| Golem i John wyszli razem, musieli się przejść kawałek żeby wyciągnąć drugi motocykl, który był dobrze ukryty w jednym z zaułków, Gareth wolał nie kusić losu. Jechali sobie spokojnie bocznymi uliczkami gdy przejeżdżając koło klubu Scripts usłyszeli obaj odgłosy jakiejś porządnej draki. Gdy zeszli jak na komendę z motocykli i zajrzeli do zaułka, ich oczom ukazał się ciekawy widok. Dwójka skośnookich kończyła właśnie zabawiać się z grupą najemników cytadeli. Była to dość ostra zabawa i za ciemnymi szkłami okularów solosowi błysnęły ogniki w oczach, lubił jak pieski Ann latają dookoła w kawałkach a tak właśnie przedstawiała się uliczka, niczym rozkoszna jatka. Twarze jednak kogoś mu przypominały, po sekundzie, gdy tamci zaczęli kierować w ich stronę broń skojarzył ich ze zdjęciami pokazanymi mu przez detektywa. Ostatecznie nie zlecił im tej roboty, poza tym szczerze nie lubił białej szmaty więc nie miał zamiaru nikogo informować o obecności tych tutaj.
Gdy rodzeństwo ustawiło się w pozycji praktycznie bojowej w kierunku do solosów, John mruknął w powietrze, tak żeby było go dobrze słychać.
- No proszę pół miasta ugania się za nimi, a akurat my musieliśmy na nich trafić. - potem już wyraźnie rzucił w stronę Azjatów: - Miroku i Midoriko jak sądzę?
Mężczyzna zasłonił kobietę swoim ciałem i powiedział coś do niej po japońsku.
- Mylisz się - odpowiedział, z wyraźnym azjatyckim akcentem. - Szybka Śmierć i Bolesna Śmierć. Rozmawiasz z tym drugim.
Golem tylko przewrócił oczami i pozwolił Gunmanowi spokojnie prowadzić rozmowę, miał wrażenie że nie ma sensu zbytnie wtrącanie się, wolał cięższe środki przekazu niż słowa.
- Może... - rzucił niedbale John, wiedząc, że Golem zapewne już uruchomił wszystkie systemy bojowe. - Na waszym miejscu uważałbym jednak na Szybką Śmierć i to nie w postaci twojej pięknej siostry, ale Waszego rodaka - tu przytaczył opis japońca z wizyty u Gradego, tego snajpera z taksówki, którego Hash znał jako pana Akirę. Zauważył, jak Azjatka unosi do góry jedną brew, a jej mina przez chwilę zdradzała, iż najprawdopodobniej zna gościa.
- Shuri? - zapytała brata, ten jednak tylko uśmiechnął się szyderczo.
- Rusei. - odparł gromko niezbyt przyjemnym tonem.
John nie załapał o czym rozmawiają, domyślił się jednak, że go znają.
- Widzę, że znacie owego gentelmena, wiem też, że wisi wam na plecach cała sfora psów tej Ździry - wymownie wskazał wzrokiem na ciała poległych żołnierzy Cytadeli. - Dla waszej informacji, nie lubimy się z Golemem z Cytadelą.
- To już wasza sprawa - odparł mężczyzna. - Idźcie lepiej na piwo, bo tutaj czeka was tylko śmierć. - Oba karabiny miał idealnie wycelowane w Johna i pierwszy rzut oka widać było, że facet wspomagany był cybernetyką najwyższej jakości. Po kobiecie nie było widać śladu mechaniki. - Nie chcecie walczyć i wchodzić nam w drogę. My póki co też nie mamy interesu, by was zabijać. - mruknął zimno. - Dopóki nie dacie nam ku temu powodów, gaijin. Możecie się nam przysłużyć i podwieźć do Cytadeli...
- Podwieźć? Czy Ty myślisz, że tam można wejść jak do baru? Może i jesteście dobrzy... ale wątpię by aż tak.
- Skoro zostaliśmy zaproszeni, to chcemy w końcu dojechać na miejsce - warknął. - Kuso! Ciągle gonią za nami psy, a zlecenie czeka... money, money, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Coś małomówny ten twój kumpel. - wskazał na Golema.
- Ann powinna...
- Rusei, onna! Nie będziesz mówić w towarzystwie obcych mężczyn! - warknął na siostrę.
- Tia, zaproszenie, i fachowcy, a ulice z psów cytadeli to muszę po was sprzątać ja, zero rozeznania w mieście, nie wiecie że za druty jest nagroda na każdym komisariacie, w dupę se wsadź taką profesjonalność - rzucił od niechcenia Golem.
- Money... akurat to słowo jest moim uszom miłe rzucił John. Co do niego - wskazał na Golema - ciesz się, że milczy. To znak, że jeszcze się nie wkurwił, nie chciałbyś go widzieć wkurwionego. Pierwsze słyszę, żeby Ann kogoś zapraszała do Cytadeli, a jeśli już, to szczęśliwiec z radości miał pełne gacie i spieprzał gdzie pieprz rośnie.
Azjaci spojrzeli po sobie lekko zdziwieni, jednak nie skomentowali. Konsternacja odmalowała się na twarzy kobiety, która zdawała się wiedzieć coś więcej.
- Ty też byś nie chciał mnie widzieć wkurwionego, gaijin. - mężczyzna przerwał niezręczną ciszę. - Czyli się nie dogadamy? - zapytał.
Rozmowę przerwał dźwięk zbliżających się syren. Cała ulica drżała, co nie wróżyło nic dobrego - raczej jakieś ciężkie wsparcie.
- Słyszysz? - solos wskazał kierunek skąd dochodziły wycia syren, musieliście kogoś nieźle wkurwić. Jedzie cięższa artyleria, jak chcesz to możemy was z Golemem podwieźć, ale na pewno nie do Cytadeli, ale w jakieś inne bezpieczniejsze miejsce. Jedziecie z nami czy nie, bo my nie mamy zamiaru czekać na komitet powitalny.
- Dobra, jedziemy z wami. Ale jeśli zobaczę, że któryś z was, psy, coś kombinuje lub patrzy się na moją siostrę, własnoręcznie dziada wypatroszę. Is that clear?
- To spadamy, weźmiemy nasze maszyny, a o twojej kulturze osobistej porozmawiamy później. - John odwrócił się i ruszył w stronę motocykla.
Każdy wsiadł na swój motocykl i ruszyli krętymi uliczkami Old Chicago Golem prowadził, minęli łukiem pierwsze nadjeżdżające radiowozy, kątem oka dostrzegł też jakąś AV-ke i wóz bojowy, najwyraźniej nie mieli zamiaru się pieprzyć i rzucali co tylko mieli w okolicy w każde miejsce gdzie były jakiekolwiek doniesienia o tych żółtkach. Nie namyślał się długo, trzeba było ich przenieść w jakieś ustronne miejsce. Poprowadził ich do sieci tuneli pod bezpańską częścią miasta. Słabo oświetlony beton śmigał nad ich głowami i dookoła nich, wydawało się że sieć tuneli ciągnęła się w nieskończoność. Po blisko pół godziny jazdy musieli zejść z maszyn i przejść kawałek na piechotę. Solos zaprowadził ich do jednej z kryjówek na wszelki wypadek, gdzie zawsze trzymał jakąś tanią spluwę i parę eurodolców razem z pakietami żywnościowymi. Rzucił każdemu po puszcze piwa i rozsiadł się wygodnie.
- Zdaje się że macie ciekawą historię do opowiedzenia.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |