Wt, 16 X 2007, Wydział XIII, kostnica ; 8:40
Jadąc do wydziału
Yagami miał okazję przeanalizować wczorajsze wydarzenia. I ustalić fakty. Jednym z nich było to, że
Chu Koi Tang nie lubił być śledzony. Drugim faktem, że znał jakiś czar potrafiący wykrywać istoty duchowe z dużej odległości. Trzecim faktem była chmura dymu, która wyfrunęła z okna wozu, podleciała do jednego z shikigami i uformowawszy szponiaste łapy z części oparu rozszarpała go... a potem dopadła drugiego kruka.
To była szybka, ale i bolesna śmierć. A co gorsza, podobną sztuczkę pewnie zastosuje na
Yagamim. Pocieszające było to, że musiał się zatrzymać na kilka minut, aby ją zastosować.
Zaś w samym wydziale
Yagami był już w środku cyklonu.
Spojrzenie oczu
Laury było zmęczone, zaś intonacja Czeszki były frywolna. Kobieta miała za sobą najwyraźniej ciężką noc i równie ciężki ranek. Ten cały radosny świergot głosu wydawał się maską, pod którą dr.
Pavlicek starała się ukryć znużenie i podtrzymywać morale podwładnych. Nie miała obecnie głowy do denatów, zajęta przygotowywaniem raportów, ocenianiem znalezionych tropów i innymi sprawami...z ulgą przekazywała japończykowi obsłużenie rodzin denatów. Przebywając tutaj
Yagami zaczął dostrzegać drugą stronę, która kryła się pod maską frywolnej Czeszki.
Ale i nad tym nie miał czasu rozmyślać... po pierwszej rodzinie wchodzili, kolejni "goście", a on nie miał okazji by dokładnie przejrzeć dokumentację. Nie wspominając o tym, że nikt nie miał czasu mu pomóc. Roboty wszyscy mieli w bród.
Wt, 16 X 2007, Śmietnisko Chu Koi Tanga, miejsce pojedynku. 18:00
Śmietnisko było bardziej złomowiskiem. Pełno tu było wraków samochodów, ale i trafiały się stare meble i zużyty sprzęt AGD. Sporo rzeczy było jeszcze sprawnych, ale były też już stare, niemodne, niepotrzebne. Konsumpcyjne społeczeństwo żądało nowinek, skazując wiernie służący sprzęt na zapomnienie. Upiorna metafora USA, w którym liczyli się zwycięzcy... i tylko oni.
Śmietnisko było miejscem które deformofało rzeczy: łamie, nasącza wilgoci, przeżera rdzą, miejscem gdzie sprawe przedmioty "umierały" powolną śmiercią.
Gdzie żyją szczury, karaluchy i robactwo... stworzenia lubujące się w brudzie. Gdzie była przelana krew i być może, mroczne tajemnica kryła ziemia. Miejsce na którym niczym pasożyty, żerowali ludzie często odtrąceni przez społeczeństwo, złomiarze, bezdomni.
Chu Koi Tang zjawił się w cztery samochody. On i jego świta, która miała oglądać jego triumf. Być może wśród nich był ktoś z Tongu, albo rodu
Shen Men. Ale tego
Yagami nie wiedział. Nie znał nikogo z tych organizacji. Widział za to, że byli uzbrojeni i mieli przewagę liczebną. A on był sam....Dziewięciu ludzi przeciwko niemu.
Chu podszedł do
Yagamiego i spojrzał lekko się uśmiechając.-
Przyszedłeś, to dobrze.
Zapalił papierosa zaciągając się dymem.-
Zaczynamy powiedzmy z odległości dwudziestu kroków od siebie. Potrzebujesz jakiegoś czasu na rozgrzewkę? Masz jakieś pytania przed śmiercią? Środa, 17 X 2007, Wydział 13, zbrojownia, godz. 9:30
Wczorajszy wieczór upłynął bardzo spokojnie. Głównie za sprawą tego, że w ulubionej telenoweli obu współlokatorek nastąpił nagły zwrot akcji i boyfrend
Amy przestał być tematem numer 1. Przynajmniej na ten wieczór.
Wieczór i noc minęła spokojnie...i ranek też był przyjemny i spokojny.
Amy miała zajęcie i nikt nie mógł zarzucić, że nie zajmuje się sprawą. To że raport
Will niewiele jej mówił, było faktem... którego detektyw
Walter wolała pomijać milczeniem.
Ale nic co dobre nie trwa wiecznie. Do zbrojowni przyszedł jakiś kadet i przekazał
Amy, że porucznik
Logan wzywa ją do siebie. Młoda detektyw mogła się tylko głowić, po co?
Środa, 17 X 2007, Wydział 13, zbrojownia, godz. 9:50
Bycie drugą po
Rooku nie było czymś co
Daria uważała za przyjemność. Bycie drugą po szefie wydziału oznaczało, zajmowanie się robotą papierkową, sporą ilością roboty papierkowej... a jeszcze jak jakieś urzędasy w ratuszu popełnią błąd, to jej przypada owa przyjemność z odkręcaniem jej. I właśnie takie odkręcanie czekało ją teraz. Przed nią na krzesełku siedział
Phill McNamara, którego miano wysłać do Miami... a teraz okazało się, że to pomyłka działu kadr. Oczywiście nikogo nie obchodziło, że to
Daria musi cofnąć procedury z tym związane i że już przydzieliła śledztwo
McNamary innej parze detektywów, przekazując całość dokumentacji.
