Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2010, 11:12   #178
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Potężne wyładowania mocy raz za razem przecinały powietrze. Wokół czuć było smród spalenizny, ozonu, krwi i śmierci. Poprzez monotonny huk wiatru słychać było wściekłe wycia umierających demonów, które przymuszone mocą paktu desperacko atakowały barierę. Uwięziony na klatce schodowej kamienny golem bezrozumnie wykonywał wydane mu polecenie. Od jego rytmicznych uderzeń drżały mury; pojedyncze kamienie zaczęły już odpadać od osłabionych walką ścian i stropów wieży. Oczywistym było, że budynek nie wytrzyma długo.

- Nie... nie tym razem... nie złamiecie mnie... - warczał than, jedynie siłą gromadzonej przez wieki nienawiści pokonując wrodzony strach przed wstrząsami. Nieliczne zwoje, które trzymał na tym piętrze dawno się skończyły, podobnie jak jego własne czary i moc amuletów. Teraz do dyspozycji miał tylko znienawidzoną, daną mu przy urodzeniu moc Matki i własną nieśmiertelność. Miał przewagę nad napastnikami. Nie czuł znużenia ni bólu, magia nie osłabiała jego członków, nie wysysała życia, nie odbierała tchu w piersiach. Mimo to coś zabierało mu moc, łamało chęć zwycięstwa i wolę walki. Wszystko szło nie tak...

Zaczęło się dobrze... Przebudził się, zregenerował w tajemnicy, nie niepokojony przez patrole tei'ner czy wścibskie potwory. Wraz z pierwszym "oddechem" poczuł, jak wypełnia go moc - ta sama niszczycielska siła, którą posiadał w chwili swojego upadku. A potem... potem okazało się, że jakieś bezczelne demony próbując zająć wieżę zniszczyły większość jego nieumarłych sług. Siła paktu osłabła, tak bardzo osłabła... Do dyspozycji miał jedynie mniejsze poczwary. To tak, jakby mrówkami próbował podbić świat! Wiele wiedzy i czarów umknęło mu z pamięci i musiał praktycznie wszystkiego uczyć się od nowa. Do tego okazało się, że Imil z królestwa stało się jego więzieniem. Wiele miesięcy zajęło mu znalezienie słabych punktów w potężnej kapłańskiej osłonie. Ale się udało - część jego sług przedostała się, a przeklęte tei'ner, jego najpotężniejsi wrogowie, zostały uwięzione w krainie cieni. Jakże one uciekały - jak bezradne dzieci, zaskoczone, nie pojmujące co się dzieje... Jeszcze teraz czuł ich paniczny strach - strach, który dodawał mu sił. Zaklęcie zabiło wszystkie hamadraidy, ale to go nie obchodziło. Wyeliminował zagrożenie i Zhuath no'ma było prawie na wyciągnięcie ręki.

A potem poczuł moc - nową, nieznaną moc; nie dorównującą jego własnej, lecz z potencjałem, więc równie niebezpieczną. Próbował wróżyć, wieszczyć, szukać - lecz wszystko zakryte było zielonkawą mgłą, przez którą nie mógł się przebić. Wiedział, czyja to sprawka i wprawiało go to w jeszcze większą wściekłość. Czuł także coraz większy lęk, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Teraz zaś ta moc była tutaj; potężna, groźna, a co najgorsze - trzymająca w swych dłoniach jego duszę.

Ciężki młot Versunga z suchym trzaskiem zderzył się ze wzmocnionym mocą ziemi orężem thana. Wirujące wokół kamienie odbijały pociski Cali i Seleny; wiele jednak przedarło się przez osłonę, kawałek po kawałku niszcząc nieumarłe ciało thana. Gdyby przeciwników było mniej... kiedyś się przecież prawie udało! Teraz jednak wokół mocy licza zaciskała się żelazna obręcz stachu, gdyż wiedział, że Bohaterowie nie są jego najgroźniejszymi przeciwnikami. Miał wrażenie, że przez hałas bitewnej zawieruchy słyszy wysoki, kobiecy głos inkantujący jakieś zaklęcie. Jego zaklęcie. Prawdziwy wróg był tam, na dole - a on nie mógł zrobić zupełnie nic.

- Za Basta... - rozdzierający ból przeszył ciało tego, który myślał, że już nigdy bólu nie poczuje.
- Za Nathiela... - kolejna fala zabójczej mocy przeszyła ciało thana. Młot Versunga przebił się przez zasłonę licza, zmiażdżył bark i obojczyk.
- Za Fosth'kę... - coś szarpnęło nieumarłą duszą. Powietrzno-lodowe sztylety zagłębiły się w resztkach mięśni, pęczniejąc i rozrywając je od środka.
- Przez pychę... - kolejny cios zdruzgotał miecz wraz z trzymającą go ręką, dosięgając nie osłoniętych niczym żeber.
- Za Maureen... - than nie poczuł już uderzenia, które rozbiło jego czaszkę na drobne fragmenty. Czuł tylko ból, przeszywający ból jakby ktoś śmiertelnie ostrym sztyletem orał w jego duszy; kawałek po kawałku wycinając z niej jego przyszłość, władzę, obcą magię, nieśmiertelność, moc, a wreszcie samo życie...


