| Coś tu śmierdziało. Czuł to wyczulonym na różne dziwne zapachy nosem. I nawet pomijał fakt, że obracanie się w tych sferach było zdecydowanie poza jego możliwości i umiejętności. Zazwyczaj nie wychodził poza kupiecki i miejski stan, który to bez problemu pozwalał znaleźć dziewkę o gładkim licu. Nie tego teraz jednak tu szukał, a widok baronówki, markizy czy jak jej tam było, niepokój tylko wzmógł. Uczta, na cześć obdartusów, którzy przywieźli jakiś tam list z wieściami? To nawet brzmiało idiotycznie. Nie było więc dobrze, a każda kolejna minuta sprawę pogarszała. A najgorsze było chyba to, że wieści tych tak na prawdę nikt tutaj nie brał na poważnie. Czyżby i najwyższa władza była aż tak podatna na wpływy Chaosu? Niewiele o tym wiedział, ale wystarczało. Zachowywał spokój i kamienną minę, ale to była mina do złej gry. Gdy umieszczono ich w komnatach, odetchnął głęboko, wiedząc, że to tylko krótka przerwa przed bitwą o ich głowy, co do tego nie miał wątpliwości. Ale nie jego zmartwieniem była ślepota tutejszych ludzi. Teraz należało przeżyć i uciekać na południe. Jak najdalej i jak najszybciej. Najpierw jednak zebrali się, by naradzić. - Baron nie jest chyba w pełni sił umysłowych. A całą władzę sprawuje piękna markiza du'Mont. Dobrze, że będziemy mogli obwieścić złą nowinę tym dowódcom, oni na pewno poznają się na zagrożeniu jakie płynie ze zdrady imperialnych oddziałów - Blaise zaczął rozmowę, gdy wszyscy się już zgromadzili. Stojący w kręgu Gustaw wydął lekko żuchwę i podrapał się po szyi - Taa. Gorzej jak ci dowódcy będą tak samo sprawni umysłowo, jak ten mąż na tronie - odezwał się lekko poirytowanym tonem -Cholera wie co mu jest, może to jakiś urok tej baby?- spytał ogół.
- Nie wiem co o tym sądzić - odezwał się po chwili milczenia bretończyk. - Ale może tak być, że ta piękna niewiasta, moja rodaczka, mogła maczać w tym palce. I cała sprawa może mieć znacznie większy zasięg... Czy przypominacie sobie chustę jaką miał przy sobie przywódca bandytów w czerni? Ten którego ubił Karl, sam przy tym śmierć ponosząc. Znaleźliśmy przy nim chustkę kobiecą, która pewnie teraz poniewiera się gdzieś tam w błocie gościńca. Na tej chuście był emblemat, symbol ciernistej róży. Znamię tego samego kształtu dostrzegłem na skórze markizy.
Rudiger skrzywił się paskudnie.
-No to trzeba bardziej o własne dupy się troszczyć. Jeśli ślicznotka wszystko kontroluje, to lepiej się nie wychylać, bo na szafot a nie na ucztę nam przyjdzie trafić. Nie gadać za wiele, lepiej kłamać nic prawdę o zabijaniu bandytów w czerni gadać. Przekazał nam jakiś ranny, czy cokolwiek. Rzeką ominęlibyśmy wszystkie pułapki baronówki. A jak już się połapiemy co i jak, to zgłosić się do kogoś, kto tu jeszcze z chaosem się nie brata, objaśniając resztę. Twoja w tym głowa Blaise, my z Gustawem się na dworskich zabawach nie znamy. -A może to nie tak... Może ona nie ma z tym nic wspólnego. Być może chustkę jej ukradziono... - starał się bronić rodaczkę, Blaise. -Dlatego, że jest ładna, jest z Bretonii i ma dobre cycki? Ja chcę wyjść stąd żywy a potem odejść na południe, jak najdalej. A zakładając, że jesteśmy wśród wrogów, mamy większe szanse. Nie u nas ogłada, nie my list przekazaliśmy. Musisz kłamać bretończyku i to kłamać przekonująco. Czy to jasne?
Rudiger w tym przypadku nie wyglądał na skłonnego do negocjacji. Zastanawiał się nawet, czy nie pójść i nie gadać samemu, jeśli ten świr przełożyłby urodę dziewki nad swój łeb.
- Jasne jak księżyc w pełni - potwierdził bretończyk. Coś ostatnio kłamanie i to do tego przekonywujące często mu towarzyszyło. Ale przecież to w słusznej sprawie, tłumaczył sobie. Honor na tym ucierpieć nie może. - A więc dobrze, okłamię markizę du'Mont. Będę kłamał na uczcie i potem, gdyż po skończonej wieczerzy zostałem zaproszony do jej prywatnych komnat.
Czarnowłosy zastanawiał się jeszcze przez dłuższą chwilę. Potem spojrzał w oczy Blaisa. -Idziesz tam na własną odpowiedzialność. Jeśli zbratana jest z Chaosem, widzimy się po raz ostatni, bretończyku. Zastanów się, a jeśli jeszcze nas tym narażasz... Nie jest to dobry pomysł. Wymów się. Będzie chciała wiedzieć, a nie przed wszystkim się obronisz. Wierz mi, nie przed wszystkim się da.
Zadrżał i skrzywił się jeszcze bardziej paskudnie. W końcu zmienił nieco temat. -Jeśli podpytywano by nas osobno, oto wersja, która powinna wydać się prawdopodobna i niewinna, skoro świadków i tak nie zostawiliśmy: Płynęliśmy rzeką, zgodnie z prawdą. Ale nie uciekamy z Ostlandu i nie przez góry, tylko normalnie, wzięliśmy nogi za pas widząc armię zielonoskórych. To już oszczędzi wielu pytań. Pochodzimy zewsząd, ale żeśmy spotkali się przez przypadek, co też zgodne z prawdą. Tylko miejsce inne. Potem znaleźliśmy flisaków i razem z nimi. Gońca żeśmy znaleźli ranionego przez orków i nam ducha wyzionął, a ciało porwały stwory, co nieprawdopodobne w normalnych czasach, ale w obecnych? Wszyscy słyszeli o wąpierzu i inkszych potworach z cmentarza okolicznego. List obiecaliśmy temu gońcowi oddać w odpowiednie ręce i tak tu jesteśmy. Trochę prawdy, trochę kłamstwa, spójne, musi wystarczyć. Nie jedzcie i pijcie na tej uczcie, jeśli tylko da radę, jeśli nie to wybierajcie potrawy z drugiego końca stołu. Miejmy nadzieję, że dożyjemy ranka.
Rudigerowi zależało też nieco na jeszcze jednym - znalezieniu kogoś, kto uwierzy w wersję prawdziwą, kogoś, kto już teraz nienawidzi i nie ufa Bretonce. Będzie musiał obserwować twarze i oczy, one zawsze wyłaniały prawdę. A potrafiąc nie ulec urokowi kobiety powinien mieć przynajmniej kilka sposobności do obserwacji. Pomacał sztylet schowany w pochwie na plecach, miejscu nie obszukiwanym prawie nigdy. Lepiej by nie musiał go użyć. |