Wysoki przybysz ukłonił się i gestem ręki pozdrowił obecnych. W powietrzu wyczuwało się napięcie i nieufność. Gromosława mierzył wzrokiem wojowników stojących przy gościu w czerwonej tunice.
- Pokój z tobą Urielu Azrael i całym twoim klanem. Bardzo nie ufny z ciebie człowiek. Z maski jaka skrywa twą twarz, wnoszę żeś jednym z tych którym wydaje się że mogą okiełznać Ciemność i kształtować ją siłą swojej woli. Pewnie dlategoż taki próżny i pyszyny jesteś i wędrowcą odmawiasz gościny.
Pod maską twarz Uriela poczerwieniała. Dzikoklanyta posłużył się koronnym argumentem, jaki kiedyś wysuwany był przeciwko wszystkim wiedźmiarzom, gdy ich los decydował się na radzie Omamu. W tych słowach było wiele racji i Uriel nie raz się zastanawiał czy ma wystarczającą silną wolę, by stawać twarzą w twarz z Ciemności i jej demonami. To Azariasz rozwiał jego wątpliwości i przekonał, że właśnie bycie wiedźmiarzem jest powołaniem Uriela.
Abdul Hadi powiódł wzrokiem po obecnych, zatrzymując się dłużej na Urielu, Bartolomeo i Dałmacie. Jego wzrok był przeszywający i sprawiał, że człowiek mimo woli opuszczał głowę. Nawet inkwizytor znany ze stalowych nerwów i charyzmy, nie mógł spojrzeć prosto w oczy przybysza.
Stojący za Abdulem wojownicy stali w milczeniu wpatrzeni w odległy horyzont.
- Urielu Azrael mam nadzieję, że nie jesteś tu przywódcą i nie od ciebie zależy czy zostaniemy tu ugoszczeni czy nie. Wierzę, że twoi towarzysze o wiele lepiej znają obyczaje stepu i nie odmówią gościny wędrowcowi. W moich stronach to nie do pomyślenia, by tak traktować kogokolwiek, a gościa i posła klanu tym badziej.
Przybysz zawiesił głos i jeszcze raz powiódł wzrokiem po obecnych, jakby wyczuwał że to nie Uriel mam tutaj decydujący głos.
Abdul był nie tylko butny i pewny siebie, ale w jego zachowaniu było także coś prowokującego i wyzywającego. Wyglądało to tak jakby bardziej zależało mu na awanturze niż realnej gościnie.
- Może ty szanowny inkwizytorze - Hadi zwrócił się do Dałmata - masz tutaj decydujący głos i przyjmiesz mnie i moich ludzi na noc, byśmy nie musieli tułać się po stepie.
Zawsze pewny siebie Rostow stał zaskoczony i milczący. Jedyne na co się zdobył to spojrzał wymownie na Bartolomeo.