| Przed wyjściem, Hess obrócił się do karczmarza, a w jego ręce pojawiło się kilka złotych monet.
- Wskaż nam prywatny pokój, a dostaniesz więcej, na pewno nie stracisz na tym, choćbyś musiał opróżnić jakiś pokój - odczekał chwilę, a kiedy karczmarz wrócił i wskazał ręką, żeby iść za nim, skinął na Hasvida i ruszył za karczmarzem. Pokój okazał się mały, miał dwa łóżka, niewielkie kufry i okno.
- Nada się - powiedział do karczmarza, przekazując monety, i dorzucając jeszcze dwie.
- Przynieś nam dobrego jadła i kielichy - kiedy karczmarz wyszedł powiedział do towarzysza, samemu siadając na jednym z łóżek.- Zapraszam, mam lub mamy czas do rozmowy z kapitanem, więc trzeba go spędzić miło - sięgnął do sakiewki i wyjął butelkę wina.
- Właściwie to nie wygrałem tej walki, gdyż się nie odbyła. Karanic stchórzył - odparł Hasvid, jednak przyjrzał się bliżej butelce. - A więc mówisz magu, że to wino ma... trzynaście lat?
- To co ci dałem ma trzynaście, to tu, jest nieznacznie młodsze, bo ledwie dziewięcioletnie, za to to wino jest słodsze. Wykonano je z białych i czerwonych winogron, mieszanych w stosunku trzy do jeden, stąd to lekko różowawe zabarwienie - Za pomocą magii wyjął korek - Najlepiej smakuje, co jest dziwne ale z soczystymi brzoskwiniami, choć tych raczej nie uświadczymy.
Sięgnął do sakwy i wyjął dwa kielichy, nalał wina, i podając jeden kielich Hasvidowi - Karanic się nie stawił, na polu, a ty tak. Jak dla mnie to zwycięstwo. Za sukcesy. - powiedział wznosząc puchar.
- To już są dwie butelki, a dwie butelki dobrego wina powodują rozwiązanie języków. Theodore, czego ty tak naprawdę chcesz? Czego ma dotyczyć ta rozmowa? Bo nie wierzę, że chciałbyś podyskutować o winie - Hasvid intensywnie wpatrywał się w maga. - Bardzo zacnym winie, dodam. Przyznam Ci się od razu, że nie znam się na winiarstwie, szczepach winorośli i metodach mieszania. Pochodzę z północy, tam wyrabiamy piwo a nie ten zacny trunek.
- Czego ma dotyczyć ta rozmowa? Mnie, naszej wyprawy, zagrożenia jakie niosą pierścienie ligi kolekcjonerów - sięgnął do sakwy i wyjął pierścień, jednak trzymał go w zamkniętej dłoni. - Chodzi o to, że pewnie wiele zwiedziłeś, może coś wiesz na temat Ligi Kolekcjonerów, i ich organizacji. Ale zanim pokaże cię ich znak, zapytam czy chcesz się w to mieszać. Dostałem ostrzeżenie, że każdy kto się tym interesuje marnie kończy. Chcesz mi pomóc? Obiecuję się odwdzięczyć
- Czyli służba Zakonowi i poszukiwania komtura nie są Twoim priorytetem. Jesteś tutaj w innym celu. Niestety nie wiem nic na temat żadnej Ligi Kolekcjonerów, a świata wiele nie zwiedziłem. Ot, parę większych miast Cesarstwa i tyle - odparł Hasvid.
- Służba zakonowi na pewno nie jest moim priorytetem, ale misję zamierzam wykonać - Upił wina - Nie mam w zwyczaju rzucać słów na wiatr. Co do Ligi to mało kto słyszał, ale wielu widziało ich znak, maja wiele kontaktów, wśród kupców, straż, nawet zakonników, wielu robi z nimi interesy nie wiedząc z kim mają do czynienia. Czy spojrzysz na znak?
- A czy mogę spytać po co poszukujesz tej całej Ligi? Czy stanowi ona zagrożenie dla Zakonu i Cesarstwa? - Hasvid czuł się lojalny wobec Bractwa, a Bractwo było lojalne wobec Zakonu. Dobrze by było takie rzeczy wiedzieć.
- Nie wiem, mój ojciec dla nich pracował, a potem został zamordowany przez wrogów Ligi, Liga to chwilowo mój jedyny trop. Jak ich znajdę, to dowiem się co dla nich robił mój ojciec, a potem znajdę tych, który go zabili.
- Czyli po prostu prywata - skwitował Hasvid. Podniósł puchar w geście toastu. - Za poszukiwania Ligi...
- Za poszukiwania - Hess również wzniósł puchar. Theodor po chwili doszedł do wniosku, że nie należy nadużywać cierpliwości więc, schował sygnet na powrót do sakwy.- Powiedz mi czym handlujesz jak nie zajmujesz się zleceniami od zakonu?
- Cynowymi garnuszkami - kupiec udzielił zdawkowej odpowiedzi.
- Znaczy nocnikami? Pytam, bo mam przyjaciół żeglarzy, którzy mają wiele różnych towarów do sprzedaży, choć pewnie z większością nie można się pokazać w miastach portowych.
