Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2010, 13:33   #30
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Żyję!
To była pierwsza myśl Dunia po tym jak wyszedł z rozbitego samochodu. Żołnierze pełniący służbę na posterunku byli równie mocno zszokowani co sam kierowca, który ich staranował. Tomasz zachował na tyle przytomności umysłu, że zaczął kierować całą sytuacją i ludźmi, którzy byli wokół niego.
- Lekarza! Strzelanina przy willi Namiestnika Forstera!!! Wysłać tam ludzi. Aresztować wszystkich w okolicy!
Rozkazy należy wypowiadać szybko i głośno i tak właśnie zrobił Tomasz. Żołnierze przyzywczajenia do szybkich działań, nawet nie myśleli by pytać dowódcę o pozwolenie.
Dwaj szeregowi wskoczyli na stojący nieopodal motocykl i pomknęli w stronę willi namiestnika Gdańska.


W tym czasie ranny w ramię Tomasz podszedł do dowódcy posterunku. Młody kapral nie wiedział z kim ma doczynienia przyjął więc defensywną postawę i chciał w spokoju wysłuchać mężczyzny, który staranował jego posterunek. Dunin nie zamierzał jednak być grzeczny. W krótkich i dosadnych słowach powtórzył:
- Natychmiast prowadzić do Obersturmführera Bachmanna! Natychmiast!!!
Krzyk i powołanie się na oficera SS podziałały piorunująco.
Kapral bezradnie rozejrzał się na boki, ale dobrze wiedział że nie ma żadnego środka transportu. Motocykl zabrali jego żołnierze, a samochód Dunina nie nadawał się już do jazdy. Na szczęście do posterunku zbliżał się właśnie cywilny samochód. Podoficer wybiegł na jezdnię i zatrzymał auto. Skonfiskował samochód i zawołał Tomasza.
Gdy Dunin wsiadł na tylnie siedzenie ujrzał tam młodą kobietę tuląco do piersi otulonego w kocyk niemowlaka. Z przodu na fotelu dla pasażer siedział mężczyzna, który patrzył wilkiem to na niemieckiego żołnierza, to na Dunina.
- Mam nadzieję, że nie będą panu przeszkadzać? - spytał po niemiecku kapral - Nie miałem sumienia ich wyrzucić - usprawiedliwiał się - Sam ma żonę i dwójkę dzieci i wiem jak muszą się czuć.
- Jedźmy już - ponaglił tylko Dunin.
Czuł się okropnie, że musiał posunąć się do takiego czynu, ale nie miał wyjścia. Na szczęście trafili na uczciwego człowieka i Tomasz miał nadzieję, że już za parę minut samochód zostanie zwrócony właścicielą.
- Zna pan polski? - spytał kapral - Dobrze by było im powiedzieć, żeby się nie martwili. Ja tylko dojedziemy do szpitala, to zwrócę im samochód.
- Niestety nie - odparł Dunin, wolał uniknąć jeszcze większych komplikacji niż to konieczne. Miał dość własnych problemów, by dodatkowo jeszcze brać na barki czyjeś. Cieszył się, że młode małżeństwo już za chwilę będzie wolne i że nic im się nie stanie, poza tym że najedzą się strachu.


Lekarz jak przystało na niemieckiego fachowca był pozbawionym emocji, oschłym automatem. Wystarczyły mu słowa kaprala, że ten pan jest przyjacielem Obersturmführera Bachmanna, by o nic więcej nie pytać. Przemył i oczyścił ranę. Na szczęście dla Tomasza kula przeszła na wylot i obyło się więc bez większej ingerencji chirurgicznej. Oziębły emocjonalnie lekarz, zaczął zszywać Tomasza nie dając mu żadnego znieczulenia i ani trochę nie przejmował się przy tym jękami jakie wydawał z siebie pacjent. Na koniec zawiesił ranną rękę na temblaku i powiedział:
- Z mojej strony to wszystko. Proszę nie nadwyrężać rannej ręki i zmieniać codziennie opatrunek. W razie nagłego bólu dam panu dwie porcje morfiny. To mocny lek, proszę więc korzystać z niego tylko w ostateczności. Dziękuję.
- Dziękuję doktorze.
Lekarz wyszedł z gabinetu zabiegowego i zostawił Dunina samego, by ten mógł się ubrać w spokoju. Dało to Tomaszowi czas na przemyślenie kolejnego kroku.
Wszystko się komplikowało. W ciagu ostatnich dni przeżył drugi już zamach na swoje życie. Wskazywało to jednoznacznie, że przeciwnik Tomasza, kimkolwiek był, jest zdeterminowany i nie cofnie się przed niczym, by zdobyć to czego pragnie. Poza tym musiał mieć doskonałą sieć inforamtorów. Począwszy od przyjazdu do Warszawy, a skończywszy na ostatnim incydencie, każdy krok Dunina był pilnie obserwowany. Tomasz był co prawda dyplomatą, ale nigdy nie przechodził jakiegokolwiek szkolenia w zakresie wywiadu. Łatwo więc mógł przeoczyć ewentualnych obserwatorów. Teraz jednak miał szansę uciec im wszystkim, zarówno ciągle ukrytemu przeciwnikowi jak i "bardzo pomocnemu" oficerowi SS. Nikt teraz nie wie, gdzie jest i trzeba to było wykorzystać.
Zapobiegliwy Tomasz postanowił jednak nie palić za sobą wszystkich mostów i jeszcze raz odwiedzić willę Forstera, by tam zostawić list. Wiązało się to co prawda z dużym ryzykiem, ale gdyby w czasie drogi spotkał ponownie Bachmanna, miałby gotowe wytłumaczenie.


- Przykro mi, ale pański kierowca nie żyje - poinformował kapral, gdy Tomasz wyszedł z gabinetu.
Dunin był autentycznie wstrząśnięty. Niewiele brakowało, a to on leżałby teraz w kostnicy na miejscu tego młodego żołnierza. Ta ostatnie przysługa dla Weroniki zaczynała go zbyt wiele kosztować. Na domiar złego było już za późno, żeby się wycofać.
Zasmucony pokiwał tylko głową.
- Obersturmführera Bachmanna nie ma niestety teraz w biurze. Otrzymałem informację, że wyjechał w teren i nie wiadomo kiedy wróci - dodał po chwili kapral.
- Rozumie. W takim razie byłbym wdzięczny gdyby odwiózł mnie pan z powrotem do willi namiestnika.
- Ależ oczywiście panie Dunin, otrzymałem samochód i jest on w pełni do pańskiej dyspozyji.


W willi Forstera Dunin musiał zapewnić zatroskaną służbę, że nic mu nie jest. Szybko zniknął w swoim pokoju i spisał krótki liścik.

"Samochód Obersturmführera Bachmanna został ostrzelany przez nieznanych napastników. Kierowca nie żyje. Uzyskałem informację gdzie jest miejsce spotkania. Wyjeżdżam niezwłocznie."

Liścik wrzucił do koperty i przekazał służbie. Walizki spakował do swojego samochodu i opuścił willę namiestnik Gdańska, tak szybko jak to było tylko możliwe. Incydent z napaścią opóźnił znacznie jego wyjazd. Było już grubo po siódmej, gdy Tomasz skręcał w lewo na feralnym skrzyżowaniu. Poczuł dziwny chłód na plecach i rannej ręce. Myśl, że właśnie tam mogło skończyć się jego życie, napawała go lękiem o przyszłość. Według planów miał jeszcze odwiedzić wieś na Wołyniu, a potem jechać do Paryż. To wszystko zakrawało na absurdalny dowcip, gdyby nie było tak śmiertelnie poważne. Tomasz uważnie patrzył w lusterko i starał się dostrzec ewentualny pościg.
Nic takiego na szczęście nie miało miejsca, a może Dunin po prostu nic nie dostrzegł.
Dopiero gdy znacznie oddalił się od willi włączył reflektory.
Droga była prosta, ale ranna ręka znacznie utrudniała prowadzenie. Ból doskwierał, ale Tomasz wolał na razie uniknąć aplikowania sobie morfiny. Po takim zastrzyku dalsza jazda byłaby samobójstwem.
Zacisnął, więc zęby i jechał dalej. Dziękował w duchu Bachmannowi za dostarczone mapy. Tylko dzięki nim mógł ominąć front i działania wojenne które toczyły się już w całym kraju. Dunin nie miał wątpliwości, że Polska bez pomocy sojuszników, szybko poniesie klęskę w tej nierównej walce. On jak i wiele milionów Polaków żyło nadzieją na pomoc Anglii i Francji. Sojusznicy jednak byli daleko, nie pozostawało więc nic innego jak bić się z wielokrotnie silniejszą armią niemiecką. Dunin musiał przyznać, że wywiad niemiecki funkcjonował wyśmienicie. Mapy były na tyle dokładne, że przeez całą noc jadąc bocznymi drogami, nie spotkał nikogo. Zarówno wojskowego jak i cywila. Wszyscy którzy chcieli uciec pewnie zrobili to za dnia. Droga była więc kompletnie pusta.

Tomasz czuł się jak we śnie. Mijane przydrożne drzew, kolejne przejazdy kolejowe, domy i wioski wyglądały jak wymarłe. Zdawało się, że jedyną osobą żyjącą w tej chwili na świeci, jest on. Wokół żywego ducha. Dunin złapał się na tym, że za każdym kolejnym zakrętem z utęskniniem wypatrywał choćby cienia ludzkiej obecności.
Mijały jednak godziny i przejchane kilometry, a on nadal nie zauważył nikogo.
Miało to swoje i dobre strony, gdyż Tomasz upewnił się że nikt za nim nie jedzie. Zgubił zarówno Bachmanna, który być może też samotnie wyjechał w stronę Wołynia, jak i ludzi którzy zorganizowali na niego zamach.
Dunin kilkakrotnie musiał zatrzymywać się, by choć na chwilę rozporostować nogi i pobudzić do życie, domagający się snu organizm. Planował jechać tak długo jak tylko pozwolą mu na to siły. Im dalej odjedzie tym większa szansa, że nie spotka już nikogo kto może mu zagrażać.


5 września, Grodno
Zaczynało świtać, gdy Tomasz minął tablicę informującą że wjechał do Grodna. Nie znał tego miasta, więc postanowił wjechać do centrum miasta i poszukać jakiegoś hotelu lub pensjonatu.

Wyludnione ulice śpiącego jeszcze miasta zaczynały napawać Dunina irracjonalnym lękiem. Zaczynał naprawdę się obawiać, czy aby nie jest ostatnim z ludzi.
Gdy ujrzał dozorcę otwierającego bramę kamienicy ucieszył się jak małe dziecko. Szybko podszedł do starszego pana, ubranego w wysłużoną marynarkę, wytartą na łokciach.
- Dzień dobry panu - przywitał się.
- A dzień dobry - odrzekł dozorca, uśmiechając się przy tym życzliwie.
Autentyczna dobrość i otwartość ucieszyła Dunina i sprawiła, że poczuł ulgę. Była to jakże wielka odmiana po dotychczasowym zakłamaniu i maskowaniu się do jakiego był zmuszony przez ostatnie dni.
- Muszę pana prosić o pomoc. Właśnie przyjechałem i szukam jakiegoś hotelu lub pensjonat, a nie znam wogóle miasta.
Dozorca uśmiechnął się ponownie i rzekł:
- Uciekasz młody człowieku przed wojną? Jeśli tak to zły wybrałeś kierunek. Na wschodzie śpi zło, które tylko czekać jak podniesie na nas swój pysk i zacznie nas kąsać. Jedź lepiej na zachód im dalej tym lepiej, tam masz jeszcze jakieś szanse.
- Bardzo bym chciał, ale niestety muszę jechać dalej na wschód. Teraz jednak potrzebuję się przespać. Jeśli wskazałby mi pan, łaskawie najbliższy hotel byłbym wdzięczny.
- Rozumiem - przytaknął smutno starszy pan - Uwierz mi jednak młody człowieku, walczyłem z bolszewikami w dwudziestym roku i wiem, że oni nie przepuszczą okazji, by się na nas zemścić. Tylko czekać jak sowieci zapukają do naszych drzwi.
- Pan wybaczy, ale nie mam siły na polityczne dyskusje. Jechałem całą noc i muszę się przespać...
- Przepraszam, nie chciałem pana zatrzymywać. Tylko ostatnio nie mam z kim porozmawiać, na domiar złego czuję że zbliża się kres Polski i świata. Już za chwilę nie poznamy naszych ulic. Szkop z Ruskim będą tańczyć na naszych grobach...
- Proszę pana, ja naprawdę nie mam czasu.
- Ach, wybacz młodzieńcze - staruszek zdjął czapkę i przetarł chusteczką łysą głowę - Najbliższy hotel znajdziesz kilkadziesiąt metrów stąd. Skręcisz tutaj w lewo i potem w dół do skrzyżowania. Na rogu jest niewielki hotelik "Astoria" Jak będziesz miał szczęście to może zdołasz obudzić portiera.
- Dziękuję panu.
Dunin ukłonił się i ruszył we wskazanym kierunku. Za sobą usłyszał jeszcze głos dozorcy:
- Dobrze ci radzę syn, jedź na zachód.