***

Versung, Herfa, Cala i Selena w milczeniu stali nad nieruchomymi szczątkami thana. Calcifer unosił się nad nimi, a jego skrzydła odbijały złote promienie słońca. Wbrew temu, przed czym ostrzegał ich Kevlar ciało licza nie regenerowało się. Suche kości i mięśnie leżały tak, jak powinny - nie poruszane ohydną, nieumarłą mocą. Wreszcie Selena po raz ostatni przywołała książkową magię i ognista kula spaliła ciało dawnego thana Zuithów na popiół, który wiatr Herfy rozsiał po całym Imil. Walka była zakończona.

Jedynie demony usłyszały głos umierającego licza - przenikliwy wrzask pełen rozczarowania, wściekłości i strachu - strachu przed śmiercią, tym razem ostateczną i nieodwołalną. I same zawrzasnęły: jedne z przerażenia, inne z mściwej radości i satysfakcji. Ohydny chór głosów przetoczył się nad doliną, wyrażając zarówno żal jak i radość ze śmierci jej władcy.

Potem zaś wśród demonów zapanował chaos. Nie było już głosu, który nimi rządził, nie było fatum zmartwychwstania wiszącego nad Imil. Potwory nie musiały wiedzieć o zniszczeniu filakterium - wystarczyła im świadomość, że pakt został zerwany. Mniejsze i tchórzliwsze szybko umknęły w góry. Niektóre zaczęły walczyć między sobą, licząc na przejęcie schedy po thanie. Największe i najmądrzejsze zaś na powrót rzuciły się na Bohaterów i drużynę obcych, słusznie postrzegając ich jako największe zagrożenie dla demonicznych rządów w dolinie.

- Spieszmy się - wydyszała Selena. Czuła przemożną chęć, by położyć się i zasnąć. Była taka zmęczona... Również dawni bohaterowie wyglądali na wyczerpanych długą walką: byli bladzi, pot strugami spływał im po twarzach, żłobiąc jasne korytarze w pokrywającym je kurzu. Selena czuła jednak, jakby z każdym rzuconym obcym zaklęciem umykała część jej duszy. Zdawała sobie sprawę, że umiera... znika raczej. A miała jeszcze coś do zrobienia...
- Znalezienie ich nie będzie trudne - poprzez widujący wiatr Versung wskazał zgromadzone na ziemi demony, zażarcie atakujące jedno miejsce. Wieża zadrżała, podłoga zachwiała się wyraźnie. Kamienny golem nadal wykonywał zleconą mu pracę. Tylko minuty dzieliły siedzibę thana od obrócenia się w ruinę, jaką już dawno powinna była się stać.
- Chodźmy więc - rzekła Herfa i wszyscy unieśli się w powietrze.


***

Latien słabł coraz bardziej - wszyscy to widzieli. Przyzwane przez Anzelma i Liliel stworzenia walczyły dzielnie, lecz i one musiały w końcu ugiąć się pod naporem przeważających sił wroga. Than zginął; relikwiarz został zniszczony, a triumfalny wrzask demonów - oraz rozpaczliwy krzyk w głowie Liliel - tylko to potwierdziły. Mimo to piekielne istoty atakowały dalej, coraz skuteczniej przebijając się przez otaczający drużynę wiatr. W ruch poszła także magia i Phaere miała pełne ręce roboty, neutralizując i odbijając rzucane przez demony czary. Sukkub przyzwał kolejnego golema, który metodyczne wyrzynał niedobitki, którym udało się dostać do wewnątrz kręgu. Demony miały jednak przewagę i wiedziały o tym równie dobrze jak drużyna. Porażka obrońców była tylko kwestią czasu.

Wyczerpany Latien omal nie przegapił pulsowania Oka Matki. Wrzaski demonów przybrały na sile, a do jego omroczonego zmęczeniem umysłu z trudem przebił się głos Seleny-Fosth'ki: Otwórz barierę! Wpuść nas! Lilend posłusznie osłabił barierę. Kilka demonów wpadło do środka z wyrazem zdumienia na swoich pokracznych pyskach. Golem szybko się z nimi rozprawił. Potem zaś... wiatr zmienił kierunek, zawirował, a niewysoko nad ziemią pojawiła się kolejna kula wiatru, która złączyła się z barierą i otwarła od wewnętrznej strony. W środku drużyna ujrzała czwórkę zmęczonych, brudnych i zakrwawionych zabójców licza: bardzo podobnego do Kevlara zuitha, starą, niewysoką tei'ner, drobną hamadriadę, kruka i Selenę. Wszyscy stali na platformie zbudowanej z ziemi i młodych pędów, która unosiła się wewnątrz powietrznej kuli.

- Chodźcie, szybko! Opuszczamy Imil! - krzyknęła Selena. Jej przejęty, zatroskany wyraz twarzy tak bardzo przypominał Wam Fosth'kę... Latien przesunął się w stronę kuli - musiał wejść jako ostatni by utrzymać barierę. Szczęśliwy jak nigdy z podziwem zerkał na bohaterów i przyjaciółkę - zdawało się, że wstąpiły w niego nowe siły. Bohaterowie zaś z uznaniem, ale i wielką nueifnością patrzyli na drużynę; Liliel zaś mierzyli nienawistnym, pogardliwy wzrokiem. Ale i dla niej było miejsce na platformie - taka była umowa. Choć szalejące w bitewnym amoku demony zapewne i tak nie zauważyły udziału sukkuba w obronie bariery. A nawet jeśli... to, że demony zwracały się przeciw swojemu panu lub sobie nawzajem było przecież zupełnie naturalne...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-03-2010 o 11:47.
Sayane jest offline