-Nocnikami też, nie zaprzeczę. Przecież to dobro użytkowe jak każda inna rzecz. A co Twych przyjaciół, to nie zajmuję się przemytem ani paserstwem. W handlu przestrzegam litery prawa. Po co ryzykować? - wzruszył ramionami.
- A po co ruszać na prawie samobójcza misję zakonu? Oczywiście, że dla zysku, choć, z drugiej strony, zysk nie zawsze musi być materialny. Czasem można zyskać odkupienie win. Widzisz, wtedy kiedy, zginęli moi rodzice, nie było mnie w domu. Pewnie gdybym był, byłbym też martwy, ale to przywilej żywych, że możemy się obwiniać i szukać odkupienia.
- Myślę, że każdy z nas ma inny cel. Twoim jest szukanie odkupienia, ja wykonuję rozkazy i przy okazji mogę zarobić kupę grosza, która mi pozwoli zabrać żonę i dzieci w spokojne strony. Maldredowi tak nakazuje wiara. Co kieruje resztą, nie wiem... - Szukasz spokojnych stron? na stałe czy chcesz tylko odpocząć?
- Na stałe... Chcę osiąść w spokojnej okolicy. Kupić nieco ziemi i uprawiać buraki, patrzyć na piękną kobietę przy mym boku i dorastające dzieci. Życie kupca, takiego jak ja jest wielce niebezpieczne, jeśli wiesz o czym mówię - wymownie spojrzał znad kielicha w kierunku maga. - Chcę przejść na wczesną emeryturę.
Hess przyjrzał mu się przez chwilę, po czym powiedział.- Mam winnicę, która leży sama, jeśli nie boisz się tego, że dom stoi pewnie w ruinie, a uprawy trzeba zacząć od początku, to chętnie się niem podzielę. Z wielką przyjemnością zobaczyłbym te ziemię znowu kwitnąca, może kiedyś jeśli spełnię co postanowiłem, wrócę w tamte strony, i otworzę tawernę tak jak kiedyś marzyłem. - Dziękuję za propozycję - Hasvid znów upił wina. W głowie mu już przyjemnie szumiało. - Ale najpierw musimy wyjść cało z tej awantury, a to dopiero początek. - Tak, musimy wrócić najlepiej z komturem, i masz rację, to dopiero początek. Warto by było zadbać, aby Maldred zyskał więcej posłuchu. - - Wśród kogo? - zapytał Hasvid. - Ja go szanuję, Ty również, Blake też, jako osoba starsza cieszy się poważaniem naszego prostolinijnego barbarzyńcy. Karanic i Zoi szanują tylko siebie. Ale to przecież o nich dwoje Ci chodzi. Prawda?
- Zoi myśli, a to pozwala mi zakładać, że zgodzi się na przywództwo Maldreda, co do Karanica, to zakładam, że będzie wolał kapłana zamiast mnie - uśmiechnął się ironicznie - Najważniejsze to przekonać Maldreda, przynajmniej według mnie, Ma cechy dobrego przywódcy, jest starszy, ma silny kręgosłup, z racji bycia kapłanem ma posłuch, a i pewnie z tego samego powodu, musiał przywyknąć do tego, że chłopi i prości ludzie go słuchają. Teraz musi przywyknąć do tego, że tacy jak nasza drużyna też go słuchają. Może przydała by się mała scenka. Co myślisz, o tym, że może ja załatwię pokoje dla wszystkich, a ty podejdziesz do stolika, i przekażesz Maldredowi, że zrobiłeś jak kazał i że wszyscy maja pokoje? - I myślisz, że to spowoduje wzrost autorytetu Maldreda wśród członków naszej grupy?
- Wydaje mi się, że powinni się ucieszyć, bo w końcu, o ile wiem nie zadbali o nocleg. Więc na ta chwilę mają rynsztok, albo podłogę karczmy. Ale może masz rację to może nie być najlepszy pomysł.
- Może po prostu otwarcie mu zaproponujmy przyjęcie roli przywódcy, popierając to stosownymi argumentami albo poddajmy pod głosowanie - zaproponował Hasvid. - W głosowaniu ma co najmniej dwa głosy na tak.
- Jest to jakaś myśl. W takim razie jutro przed wyruszeniem porozmawiamy z Maldredem. - Spojrzał za okno i dodał - Mam spotkanie, także muszę cię na razie opuścić, korzystaj z pokoju, jak masz ochotę to zamów jakieś jedzenie, powiedz karczmarzowi, że jak wrócę to wyrównam rachunek - wstał i ruszył do wyjścia. zatrzymał się jednak przy drzwiach i dodał - Jeśli nie wrócę, do rana to pewnie będę martwy. -
- Powodzenia i niech Słońce oświetla Ci nocne ścieżki - Hasvid uśmiechnął się. - Wrócisz, w końcu musisz mi powiedzieć gdzie masz tą winnicę...
- Nie wiem z kim się spotkam, nigdy nie twierdziłem, że Ligia jest mi przychylna - Usmiechnął się - Jeśli zaś chodzi o winnicę, to w Agroolandzie pytaj w porcie o kapitana Visquero, i powiedz mu że Theodor Hess, syn Jaquesa Hessa, przekazał ci swoje ziemie we władanie. Jeśli zapyta o dowód, powiedz mu, że zostawiłem mu czarny rapier. Jakbyś dotarł tam beze mnie to go pozdrów - po tych słowach wyszedł. |