Sabrie maszerowała przez wymarłe elfie miasto. Upiorne wizje okrucieństw popełnionych przez poddanych Keliany próbowała wypierać ze swego umysłu szepcząc w kółko modlitwy do Helma - z marnym jednak skutkiem. Po twarzach towarzyszy widziała, że i oni są świadkami dawnych zbrodni. Przeszło jej przez myśl, że bagnisko to stało się wiernym odbiciem czynów swoich dawnych mieszkańców. Dzięki Helmowi jednak wizje skończyły się wraz z przejściem przez ohydne wrota zamku. Wojowniczka nie miała nawet czasu ulitować się nad śmiercią zrozpaczonego ojca, gdyż wypowiedź ducha zajęła całą jej uwagę. W skupieniu słuchała pytań i życzeń towarzyszy. Miała wrażenie, że cała ta zabawa była w jakiś sposób... pułapka? Zajęciem ich cennego czasu? Podstępem? Z jednej strony otrzymywali szczegółowe informacje o sytuacji w mieście - z drugiej jednak miała wrażenie, że wszystkie zostały w jakiś sposób zmarnowane. No, może oprócz schodów. Nie była jednak w nastroju do krytyki - czuła pustkę w głowie i żadne sensowne pytanie czy życzenie nie przychodziło jej na myśl. - Masz jakiś pomysł? - nachyliła się do Drucilli. - Niech tu sprowadzi wygódkę. Coś za dużo wypiłam - odparła gnomka. Typowe. Ale irytacja na kapłankę przynajmniej dodała Sabrie energii. Odetchnęła głęboko i rzekła: - Keliano, czy możesz przetransportować do nas pierścień i statuę, żebyśmy mogli je od zaraz zapieczętować? - Nie mogę tego uczynić, pierścień i statua są pod jego wpływem.- odparła Keliana z lekkim smutkiem w głosie.- Poproś o coś innego.
- O wygódkę, o wygódkę.- zamruczała Dru stając za Sabrie, która z kolei miała ochotę ją kopnąć. Ale niefrasobliwość Dru w jakiś sposób koiła zszargane tym miejscem nerwy i, lekko bo lekko, ale rozładowywała napięcie. Złość na kapłankę pozostawała, ale jako doraźne uczucie przykrywała wywoływany zamkiem strach. No i miała kolejną szansę...
- Jakiego więc sposobu użyć by pokonać tego, który próbuje przyzwać demona i żeby zniszczyć kamień by nikt nigdy więcej go nie użył? - spytała.
- Kamienia nie można zniszczyć w żaden sposób. Mój ukochany próbował wiele razy, bez skutku. Można jedynie zapieczętować pierścieniem. Co do tego, który go przyzywa, to dopadnijcie go jak najszybciej. Jest magiem i nie potrafi walczyć wręcz. A strzeżcie się stworów, które przyzwie na pomoc.- rzekła Keliana
- Że mamy go szybko dopaść to wiemy, choć dziękujemy za ostrzeżenie o przyzywanych potworach. Ale pytałam w jaki sposób najlepiej się z nim rozprawić - sprecyzowała Sabrie, biorąc przykład z dokładności Teu. Elfka spojrzała na wojowniczkę. - Nie chroni go na tyle potężna moc, by miecz jej nie podołał, wojowniczko. Nie powinniście mieć z nim problemów, o ile nie dacie mu czarować. Poza tym, panicznie boi się ślimaków. Możecie ten fakt wykorzystać przeciw niemu.
Ślimaki?! Patrząc na to, co żyło w pobliskich błotach ślimaki były ostatnimi ze stworzeń, które mogły nagle pojawić się na dziedzińcu (a co gorsza: na pierwszym piętrze). Co za noc... Wojowniczka wyciągnęła miecz, poprawiła na ramieniu tarczę i rzekła: - Panowie magowie: ślimaki w dłoń i ruszamy! - zrobiła kilka kroków w stronę schodów, po czym ostatni raz odwróciła się do Keliany. - Czy zgodnie z życzeniem Lilawandera pomożesz nam w walce, o pani? - Już pomogłam. - odparła kobieta i, przesunąwszy dłonią nad świecami, dodała - Kolejne odpowiedzi i prośby będą kosztować życie kogoś z was. Jesteście gotowi na takie poświęcenie? Raczej nie.
"Upier...", zaczęła myśleć Sabrie, po czym przypomniała sobie los karczmarza i uznała, że lepiej nie myśleć. Ciało mężczyzny nie zdążyło jeszcze wystygnąć, i - choć Keliana potrzebowała ich do zapieczętowania kamienia - Sabrie uznała, że lepiej nie drażnić ducha. Zapewne tylko Drucilli takie wyskoki uchodziły na sucho - w końcu miała w nich wprawę. |