudzym umyśle wedle własnego widzi-mi-się, jeśli nie było ku temu wyraźnych powodów. Co innego delikatne muskanie cudzych ulotnych myśli i odczuwanie emocji, a co innego bezczelne szperanie. Przez kilka kolejnych minut jechali w milczeniu każdy myśląc nad swoimi sprawami, wsłuchując się w szum wiatru, szelest liści, tętent kopyt i bicie własnego serca. Emerahl usłyszała krakanie nad sobą. Kruk Iriala, który chwilami krążył nad nimi korzystając ze sposobności do rozprostowania skrzydeł, a przy okazji wypatrując różnych ciekawostek z trzepotem piór wylądował na wyciągniętej dłoni właściciela skrzecząc coś po swojemu. Theron, jadący dość blisko Iriala, musiał pochwycić sens tego krakania i upatrzyć w tym jakiś swój cel, gdyż podjechał do Iriala i oboje chwilę rozmawiali po czym oddalili się parę metrów od reszty. Irial wrócił po chwili dołączając do szeregu, jednak Theron popędził swojego wierzchowca i zniknął Emerahl z oczu. Po dość długiej już w tej chwili podróży, choć po prawdzie niewiele znaczącej w skali całej wyprawy, przyszedł wreszcie czas na postój. Irial uznał, iż powinni skorzystać z nadarzającej się okazji odpoczynku przy niewielkim, spokojnym strumieniu. Czekała ich jeszcze dłuuuuga droga to też chwila wytchnienia i orzeźwienia zrobi dobrze zarówno koniom jak i im samym. Ruth zsiadła z wierzchowca i po pozwoleniu mu, a właściwie jej, na poskubanie trawki, głośno ale uprzejmie zaproponowała:
- Palniemy jakieś ognisko, co? Zjemy se coś.
Samuel rozejrzał się w poszukiwaniu Therona. Przypuszczał, że z całej grupy, tylko on potrafił gotować... a przynajmniej opiekać mięsiwo nad ogniskiem. W końcu łażąc po dziczy nie można się opierać tylko na suchych racjach. Tropiciela jednak nigdzie nie było...
- Żadnego ogniska - powiedział Irial tłumiąc uśmiech - Zacznijcie się powoli przyzwyczajać do ciepłych posiłków jadanych wieczorami. W południe będzie suchy prowiant, chyba że trafimy na jakąś gospodę.
Ruth posłała Irialowi karcące spojrzenie, a zaraz potem pokazała mu język - Wstręciuch! - skwitowała. Liczyła na to, że zjedzą coś smacznego, a okazało się, że muszą się zadowolić surową marchewką i sucharami. Co gorsza zarządzenie, jak by nie patrzeć ich przewodniczącego, było ogólne i tyczyło się całej wyprawy, a nie tylko obecnego postoju. Irial w najmniejszym stopniu nie przejął się ani pokazanym mu językiem, ani niezbyt pochlebnym określeniem.
- Niestety to nie piknik, tylko daleka wyprawa. Nawet w karczmie trzeba niekiedy poczekać kilka minut, a zwykle kucharz nie szykuje potraw od zera. Szykowanie posiłku przy ognisku trwa bardzo długo.
- Hola, hola! - zaoponowała czarodziejka gramoląc się powoli i ostrożnie z końskiego grzbietu - Ja mogę oszczędzić żmudnego zbierania chrustu - zapytała odgarniając jedną ręką opadającą jej na oczy grzywkę, a drugą wyciągając spodek ku górze. W ułamku sekundy ponad jej dłonią rozpaliła się malutka iskierka, która wnet zmieniła się w malutki płomyk. W między czasie Sevrin obserwował swoich towarzyszy. Ze szczególną uwagą obserwował Emerahl, a gdy w ręce wiedźmy pojawiła się iskierka, umysł młodzieńca zalała fala nienawiść. Pomimo swoich wcześniejszych rozważań w żaden sposób nie mógł pozbyć się negatywnych uczuć względem wiedźmy. Starając się je stłumić szybko odwrócił oczy w innym kierunku.
- A jedzenie wyczarujesz? - spytał żartobliwie Samuel przyglądając się ogniu bez strachu. Nie odczuwał większej obawy przed magią...czy magami. Zwłaszcza ładnymi i płci przeciwnej.
Sam ogień niestety nie rozwiązywał problemu, bowiem to gotowanie było kluczową sprawą. I dość czasochłonną.
Emerahl zacisnęła pięść gasząc rozpalony przed momentem płomyczek.
- Oooo nooo to ja od wszystkiego być nie mogę. Ale jeśli ktoś coś upoluje to ja mogę wam oszczędzić konieczność rozpalania ognia.
- Cóż...właśnie gotowanie to magia którą opanować każdy może, ale udaje się małej garstce
- odparł Samuel pocierając podbródek - Co do polowania, to bywa bardziej czasochłonne niż gotowanie. Ale na ten temat, niech fachowcy się wypowiedzą.
Wtem przy boku czarodziejki zjawił się 'zaginiony' niedawno Theron taszcząc ze sobą futrzane COŚ.
- Emerahl czy potrafiłabyś nam wyczarować z tego oto zająca coś do jedzenia? Ja swoją działkę już zrobiłem - zagaił tropiciel.
- Trzeba by znacznie większego magika - powiedział Irial odpowiadając jednocześnie za wiedźmę na pytanie Therona - by w ciągu pół godziny wyczarować godziwy posiłek. Dlatego też, niestety, podczas takich podróży najlepsza bywa zwykle kolacja. Czy też obiado-kolacja, jeśli kto woli takie określenie.
- Właśnie - przytaknął Irialowi Samuel.
- Czy powinnam czuć się obrażona słowami 'trzeba by większego magika? - zapytała naburmuszona Emea.
- Nie słyszałem o magu, który sam by sobie przygotowywał obiad, więc... chyba nie - stwierdził spokojnie Sameul, starając się ułagodzić irytację czarodziejki.
Niezadowolona z takiego obrotu sytuacji Ruth postanowiła zakończyć przyką dyskusję, a przynajmniej swój udział w niej - Nie powinniśmy podróżować głodni. To nie sprzyja naszemu morale - podsumowała. W sprawach bycia głodnym nie była nowicjuszem, ale nigdy za tym nie przepadała i takie rozmyślne postępowanie, aby było szybciej, wydawało jej się... niemądre. Nie czekając już na dalszy ciąg rozmowy zdjęła buty i niedobrane do pary skarpety, a następnie w towarzystwie Samuela, udała się śladami Lamii do przyjemnie chłodnego strumienia...

Emerahl patrzyła z niedowierzaniem na parę kokoszących się współkompanów. Od samego początku było widać wyraźnie, że tych dwoje ma się ku sobie jednak do głowy by Emerahl nie przyszło, że będą się do siebie ślinić jak psy na widok jedzenia i to w dodatku bez skrępowania obecnością reszty kompanii i samej Lamii, która bądź co bądź nie powinna tego oglądać. Emerahl zresztą też nie miała ochoty i tylko czekała, aż Irial wybuchnie nie potrafiąc zdzierżyć tych nowych rewelacji.

Najwyraźniej Lamii również nie w smak było być tego tak bezpośrednim świadkiem, gdyż zasyczawszy z irytacją wyszła ze strumienia oscentacyjnie rozchlapując wodę i rzucając jeszcze na odchodne odpowiednim komentarzem w stronę ściskającej się pary. Nie czekając aż obeschną jej stopy podeszła do reszty drużyny i z dziwnymi ognikami w oczach rzuciła grzecznie, ale jednak dość oschle:
- Irialu, jestem głodna. Dasz mi coś do jedzenia?

Czarodziejka zamknęła powoli oczy i skupiła się na tym co ją otaczało odrzucając ciało i sięgając ku bardziej nieuchwytnym aspektom. Posłała swój umysł w stronę strumienia, gdzie niemal zalała ją fala dzikiej żądzy i szczypta podniecenia - głównie od strony męskiego umysłu. Emerahl przyjrzała się nieco bliżej, dotknęła owych umysłów swoją jaźnią i zaczęły do niej napływać treści, których nie przystoi wygłaszać na głos przy nieletnich i niewinnych.

"[..]A sprawdzaj, sprawdzaj...nie mam zbyt wiele do ukrycia. Zaproszę cię nawet do mojej balii by ci ułatwić zadanie
Ale to ja mam sprawdzać Ciebie. Nie odwrotnie, nie zapominaj. No dobra, to jesteśmy umówieni
Moja oferta wspólnego wieczoru, jest nadal aktualna. Choć zrozumiem, jeśli zmienisz zdanie w tej kwestii i nie będziesz chciała się spotkać.
Spoko, ale Ty już nie pijesz. No może trochę.
Pozostanie więc upajać mi się tym miłym towarzystwem [...]"


Czarownica mało co nie zwymiotowała na te ckliwe wyznania. Niby dorośli ludzie, a zachowują się jak napalone szczyle, które czekają tylko by dobrać się do własnej bielizny nie bacząc na obecność innych, niekoniecznie chętnych oglądania tego. Skupiła się na męskim umyśle, stłumiła w sobie rozwijającą się złość i krzyknęła prostu w umysł Samuela:

"DOŚĆ! Nie potraficie wytrzymać do wieczora?!"

