Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2010, 18:53   #2
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację

Jogging. Najpopularniejszy sport Amerykanów. Przynajmniej takich, którzy w ogóle dbają o swoje ciało. Tych w obecnych czasach było jak na lekarstwo. Młoda dziewczyna zatrzymała się i mimowolnie złapała lewą dłonią za metalową barierkę. Rozpięła purpurowy polar ukazując pod spodem białą koszulkę Nike. Otarłszy kropelki potu z czoła, kilka razy zaczerpnęła głębiej tchu. Jej oddech był nieco niemiarowy i sugerował, że wysiłek fizyczny okazał się zbyt intensywny. Nic dziwnego, w końcu biegła już dobre półtorej godziny. Decydując się na krótką przerwę, długowłosa skierowała spojrzenie na wodne odmęty. Widok z mostu Golden Gate za każdym razem był równie majestatyczny. Obok szerokiego chodnika co jakiś czas śmigały najnowsze marki samochodów, jednak innych przechodniów było jak na lekarstwo. Słońce wznosiło się właśnie po linii horyzontu. Z żółtych kolorów wolno przybierało barwę złota wpadającego w pomarańcz. Zaczynało robić się cieplej. Aż dziw, że w tych okolicznościach nikt nie był chętny do spędzania czasu na świeżym powietrzu. W końcu to Kraj Wielkich Możliwości, zaś jego mieszkańcy wierzą, że dobry początek dnia to Menu Śniadaniowe w McDonaldzie. Caroline ruszyła dalej, najwidoczniej zregenerowawszy swoje pokłady energii. Bieg nie trwał jednak długo.
- Pani Caroline Blair? - na środku ścieżki stal mężczyzna, ubrany był w czarny garnitur, modnego, nowoczesnego kroju. Pod pachą ściskał aktówkę.
- Czy mogłaby Pani poświęcić mi chwilę czasu?
Właściwie to wyglądał jak akwizytor, mówił jak akwizytor...

Zawahała się. Przez krótką chwilę. Nie wiedziała, czy powinna się zatrzymać i wysłuchać tajemniczego osobnika, czy też całkowicie go zignorować i kontynuować swój trening. Może typek i sprawiał wrażenie domokrążcy, ale ci z reguły nie zaczepiają ludzi na ulicy. Czego właściwie mógł od niej chcieć? Cóż, istniał tylko jeden sposób aby się dowiedzieć. Tenisówki zatrzymały się po raz kolejny, dziewczyna nieznacznie zmrużyła oczy, krzyżując ręce na piersiach. Samym ciałem wyraziła prosty, acz dosadny przekaz – nie wiem co sprzedajesz, ale lepiej żeby twoja oferta była naprawdę dobra.
- Najpierw chciałabym dowiedzieć się o co właściwie chodzi panie…
- Smith. Nazywam się Smith… - otworzył aktówkę i wyjął z niej kopertę.
- To… Chyba do Pani. Proszę przeczytać i odpowiedzieć.
Rzucił kopertą, która pomknęła do przodu, jednak delikatnie zatrzymała się w powietrzu, tuż przed nosem Caroline. Smith. Panna Blair coś o nim słyszała, a jego obecność nie zwiastowała niczego dobrego. Już samo „mistyczne” dostarczenie owego papierka było argumentem sugerującym aby natychmiast zrzucić doręczyciela z mostu. A następnie profilaktycznie upewnić się czy jego truchło spoczywa bezpiecznie na dnie rzeki. Istniała jedna rzecz której dziewczyna nienawidziła bardziej od namolnych asystentek Avon - byli to rozmaici nadludzie, którzy usilnie próbowali zwerbować ją do swoich małych klubików gwarantujących panowanie nad światem. To z kolei nigdy nie kończyło się równie przyjemnie jak zapowiadano w kolorowych broszurkach.


- To „chyba” do mnie? Nie wie pan komu doręcza korespondencję?
Caroline odparła dość cierpko, jednak bez nadmiernej złośliwości, czy arogancji. Potem zaś ujęła liścik w dłoń i otworzyła tajemniczą kopertę, odwiązując złotą wstążkę. W środku była kartka papieru z błękitnym wykończeniem. Kreślone wprawną ręką pismo głosiło:

Chciałbym serdecznie zaprosić Panią na Bal Dobroczynny "Nowe Jutro Zbudujmy Dziś!", przyjęcie odbędzie się w Hotelu Grand.
Będzie miała również miejsce loteria fantowa.
Pozdrawiam - Mecenas Bladolicy.


Powtórzyła nazwę imprezy pod nosem. Brzmiała ona jak coś, co wymyśliłby Hitler, chcąc zamaskować swoje motywacje względem mapy Europy. W sumie nic dziwnego. Bladolicy… ten pseudonim artystyczny też znała. Co prawda nie posiadała na jego temat żadnych, konkretnych informacji, ale słyszała pewne pogłoski. Podobno pomagał Niemcom podczas drugiej wojny światowej. Majstrował przy tworzeniu gazów bojowych. To zaś sugerowało, że jest równie odporny na nadgryzienie zębem czasu jak Captain America, albo Red Skull. Ciekawe, czy miał wątpliwą przyjemność poznać któregokolwiek z nich. Hmmm. Dziewczyna schowała zawiniątko do wewnętrznej kieszeni i ponownie spojrzała na Smith’a.
- Będę z panem szczera, nie wygląda to zachęcająco.
- Niestety… Metody Mecenasa są dość przestarzałe… podobnie jak i on sam. Ja tylko dostarczam, więc… czy mam się liczyć z odpowiedzią odmowną?


Skrzyżowała ręce za plecami i uśmiechnęła się beztrosko do starszego mężczyzny.
- Och nie, skądże znowu! Z pewnością przyjdę. Widzi pan panie Smith, mimo mojego nieco ponurego nastawienia wywołanego tą wczesną godziną, bardzo cenię dobre żarty. Śmiech to zdrowie, a nie ma nic śmieszniejszego od megalomaniaka chcącego zawładnąć całym światem. Piąty raz w tym tygodniu, gdy mamy dopiero wtorek.
Mrugnęła porozumiewawczo i rozłożyła dłonie w udawanym geście bezsilności.
- Cóż, droga Pani. Jest też loteria fantowa…
- Ha! O tak, i jestem pewna, że jedną z nagród będzie zlanie przez Ben’a Grimm’a na kwaśne jabłko! A mówiąc o owocach… poczęstuje się pan?

Wyjęła z lewej kieszeni dwie dorodne mandarynki i wyciągnęła dłoń do posłańca.
- A, czemu nie… często Pani tutaj bywa?
Wziął jeden z owoców i zaczął go obierać.
 
Highlander jest offline