Hotel "Astoria" tylko w nikły stopniu zasługiwał na to miano. Zaledwie cztery pokoje i wspólna łazienka, ale dla zmęczonego Dunina było obojętne gdzie się prześpi. Powieki już same mu opadały i marzył teraz tylko o jednym, miękkim łóżku i długim spokojnym śnie.
Udało mu się zbudzić portiera, który nie był zadowolony z faktu tak rannej pobudki. Dunin zameldował się i poprosił o obudzenie o godzinie dwunastej. Te par godzin powinno wystarczyć, by zregenerować siły i odświeżyć umysł. Wiedział, że taka usługa nie nalezy do standartów hotelu, więc do rachunku dorzucił swoity napiwek dla portiera, by wynagrodzić przerwany sen i zapewnić sobie budzenie.
Ranna ręka dawała mu się w znaki. Z goryczą wspomniał słowa lekarza, by nie nadwyrężać ręki. Nie miał jednak innego wyjścia, musiał się spieszyć.
Gdy znalazł się w pokoju z ulgą położył się na łóżku i rozkoszował się chwilą spokoju. Szybko rozebrał się i wsunął po kołdrę. Zasnął natychmiast.


Portier sumiennie wywiązał się z postawionego mu zadania. Punkt dwunasta zapukał do pokoju Dunina.
Tomasz wynagrodził jego pilność, kolejnym sutym napiwkiem i poprosił o wskazanie przyzwoitej restauracji.
- Myślę, że dla szanownego pana najlepsza będzie "Batorówka" To przy samym rynku naprzeciwko kościoła jezuitów.
Dunin podziękował portierowi i zaczął się ubierać.
Po szybkiej toalecie ruszył odszukać ową "Batorówkę" Przechodząc przez rynek ucieszył się, że mimo wojennego zagrożenia ludzie starają się jakoś żyć. Widać było co prawda na ulicach więcej niż zwykle żołnierzy i kilka barykad świadczących dobitnie o realności zagrożenia, ale nic poza tym. Miasto żyło swoim normalnym życie. Tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy obserwatora, stojącego z boku tego wszystkiego.



5 września, Grodno, restauracja Batorówka
Tomasz bez trudu odnalazł restaurację. Gdy stanął na stopniach prowadzących do wejścia odwrócił się w stronę rynku i popatrzył na były kościół jezuitów, który obecnie pełnił funkcję katedry i budynek stojący obok zwany popularnie batorówką. Według legendy to właśnie w tym pałacu zmarł król Stefan Batory.

Dunin wszedł do środka i od progu uderzył go przyjemny zapach. Wystrój restauracji może i pozostawał wiele do życzenie, ale sądzą po zapachu i liczbie gości, potrawy tutaj serwowane musiały być pierwszej jakości.
Tomasz stał przez chwilę przy drzwiach zachwycając się zapachem i szukał wzrokiem wolnego stolika, gdy podszedł do niego kelner.
- Szanowny pan, życzy sobie stolik? - spytał z charakterystycznym wschodnim akcentem.
- Tak poproszę.
Stolik przy ścianie z widokiem na całą salę był jednym z ostatnich dostępnych w restauracji.
- Co pan szanowny sobie życzy? - spytał kelner.
- Mogę prosić kartę?
- Tak owej niestety nie posiadamy, ale mogę coś panu polecić. Kucharz przygotował na dzisiaj bliny z wędzonym jesiotrem do tego tykwiennik, czyli zupę z młodej dynii, oraz zrazy wieprzowe z kluskami ziemnaczanymi, a do tego krupnik po litewsku.
Dunin zdecydował się na pierwszy zaproponowany zestaw.
W czasie oczekiwnia na posiłek Tomasz sięgnął po wiszącą na stojaku gazetę.
"Kurier Poranny" na pierwszej stronie umieścił apel Rządu Rzeczypospolitej do wszystkich obywateli, prosząc o zachowanie spokoju i walkę w obronie kraju. Dunin z zainteresowaniem zagłębił się w lekturze najświeższych wieści.