- Witamy z powrotem w wydziale detektywie McNamarra. Ponieważ pana partnerkę wysłano do Miami, na razie otrzyma pan tymczasowy przydział by pomóc młodej detektyw Walter w jej pierwszej sprawie. Obecna partenrka Amandy Walter, detektyw Barthes właśnie wzięła kilkudniowy urlop z powodu choroby dziecka.-rzekła w końcu
Daria do siedzącego przed nią
Phila. Nie wspomniała, że jest już czwartym parnterem
Amy. I że dwaj pierwsi są hospitalizowani.
I po chwili zjawiła się owa
Amy, a
Daria rzekła.-
Witam detektyw Walter. Detektyw McNamara tymczasowo został przydzielony ci do pomocy przy śledztwie, w związku z nieoczekiwanym urlopem detektyw Barthes. Wprowadź go proszę w prowadzoną przez ciebie sprawę.
Spojrzała do dokumentów i rzekła z uśmiechem.-
A i jeszcze jedno...dostałaś pochwałę z wpisem do akt za wzorową postawę podczas akcji w centrum handlowym. Gratuluję. W piątek ma się odbyć uroczyste wręczenie dyplomu z tej okazju. Kameralne, ale uroczyste. Śr, 17 X 2007, wydział 13, sala przesłuchań 11:50
Wczorajsza noc przyjemnie przypomniała
Vi do czego kobietom są potrzebni faceci. By życie było przyjemniejsze... zwłaszcza nocne życie. Cóż, łóżkowym umiejętnościom
Richarda nie można było nic zarzucić, a to że był czuły i traktował ją jak księżniczkę... nawet w łóżku. To było miłe. I świadczyło o tym, że mu zależy. Tak samo jak ten lunch.
Poranek zaś miłą kontynuacją wieczoru i nocy...
Vi miała wrażenie, że jest przez
Richarda rozpieszczana. W sumie było to więcej niż wrażenie.
Nic dziwnego, że do wydziału, choć przybyła nieco spóźniona. Niemniej czyż mogła mieć bardziej wyrozumiałego partnera od
Dawkinsa? W dodatku był jej winny przysługę, więc... nie było problemu. Dowodów przeciw
von Stauffowi nie było wiele. Były za to mocne. Wszak to on był zleceniodawcą instalacji która nie była tym, co wmówił swojej babci. Na biurku
Vi leżał już dokument pozwalający wybrać kopię planów instalacji z filii ELECTRO-LIGHT, ale póki
Leopold nie był postawiony w stan oskarżenia, nie było takiej potrzeby. Ekspertyza dostarczona przez
Pavlicek powinna wystarczyć do przyciśnięcia
Leo Snake’a.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Leopold nie przyszedł sam. A w towarzystwie
Richarda Watsona. Ze zdziwieniem patrzył na detektyw
Henderson, by po chwili wydukać.-
Vi? A co ty? A co ty tu robisz? Leopold spytał ze zdziwieniem.-
To wy się znacie? Watson zaś szybko rzekł.-
Panie Stauff, kancelaria adwokacka obsługuje wiele klientów. Z panną Henderson miałem okazję poznać przy innej okazji. Leopold kiwnął głową ze zrozumieniem. Trzeba przyznać, że
Richard dość gładko się wyłgał się z tej dość krępującej sytuacji. O ile słowo "wyłgał" pasuje do sytuacji w której nie można było zarzucić mu kłamstwa.
- Pozwolą panowie, że porozmawiam z panną Henderson na osobności?- spytał
Richard pozostałych i delikatnie ujął jej dłoń w niemej prośbie... Cóż i tak wypadało by omówić tą nagłą komplikację.
Wyszli do sali obok. Widzieli przez weneckie lustro denerwującego się
Leopolda ocierającego czoło chusteczką i spokojnego
Dawkinsa.
A gdy zamknęli się za nimi drzwi,
Richard objął
Vi w pasie, przyciągnął do siebie, i mruknął.-
Stęskniłem się za tobą.
Nachylił swe usta do jej ust...i pocałował.
Z początku pocałunek jego był delikatny, ale po chwili zaczął nabierać namiętności i pikanterii...no cóż...Pod tym całym garniturem
Richard był facetem... w dodatku był facetem, który jej pragnął, bardzo mocno... jak zdołała się przekonać
Vi, podczas wczorajszej nocy.
-A już myślałem, że będę musiał czekać aż do lunchu by cię ujrzeć.- rzekł po pocałunku, nie wypuszczając
Vivianne z objęć. –
Mówiłem ci, że jesteś piękna?
Ona wiedziała, że mówił... kilka razy...Poza tym, mówił że jest cudowna, niesamowita... i użył jeszcze kilkunastu bardzo poetyckich i bardzo pikantnych określeń, w zależności od zaistniałych sytuacji.
Następnie rzekł.-
Vi... o co w tym wszystkim chodzi? Przychodzę do kancelarii, a tu dzwoni Leopold von Stauff i przerażonym wręcz głosem mówi mi, że został wezwany na przesłuchanie. I że ma złe przeczucia, dlatego ktoś z nas powinien się zjawić. Bo zaś w końcu nam płaci grubą forsę. I takie tam rzeczy plótł. – spojrzał jej prosto w oczy.-
Może zagramy w otwarte karty? W jak bardzo poważną sprawę wdepnął mój klient?