Emerahl wycofała swój umysł z powrotem do ciała, otworzyła oczy i spojrzała gniewnie z niesmakiem na oszołomionego Samuela, siedzącego jednak w dalszym ciągu bliżej Ruth niż w tej chwili powinien.
- Daj jej też jakąś pałkę... żeby następnym razem mogła zdzielić tych dwoje zanim sprawy zajdą za daleko - powiedziała ustosunkowując się do żądania Lamii.
Samuel szybko doszedł do siebie bo niespodziewanej interwencji Emerahl - podszedł do czarownicy i dodał cicho - Nieładnie tak pakować się do czyjejś głowy bez zaproszenia.
Jakkolwiek nie podobało mu się zachowanie Emerahl, to poza tymi słowami... nie uczynił nic więcej. Sam zresztą dobrze zdawał sobie sprawę, że sprawy wymknęły się za daleko pomiędzy nim a Ruth. Emerahl spojrzała na Samuela z ukosa i posłała wprost do jego umysłu część swojej jaźni:
- A słyszałeś kiedyś o magu, który by o takie pozwolenie zabiegał? Jeszcze trochę a Irial zrobiłby to na głos zawstydzając cię przy wszystkich. Powinieneś być mi raczej wdzięczny.
- Bardziej by się zawstydzić nie dało. Poza tym Lamia już jest w tym wieku, w którym pocałunków za gorszące uznać nie można -
skwitował w myślach Lestre - A co do magów i pozwoleń. Władanie magią nie oznacza wyjęcia z kanonów dobrego wychowania, nieprawdaż?
Pomimo ciętych myśli, w głowie Samuela dominował raczej wesoły nastrój niż irytacja. Jakoś te działania czarownicy, nie wzbudziły gniewu mężczyzny.
- Sugerujesz, że każdy mag powinien najpierw podejść i słownie zapytać czy może z kimś porozmawiać telepatycznie? Co do zawstydzenia - tak jesteś zawstydzony tylko przede mną, a nie przed wszystkimi -
kontynuowała Emerahl, a wszystkie jej słowa odbijały się echem w głowie Samuela, który szybko zorientował się, że jedynie myśląc o odpowiedziach, które chciałby wypowiedzieć może z rudowłosą czarownicą prowadzić potajemnie rozmowę.
- Sugeruję, że wrzaski...czy to słowne czy mentalne, świadczą o braku opanowania - odparł w myślach Lestre - Zaś nie czuję się zawstydzony przed nikim. Zapewniam, że w rodzinnym mieście, mam jeszcze gorszą renomę. Dajmy więc temu pokój.
- Jak chcesz...
- Można pomyśleć, że zazdrość kryje się za twymi działaniami - zażartował na końcu w myślach Lestre.
- Ha! Phi... Wierz mi, że nie chciałbyś widzieć zazdrosnej czarownicy. Ja zazdrosna?! - wraz z mentalnym zapytaniem Emerahl posłała Samuelowi emocjonalną mieszankę rozbawienia i irytacji - Musiałabym mieć najpierw o co i o kogo, a nie mam ani jednego ani drugiego powodu... - dodała wycofując się z umysłu mężczyzny pozostawiając na odchodne mimowolnie odrobinę zmieszania.
- Skoro tak twierdzisz pani - rzekł, tym razem już w zupełnie normalny sposób, Samuel spoglądając w oczy kobiety - Słyszałem o magach którzy potrafili przejrzeć serca i umysły innych ludzi. Słyszałem o takich co je potrafili kontrolować. Ale z tego wiem, nie ma na świecie maga, który potrafiłby wejrzeć we własne serce, a tym bardziej mieć kontrolę nad swymi uczuciami. Podał Emei na wpół opróżniony bukłak schłodzonego wina - Skoroś nie zazdrosna i panujesz nad twym sercem, parę łyków ci nie zaszkodzi.
- Parę łyków z pewnością nie zaszkodziło jeszcze nikomu. Nie wydaje mi się jednak, żebym powinna wypijać porcję Ruth -odparła z przekąsem Emerahl.
- To prawda... no i kiepsko po pijaku kierować koniem -odparł żartobliwie Lestre. Spojrzał na Ruth i dodał - Kolacja i wino, będzie miejscowych zasobów karczmy.
- Nie obawiasz się zazdrości ze strony 'bratniej duszy'?
- Zazdrości? - zdziwił się Lestre, zaśmiał się i po chwili dodał - Moja droga... przecież nie robimy nic zdrożnego. Na razie nie dałaś jej powodów do zazdrości, zwłaszcza że zachowujesz się... przesadnie cnotliwie.
Emerahl westchnęła głęboko zniecierpliwiona odrobinę namowami Samuela.
- Przesadnie cnotliwie... też coś! Dawaj to wino i nie marudź! Łyka! Na resztę przyjdzie czas kiedy indziej. Póki co przynajmniej ja powinnam mieć jasny umysł jeśli Tobie i Ruth ta jasność zaczęła się już przesłaniać...
Lestre podał bukłak śmiejąc się i dodając - Och... przy tych dwóch ogarach, jasność mego umysłu nie jest potrzebna - Przy tych słowach wskazał palcem Therona i Iriala i dodał żartobliwie - Lamia jest bezpieczna, zwłaszcza przede mną.
- Na miejscu Iriala nie byłabym tego taka pewna... - odpowiedziała ze śmiechem wiedźma i pociągnęła obiecanego łyka z bukłaku uznając temat wina za zamknięty. Samuel najwyraźniej ukontentowany był wynikiem dyskusji, albo też wiedział, że nie należy naciskać zbyt mocno, gdyż nie zawracał już więcej głowy Emerahl tym tematem.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 18-03-2010 o 22:25.
Cosm0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172