Wiadomości nie napawały optymizmem. Niemcy zajęli już Częstochowę, Radomsko i Katowice. Naczelny wódz, marszałek Edward Śmigły Rydz, nakazał odwrót armii ze Śląska. Wczoraj rozpoczęto ewakuację rządu Polskiego i innych instytucji państwowych do Brześcia. Sojusznicza Francja zapowiedział, że w ciągu dwóch tygodni przygotuje kontruderzenie pełnymi siłami na Rzeszę Niemiecką.
W ciągu zaledwie kilku dni armia Niemiecka zajęła znaczną część kraju. Jasne było, że bez pomocy sojuszników, Polska lada dzień padnie łupem agresora. Utrzymanie się przez kolejne dwa tygodnie, nawet dla Dunina który nie znał się za bardzo na wojskowości, wydawało się po prostu niemożliwe. Tylko cud mógłby uratować kraj, przez totalną klęską.
- Proszę bardzo - kelner z tacą stanął przy stoliku Dunina, talerze z parującymi daniami wylądowały przed Duninem.

Tomasz musiał przyznać, że obiad był wyśmienity. Sen i posiłek pozytywnie wpłynęły na jego samopoczucie. Zamówił, więc jeszcze kawę i zaczął zastanawiać się nad swoim kolejnym krokiem.
Gdy Tomasz oczekiwał na kawę do jego stolika podszedła młoda kobieta i nie bez zaproszenia, przysiadła się.
Jej wyzywający strój i makijaż nijak nie pasował do tego prowincjonalnego miasta. Krótka fryzura, agresywnie pomalowane powieki i usta, sportowa marynarka i spodnie, o wiele częściej spotykane były w Warszawie, Lwowie czy Paryżu niż w takim mieście jak to. W grodzieńskiej "Batorówce" jej pojawienie się wywołało nie lada sensację i Dunin widział, że goście restauracji szepczą już między sobą o tej dziwnej, jak na ich gusta, kobiecie.
- Dzień dobry, panie Tomaszu.
Dunin o mało nie zleciał z krzesła. Poczuł się jak rażony prądem. Jeszcze parę godzine temu, podobne wydarzenie zrzuciłby na karb zmęczenia i niewyspania, ale teraz... był autetycznie przerażony.
- Czy my się znamy? - spytał niepewnie.
- I tak i nie - odpowiedziała lakonicznie dama - Wszystko zależy od perspektywy.
- Nie rozumiem.
- Nie dziwię się - odparła nader spokojnie - Weronika mówiła, że nie jest pan jeszcze oświecony.
Tego było już za wiele, jak na nerwy Tomasza. Wiedział, że sprawa w którą się wplątał jest nader nietypowa, ale to zakrawało już po prostu na czysty absurd.
Dunin chciał coś powiedzieć, o coś spytać, ale młoda dama przerwała mu gestem ręki i rzekła:
- Drogi Tomaszu nie mamy wiele czasu. Widzę, że skończyłeś posiłek, więc możemy już jechać. Nasi przeciwnicy zaraz tu będą.
- Zaraz, zaraz, ale kim pani jest, skąd mnie pani zna, skąd zna pani Weronikę i ....
Dunin miał jeszcze milion podobnych pytań, ale kobieta ponownie przerwała mu. Tym razem położyła palec na jego ustach. Tomasz poczuł obezwładniający, słodki zapach perfum, jakich nie powstydziłaby się największa dama Paryża.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Teraz musimy jechać, pan Bachmann pewnie zajawi się tu lada chwila, a chyba nie chciałbyś się z nim teraz spotkać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline