Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2010, 10:42   #91
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gustaw został odprowadzony do osobnej komnaty w towarzystwie zamkowej służby. W duchu niepokoił się znacznie, gdyż wykwintna kolacja w towarzystwie takich osobistości oznaczała maniery, dobre zachowanie i piękny wygląd. On zaś nie miał nic z tych rzeczy i wolałby teraz siedzieć z Burzą przed gospodą, pić piwo i pykać fajkę. Początkowo chciał zwyczajnie opuścić zamek, lecz nie był tchórzem. No i nie mógł opuścić swych kompanów. Miał dziwne przeczucia co do całego tego spotkania. Wszak władca włości nie może dostać się na swoją pozycję od tak, a ten na tronie wyraźnie był niespełna rozumu. Gustlik pokręcił głową i wejrzał się przez ramię na wychodzącą z izby służbę. Komnata była piękna. Bogate zdobienia, obrazy, gobeliny, lustra. Wszystko dla niego jednego. Na samym początku podszedł do jednego z luster, przy którym stała misa z wodą, oraz przybory do golenia i czesania. Na początku wziął delikatne nożyczki i przystrzygł sobie brodę, by wyglądała jak należy. Następnie umył twarz i głowę. Odświeżył też resztę ciała. W końcu drwal podszedł do łóżka, na którym leżały poskładane szaty.

-Przecie zbroi pod tym nosić nie będę...- rzekł pod nosem. Czarna kolczuga, obok której leżał wielki topór musiała poczekać tu na niego. Miał jednak nadzieję, że przeczucia pozostaną tylko przeczuciami i nic się nie wydarzy. Choć potrafisz złamać przeciwnikowi szczękę czy nos grzmotnięciem pięści to jednak nie miał żadnych szans w takim starciu z uzbrojonym strażnikiem zamku. W końcu jednak ubrał się w naszykowane kostiumy i obejrzał się w lustrze. -Parada błaznów...- skomentował na swój własny widok. Nie czuł się dobrze. Wolał swoją zabrudzoną koszulę oraz niedźwiedzie futro, które dostał od Ulrykańskiego barbarzyńcy. Jedyny plus całej tej sytuacji to fakt, że był dość głodny a znając (z opowiadań) tego typu spotkania i bale, towarzyszyły im wielkie uczty z różnorakimi daniami i przystawkami. To go pocieszało, bo przynajmniej będzie mógł zjeść do syta zupełnie darmo i to nie jakieś podrzędne świństwo z gospody. -A co, jeśli ci również współpracują z przeciwnikiem i chcą potruć w czasie uczty osoby, uchodzące za posłańców? Eee... Skończ stary kretynie...-
 
Nefarius jest offline  
Stary 02-03-2010, 22:45   #92
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Coś tu śmierdziało. Czuł to wyczulonym na różne dziwne zapachy nosem. I nawet pomijał fakt, że obracanie się w tych sferach było zdecydowanie poza jego możliwości i umiejętności. Zazwyczaj nie wychodził poza kupiecki i miejski stan, który to bez problemu pozwalał znaleźć dziewkę o gładkim licu. Nie tego teraz jednak tu szukał, a widok baronówki, markizy czy jak jej tam było, niepokój tylko wzmógł. Uczta, na cześć obdartusów, którzy przywieźli jakiś tam list z wieściami? To nawet brzmiało idiotycznie. Nie było więc dobrze, a każda kolejna minuta sprawę pogarszała. A najgorsze było chyba to, że wieści tych tak na prawdę nikt tutaj nie brał na poważnie. Czyżby i najwyższa władza była aż tak podatna na wpływy Chaosu? Niewiele o tym wiedział, ale wystarczało. Zachowywał spokój i kamienną minę, ale to była mina do złej gry. Gdy umieszczono ich w komnatach, odetchnął głęboko, wiedząc, że to tylko krótka przerwa przed bitwą o ich głowy, co do tego nie miał wątpliwości. Ale nie jego zmartwieniem była ślepota tutejszych ludzi. Teraz należało przeżyć i uciekać na południe. Jak najdalej i jak najszybciej. Najpierw jednak zebrali się, by naradzić.

- Baron nie jest chyba w pełni sił umysłowych. A całą władzę sprawuje piękna markiza du'Mont. Dobrze, że będziemy mogli obwieścić złą nowinę tym dowódcom, oni na pewno poznają się na zagrożeniu jakie płynie ze zdrady imperialnych oddziałów - Blaise zaczął rozmowę, gdy wszyscy się już zgromadzili. Stojący w kręgu Gustaw wydął lekko żuchwę i podrapał się po szyi - Taa. Gorzej jak ci dowódcy będą tak samo sprawni umysłowo, jak ten mąż na tronie - odezwał się lekko poirytowanym tonem -Cholera wie co mu jest, może to jakiś urok tej baby?- spytał ogół.
- Nie wiem co o tym sądzić - odezwał się po chwili milczenia bretończyk. - Ale może tak być, że ta piękna niewiasta, moja rodaczka, mogła maczać w tym palce. I cała sprawa może mieć znacznie większy zasięg... Czy przypominacie sobie chustę jaką miał przy sobie przywódca bandytów w czerni? Ten którego ubił Karl, sam przy tym śmierć ponosząc. Znaleźliśmy przy nim chustkę kobiecą, która pewnie teraz poniewiera się gdzieś tam w błocie gościńca. Na tej chuście był emblemat, symbol ciernistej róży. Znamię tego samego kształtu dostrzegłem na skórze markizy.

Rudiger skrzywił się paskudnie.
-No to trzeba bardziej o własne dupy się troszczyć. Jeśli ślicznotka wszystko kontroluje, to lepiej się nie wychylać, bo na szafot a nie na ucztę nam przyjdzie trafić. Nie gadać za wiele, lepiej kłamać nic prawdę o zabijaniu bandytów w czerni gadać. Przekazał nam jakiś ranny, czy cokolwiek. Rzeką ominęlibyśmy wszystkie pułapki baronówki. A jak już się połapiemy co i jak, to zgłosić się do kogoś, kto tu jeszcze z chaosem się nie brata, objaśniając resztę. Twoja w tym głowa Blaise, my z Gustawem się na dworskich zabawach nie znamy.
-A może to nie tak... Może ona nie ma z tym nic wspólnego. Być może chustkę jej ukradziono... - starał się bronić rodaczkę, Blaise.
-Dlatego, że jest ładna, jest z Bretonii i ma dobre cycki? Ja chcę wyjść stąd żywy a potem odejść na południe, jak najdalej. A zakładając, że jesteśmy wśród wrogów, mamy większe szanse. Nie u nas ogłada, nie my list przekazaliśmy. Musisz kłamać bretończyku i to kłamać przekonująco. Czy to jasne?
Rudiger w tym przypadku nie wyglądał na skłonnego do negocjacji. Zastanawiał się nawet, czy nie pójść i nie gadać samemu, jeśli ten świr przełożyłby urodę dziewki nad swój łeb.
- Jasne jak księżyc w pełni - potwierdził bretończyk. Coś ostatnio kłamanie i to do tego przekonywujące często mu towarzyszyło. Ale przecież to w słusznej sprawie, tłumaczył sobie. Honor na tym ucierpieć nie może. - A więc dobrze, okłamię markizę du'Mont. Będę kłamał na uczcie i potem, gdyż po skończonej wieczerzy zostałem zaproszony do jej prywatnych komnat.

Czarnowłosy zastanawiał się jeszcze przez dłuższą chwilę. Potem spojrzał w oczy Blaisa.
-Idziesz tam na własną odpowiedzialność. Jeśli zbratana jest z Chaosem, widzimy się po raz ostatni, bretończyku. Zastanów się, a jeśli jeszcze nas tym narażasz... Nie jest to dobry pomysł. Wymów się. Będzie chciała wiedzieć, a nie przed wszystkim się obronisz. Wierz mi, nie przed wszystkim się da.
Zadrżał i skrzywił się jeszcze bardziej paskudnie. W końcu zmienił nieco temat.
-Jeśli podpytywano by nas osobno, oto wersja, która powinna wydać się prawdopodobna i niewinna, skoro świadków i tak nie zostawiliśmy: Płynęliśmy rzeką, zgodnie z prawdą. Ale nie uciekamy z Ostlandu i nie przez góry, tylko normalnie, wzięliśmy nogi za pas widząc armię zielonoskórych. To już oszczędzi wielu pytań. Pochodzimy zewsząd, ale żeśmy spotkali się przez przypadek, co też zgodne z prawdą. Tylko miejsce inne. Potem znaleźliśmy flisaków i razem z nimi. Gońca żeśmy znaleźli ranionego przez orków i nam ducha wyzionął, a ciało porwały stwory, co nieprawdopodobne w normalnych czasach, ale w obecnych? Wszyscy słyszeli o wąpierzu i inkszych potworach z cmentarza okolicznego. List obiecaliśmy temu gońcowi oddać w odpowiednie ręce i tak tu jesteśmy. Trochę prawdy, trochę kłamstwa, spójne, musi wystarczyć. Nie jedzcie i pijcie na tej uczcie, jeśli tylko da radę, jeśli nie to wybierajcie potrawy z drugiego końca stołu. Miejmy nadzieję, że dożyjemy ranka.
Rudigerowi zależało też nieco na jeszcze jednym - znalezieniu kogoś, kto uwierzy w wersję prawdziwą, kogoś, kto już teraz nienawidzi i nie ufa Bretonce. Będzie musiał obserwować twarze i oczy, one zawsze wyłaniały prawdę. A potrafiąc nie ulec urokowi kobiety powinien mieć przynajmniej kilka sposobności do obserwacji. Pomacał sztylet schowany w pochwie na plecach, miejscu nie obszukiwanym prawie nigdy. Lepiej by nie musiał go użyć.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-03-2010, 21:51   #93
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Spotkanie z towarzyszami tej dziwnej podróży, nieświadomie ucieszyło krasnoluda. Coś ciągnęło go do tych ludzi, tak różnych od niego. Ledwie jednak zdążył się z nimi przywitać, gdy pojawili się zbrojni w roli heroldów od miejscowego barona. Barglin nie był zadowolony z zaproszenia na audiencję. Nie bardzo wiedział jak się zachować na dworze, zwłaszcza ludzkim, ale wyjścia nie było, informacja o tym co stało się na trakcie musiała zostać dostarczona w odpowiednie ręce.
Sala audiencyjna była obszerna i bardzo ozdobna, ale według Barglina zupełnie nie funkcjonalna. Nie trzeba przecież budować tak wielkich schodów, żeby podkreślić kto jest władcą. Tak, ale władca który ich przyjął w ogóle nie zwracał na nich uwagi, wpatrując się w jakiś jedynie sobie wiadomy punkt.

"Pewnie dostał po łbie maczugą i klepki mu się poprzestawiały" - pomyślał górnik gdy zobaczył mętny wzrok barona. Inaczej rzecz się miała z młodą baronową, która była najwyraźniej podekscytowana była widokiem drużyny, a zwłaszcza widokiem rodaka Blaisa. Niewiele więc, wynikło z przekazania listu zamordowanego posłańca, poza paroma teatralnymi westchnięciami władczyni i zaproszeniem kompanii na wieczorną ucztę.
Barglin dostał, jak reszta oddzielną komnatę, ale jakoś nie potrafił w niej odpoczywać. Przechadzał się tam i z powrotem czując jakiś dziwny niepokój, a zwłaszcza gdy przypomniał sobie zasłoniętych maskami dworzan. Z zamyślenia wyrwał go pukaniem Blaise, który zwołał naradę drużyny.
Znak róży jaki zauważył rycerz na skórze baronowej wywołał u wszystkich szok. Oznaczało to wiele możliwości, z których tylko nie liczne mogły być dobre dla kompanii. Barglin nie odzywał się wcale, ale kiwał głową gdy Rudiger oznajmiał swoje zdanie na ten temat. Kłamstwo to było jedyne możliwe wyjście i krasnolud miał nadzieję, że honorowy Blaise to zrozumie.
 
Komtur jest offline  
Stary 04-03-2010, 18:02   #94
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gdy tylko pomarańczowy dysk zachodzącego słońca dotknął linii pobliskiej puszczy, na korytarzu rozbrzmiały tłumione grubym dywanem kroki. Drzwi do wszystkich komnat rozwarły się jednocześnie, wpuszczając szczodrze wystrojonych, zamaskowanych służących. Sztuczne, gipsowe oblicza wykrzywione były w wyrazie przesadnego bólu i smutku. Przybyli skłonili się dwornie i gestem ręki zaprosili do wspólnej podróży wgłąb przepastnych korytarzy rezprezentacyjnej części twierdzy. Goście, opuszczając komnaty, tylko kątem oka dostrzegli potężne czarne chmury, formujące się powoli nad zamkiem.

Dopiero po paru pokonanych zakrętach do prowadzonych dotarło, iż do tej pory nie natknęli się na żadną z grup strażników, które jeszcze godzinę temu dość tłumnie wypełniały tę część twierdzy. Czwórka niezrażonych tym faktem służących brnęła jednak dalej przed siebie, zachęcając teatralnymi gestami do dalszej podróży wgłąb zamkowego labiryntu.

Tymczasem, gdzieś na zewnątrz twierdzy uderzyła pierwsza błyskawica. Wytłumiony grubymi ścianami grom rozniósł się po korytarzach niskim, dudniącym pomrukiem, jakby samo zamczysko budziło się powoli do życia. Jednocześnie, rozbrzmiała dziwna, wszechobecna muzyka. Niepokojące, nierównomierne tony składały się w dźwięczną, porywającą melodię. Ciała zamaskowanych służących zaczęły podrygiwać, niczym tańczące na sznurkach kukiełki. Na zewnątrz, za oknem walnęła następna błyskawica, zalewając przez moment wszystko oślepiającym blaskiem. Gdy światło zniknęło, oczom gości ukazał się makabryczny widok. Smutne do tej pory maski, przekształciły się w wyszczerzone bluźnierczo, okrwawione facjaty. W przepastnych rękawach służących błysnęła stal. Pokryte rubinową cieczą sztylety o falowanych ostrzach wystrzeliły do przodu, celując w ciała zaskoczonych gości.

Dziwna melodia mamiła zmysły i mąciła w głowach. Cały świat zdawał się pulsować, jakby wszyscy znajdowali się w trzewiach jakiejś olbrzymiej żyjącej istoty. Ich ciała, mimo choroby umysłu, odruchowo broniły się przed zdradzieckim atakiem. W czyjejś ręce zabłysła przemycona pod szatami broń, ktoś inny z rykiem rzucił się na zamaskowanego napastnika, wyrzucając go z impetem przez okno. Po chwili gdzieś w środku z wizgiem przeleciała nawet zamkowa ława, powalając dwóch zdradzieckich służących. W końcu zaległa dziwna, przeciągła cisza. Buzująca w żyłach, rozgrzana walką krew na chwilę oczyściła błądzące zmysły. Pozwoliła dojrzeć leżące pod ścianą, strzaskane trupy i resztki zbitej szyby, chrzęszczącej teraz dziwnie melodyjnie pod nogami. Półświadomie ruszyli przed siebie, poszukując wyjścia.

Mimo desperackiego zakrywania i zapychania uszu, muzyka znów ich odnalazła, zadrwiła z ich usilnych starań, wdzierając się z chichotem do szeroko otwartych umysłów. Pierwsze otwarte w poszukiwaniu wyjścia drzwi odsłoniły miejsce kaźni. Miejscowy łowca czarownic i jego trzech rozwłóczonych pomocników tkwiło nabitych na niskie, kolczaste pale. Wokół nich ucztowały ich psy. Potężne rotwailery wyrywały ociekające posoką kawały mięsa z nadal drgających w spazmach zwłok. Zajęte makabrycznym posiłkiem nawet nie zauważyły przybyszy.

Drugie drzwi ukazały brakujących strażników. Stopieni w jedno, wijące się po dywanie ciało, podrygiwali bezsilnie dziesiątkami splątanych odnóży. Paręnaście wykrzywionych w agonii ust modliło się i przeklinało na zmianę, wypełniając pomieszczenie nieznośnym, raniącym umysł jazgotem.

W końcu muzyka doprowadziła ich do źródła szaleństwa. Podłoga wielkiej sali jadalnej zapełniona była wijącymi się w ekstazie, nagimi ciałami. Gdzieniegdzie dało dostrzec się oficerskie mundury, porozrzucane chaotycznie po pulsującej w orgii gromadzie. W centrum zbiorowiska, na samym jadalnym stole szczytująca markiza dosiadała byłego pana twierdzy - hrabiego. Z jego potężnego niegdyś ciała pozostał tylko pusty, żylasty wór, podrygujący makabrycznie pod nacierającymi nań udami zamkowej piękności.

Dopiero pod dłuższej chwili udało się oderwać wzrok od tego niepokojąco hipnotyzującego widoku i dostrzec dziwną rzeźbę, spoczywającą na podwyższeniu po przeciwległej stronie komnaty. Samo spojrzenie na nią wywoływało zawroty głowy i mimowolną reakcję podbrzusza. Zdawała się żyć własnym życiem, pulsując i wijąc się w rytm granej melodii.



W końcu markiza dojrzała przybyszy. Zręcznym ruchem zsiadła z truchła i uśmiechnęła się szeroko.
- Mon kawaleur... - zamruczała cicho, dotykając z zainteresowaniem mleczno-różowawej cieczy, spływającej jej obficie po udach.
- Chodź do mnie... mon kawaleur... chodź...

Ciało Blaise'a mimowolnie poruszyło się do przodu. W głowie zaszumiała nienaturalna, bluźniercza chuć. W tym momencie istoty zalegające dotąd na podłodze uniosły się. Chmara opętanych żądzą gości powoli acz stanowczo ruszyła w stronę przybyszy. Dopiero teraz dało dostrzec się liczne makabryczne mutacje, zdobiące ich podrygujące w ekstazie ciała.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-03-2010 o 19:37.
Tadeus jest offline  
Stary 05-03-2010, 16:28   #95
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Nie podobali mu się zamaskowani osobnicy. Z ich osób dobiegała dziwaczna aura, której drwal nie potrafił pojąć i to najbardziej go przerażało. Cały czas jednak zdawało mu się, że to wszystko jest tylko jego wymysłem i nic się nie stanie. Nagle zrozumiał, że nigdzie na korytarzu nie rozbrzmiewa dźwięk strażników maszerujących strażników, którzy jeszcze niedawno pilnowali spokoju na zamku. -Gdzie są straże?- spytał na tyle cicho, by tylko idący obok Rudiger mógł usłyszeć, jednakże niespodziewanie jeden z osobników w błazeńskiej masce odwrócił się, wbił wzrok w Gustlika i przyłożył wskazujący palec do ust. Leśnik uznał, że są to zwyczajne żarty i po prostu to zignorował. Na zewnątrz zaczynała się burza, zaś w środku korytarzem rozbrzmiewała dziwna muzyka, która tłumiła jego zmysły i skupiała całą uwagę drwala na niej. Szedł jak zahipnotyzowany, nie obawiając się już dziwnej aury zamaskowanych osobników. Kolejny piorun, który huknął gdzieś niedaleko wybudził Gustlika z tego dziwnego stanu i wtedy dostrzegł, twarze prowadzącej ich służby. Ich maski niczym za sprawą czarnej magii zmieniły się w zakrwawione, rządne mordu miny -Uważaj!- krzyknął rudy wielkolud, popychając Barglina, do którego doskoczył jeden z osobników, celując w niego nożem.

Gustaw wyszczerzył z złości zęby i zmarszczył brwi. Wieloletni zawód, jaki wykonywał sprawił, że jego ramiona były silne jak krasnoludzka maszyna oblężnicza. Człowiek podbiegł do zdobionej ławy zamkowej stojącej tuż pod ścianą korytarza, po czym zdecydowanym i skoordynowanym ruchem całego ciała podniósł ławę do góry. Nim dwójka zdradzieckich osobników spostrzegła co się dzieje, było już za późno. Ława przefrunęła dobre cztery metry uderzając w plecy dwójkę mężczyzn. Dla bystrego słuchacza nie było problemu wychwycić dźwięk łamanych kości, może kręgosłupów? Na ziemi leżał zakrzywiony sztylet, jednego z osobników. Gustaw wartko schylił się po broń i po chwili wsunął ją za pas, zakrywając szatą. Musieli prędko opuścić to miejsce, jednakże oddziaływanie całego zamku kompletnie pozbawiło ich orientacji. Po kilku chwilach wszyscy zamaskowani napastnicy byli obezwładnieni i pokonani. I znów zabrzmiała ta dziwaczna muzyka. Gustaw znów zmrużył oczy i ruszył ospale w przód, niczym bezmózgie zombi. Idąc korytarzem na przód natrafili na otwarte pomieszczenie, w którym znajdowali się łowcy czarownic... Gustaw wiele rzeczy widział, jednakże to co teraz ujrzały jego oczy, pozbawiło go kompletnie opanowania. Mężczyzna zwymiotował.

Musieli prędko ruszać dalej. Gustlik wytarł usta szatą, która czekała na niego w jego komnacie i dogonił kompanów. Kilka chwil później natrafili na drugie pomieszczenie. Tam nagie ciała kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu mężczyzn wiły się ściskając wzajemnie i nie puszczając za wszelką cenę. Gdyby miał przy sobie topór, pierwszy rzuciłby się na oszczędzenie cierpienia mężczyzn i dobicie ich. I znów zabrzmiała muzyka. Leśnik zmrużył oczy i przycisnął uszy swymi masywnymi dłońmi, na nic to się jednak nie zdało, gdyż muzyka jakby docierając do niego w podświadomości znów go zahipnotyzowała i znów ruszyli dalej. W końcu dotarli do epicentrum wielkiego balu zmutowanych poczwar chaosu. Tronowa sala była usłana dziesiątkami wijących się ciał. W powietrzu unosiła się dziwaczna woń, która znów powodowała u mężczyzny odruch wymiotny. -Na Morra...- zaklął się na boga snu i śmierci, gdy jego oczy dostrzegły markizę, kopulującą z martwym człekiem, który jeszcze niedawno siedział na tronie obok niej.

Kobieta zauważył swych gości. Wartko zeszła z dosiadanego truchła i kuszącym głosem zawołała do siebie Blaise'a. Mąż zaczarowany w nieznany dla Gustawa sposób ruszył do przodu kierując się wprost na kobietę. -Niedoczekanie szmato...- warknął rudzielec, po czym wyciągnął rękę i złapał kompana za ramię, odwróciwszy go przodem do siebie strzelił swą masywną dłonią w policzek, tak że od razu zaczerwienił się. Nie jeden pijak w karczemnej bójce od takich ciosów tracił przytomność. Gustaw nie chciał skrzywdzić towarzysza, ale miał nadzieję, że jego cios go ocuci...
 
Nefarius jest offline  
Stary 07-03-2010, 11:06   #96
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Spodziewał się, że przynajmniej niektórzy lokatorzy tego cholernego zamku spaczeni są Chaosem, ale nigdy nie przypuszczałby, że praktycznie wszyscy! Służka Slaanesha sprawiła się dobrze, mutując zapewne po kolei wszystkich domowników i bardziej wpływowych gości. Jedna była, przynajmniej na początku, a kończyło się to w ten sposób! Rudiger tracił wiarę w to, że ten świat może się obronić, gdy prócz potężnych armii również ludzie często sami z siebie przechodzili na stronę odwiecznych wrogów wszystkiego co żyje. Często nawet nie zdając sobie z tego sprawy - czarnowłosy jednak łyknął tego typu wiedzy całkiem sporo podczas swoich podróży. Teraz mógł robić za tego mądrego, a nawet prawie zjadającego wszystkie rozumy. Znaczy już widząc tych dziwacznych służących chciał po prostu uciekać. Trzymał dłoń w pobliżu pleców, dając się kierować w stronę potencjalnej uczty. I myślał gorączkowo, w jaki sposób najlepiej uciec. Dostarczeniem listu najwyraźniej przyspieszyli jakieś działanie, oby było one zbyt szybkie! Inaczej nie mieli szans na ocalenie. Wtedy też, jak na komendę, "służący" sięgnęli po noże, ociekające jakąś posoką. Rudiger był szybszy, wyszarpując swoje ostrze z pochwy i doskakując do pierwszego wrogów. Zimny metal wbił się tamtemu głęboko w trzewia, a kilkukrotnie przekręcony rozszarpał wnętrzności. Czarnowłosy zostawił dogorywającego na podłodze, z pewną satysfakcją przyjmując niesamowity ból, jaki tamten czuł. Kątem oka wyłapał ruch pozostałych towarzyszy, w tym Gustawa, który zabrał jeden ze sztyletów wroga. Podbiegł do niego, łapiąc go za ramię.
-Wywal tę broń! Nie tykaj niczego, co miał w łapach jakikolwiek sługa Chaosu, tak jest zdecydowanie bezpieczniej!
Wyszperał rękojeść w ubraniu drwala i odrzucił je daleko. Twarde spojrzenie jego oczu ucinało wszelkie dyskusje.

Im dalej, tym było gorzej. Tylko krążąca w jego żyłach adrenalina sprawiła, że nie porzygał się, albo nie zatrzymał gdzieś zbyt przerażony, by iść dalej. Nie znali rozkładu zamku, ale muzyka nie dawała spokoju. Mamiła, wabiła, zwodziła, ale dla Rudigera brzmiała raczej jak odgłos jednego wielkiego morderstwa. Najpierw łowca czarownic, potem strażnicy, którzy jeszcze niedawno patrolowali korytarze! Czy nikt nie potrafił się oprzeć temu, co tu się działo? Czy na prawdę byli aż tak bezbronni?! Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu. W tej chwili chciał stąd tylko uciec, nawet ONA zeszła na dalszy plan, śmiejąc się gdzieś w zakątkach umysłu. A potem dotarli na "ucztę".

To było dopiero obrzydliwe! Nie sam akt, czy orgia, ale to co działo się w umysłach tych, do niedawna, ludzi. Markiza przyciągała wzrok swoim idealnym ciałem, a gdyby dosiadała normalnego mężczyznę, mogłoby to nawet być podniecające. Ale w jej partnerze nie było już nic z żywej istoty, a Rudiger musiał z całych sił powstrzymywać odruchy wymiotne. Nie czas był na to! Stwór, którym była, zaczął mamić bretończyka, ale z tym radził sobie nieźle Gustaw, próbując staroświeckich metod na uroki. Dobrze. To teraz należało znaleźć drogę ucieczki! Spojrzał na Barglina.
-Łap za coś dużego! Ławę, najlepiej! Odgoń ich!
Sam pomógł z Blaisem, ciągnąc go drugą stronę niż tamten chciał iść, a raczej gdzie chciał iść omamiony umysł.
-Szybko, musimy stąd uciekać! Jak zginiemy to nikt nie dowie się co tu się dzieje i będzie za późno!
To były rozsądne argumenty,gdyby której z jego towarzyszy chciało walczyć.
-Blaise! Przypomnij sobie Eloise i walcz z tą kurwą! Dalej!
Popchnął rycerza w kierunku okien, szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby pomóc w ucieczce. Dalej były rusztowania, ale czy dało się do nich dotrzeć?
-Gustaw, bierz go i uciekaj, krzyknij jak znajdziesz zejście!
Sam odwrócił się do nadchodzących. Wolałby bez walki, ale jeśli mieli ich dogonić, to będzie trzeba ostudzić ich zapał. Na szczęście nie mieli broni, co dawało jakieś iluzoryczne szanse.
-Szybciej!
 
Sekal jest offline  
Stary 11-03-2010, 20:57   #97
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Służący nie przypadli Barglinowi do gustu, ich oblicza zakryte dziwnymi maskami nie wróżyły nic dobrego. Niestety krasnolud nie miał żadnego wpływu na tę sytuację, wzruszył więc tylko ramionami i mrucząc pod nosem o zwariowanych ludzkich obyczajach ruszył z towarzyszami na ucztę. Wędrując prowadzony wraz z innymi przez korytarze zamku, zauważył zupełny brak strażników, a przecież jeszcze nie dawno pełno ich było na każdym kroku. Wątpliwości Barglina rozwiała jednak muzyka, która pojawiła się ni stąd ni zowąd i jak narkotyk stłumiła wszelkie przejawy rozsądku. Górnik poczuł się dziwnie przyjemnie, na przemian albo ospały albo podekscytowany.
Z tego stanu wyrwało go ostrzeżenie i silne pchnięcie Gustawa. Cios jednego ze służących, którego wizerunek maski pałał żądzą mordu, o mały włos nie pozbawił go życia. Krasnolud odwrócił się i odruchowo złapał uzbrojoną w sztylet rękę napastnika. Drugą dłoń zwinął w pięść i hakiem od dołu przywalił służącemu w krocze. Kultysta jęknął z bólu i przyklęknął. Barglin obrócił go, podniósł lekko i pchnął na kolumnę. Człowiek padł jak rażony gromem, a jego głowa przypominała teraz krwawą miazgę. Po raz kolejny udało się mu przeżyć. Krasnolud spojrzał na kompanów, którzy zdołali jakoś odeprzeć napastników i zanim zdążył podziękować Gustawowi jadowita muzyka znów zabrzmiała, jakby wprost w jego umyśle. Prowadzony w pół-hipnotycznym transie krasnolud ledwie pojął grozę jaką ukazywały poszczególne komnaty. Śmierć i szaleństwo to były jedyne stosowne słowa w tej sytuacji.
W końcu mamiące dźwięki doprowadziły ich do sali tronowej. Markiza falowała w ekstatycznej pozie na czymś co tylko troszkę przypominało ciało hrabiego. Barglin poczuł jak rośnie w nim nienaturalne podniecenie. Nienaturalne gdyż normalnie taki widok wywołałby u niego tylko falę obrzydzenia. Kobieta zauważyła kompanię, zeszła z ciała swego nieżyjącego już męża i perwersyjnie się uśmiechając zaczęła przywoływać Blaisa. Otumaniony rycerz ruszył w jej kierunku i tylko gwałtowna reakcja Gustlika powstrzymała go przed tym szalonym czynem. Leżący wokół kultyści podnieśli się i zaczęli zmierzać w ich kierunku. Sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Barglin czy to przy pomocy naramienników Starego Króla, czy dzięki wrodzonej odporności jego rasy na magię, a może dzięki desperackiemu ponagleniu Rudigiera, opanował się i ruszył do działania. Nie znalazł pod ręką ławy, ale ciężki prawie dwumetrowy metalowy świecznik, doskonale nadawał się w tej sytuacji na broń. Krasnolud zamachnął się i rozkwasił gęby najbliższym sługom chaosu. W ferworze walki oddziaływanie szalonej muzyki słabło i ataki Barglina były coraz bardziej skoordynowane i skuteczne.
 
Komtur jest offline  
Stary 12-03-2010, 17:52   #98
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ściana nagich, podrygujących w ekstazie gości zbliżała się z każdą chwilą. Ciosy zadawane sztyletem i świecznikiem raniły zmutowane ciała, jednak nie były w stanie powstrzymać na dłużej zahipnotyzowanych właścicieli. Nie dość, że ból nie zmuszał ich ich do odwrotu, to jeszcze zdawał się sprawiać im ogromną przyjemność. Za każdym razem gdy oręż ugodził ciało, na sali rozbrzmiewały jęki i westchnienia opętanych gości. Po krótkiej chwili okazało się też, że mimo otumanienia nie są bezbronni. Bezbożna magia dawała im wielką siłę i odporność, dzięki której byli w stanie uchwycić i utrzymać wrażoną w nich broń, ciesząc się szaleńczo z krwi uciekającej z ich rozciętego ciała. Razem z bronią starali się unieruchomić jej właścicieli, krępując ich w stalowym uścisku dziesiątek ramion.

Jakby tego było mało, siła czaru rosła z każdą spędzoną w zamku chwilą. Już nawet rozszalałe od walki serca nie były w stanie oczyścić opętanych umysłów. Na szczęście dla rycerza, jego towarzysze zdecydowali się nie porzucić go w potrzebie. Słowa i cucące razy na chwilę przegnały czar. Resztę załatwiła modlitwa do mitycznej patronki jego ludu. Szepcząc raz za razem modlitwę, wycofał się z resztą poza obręby jadalnej sali.

Ostrzegł ich znajomy błysk zakrzywionych sztyletów. Z pobliskiego ciemnego korytarza wypadły trzy zamaskowane postacie. Kark jednej z nich nadal wygięty był pod dziwnym kątem, głowa dyndała z boku na reszcie zachowanych kręgów. Potężna magia tego miejsca nie pozwalała sługom odejść, nim ostatecznie nie wypełnią woli swojej pani. Wydawało się, że śmierć pozbawiła ich reszty ograniczeń ludzkiego ciała. Byli nieludzko szybcy, w paru ruchach znaleźli się przy drużynie, błyskając srebrzystymi klingami.

W powietrzu dało wyczuć się dziwną, niepokojącą woń. Piękny zapach wiosennych kwiatów połączony z mdlącym, słodkawym odorem śmierci. Stojąca w oddali markiza szeptała jakieś niezrozumiałe słowa, zaś wokół jej ciała zaczynała zbierać się plugawa, mroczna energia, wypaczając pobliską przestrzeń.

Okno za drużyną trzasnęło, wyrzucając w powietrze tysiące szklanych odłamków. Do środka wpadł porywisty, szarpiący wiatr i ściana zimnego jak lód deszczu. Wielka, wyszywana złotą nicią zasłona zafalowała, rozdzielając na chwilę strony toczącej się na korytarzu bitwy.

Na zewnątrz, piętro pod rozbitym oknem dało dostrzec się ciemny zarys drewnianej platformy. Powietrze znów wypełnione zostało ciężkim do zniesienia odorem.

Skoczyli.

Nogi uderzyły ciężko w śliskie od deszczu deski. Rusztowanie zatrzęsło się, trzeszcząc upiornie. Goście uczty najwyraźniej nie chcieli podjąć pościgu. Czarne, rozmazane przez deszcz postaci zamajaczyły przy oknie i zniknęły we wnętrzu zamczyska.

Nie był to jednak koniec problemów. Gdzieś w oddali na murach zadzwonił dzwonek zamkowej straży. W zimnym, nocnym powietrzu rozbrzmiały liczne nawoływania i stukot dziesiątek zbliżających się żołnierskich butów. Na szczęście dla uciekinierów, ciemna, deszczowa noc utrudniała ich wypatrzenie. Pośpiesznie zeszli z rusztowań, zagłębiając się w niewykarczowanym jeszcze kawałku zamkowego lasu.

Gdy dotarli do miasteczka, okazało się, że już ich poszukiwano. Markiza działała szybko i nie miała zamiaru darować im zaprzepaszczonej orgii. Ulice patrolowali zebrani naprędce żołnierze z latarniami. Dzięki instynktowi i umiejętnościom Rudigera, wszystkim udało się przekraść do centrum miasta, do karczmy, w której pozostawili towarzyszy wraz z resztą dobytku. Ułatwiała to niewielka liczba patroli, które dało się zebrać w tak krótkim czasie.

W karczmie trwała już zażarta walka. W głównej sali na dechach leżał strażnik z rozerwanym gardłem, drugi właśnie próbować zrzucić z siebie Burzę, który usilnie starał mu się dobrać do szyi. Ciało psa było już mocno poranione, nie przeszkadzało mu to jednak w dalszej obronie Agnes, która korzystając z sytuacji zachodziła właśnie szarpiącego się strażnika od tyłu z pogrzebaczem w dłoni.

Gdy żołnierz ujrzał kompanię wchodzącą do izby, zamarł na chwilę z przerażeniem w oczach.

Trzask.

Kości czaszki chrupnęły, a ciało osunęło się bezwładnie na ziemię. Za nim Agnes opadła na kolana dysząc ciężko.

Uliczka przed karczmą wydawała się pusta i cicha. Najwyraźniej grube ściany karczmy wytłumiły dźwięki walki. Po chwili zza lady niepewnie wychylił się i drżący z przerażenia, wąsaty karczmarz.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-03-2010 o 07:49.
Tadeus jest offline  
Stary 13-03-2010, 21:58   #99
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Udało im się! Kolejna ucieczka, tym razem przed sługami Slaanesha, powiodła się, chociaż przez chwilę wydawało się, że jednak się nie uda. Jak daleko jednak będą musieli jeszcze uciekać? Markiza była szybka, sprawnie wydawała polecenia swoim ludzkim sługom. Rudiger już nie uważał jej za człowieka, nie zostało w niej nic z ludzkiej istoty. Niestety wszyscy służyli jej, zauroczeni lub nieświadomi tego, co na prawdę się tam działo. A czarnowłosy, po tym jak zobaczył uśmierconego Bauera, nie miał pojęcia, co można było z tym zrobić. Prócz dalszej ucieczki, rzecz jasna, bo to, że nie zatrzyma się w tej okolicy, to było pewne. Przynajmniej ta decyzja była łatwa.
Rozkazy markizy były niezwykle szybkie, ale to niewielka trudność. Założył na głowę kaptur, kazał również zmienić wygląd swoim towarzyszom. Na szybko można było tylko pomazać błotem włosy czy zdjąć jakąś część ubrania. Na szczęście jednak było już zupełnie ciemno, a Rudiger, mimo że miasta nie znał, potrafił się w nim poruszać niezauważony. Brak ciężkich zbroi u towarzyszy też to trochę ułatwił, z drugiej strony nie wiadomo było, czy tamci zdawali sobie sprawę, że uciekinierzy wlezą z powrotem w paszczę niedźwiedzia. Weszli. I zastali Burzę i Agnes, którzy na szczęście poradzili sobie z przeciwnikami. Nie było ich wielu, co skwitować było można tylko westchnieniem ulgi.

Podbiegł do dziewczyny i objął ją. Naturalny odruch na widok kogoś w miarę przyjaznego? Czy po prostu tak bardzo mu zależało... na niej? Czy na spełnieniu swojej obietnicy? Teraz widział doskonale co by się stało, gdyby ją tak po prostu zostawił w tym cholernym miasteczku.
-Już dobrze. Jesteś ranna?
Pokręciła głową. Wszystko przyjął na siebie pies. Dzięki bogom, tym dobrym. Jeśli istnieli dobrzy. Rudiger miał już wszystkiego dość. Wstał, skinąwszy na towarzyszy.
-Wynosimy się stąd. Przygotowaliśmy z Agnes zapasy, na wypadek takiej właśnie konieczności. Nie mamy czasu na dużo. Gustaw, ogol się. Ja też to zrobię. Blaise, obetnij włosy na krótko. Barglin, przefarbuj się na czarno, ten tchórz spod lady na pewno będzie miał coś pożytecznego. Może być bardzo tymczasowe. Agnes zakryjemy kapturem. Pospieszcie się. Pomożesz mi?
Ostatnie pytania zadał kobiecie, która skinęła głową. Kilka minut później był już ogolony, chociaż to nie zmieniło tak wiele w jego wyglądzie. Trudno, będzie musiał korzystać z cieni. Przypasał miecz i załadował kuszę. Niestety wszystkich bagaży nie było tak mało, wyglądali nieco jak juczne konie. Trzeba było zmodyfikować plan.

Złapał karczmarza za fraki. Ciała już dawno wrzucili do magazynku a krew w większości zakryto jakimiś skórami. Nie mogli sobie pozwolić na przypadkowe wpadki. Rudiger przez chwilę tylko wpatrywał się mężczyźnie w oczy, krzywiąc się do tego paskudnie. Potem warknął.
-Wiesz dlaczego próbują nas zabić? Bo markiza zabiła waszego cholernego barona, a my to widzieliśmy! Mieliśmy list o tym, co dzieje się na północy, o wojnie, którą przegrywamy! Żołnierze, tych dwóch pechowców tutaj, wciąż myślało, że służą baronowi. Ale to musi wyjść na jaw. Ktoś musi zobaczyć to co się tam dzieje! Inaczej wszyscy umrzecie pod jej rządami!
Powiedział trochę za dużo, wciąż wkurzony. Informacja musiała być prosta i dość wiarygodna, by przynajmniej co któryś człowiek w nią uwierzył. Potem wszystko wyjdzie samo, takie coś jak widoczne mutacje to była sprawa zbyt duża, by dało się ją wiecznie ukrywać. Ale to miasto i ten zamek i tak już były stracone. A oni chcieli tylko uciec. Czy tylko? Wreszcie opuścili karczmę, a czarnowłosy wskazał na pobliską wozownię.
-Musimy to wszystko czymś przewieźć, inaczej dorwą nas bardzo szybko. Weźcie jakieś konie ze stajni. Tylko uważajcie na patrole. Czekajcie na mnie, wrócę niedługo. Agnes, chodź ze mną.
Mimo późnej pory, przepełnione miasteczko nie spało jeszcze w bardzo wielu miejscach. Były karczmy, namioty, ludzie chodzili wszędzie. Zostawił zapasy i podróżny ekwipunek towarzyszom, a sam skierował się do tych wciąż nie śpiących miejsc.
-Weź mnie za ramię, Agnes. Jesteś przestraszona, oni muszą to widzieć. Nie musisz nic mówić, ale w razie czego jesteś moją żoną. Będziemy wiarygodniejsi.
A gdy weszli pomiędzy ludzi, Rudiger zaczął rozsiewać plotkę, by markiza, przybłęda z Bretonii, zamordowała barona, dobrego władcę tych ziem. Wystarczyło rozsiać ją w kilku ludniejszych miejscach, by dalej poszło samo. Nie mogli zmarnować na to zbyt wiele czasu, więc niedługo wracali już do towarzyszy. Oby udało się uratować tych kilku ludzi więcej. Miał czyste sumienie. A Agnes trzymała się go mocniej, niż powinna.
 
Sekal jest offline  
Stary 14-03-2010, 20:34   #100
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gustaw biegł ile sił w nogach za kompanami. Był chyba ostatni, nie był pewien, bo nawet się za siebie nie oglądał. Mężczyzna dyszał ciężko, ale nie odpuszczał. Spieszył się jak mógł. Gdy opuścili zamek czuł, że najgorsze jest za nimi, ale to była tylko iluzja. Po kilku minutach nieprzerwanego biegu doszło do niego, że markiza może posłać za nimi pościg, skoro uciekli z jej przyjęcia. Wcześniej uciekali przed wojną, teraz sami stali się celem i zwierzyną, co jeszcze bardziej go dobiło. Gdy dobiegli do karczmy Gustaw złapał się za pierś z całej siły łapiąc oddech. Zdziwił go widok, jaki ukazał się jego oczom w wnętrzu tawerny. -Burza!- stęknął głośno widząc poranionego psa. Wtedy to towarzyszka Rudigera rozłupała z zaskoczenia łeb przewróconego strażnika, który z całych sił próbował zrzucić z siebie psa Gustlika. Brodaty człek wartko podbiegł do czworonoga i z trudem podniósł go na rękach kładąc na blat jednego z wielu stolików.

Pies dyszał ciężko i wciąż toczył z pyska pianę, jednakże wyczuł chyba dobre intencje drwala, gdyż uspokoił się, kładąc łeb na blacie stołu. -Pomóż mi proszę...- stęknął do kobiety. -Przynieś czystą wodę i szmaty.- rzucił, po czym szybko wyciągnął z swego plecaka bandaże. Niedługo potem pies był na prędce opatrzony. Gustaw miał zamiar bezapelacyjnie wykonać polecenie Rudigera, choć wiedział, że golenie się w pośpiechu było niezbyt bezpiecznym zabiegiem, ale nie śmiał się sprzeciwić towarzyszowi. W kieszonce plecaka miał schowaną brzytwę. Szybko ją rozłożył i wbiegł na zaplecze karczmy, gdzie znalazł wiszące na ścianie lusterko. Nie było wielkie ale w zupełności mu wystarczało. Gustlik prędko zaczął się golić. Odcięte kawałki zarostu odpadały zaś na podrażnionej skórze co jakiś czas pojawiała się niewielka rana.

Gdy był gotowy wrócił do biesiadnej izby, podstawił sobie stołek pod stół, na którym leżała burza i czule głaskał psa po głowie. Burza był dzielny i wytrzymały. Nawet nie pisnął. Ogolony Gustaw wyglądał dość dziwnie. Gdyby kompani zobaczyli go tak na ulicy mogliby go nie poznać. Mężczyzna odpoczywał. W końcu mógł na spokojnie złapać oddech. Żal mu było swoich nóg. Choć nie chorował na żadne starcze choroby i ułomności, to jednak tak dawno nie biegał, że pewnie następnego dnia nogi dadzą się w znaki. W czasie, gdy on się golił, pozostali posprzątali na prędko ciała i zakryli ślady krwi zwierzęcymi futrami. Teraz pozostało tylko czekać aż pozostali będą gotowi i wtedy ruszą w drogę.
 
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172